Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

W niebyt


Rekomendowane odpowiedzi

A wtedy powiedziałam do niej, żeby się wyniosła. Dosłownie tak. Brutalnie. Przez nią moje małżeństwo było zagrożone, bo dla niej zdrada była czymś zwyczajnym i niby żartem, niby serio raiła mu to tę, to tamtą. Mojemu mężowi, znaczy się.

Mieszkała z nami od pewnego czasu z konieczności. Po ciągłych przeprowadzkach, zmianach pracy nie miała się gdzie podziać. To trwało już od kilku lat, od czasu kiedy porzuciła męża. Nie tylko męża, również dzieci. Mieszkała jakiś czas w Kraśniku dopóki nie umarło jej kolejne dziecko. Dziecko, które nie miało szansy na przeżycie.. Wodogłowie. Ojcem dzieciaka był lokator, to z nim uciekła, mężowi zostawiając tamtych troje. To prawda, mąż, który nie dawał jej spokoju, dziś powiedzielibyśmy - molestował, miał również dziecko ze służącą. Czuła się wiec poniekąd usprawiedliwiona. Tak myślała. A tak naprawdę kochała się w lokatorze. Ten facet jednak szybko ją porzucił. Kiedy urodził się kaleka była sama.

W Kraśniku znalazła pracę w zakładach przemysłowych, ale po śmierci dziecka rzuciła to i przyjechała do mnie. Nie znałam wtedy jeszcze mojego obecnego męża, byłam sama, wynajmowałam pokój. Pracowałam. Miałam dwadzieścia lat, a ona o trzynaście więcej. Co mogłam zrobić? Siostra przecież. Jej mąż przez jakiś czas nalegał na jej powrót. Ona nie chciała. Czemu? Nie wiem. A potem było już za późno; ich dzieci wychowywała jakaś inna.

Miałam maleńki pokój, było ciasno. Spałyśmy w jednym łóżku. Tu też dostała pracę, nie było z tym problemu. Problemem było zdrowie. Nic wielkiego, plamy na płucach. Dostała miejsce w sanatorium . Przyznaję, odetchnęłam. Dość miałam krępującego towarzystwa, a ona tam robiła nowe znajomości. Pojawił się doktor Rybak. Gruźlik, mniej więcej po trzydziestce. Też chyba niezbyt ciężko chory.. Nie wiem co tam się działo w sanatorium, nigdy tam nie byłam, potem mi pokazała zdjęcia z potańcówki. Z Rybakiem w czułej pozie. Wydaje się, że traktowała go poważnie pomimo, że miał żonę. Obojgu im wycięto po kawałku płuca. Wrócili razem, on przejazdem, a więc musiałam go ugościć. Myślałam, że jak kupię ser, to będzie elegancko, a zresztą kupić ser było najłatwiej, nawet bez kolejki. Rybak nie lubił sera, ser mu śmierdział. U niego na wsi sera się nie jada. Owszem biały, własnej roboty tak, ale żółtego nawet nie tknie. Kiełbasy nie ma? Nie, nie było. Rybak wyjechał bez kolacji

Postanowiła szukać pracy w domach wczasowych, w sanatoriach. To jej ustawi życie. Mieszkanie, wyżywienie. Rzeczywiście. Wkrótce dostała angaż w FWP jako księgowa zaopatrzeniowiec. I wyjechała do Jeleniej Góry..

Nasze kontakty były luźne, rzadkie. Wyszłam za mąż. Mieszkaliśmy z teściową, to był mój pierwszy własny dom, właściwie dom mojego męża i układało nam się nieźle. Wkrótce mieliśmy dziecko, syna.

Elżbieta, moja siostra, siostra przyrodnia, nie rodzona, zmieniała pracę dosyć często, a zmiana pracy bywała zwykle zmianą miejscowości. Pół roku, rok i nowy adres. Zależnie od sezonu w FWP w tym albo innym domu. A może co innego? Być może była to konieczność? Wiedziałam, że gdziekolwiek była, z kimkolwiek zamieszkała zdarzało jej się coś przywłaszczyć, zazwyczaj jakiś drobiazg, nic cennego. Mam po niej bardzo starą, lekko żółtawą różę ze słoniowej kości. Po przeprowadzce pisała list o nowym miejscu pracy. List pełen entuzjazmu. Zapraszała. A gdzie tam! Jechać na koniec świata z dzieckiem? Syn chodził już do szkoły. Lecz w końcu się zdecydowałam. Tym razem była w Wiśle i miała wynajęły pokój, jak napisała, samodzielny. Z osobnym wejściem. Za domem zbocze góry. Nigdy nie byłam w górach. A więc jedziemy, ja i syn.

