Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Fabryka lizaków*


Birczin

Rekomendowane odpowiedzi



Dzisiejszego, zimowego poranka Jerzy i Piotr postanowili urwać się z jakże fascynującego dla reszty studentów wykładu ze starożytnej algebry Egipcjan. To, że wytrwali na wcześniejszym, z zasad projektowania ziemianek, na którego drugiej części zresztą był egzamin połówkowy (ku niedowierzaniu słuchaczy pytania dotyczyły tego, co przebiegła pani profesor wykładała tuż przed ich podaniem...zapewne chciała podstępem sprawdzić czy znajdzie się ktoś, kto w ogóle mógłby jej jeszcze słuchać) zdziwiło ich samych i stało się nie lada zaskoczeniem. Ten "wolny" czas wykorzystali na strawę w obskurnym barze "Orient Express", którego jedynym orientalnym elementem był oliwkowej karnacji delikwent ze smolistym, sumiastym wąsem, wałęsającym się pod garbatym nochalem, w przepoconej koszulinie krojący kebab gdy nie ugniatał tłustymi łapskami ciasta na coś, co w menu figurowało pod nazwą pizza. Ów bar mieścił się nieopodal ich przeklętej uczelni, i gromadził, prócz układnych studentów, takich jak oni oczywiście, roboli i robotników, osiedlowych meneli i szumowiny różnej maści, pseudointelektualistów, a w tym obywateli innych narodowości, którzy liczyli na strawę, robiąc minę zbitego psa, ukazując jedynie swe tajemnicze świdrujące oczka, prześwietlające jak rentgen, w poszukiwaniu ostatniej krzty altruizmu w człowieku.
Jerzy zamówił schabowego z ziemniaczkami, podczas gdy Piotr spróbował zadowolić się mielonym z frytkami. Do tego wzięli sobie po kawie, jako że pora dnia była do tego odpowiednia. Jak się szybko zorientowali, otyła barmanka przypominająca z profilu Jabbę z Gwiezdnych Wojen przesypywała sprytnie co rano najtańszą, dostępną na rynku kawę kupioną w supermarkecie Stonka do słoiczka po Nescafe`.
- Jak to jest Nesca, to ja z egzaminu z projektowania ziemianek mam piątkę jak w banku. - Stwierdził z niesmakiem Piotr odstawiając od ust poszczerbioną filiżankę, podczas gdy czekali na swoje "drugie dania", które w tym wypadku okazały się ich śniadaniami.
- No, obrzydliwa jest. - Dodał Jerzy - Chyba za mało posłodziłem.
- To ileś ty wsypał?
- Dwie raczej, bez sensu...
A cukierniczka krążyła sobie po stoliczkach i co chwile jakiś nowy klient urządzał slalom między nimi w poszukiwaniu cukru - tej jedynej śmiercionośnej używki, o której ludzkość nie miała nawet pojęcia, że jest używką. Jerzy, w celu dosłodzenia też był zmuszony na nią zapolować, lecz im bliżej mu do niej było, tym więcej ziarenek z niej ubywało, na skutek czego jego kawa stała się jeszcze obrzydliwsza, gdyż na domiar jej gorzkości szybko wystygła.
- Ej ten mielony to sama bułka tarta...a może to i dobrze...- Oznajmił Piotr krojąc z wielką pieczołowitością swoje danie.
- ...Gdyby mój schabowy nie był tak żylasty, pomyślałbym, że to pierwszy trampek Korzeniowskiego...- Usłyszał w odpowiedzi od Jerzego, próbującego rozdzielić na części swojego kotleta.
Gdy po dwudziestu minutach uporali się z jedzeniem, wyszli z baru i jak to po sycącym posiłku bywa, strasznie zachciało im się zapalić po papierosie. Ale że byli w trakcie odstawiania tego paskudnego nałogu jak najdalej od swoich niespokojnych dłoni i rządnych dymu płuc, kupili sobie po lizaku w celu kontynuowania odwyku. Na ruchliwej ulicy, po której każdy kierowca, w celu ominięcia dziur i wyrw w asfalcie, jeździł jak mu się najzwyczajniej w świecie podobało, nie odróżniając chodnika od jezdni, samochody pędziły jak opętane, a tramwaje najeżdżały ludziom na stopy. Ale pieszych to nie zrażało i nadal przechodzili na czerwonym świetle. Tak też uczynili Jerzy i Piotr i w chwilę potem cudem byli już na dziedzińcu uczelni. Wtedy właśnie Jerzy doznał olśnienia.
-...Właśnie tak!!! - Wykrzyknął w apogeum uniesienia, aż lizak wypadł mu z ust i poturlał się w stronę kratki ściekowej
- Ale co do cholery? - Spytał Piotr, w takim stylu jakby skojarzył sobie sytuację z widokiem nagiego Archimedesa wybiegającego z wanny na ulicę i krzyczącego Eureka!
- Otworzymy fabrykę lizaków...- Stwierdził spokojnie Jerzy, acz jego entuzjazm wibrował jeszcze w otoczeniu.
- Ej, nie pokopało cię czasem? - Skwitował go kolega.
- Ale nie takich zwykłych lizaków.- Ciągnął dalej pomysłodawca.
- No a jakie to są niezwykłe lizaki?
- No takie z niespodzianką...
- Ej, czekaj, czekaj, to jest myśl, ty to masz łeb! - Podłapał szybko Piotr.
- No a jak..
- Ej, ej, w niektórych będą żyletki...
- Tak! A, a w innych amfetamina...
- No a w jeszcze innych kwas, meskalina, eter, gwoździe, pinezki, czasami gumy do życia…
Tak! Tak! Obłędnie genialne...zacznijmy od zaraz...

