Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Według tej pani mam wielką plamę
lecz nie na ciele a na honorze
bo będąc u niej kiedyś na wczasach
gdym ją przydybał wtedy w oborze

nie mogłem oprzeć się tej pokusie
gdyż niecne żądze we mnie wstąpiły
moralność legła na kupie słomy
i już się bronić nie miałem siły.

Moja ofiara jak oniemiała
i przestraszona stała w bezruchu
a ja ruszyłem na nią z okrzykiem
a okrzyk ten brzmiał - do czynu zuchu.

Po kilku chwilach nieco zziajany
lecz kontent z tego, co uczyniłem
kiedy opadły dreszcze emocji
tak sobie wtedy postanowiłem

nikomu o tym słowem nie pisnę
po co mnie mają brać na języki
lecz się wydało i stąd ta plama
oraz te słowa samokrytyki.

Tu wam wyjawię jak na spowiedzi
- przeżyłem horror i wielką zgrozę
a plamę to mam u gospodyni
żem nie ją doił, ale jej kozę.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Akcja raczej przezabawna
do afery jej daleko
a że wydoiłem kozę
bo uwielbiam mleko

gdybym chętkę miał na panią
to bym zaczął z innej beczki
po kolei jej zdejmując
halkę, stanik i majteczki

a co potem tego nie wiem
temat do innego wiersza
ale chciałbym abyś także
tak jak pod tym była pierwsza.

Pozdrawiam
HJ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



I ja także w wolnych chwilach,
których często tak brakuje
gdy zaczyna nużyć hobby
dla odskoczni coś zrymuję

a że nieźle mi to idzie
ze swobodą i ze swadą
piszę, chociaż wiem, że ludzie
na te rymy lachę kładą

mówiąc o nich Częstochowa
i że takie tam pierdoły
a ja nadal niezrażony
nie używam innej szkoły

bowiem piszę rzeczy lekkie
i na czasie i z humorem
i gdy ktoś mnie skrytykuje
nie unoszę się honorem.

Pozdrawiam
HJ


Opublikowano

A ja lubię taką kuchnię
naturalną, prostą, łatwą
fanaberię to zostawiam
zbuntowanym dziatwom

ty prowadzisz czytelnika
jasną ścieżkę mu odkrywasz
forma to jest tylko forma
ta myśl w środku jest prawdziwa

kto powiedział że melodia
ma zły wpływ na odbiór wiersza
jak zostaje on w pamięci
to jest pierwsza!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Powróciłem z leśnej głuszy
a w koszyku mam maliny
najczerwieńsze i najsłodsze
bo to one z ust dziewczyny

kiedy spała skradły kolor
oraz słodycz by wędrowca
otumanić i zatrzymać
cóż trafiły na Jakowca

który owszem zjadł ich kilka
lecz z umiarem bez przesady
bowiem oprócz malin leśnych
są działkowe a i sady

też porasta wiele krzewów
a więc wybór jest bogaty
jednak w lesie oprócz malin
rosną także piękne kwiaty

przyjmij, zatem wirtualny
kwiat zerwany przed godziną
i przechowaj w swej pamięci
bo ty jesteś tą dziewczyną,

z którą tak się fajnie pisze,
z którą czas umyka mile
cóż dla jednych to drobnostka
innym znaczy to aż tyle.


Pozdrawiam
HJ

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ja też jutro gnam do szkoły
na zajęcia gdzie uczniowie
chłoną każde moje słowo
i czekają, co im powie

dużo, dużo od nich starszy
pan od filatelistyki,
który uczy ich od podstaw
przekazując im tajniki

wiedzy o zbieraniu znaczków
i praktycznie im wykłada
jak go ująć oraz jak się
do klasera znaczek wkłada.


Pozdrawiam serdecznie
HJ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Gdy do lasu ciągnie wilka
zew natury wyć mu każe
tak i ja, gdy nic nie piszę
jakiś osowiały łażę

a jeżeli już napiszę
jakoś raźniej i wesoło
więc nie chowam do szuflady
czytelników wszak wokoło

mniej lub więcej, ale czeka
na te proste rymowanki
więc je wrzucam na poezję
a następnie staję w szranki

i odpowiedź na komentarz
rymowanką ripostuję
bo to lubię, bo tym żyję
w tym się znakomicie czuję.

Pozdrawiam
HJ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Honor nie ucierpiał,
plama wirtualna
a i historyjka
też nie jest banalna

bowiem uczy tego,
że nasze morale
na szwank narażone
bywa i to stale

gdy dla własnych żądzy
ktoś się po nas ślizga
nie patrz na to, że on
czule się umizga

lecz rób, co ci każe
rozum a podboje
zacznij, kiedy tego
zechcecie oboje.

Pozdrawiam
HJ

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Poetycki język, pełen sugestywnych obrazów i głębokiej symboliki, sprawia, że jest to lektura wymagająca, ale satysfakcjonująca dla czytelnika poszukującego w poezji czegoś więcej niż tylko ładnych słów. To wiersz, który zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu, zmuszając do refleksji nad własnym "jestem"
    • A Iwa, Pawle, chce lwa, pawia
    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
    • Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu.   Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...