Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Z przemyśleń o słabościach


Rekomendowane odpowiedzi

_________________________
Z przemyśleń o słabościach
_________________________

Antidotum na miłość musiało niechcący wyparować
- coś jak ostatni wulkan przed Genesis.
Nie mówiłbym tego, ale odczuwam jak rodzę się wewnątrz.
Intymne elan vital pulsuje jak ciąg wyładowań emocjonalnych, którego nie potrafię opanować
- podobnie jak chwilowego braku wiary w cokolwiek, co sztywne.
Trwam w tym. Trwanie jest dla istot, wszystko inne, dla wszystkiego innego, mogłoby być teraz
martwe.

Staram się zaspakajać swoje demony, możesz nazywać ten proces ich usypianiem. [Dawniej pragnąłbym zrobić z twojej twarzy odlew gipsowy.
Zakneblowałbym nagie ciało w obskurnej piwniczce.
Konserwowałbym swój rubaszny śmiech między uncją pogniłych bulw a nigdy nie otwieranymi słojami.
Suszyłbym w twoich włosach róże. Myślę, że właśnie tak pachnie prawdziwy Paryż, choć nigdy tam nie byłem.
Wyzwalałbym (to niezrozumiałe dla innych) podniecenie. Wyzwalałbym bez granic.
Nazwano by mnie psychopatą, przeklętą kreaturą Boga, potępieńcem (1 Koryntian 6:9-10),
kolejną jednostką przeznaczoną dla szczęk gilotyny klaszczącej sprawiedliwością
nieskazitelnego systemu. Obecnie, wystarczające jest wejście na twój profil,
przejechanie scroll-em w górę, w dół,
w górę i w dół. Nie podejrzewasz mnie o nic.
Jakie proste, przyjemne i niewinne
jest kliknięcie, że lubię to.] Zawroty...

głowy mijają, tak szybko. Okazałaś się być kolejną obsesją,
próbą do przejścia, zwykłą śliną do przełknięcia. Znikasz w kontinuum.

Po kilku miesiącach
pojawiasz się znienacka, na ciemnej uliczce, z siatką pełną hipermarketowego gówna (inni nazwaliby to konsumpcjonizmem wpychanym na siłę, nieciekawą kotletowatością)
- z parasolem od agenta ubezpieczeniowego, rękawicami od jednorazowego, przypadkowego kochanka -
pochłonięta, bezlitośnie zjadasz tęczę (była zawsze dla mnie symbolem tożsamości), która nawet nie zdąży się jeszcze pojawić:
dlatego nigdy jej nie ma, dlatego nigdy nie było ciebie.

Choć mogłabyś być, na trochę, jak kłębek wełny dla rozciągniętego wieczorną nudą kocura
- zwijającego się niezgrabnie na dywanie. Mogłabyś być na więcej, na użytek, dla wykształcenia dobrego wizerunku i ukierunkowania.


Słabości nie śpią. Antidotum przechodzi w proces skraplania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 2 tygodnie później...

Ja tu wchodzę - a tu dyskusje takie. No, proszę...
Bez popadania w skrajne emocje, Panie i Panowie...

Mithotynie, ok widzę, że taka forma wypowiedzi nie trafia do ciebie. Nic innego nie pozostało... jak po prostu uszanować. Po co te ujadliwe kąsanie na kredensie? To jakaś wojna? Nie zdziwiłbym się - na tym portalu to chyba standard...