Ani Jerzego ani Piotra nikt ze znajomych już więcej nie zobaczył na wykładzie ze starożytnej algebry Egipcjan, ani też na tym z zasad projektowania ziemianek, tym bardziej w ogóle nie stwierdzono już ich bytności na uczelni. Oni sami, jak twierdzą, skorzystali z okazji, którą podsunął im los, oddali się swojej pasji, otworzyli fabrykę lizaków "sadomason", wzięli życie we własne ręce (a właściwie wiele żyć...). Z początku szło im marnie, w magazynach ich wspólnej siedziby towar zalegał tonami na półkach, które się po prostu uginały pod jego ciężarem, zamiast klientów oblegał go kurz. Tym sposobem Jerzy szybko stał się niewolnikiem własnych marzeń i uzależnił się od lizaczków zielonych, tych z podwójną dawką LSD, natomiast Piotr powrócił do papierosowego nałogu. Jednak po jakimś czasie o dziwo wzrosło zainteresowanie ich wyrobami. Z niewiadomych pobudek ludzie zaczęli pytać o tajemnicze słodkości. Kontrahent z Łodzi zamówił dwadzieścia cztery kartony. Do Suwałk pojechała przesyłka składająca się z trzech ciężarówek. A transport do Szczecina został opóźniony z powodu napadu na trasie (zaginęło pięćdziesiąt osiem kartonów z lizakami i dwóch kierowców). Wkrótce ekspansja lizaków szybko dosięgła ekstremum, opanowała świat.
Pierwsze miliony przyniósł im eksport do Pakistanu, ale tam towar traktowany był nieco inaczej, jako broń masowego rażenia... Nowe rynki zbytu powstawały także na Kubie, Dominikanie, w Izraelu, Iraku, Arabii Saudyjskiej, czy u Wybrzeża Kości Słoniowej. Nawet takie mocarstwo jak Stany Zjednoczone zainteresowały się tym prawdziwie polskim, markowym towarem, produkowanym teraz na skalę światową. Jeden z najbogatszych ludzi w U.S.A. niejaki George Walker Krzak, były gubernator stanu Teksas, chciał wykupić piętnaście procent akcji za niebagatelną sumę czterech i pół miliarda dolarów, jednak stanowiska polskich biznesmenów pozostały nieugięte.
Po dwunastu latach intensywnej działalności pseudo gospodarczej Jerzy i Piotr mieli wszystko, co człowiek w ich wieku był w stanie sobie wyobrazić, mieli nawet więcej, mieli po pięć willi z basenami, po trzy rezydencje letnie w Argentynie, Zanzibarze, i gdzieś na Kiribati, i po trzy zimowe, na biegunie południowym, w Mongolii i Rosji. Ich szwajcarskie konta bankowe oprócz tego, że posiadały dziewiątkę z przodu, miały jeszcze szesnaście zer z tyłu. Kobiety Playboya myły im nogi i naczynia w kuchni. Projektanci marki BMW stworzyli dla Jerzego prototyp kabrioletu w kształcie kwasowego lizaczka (jego ulubionego). Z braku laku Jerzy z Piotrem, gdy już za bardzo nie wiedzieli na co mają wydawać ciężko zarobione pieniądze, zaczęli wykupywać od NASA działki na Plutonie i uprawiać tam sadzonki kapusty do produkcji nowej serii lizaków, posługując się przy tym wykorzystaniem nowoczesnej technologii stacji kosmicznej Salut 9,5.
Ale nic nie trwa wiecznie...Wszystko na tym świecie ma swój początek jak i swój koniec. Nieposkromieni funkcjonariusze policji z Wrocławia długo zbierali dokumenty obciążające i niekorzystne dla Piotra i Jerzego. Zbierali, zbierali i zbierali...aż w końcu uzbierali materiał dowodowy składający się z pięciuset siedemdziesięciu dziewięciu osiemnastu tysięcy miliardów dowodów (w większości opakowania po lizakach, ale także patyczki, fragmenty gwoździ, żelatyna i podpuszczka mikrobiologiczna), wskazujących na to, iż Jerzy i Piotr winni są nieumyślnego spowodowania zgonów ponad trzech miliardów ludzi (co odpowiada połowie ludności w skali świata po zastosowaniu przelicznika byłych krajów ZSRR). Nie pomogły wartości ogromnych kont szwajcarskich, nie pomogły też szerokie łańcuchy łapówek, nie pomogła im nawet znajomość Lwa Rywina ani języka somalijskiego. Jerzy i Piotr zostali skazani na dożywotni pobyt na planecie Ziemia, zakazano im opuszczać układ słoneczny aż do śmierci, i teraz muszą się męczyć wraz z innymi więźniami Pana Boga na zielonej planecie do końca swoich dni. "Życie jest jak lizak "sadomason", poliżesz go, zasmakujesz, ale zdziwisz się jakie licho tkwi w środku".

*Zbieżność imion, nazw, sytuacji i zdarzeń, konotacje z rzeczywistością są zupełnie przypadkowe, tekst jest stary, bo z 2007 roku i był wielokrotnie modyfikowany.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 miesięcy temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...