Podróży nie pamiętam. Musiała być przesiadka, bo dojechaliśmy do Wisły pekaesem. Była na dworcu ona i jej nowy facet, o którym pisała w liście – narzeczony. Trudno, niech będzie. Pokój mieliśmy wspólny. Dwa łóżka. Ona z tym narzeczonym, a ja z dzieckiem. Była już wtedy po rozwodzie. O tamtych swoich dzieciach nie mówiła nigdy. Ja nie pytałam, nie wiem czemu. Było głupio, bo może zacznie płakać i co wtedy? Prawda, że nie mieściło się to w głowie, ale tak sobie ułożyła życie. Lubiła mężczyzn i nie tylko seks. Po prostu się zakochiwała. Żal dzieci. Pewno tak. Podobno miała od nich wiadomości. Jakie? Czegoś się jednak dowiedziałam. Podobno nie chciały jej widywać.

A jednak noce były krępujące. Na szczęście moje dziecko spało, a rano kiedy oni wychodzili, zostawaliśmy sami. Wciąż padał deszcz. Stroma i śliska ścieżka tuż za domem, droga na jakiś zalesiony szczyt, może pagórek, nie wiem. Wróciliśmy, bo tam był tylko las. Nic więcej. A więc do miasta, w dół. Miasto, jak miasto. Zapamiętałam, tylko basen. Pomimo mżawki ktoś się pluskał. Poszliśmy więc do tego domu wczasowego na obiad z tego, co zostało w kuchni. Dawała mi do zrozumienia, że dla niej to nie problem. Ma tu chody. Problemem, wydawało się, był ślub z tym niby narzeczonym, bo się nie rozwiódł. Wiedziałam, że się kłócą i sytuacja zaczęła być napięta. Nie traktowałam go jak szwagra. Budził odrazę, bo podobałam mu się, byłam młodsza. To było bardzo krępujące, nieprzyjemne. To jego podniecenie wieczorami. Na szczęście tylko trzy wieczory. Jeszcze wycieczka następnego dnia. Ale to męka. Ślisko. Nigdzie nie widać horyzontu. Wszędzie góry. Trzeba by było chyba iść i iść, ale nie miałam na to chęci, syn też nie. I ta mżawka. Zbieraliśmy się do powrotu.

Potem długo nie było od niej wiadomości. Wreszcie, że szuka nowej pracy. Jakieś kłopoty z kręgosłupem. Depresja? Może. Tamten się zwinął. Znów jest sama. Przysłała fotografię z innego domu wczasowego, siedzi na schodkach, z kimś rozmawia, a kto jej robi zdjęcie, nie wiem. Wygląda już na swoje lata, chociaż jak zawsze stara się być młoda.

I nagle zapowiada przyjazd.

Miałam pracę w urzędzie miejskim, wtedy prezydium rady narodowej, był już osiemdziesiąty któryś rok. Ela zobowiązała się prowadzić dom, sprzątać, gotować obiad i tak dalej. Nie bardzo mnie to urządzało, ale co mogłam zrobić? Miesiąc, dwa.. Stawała się panią domu , no i zaczęły się te gadki z moim mężem. O paniach. Ciągłe aluzje, ta czy tamta? Jakieś namowy nie wiadomo na co. To właśnie wtedy powiedziałam – Wynoś się! Po prostu. Dałam jej kilka dni na załatwienie sobie czegoś do mieszkania.

Przeniosła się do koleżanki. Znalazła prace w rzeźni kurcząt. Nie miała do mnie żalu. Tak mi się wydawało.. Kto ją wie. Wygodniej było jej udawać, że wszystko jest w porządku. Było w porządku. Chyba tak. Płaciła za mieszkanie. Osiem godzin spędzonych w lodowatej hali nie wychodziło jej na zdrowie. Ale co robić, dobrze płacą. W dzieciństwie chorowała na krzywicę, ja tam nie wiem, bo prawie żeśmy się nie znały, miała coś jakby garb. Jednak wciąż jeszcze była dosyć sprawna, dawała sobie radę. I nadarzyła się okazja. W NRD potrzebowano pracowników w rzeźni drobiu. Zgłosiła się, pozałatwiała formalności, pojechała. No i dobrze. Można tam ładne rzeczy kupić.

