Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mam bardzo konkretne zapytanie;)
Otóż,czy decyzje o usunięciu z działu zamkniętego muszą byc podejmowane przez jednego moderatora?Czy decyzja całej czwórki nie byłaby bardziej słuszna i sprawiedliwa?
Osobiście sama wycofałam publikowanie swoich wierszy w tym dziele,gdyż jest mi zupełnie obojętne gdzie będą się pojawiać,ale być może są tutaj osoby bardziej wrażliwe,które chciałyby dokładniej poznać przyczynę zakwestionowania ich wierszy.
pozdrawiam B.

Opublikowano

Podpisuję się pod pytaniem. Wydaje się, żę skoro decyzja o przyjęciu kogoś do zetki nie jest jednoosobowa - to decyzja o usunięciu powinna być podejmowana w taki sam sposób. Dałoby to większą gwarancję, że o usunięciu nie decydują względny natury prywatnej lub osobiste preferencje czy upodobania.
Taki system świadczyłby też o zwyczajnym szacunku dla autorów, a jednocześnie w dużo lepszym świetle stawiał samych moderatorów.


Pozdr. a

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Który to już raz mija się pani z prawdą i dlaczego mnie to nie dziwi... ?

"W sprawie moderacji

Proszę wszystkich o chwilę uwagi.
Jak widać, mimo próśb o pewną czasową dozę cierpliwości i tolerancji, nagromadziła się masa wyzwisk, absurdów, oskarżeń, pomówień, ale też użytecznych spostrzeżeń. Jak wszem i wobec wiadomo, administrator podjął pewne decyzje, które konsekwentnie są realizowane. Żeby nie było nieporozumień, na okres, powiedzmy miesiąca osobą dopuszczającą do działu Zet zostanie pan Andrzej Barycz. Chodzi o to, żeby nie było "skakanki", że ktoś ma dostęp, potem go nie ma, potem ma itp, itd... Reszta tzw. opiekunów będzie przekazywać sugestie, tak więc w razie czego proszę kontaktować się z nami.
Dostęp do działu Zet nie jest "wieczny", tak więc trzeba się liczyć z odebraniem.
--------------------------------------------------------------------------------
Dnia: 2013-03-21 15:00:47 napisał(a): M. Krzywak"


Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


aniu miło mi,że masz takie samo zdanie.Chciałabym jedynie usłyszeć opinię Administratora.Jeśli uzna,że jedyną Wyrocznią w tym dziale jest pan barycz-co uważam za niepoważne-cóż z wiatrakami się nie walczy;)...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



jest rozwiązanie, cudowny środek:
instrukcja specjalnego zastosowania
ps. szukaj w dziale Zet

a poważnie?
cały pomysł z dostępem i odbieraniem dostępu do Zetki, wydaje mi się niedorzeczny; każdemu, nawet z tych wprawnych poetów, zdarza się napisać gorszy wiersz, niech, więc wiersz spada, a nie poeta, bo skąd wiadomo, że ta miesięczna kwarantanna nie zablokuje jego nowych – lepszych już wierszy.

słowa:
Dostęp do działu Zet nie jest "wieczny", tak, więc trzeba się liczyć z odebraniem.
jakie mają przesłanie?
czy to będzie na zasadzie wyliczanki: raz, dwa, trzy, teraz do kąta idziesz ty?

jeśli poeta trzyma poziom, to, po co go stresować wizją, że dostanie szlaban, może lepiej skupić się na ignorantach poezji?
nie publikuję na Z, ale czytam i martwię się, czy będę miał gdzie zajrzeć, jeśli dobrzy poeci pospadają :((
stąd moje wątpliwości i obawy;

a co na ten przykład robi instrukcja pani marii bard w dziale Z? bez odrobiny poezji?
to zakrawa na samowolkę ;)))
sam już nie wiem, śmiać się czy płakać?????
  • 2 miesiące temu...
Opublikowano

Rzeczywistość jest taka - w dziale zet nie ma już napływu aż takiej tandety, jaka była i to jest plus. To, że dział zamarł, może ma swoje dobre strony, bo z tych pseudo-komentarzy i buziaczków miał polew każdy, kto czytał sobie orga, (czy to okazjonalnie, czy to jako użytkownik) i miał jako takie pojęcie i jako tako rozumiał słowo czytane. Arcy geniusze wyniosły się niżej albo wyniosły się całkowicie (hura!). Zabrakło też fanatyków i wszelkiego rodzaju naprawiaczy świata, też dobrze.

