Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

oślizgłość spojrzeń całkiem odległych
zasłona śmiertelnej powagi starców dusz
uciszą ruchliwość rzeczy żywych
porządkiem martwych

okruchy pokornym
jak manna
im nigdy nie zabraknie chleba

i wyżej, wyżej!
gdy znam drogę w obszarach rozwidleń
na sam szczyt przejaskrawień światła
bo przekonałem siebie że jednak chcę żyć

w głowie z gliny i błota
wszystko śmiertelną pułapką
nawet droga do szczęścia

Opublikowano

wiersz jest moim zdaniem bardzo dobry, przeczytałem z zainteresowaniem.

pozdrawiam

ps
jeśli mógłbym zaproponować jakieś zmiany, to:
zamiast 'tym nigdy' - im nigdy
zamiast 'gdy znam drogę' - bo znam drogę
zamiast 'bo przekonałem siebie że jednak chcę' - w przesileniu zrozumiałem że chcę
zamiast 'nawet droga do szczęścia' - nawet droga ku spełnieniu

Opublikowano

szczerze dziękuję,
nie mogę się zdecydować na wszystkie poprawki Mariusz
ale mam jeszcze parę dni na przemyślenie :)

pierwotna jego wersja była beznadziejna, sam jestem zdziwiony że udało mi się
go tak przekształcić, dziwne, zawsze gdy już wydaje mi się że stanąłem całkiem w miejscu i zalany betonem nie mogę ruszyć następuje przełom i kolejny szczebelek ;p

Opublikowano

bóle porodowe i wszystkie związane z tym nieznośne myśli, to podobno normalna rzecz ;-)

przeczytałem wiersz jeszcze raz i... zadziałał na mnie jeszcze mocniej.

dwie ostatnie strofy wymagają zmian.

'i wyżej, wyżej!' wyrzuciłbym
'gdy' w następnym wersie też bym wyrzucił
ostatni wers należałoby zmienić. moja propozycja 'w przesileniu zrozumiałem że chcę' albo... że trzeba, może nie trafia w 10, ale czuję, że musi to być coś w tym rodzaju. może: tam zrozumiałem, albo tam dowiedziałem się... nie wiem...

'nawet droga do szczęścia' wyrzuciłbym, bo jeśli WSZYSTKO jest pułapką, to WSZYSTKO.


PS
twój wiersz przypomniał mi pewien dialog, który brzmiał mniej więcej tak:
- 'mogło być pięknie, przegapiliśmy nasze życie'
- 'co straciliśmy bezpowrotnie, ujrzymy dopiero wtedy, gdy się zbudzimy spośród umarłych'
- 'no a cóż co wtedy ujrzymy?'
- 'wtedy zobaczymy, że nigdy nie żyliśmy'

Opublikowano

sebek, takie jest prawo moderatorów. ktoś musi to robić. dlaczego są to akurat ci ludzie, nie mnie oceniać; i tak nie mogę tego zmienić. ponadto, jeśli chce się to robić w sposób uczciwy i odpowiedzialny, a nie traktować jako zabawę (ludzkimi uczuciami) lub możliwość postawienia siebie 'ponad' i wykorzystywania tego w celu dopasania własnego ego, wcale nie jest to zadanie łatwe. gdybyś robił to ty, albo ja lub ktokolwiek inny, też bylibyśmy pod obstrzałem niezadowolonych i wystawieni na pochlebstwa próżnych. owszem, niekiedy przemknie mi przez głowę myśl, dlaczego wiersz, który uważam za przeciętny, lub wręcz słabiutki, ukazuje się w dziale dla wprawnych poetów a inny, który uważam za dobry mogę czytać tylko w dziale 'gotowe' lub 'współczesna'; ponieważ jednak jest to dla mnie w sumie bez różnicy, w jakim dziale publikowany jest wiersz, który do mnie trafia albo nie, więc nigdy nie zastanawiam się nad tym dłużej niż kilkanaście sekund. cieszę się, że mogę czytać wiersze ludzi, którzy starają się poznawać siebie i świat, i chcą raz bardziej raz mniej dla mnie interesująco w raz bardziej raz mniej dla mnie ciekawej formie o tym opowiadać. dopóki tu zaglądam i mogę się czegoś nauczyć i może też pomóc komuś, kto swym przeżywaniem zwrócił na siebie moją uwagę, robię to niezależnie od działu i od tego na ile ów tekst uznaję za 'obiektywnie' dobry; często wystarczy mi, że dostrzegam wolę i ciekawe próby rozpoznawania i wykorzystywania potencjału w zakresie dostrzegania i opisywania własnej 'rzeczy- i duchawistości'.

pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

oczywiście, nie zazdroszczę moderatorom bardzo niewdzięcznej pracy...

nie rozumiem tylko pełnej samowolki którą każdy z nich uprawia
jedni dają, inni odbierają, a gdyby tak działać na zasadzie porozumienia i głosowania?
wiele organizacji to raczej nie wymaga... ot troszeczkę więcej niż w polskim rządzie ;p

Opublikowano

no tak, ja też uważam, że moderatorzy powinni być starannie dobierani, a swym składem powinni reprezentować jak najszerszy krąg ludzi zainteresowanych poezją.

ps
oczywiście masz rację, że moderatorzy powinni działać na zasadzie określonego konsensu.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...