Na pierwszy urlop przyjechała obsprawiona. W nowych kozaczkach, z nową torbą. Tylko że chyba jakaś inna. Była niskiego wzrostu w przeciwieństwie do mnie, a teraz jakby jeszcze mniejsza. Jak gdyby się zapadła. Mówiła że nie czuje się najlepiej, ale znów wyjechała po urlopie. Tym razem jednak wróciła znacznie szybciej. Poprzednie lokum było już nieaktualne, więc znowu zamieszkała z nami. Nie na długo, była naprawdę ciężko chora, o żadnej pracy już nie było mowy, lekarze, szpital. Była kaleką z postępującą chorobą kręgosłupa, ale zwierzyła mi się kiedyś, że musi mieć mężczyznę. To chyba przesądziło. To i renta. Znalazła w okolicy domek, wrośnięty w ziemię stary drewniak, była tam tylko jedna izba będąca jednocześnie kuchnią, wygódka na podwórzu, obok szopa, ale żyć można. Wynajęła.

Nie wiem czy pojawili się mężczyźni, pewno tak. Słyszałam o kimś, kto przychodził do niej i chyba nie na próżno. A ona miała zwyczaj żartować sobie z konkurenta. Oni to lubią, wolą to, niż sentymenty, wynurzenia. I zawsze miała papierosy, kawę. Kiedy zadomowiła się na dobre kupiła kilka kur i przygarnęła koty, potem znalazła na przystanku bezdomnego psa. To były już poważne obowiązki. Całymi dniami czytała kryminały, które wypożyczała z biblioteki. Znała sąsiadów, bliższych, dalszych. Odwiedzał ją mój syn. Tak. Nastolatek lubił ciotkę, dobrze się czuł w jej towarzystwie.

Był u niej również tego dnia. Przyszedł po szkole i czekał do wieczora. Jej nie było. Piec zimny, siedział w kurtce. Ściemniło się, to była jesień. Zamknął kury. Pies głodny, ale nie wiedział co mu dać. Wiec czekał. Potem zapytał właścicielkę, która mieszkała po sąsiedzku, gdzie ciotka może być. Sąsiadka nie wiedziała. A może pojechała kupić ziarno? Do miasta jeździ autobusem. Wieczorem jednak autobusu nie ma. Syn wrócił i powiedział nam, że ciotka gdzieś przepadła.

A ona wtedy już nie żyła.

Co parę dni jeździła na bazarek. Tego dnia również. I ktoś, jak zawsze pomógł jej wsiąść do autobusu, podał wózek. Do targowiska od przystanku było dość daleko, ale nie miało to znaczenia, lubiła być wśród ludzi, była wścibska. A w dzień targowy coś mogło się wydarzyć i rzeczywiście, coś się działo. W bocznej ulicy był sklep mięsny, a przed nim zawsze spory tłumek, a teraz tłumek dziwnie się rozproszył. Część ludzi pchała się do sklepu. Ktoś krzyczał
- Zaraz przyjedzie pogotowie!
To było coś. Postanowiła to zobaczyć. I tak musiała iść po kości, stanąć w kolejce do rzeźnika. Szła tam, skąd inni uciekali, ciekawa, co się mogło stać. Już była blisko. Widzi we wnętrzu sklepu zbity tłum, ludzie dawali jakieś znaki, a ona była na ulicy sama. O co chodzi? Ostatnim słowem jakie usłyszała było...
(Nie wiem).

Wieczorem wiadomość jeszcze nie dotarła, ale rano wiedziano na osiedlu, że w mieście wybuchł gaz. Są ranni, ci co byli w sklepie. Gaz w sklepie? A nie, nie w sklepie, na ulicy. A Eli wciąż nie było. W osiedlu nie ma telefonu. Syn czeka w domku ciotki, ja do pracy. A w mieście nikt nic nie wie. Tylko że ktoś podobno zginął. Lecz nie wiadomo kto. Dygoczę. Nerwy. Radzą mi dzwonić do szpitali. Dzwonię. Nie ma. Milicja też nic nie wie i pogotowie również nie. W szpitalu mówią, żeby dowiedzieć się w kostnicy.

Jest tam. Jedziemy obydwoje, ja i mąż. Dziwnie wygięte, połamane nogi. Stoję. Nie płaczę, nie wiem czemu. I tylko myślę z przerażeniem, czy żyła jeszcze, czy już nie, kiedy leżała sama na ulicy wśród rozbitego szkła i gruzu

Pogrzeb był na koszt państwa. Takie prawo, kiedy ktoś zginie z winy służb. Byliśmy my, sąsiedzi, niezbyt wielu, kilku starych znajomych i nikogo więcej. A przecież dopełniłam obowiązku. Szukałam ich adresu, telefonu. Znalazłam, zadzwoniłam. W domu była ta ich przybrana matka i powiedziała, że powtórzy. Nikt nie przyjechał. Żadne z trojga dzieci. Dzieci? Nie, już nie dzieci. Już dorośli.