Co jest minusem i problemem? Minusem i problemem jest to, że w tych czasach wydać się może każdy, i co gorsze, każdy to robi. Potem ciotki-klotki biegają z herbatkami, potem robi się konkurs, potem buziaki, potem kwiatki, hocki, klocki i już kolejna wazelinka w użyciu, a w eterze huk o kolejnym rewelacyjnym poecie. Poezja naszego wieku koszmarnie się zeszmaciła. Rzygać mi się chcę, jak czytam, że młodym trzeba pomagać, wyciągać do nich rękę i co jeszcze? Kiedyś bycie poetą znaczyło się ciężką pracą, ciężkimi wyrzeczeniami, samokształceniem się... A teraz? Ma się banknociki i już się hula z pseudo-teoryjkami skomponowanych przez pseudo-pajaców zapatrzonych w swe dość tępawe bóstwa. A jeszcze jak te bóstwa mają jakieś układy, to już można być pewnym, że jak się dobrze wsadzi, to coś z tego wyjdzie. A i zdarza się, że ktoś nie potrafi, a ktoś mu zwróci uwagę, żeby zajął się lepszym hobby niż kleceniem bzdur, to już beczy, że chamstwo i nietolerancja, że szowinizm, rasizm, faszyzm i homofobia, bo tak naprawdę wszyscy jesteśmy równi i każdy jest na swój sposób geniuszem i nawet jak nasra na chodnik, to jest to arcydzieło. Tak, wszyscy jesteśmy równie mądrzy, nawet ci z tępotą wrodzoną. Zresztą poznałem już kilka postaci współczesnej poezji i przyznam, że jest to widok nader żałosny. Widok skręcających się, zakompleksionych chochołów, którym babcia Józia wbiła do łba, że są świetni, są doskonałym symbolem poezji współczesnej. I to jeszcze typy, które gdzieś pokątnie się udzielają publicznie, mając o sobie dość wysokie mniemanie. No, różne koziolce matolce wędrują po świecie. Tylko, że teraz dostali dostęp do internetu, to łączą się stadnie parami i gibają się nawzajem. Co z tego się urodzi, łatwo się domyśleć. I siedzi taka hybryda, zęby szczerzy, coś tam trzyma w łapie i już samo onanizm poetycki odchodzi. Klata napięta, włosy wystają zza kołnierzyka (z pleców i z nosa, rzecz jasna) i poeta pełną gębą... A potem nawali taki sobie z 15 nicków i hula jak złoto po forach, ucząc innych "poezji"...

Nie jest to oczywiście odpowiedź Administracji, ale pozwoliłem sobie tak krytycznie spojrzeć na to całe zjawisko. I oczywiście nie odnoszę tego do Autorki postu, której wydano ("wydano", a "nie wydała sobie", co jest kolosalną różnicą) całkiem dobry tomik i która doskonale radzi sobie w realu :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Paradoksalnie, o wartości i żywotności każdego forum literackiego, nie stanowią dobrzy autorzy, lecz dobrzy komentatorzy.
Paradoksalnie, dyskusja nad słabym utworem, może być bardziej inspirująca i kształcąca, niż zasłużony (i usypiający) pokłon przed dziełem wybitnym.
Naturalnie, każdy twórca/ poeta jest egocentrykiem, bardziej nastawionym na "branie", niż "dawanie", i woli spocić się nad wierszem własnym, niż konkurencyjnym.
Naturalnie (z pozycji moderatora "ekonomisty"), byłbym skłonny oddać ( z zyskiem własnym) trzech świetnych autorów, za jednego świetnego krytyka :)
Opublikowano