Stary Kredensie, w jakikolwiek by nie rozumieć... to chyba, ja również nie pachnę Paryżem. Staram się wysłuchać każdej opinii. Nie wszystko jednak musi być do końca zrozumiane... ale uszanowane - jak najbardziej. Pozdrawiam,
Piotr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Deonix_ Najserdeczniej Dziękuję! Ogromnie mi miło! Rzuć także proszę okiem na ten mój poniższy wiersz...    
    • __________________________________________________________________ /Proza poetyczna/ ________________________________________________________________ Na początku przedstawię Krzysztofa, zresztą zmarłego; Świętej pamięci arcymistrza, który w latach młodzieńczych  był moim przyjacielem po fachu.   Razem w wieżowcu, 'na północy' w Częstochowie, badaliśmy wiedzę z zapożyczonych materiałów na sześćdziesięciu czterech polach, na desce   Poznawaliśmy w ten sposób odkryty kosmos I do dziś pozostaje mapownictwem obu kolorów Na czerwonej wstążce czas zegara, zanim nie opadnie Wciąż partią życia trwa do zero zero, emocji walką   Były, jeszcze Przemek jest brakującym ogniwem W zatartej historii, o którym dzisiaj Wam napiszę!   Też w wieżowcu mieszkał, na warunkach ojczyma; pod groźbami noża — walczył rurą od odkurzacza, Matka była dumna: jej syn, wtedy z kurzem 'Patoli' Choć został wygnany, znalazł miejsce pod dachem Ja pamiętam, no cóż — jak w domowym ognisku, opowiadał mi o Wiedniu przy otwartym balkonie, z worka foliowego słowami poprzez swój wydech   Mięsień dobrze jeszcze pracował w tej atmosferze; Nie byłoby mowy o kontynuacji bez światła  przed jutrzejszym turniejem na 'polibudzie', powiedział, że wygra go, dzięki wiedzy smerfów.   Z samego rana, moja mama! Zrobiła śniadanie;  życzyła nam sukcesu na drogę, wzięliśmy je ze sobą i parę groszy, z tak zwanego kieszonkowego. Trzeba było skorzystać, skoro nadarzyła się okazja.   Byliśmy w 'Sezamie' - takim sklepie częstochowskim (nie wiem, czy nadal istnieje? Schyłek lat dziewięćdziesiątych) Ja na dziale spożywczym — kupiłem kilka jagodzianek. On na przemysłowym —  kupił paczkę worków foliowych, szukając też wspomagacza, wybierał zapachy z nakrętek.   I ostatecznie przypadł mu do gustu jeden, który wziął; kilkadziesiąt wdechów i wydechów. Przemek już gotowy   Jesteśmy teraz na miejscu, czyli na Politechnice; w korytarzu panuje atmosfera wśród szachistów, z niecierpliwością czekających na gwiazdy ze Wschodu   Limuzyną przyjechały: Alexiej Aleksandrow oraz druga —  niestety nie mogę sobie przypomnieć jej imienia, jak pamięcią sięgam, mnóstwo ludzi cykało im flesze. Bo to przecież legendy   Jako pierwsze widziały wodopój połączony szczynami z kegi,  przed każdą rozgrywką opróżniając stopniowo zawartość aż do zera, jednak gaz w płucach nie usypiał ich czujności.   Podczas trwających partii, głowy podparte łokciem w zgięciu, wydawały się pijane, choć czekały na kolejny 'click' zegara. Przy samym stężeniu dłonie w alkoholu będąc wciąż trzeźwe   Rozpuszczalnika nie odróżniając. Przemka ruchy po desce, smerfną metodą skali światowej wyjdą dzisiaj do historii tak prawdziwie ze wspomnień i trzeba będzie ją zakończyć.   (...) Przemek nie wygrał, ale jako pierwszy Częstochowianin pokonał gracza z Elity; targając jego włosy dłońmi  — na lewo i na prawo. Ostatecznie został zdyskwalifikowany przez swoje zachowanie. A parę tygodni później, babcia mnie poinformowała, że jej wnuczek odpalił rakietę samozapłonem na ławce ____________________________________ Wybaczcie, ale coś mi się odkleiło w ostatni piątek,  po lokalnym turnieju w Tilburgu  — zresztą wygraną; była butelka 'Leffe', którą otworzyłem zapiski z dłoni.    

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

           
    • On co mi? Luty tuli mocno.     Luty ma moc. Co mamy, tul.  
    • Z miasta co nad Prosną położone, Z miasta gdzie zamek kazimierzowski stał, Tu gdzie Asnyk kroki pierwsze stawiał, Z miasta które zburzone podczas konfliktu Powstało jak Feniks, Siedzę i obserwuję, Wizję którą Bóg na mnie zesłał, Widzę zniszczone miasto, Miasto stojące w płomieniach, Wyschnięte rzeki i uschnięte drzewa, Ulice które krwią spłynęły, Park który kiedyś życiem tętniący Teraz spopielony i martwy, Kamienice Opuszczone, Popadające W ruinę, Obserwuję ludzi Głodnych, Przerażonych, Martwych i tych których czwarty jeździec jeszcze nie dosięgnął, Mieszkańcy niegdyś szczęśliwi Dzisiaj przesiąknięci złem I strachem, Dostrzegam zwierzęta domowe, Pozostawione przez swoich właścicieli Na pastwę losu, Psy które zapomniały już o cieple, Wychudzone i dzikie, Zakładające grupy aby przeżyć, Aby zawalczyć o przetrwanie, Z wysokości zauważam przestępców, Którzy razem z zastępami Lucyfera, Niszczą to co się ostało, Zabijają, Gwałcą, Rabują wszystkich tych, Którzy postanowili walczyć, Bóg pokazuje mi na rynek, Gdzie ludzie pogrążeni w chorobie, Konają w męczarniach na ulicach, Zwijają się w agonalnym bólu, Bez szans na ratunek, Czekają na śmierć, Która ukróci ich męki, Ujrzałem pomiędzy gruzami Zbawiciela, Który kroczył po ruinach, Przed którym uciekały zastępy zła, Szedł ze swymi zastępami Aniołów, Pokazał mi palcem napis wyryty w kamieniu, Który brzmiał, "Admonitio" Wtem się obudziłem, Znów widziałem kwitnące drzewa, Ludzi pełnych radości, Zwierzęta kochane przez swych właścicieli, Moje ukochane Miasto Stojące I bezpieczne, I widziałem, Kamień, Kamień z napisem wyrytym przez Boga.
    • A las... ma namioty? To im, a nam sala.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...