Kury oddaliśmy sąsiadom, koty znikły. Psa wzięliśmy do siebie. Długo był z nami zanim zdechł. Ale niemrawy jakiś, smutny.



Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • It is interesting that a man who was only 42 years old at the time of writing the poem speaks about old age, about how it will be in old age. Co ciekawe, o starości, o tym, jak to będzie w starości, mówi mężczyzna, który w chwili pisania wiersza miał zaledwie 42 lata.   Pasternak had no absolute absolute pitch? What about Tchaikovsky? He also had not. Music  by  young Pasternak seems to be a mixture of influences from Chopin to Scriabin. Pasternak nie miał słuchu absolutnego? Czajkowskim nie miał też tego. Muzyka młodego Pasternaka – mieszanka wpływów Chopina i Skriabina.    
    • kiedy żyła moja mama przekonanie żyło we mnie że nie mogę w świecie zginąć dzieckiem zawsze ktoś się zajmie że pogoni ktoś lekarza że receptę skądś wynajdzie że kto matkę ma ten może czuć istnienie nienachalnie   w krtani łoskot tak jak tobie w dniach ostatnich zanik głosu czy już zawsze będzie straszniej znając bezruch suchych oczu zanim jednak się tam znajdę wspomnij jeszcze  — zaparz szałwię        
    • BORIS PASTERNAK AND MUSIC BORYS PASTERNAK I MUZYKA  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Music in the works by B. Pasternak is felt not only in the clarity of the musical form and rhythm of his poems, the associative nature of consciousness and in the depth of comprehension of life, it is literally present among his works. Pasternak is the composer of two preludes and a sonata. In 1908, simultaneously with preparing for the final exams at the gymnasium, he was preparing for the entrance exam for the composition department of the Moscow Conservatory. Muzyka w twórczości B. Pasternaka odczuwalna jest nie tylko w przejrzystości formy muzycznej i rytmu jego wierszy, skojarzeniowym charakterze świadomości i głębi zrozumienia życia, jest dosłownie obecna w jego twórczości. Pasternak jest kompozytorem dwóch preludiów i sonaty. W 1908 roku, równolegle z przygotowaniami do matury w gimnazjum, przygotowywał się do egzaminu wstępnego na kurs wydziału kompozycji Konserwatorium Moskiewskiego.     Two Preludes by Boris Pasternak, 1906 00:00 - No. 1 Prelude in E-flat Minor 01:32 - No. 2 Prelude in G-Sharp Minor Piano by Eldar Nebolsin    Pasternak wrote: More than anything in the world, I loved music... But I  have no absolute  pitch... After a series of hesitations, Pasternak rejectedthe career of a professional musician and composer: I tore music out of myself, the beloved world of six years of work, hopes and anxieties, I did it as the one who parts with the most precious. And although he did not become a composer, the music of the word -  the special sound scale of the stanza - became a distinctive feature of his poetry. Pasternak napisał: „Najbardziej na świecie kochałem muzykę… Ale nie miałem absolutnego  słuchu…” Po serii wahań Pasternak porzucił karierę zawodowego muzyka i kompozytora: Muzykę, ukochany świat sześciu lat pracy, nadzieje i niepokoje, wydarłem z siebie, jak rozstają się z najcenniejszym. I choć nie został  kompozytorem, muzyka słowa –  szczególna skala dźwiękowa zwrotki – stała się cechą charakterystyczną jego poezji.   Boris Pasternak ‒ Piano Sonata in B Minor. Piano by Hiroaki Takenouchi   A rare album - a collection of autographs belonging to Pasternak's high school friend - was found in one of the used book stores in Nizhny Novgorod. The future poet also left a memorable note in the album: "Let beauty outside you be your highest incentive, and beauty within you be your highest goal; then you will know what depth suffering can reach". In addition to the autograph, he left a musical phrase, and this musical phrase lasting just 15 seconds has never been performed before. W jednym z antykwariatów w Niżnym Nowogrodzie znaleziono rzadki album – zbiór autografów kolegi Pasternaka z liceum. Przyszły poeta pozostawił także w albumie niezapomnianą notatkę: "Niech piękno na zewnątrz będzie twoją najwyższą zachętą, a piękno w tobie będzie twoim najwyższym celem; wtedy zrozumiesz, jak głębokie może być cierpienie". Oprócz autografu pozostawił po sobie frazę muzyczną, która nigdy wcześniej nie była wykonywana, trwająca 15 sekund.     