A mnie się wydaję, że dobrzy poeci ściągną równie dobrą krytykę. Zresztą bycie krytykiem na anonimowych forach jest szaleństwem, gdyż albo trzeba się zdecydować na nick, albo lizać zadki. Dowód - mam całkiem niezłą kolekcję wszelakich anonimów wysyłanych tutaj, na Naszą Klasę, na Face, na firmę, ba, nawet do prywatnych znajomych. To, że mnie akurat takie strachy osobiście nie dotykają, nie znaczy, że nie dotykają innych, stąd ogólnie moja absencja od jakiejkolwiek krytyki, bo już mi się troszczeczkę to znudziło. Ale kwestia powoli znikła, bo odkąd odebrano pajacom dział Zet, jest całkiem miło i spokojnie i wszelkiej maści nawiedzeni się po prostu odp...
A czas pokaże, czy było warto.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Minął miesiąc od kiedy to umarło Nadal trochę ściska mnie gardło Gdy myślę ile czasu Pielęgnowałam ogród w którym posadziłam Ciebie I podlewałem gdy nie bylo ni chmurki na niebie Na górze były róże Wiadomo z kolcami Pachnialy pięknie słonecznymi dniami Lecz pewnej jesieni Kwiaty opadły, kolce zostały Zraniły głęboko swoimi cierniami I już więcej nie zakwitały A ja zostałam martwa Jak ta natura
    • Gęsta, zimna cisza przeszywa moje kości. „Klik.” — tuż nad głową. Jestem. Czuję. Widzę.   „Klik.” z lewej. Kolejny z prawej. Przeczucie mnie nie myliło. Czekam, aż podejdą bliżej.   Serce bije jak oszalałe. Z trudem powstrzymuję oddech. Udaję, że mnie nie ma. Jestem. Martwy. Nie widzisz mnie.   Cisza. Zaczyna się.   Smród.   Zrywam się gwałtownie, zarzucając brezent na potwora. Lewa dłoń natrafia na kanciasty łeb.   „TRRACH!” Trzy pociski wbijają się w noc, miękko, z trzaskiem pękającego pancerza. W błysku wystrzału widzę półprzezroczyste cielsko z barwnymi wnętrznościami. Światło prochu miesza się z metalicznym powietrzem. Maź ochlapuje moją twarz.   Ciepła wilgoć na dłoni. W tym momencie wiem, że popełniłem błąd.   Coś szarpie brezent. Głuche uderzenie rozdziera kurtkę na plecach. Nie czuję bólu — jeszcze nie teraz.   Opadam na ziemię razem z łbem Głodnika. Z trudem celuję powyżej głowy. Kolejna seria. Trzask. Pacnięcia. Nic nie upada. Nie widzę, w co trafiłem. Za ciemno. Coś blokuje nogi.   Nagle — czerwony zarys po prawej stronie. Nie myślę. Nie celuję. Ręka sama wie, co robić.   Rak wypluwa kolejne trzy pociski. W tym samym momencie coś chwyta mnie za nogi, unosi i rzuca o ziemię. Boli. Zatyka płuca. Zabiera oddech.   Widzę poświatę, niczym własne myśli. Salwa odbija się echem od szklistego pancerza, rozbryzguje na miękkiej tkance, pod metaliczną chityną. Ramię potwora urywa się — chyba.   Ciemność dzwoni w uszach. Słony smak krwi w ustach. Mojej — chyba.   Dopiero teraz czuję, że coś uderzyło w szczękę. Zobaczę rano, co i jak. Jeśli będzie jutro.   Muszę się podnieść. Nie myślę. Działam. Przygniata mnie martwe cielsko pierwszego potwora.   Coś przebija jego ciało, szukając mnie. Kościste ramiona przecinają powietrze. Szarpnięcie. Zrywa ze mnie martwą bestię.   Maź zalewa piersi. Na chwilę robi się gorąco w tej mroźnej ciszy. Mógłbym zasnąć. Ale pisk rozrywa noc.   