A musical phrase by Boris Pasternak Fraza muzyczna przez Borysa Pasternaka ***   By Boris Pasternak Przez Borysa Pasternaka STANZAS OF THE CENTURY STROFY WIEKA STROFY STULIECIA   O, if I knew that so happened (var.: O, if I knew that so happens,)*) When I had dared my debut! The lines kill with a sudden bloodshed - Gush from your throat, and adieu!   O, znałby ja, szo tak bywajec, Kogda puskałsia na debiut,  Szto stroćki s krowju — ubiwajuc,  Nachłynuc gorłom i ub'juc!   Och, chciałbym wiedzieć, że tak bywa Kiedy puszczałem się na debiut, Że linijki - z krwią zabijają, Napłyną z gardła - i zabiją!   From jests implying that background I would have flatly kept away. My debut seemed so far, not now, So timid was my interest then.   Ot szutok s etoj podoplokoj  Ja b otkazałsia naotriez.  Naciało było tak daloko,  Tak robok perwyj intieries.   Żarty z tej podłożej   Stanowczo odmówiłbym. Moj debiut był tak odległy, Bardzo nieśmiałe było pierwsze zainteresowanie.   But oldness is like Rome which firmly, Instead of emptiness and hypes, Requires not to play the roles, But actor's true-to-life demise.   No starość - eto Rim, kotoryj Wzamien turusow i kolos   Nie citki triebujec s aktiora,  A połnoj gibieli wsierijoz.    Ale starość to jest Rzym, który Zamiast turres ambulatorie**)  Wymaga nie czytania od aktora, Ale jego kompletnej śmierci na serio.   When verse of yours is but your feeling, It sends on stage you as a slave. Art's at that moment simply leaving, There start breathing soil and fate.   Kogda stroku diktujec ciuwstwo,  Oni na scenu szloc raba,  I tut konciajeca iskusstwo I dyszac poćwa i sud'ba.    Kiedy uczucie dyktuje linijkę [wiersz], Wysyła niewolnika na scenę, I tu kończy się sztuka. A oddychają ziemia i los. <1932>   [O gdybym miał choć cień pojęcia... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... Lecz starość to jest Rzym nam znany, Który miast szalbierstw i ględzenia, Nie chce aktora prób czytanych, Lecz żąda pełni zatracenia.   Gdy zmysł dyktuje wiersz proroczy I niewolnika śle na scenę, To tutaj się już sztuka kończy, Oddycha gleba z przeznaczeniem.   Wiersze „O gdybym miał choć cień pojęcia…”, „Szron” oraz „We wszystkim zawsze chcę przenikać aż do istoty…” ukazały się całości w zimowym numerze „Więzi” (4/2018). Przekładu dokonała Józefina Inesa Piątkowska.]                                                                    Quentin Tarantino at Pasternak's grave                                                                  Quentin Tarantino na grobie Pasternaka   *) Both variants have got their advantages. The first guarantees the firmer rhyme, plus a  formal correspondence to the sequence of tenses. The second one is more exact by the meaning being implied by the poet.This is a starting point, a common truth, albeit initially unknown to the lyric hero of the poem, so we can breach the consequence of tenses, but, on the other hand, the rhyme will become weaker. The dilemma! I`d prefer the second variant of the translation. It is more precise in meaning. Obydwa warianty mają swoje zalety. Pierwsza gwarantuje mocniejszy rym i formalną zgodność z zgodnością czasów. Druga jest ściślejsza ze względu na znaczenie, jakie implikuje poeta. Jest to punkt wyjścia, prawda powszechna, choć początkowo nieznana lirycznemu bohaterowi wiersza, dzięki czemu możemy przełamać zgodność czasów, ale z drugiej strony, rym stanie się słabszy. Mamy dylemat! Wolałbym drugi wariant tłumaczenia. Ma bardziej precyzyjne znaczenie.   **) lit., "turusy i kolyosa" from "turusy na kolyosakh", or "turres ambulatorie" is literally a siege tower, and figuratively, catches, tricks, special effects to conceal emptyness and hype for hype's sake. dosł. "turusy i kolosa" od "turusy na kolosach", czyli "turres ambulatorie" to dosłownie wieża oblężnicza, w przenośni podstępy, sztuczki, efekty specjalne mające zatuszować pustkę,  szum dla samego szumu.      
    • omijam świecące rafy których nie ogarniam płynąc do ciebie
    • pabieda pa gdzieś zapodziała i co zostało dziś jeszcze widać tyle pokoleń pa nikt nie znalazł reszta bryluje - się nie ukrywa :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...