Coś nowego. Poświata. Czekam na uderzenie.   Zasłaniam się ręką — bez sensu. I tak nic to nie da.   Palec naciska spust. Pociski wbijają się w ciało stwora, ale ten nie pada. Jeszcze raz. I „Klik!” — tym razem z mojego pistoletu.   Koniec amunicji. Koniec wszystkiego.   Prawa ręka wyszarpuje nóż z pasa. Wbijam kolczaste ramiona w cielsko. "Wbijam kolczaste ramiona w ciebie." Raz za razem. W moje. W jego.   Czuję ciepło. Za dużo ciepła. Będę musiał zmienić ubranie. I czymś się przykryć. Noc jeszcze długa.   „Jadłeś coś?” — echo wspomnienia. Już tylko ciepło. Smród na twarzy.   Lewą dłonią chwytam szczękę potwora. Kły wbijają się w skórę. Boli. Już się nie podniosę.   Prawa ręka wciąż wbija kolec. Raz. Drugi. "Kolejny kolec na mojej drodze."   "Czy to moje myśli?"   Poświata gaśnie. Rano zobaczę, co i jak. Ale teraz muszę odejść.   „Pancerz był bardziej miękki niż poprzednim razem.”   Serce wariuje. Adrenalina nie odpuszcza. Martwe, mroźne powietrze miesza się z ciszą.   Jest tylko cisza. Cholerna cisza.   Muszę się podnieść.   Na czworakach oddalam się od miejsca walki. Prawa dłoń z nożem wbija się w ostry piasek. Po ekwipunek wrócę rano. Jeśli wrócę.   Martwa cisza. Nie słyszę już nic. Umysł nie ostrzega.   Noc jeszcze długa...
    • Wiesz, dzisiaj jest wiatr. Ten wiatr, który wplątał się w twoje włosy… Ja tutaj, w tym pomieszczeniu, w tym pokoju szarym… Ja tutaj… Jestem… Wiesz, czekam…   Chodź…   To wszystko się gromadzi. Ten kurz gryzący w gardle, w nosie… Ten kurz raniący załzawione oczy… Jestem. Jestem tutaj... Jechałem do ciebie, przedzierając się przez rozwarte skrzydła szamoczących się w powietrzu gazet.   Wilgotne oblepiały twarz..   Jechałem, bądź jadę nadal pociągiem. I w tym pustym wagonie... Słyszysz jak jadę? (O Boże, jak daleko mi do ciebie!)   A więc to już tak późno?   Zegar wybił właśnie drugą… ... połowę życia...   Słyszysz ten zapętlony stukot stalowych kół? W tym pustym wagonie z siedzeniami obitymi czerwonym skajem…   Drżę..   … wśród szemrzącej wokół ciszy, wśród białego szumu przytulającej się do mnie samotności...   I tam. W tym kącie, pomiędzy oparciem siedzenia a ścianą z metalowym pojemnikiem na śmieci. I w tym kącie zobaczyłem wytarty egzemplarz. Na okładce: Wieniedikt Jerofiejew „Moskwa-Pietuszki”.   Sfatygowany. Zmiętoszony od ciągłego wąchania, ściskania, nerwowego przekładania przetłuszczonych od spoconych dłoni kartek.   Monolog jadącego nabierał barw, kiedy przebudzał się z pijackiej maligny. Opowiadał mi dzieje, dopóki jego twarz żyła odbita w brudnym oknie. A kiedy to oblicze, i tak już zmęczone, marszczyło się, to wiedziałem, że nadchodził kolejny sen.   Taki sen, bez „dobranoc”. . Wiesz, mam takie momenty w pisaniu i muzyce. Mam takie momenty… Te powtórki, natrętne mary.   Te powtórzenia ciągłe jak w syndromie Aspergera… Idą. Idą wciąż. Idą gęsiego. Idą czwórkami tym samym torem. Wytyczonym przez…   Nie. Nie wiem.   Nie wiem przez, co… Może ty wiesz?   Senne widziadła w skorelowanej z czymś niewidzialnym korekturze zdarzeń. Te specyfikacje. Te niewyczerpalne mistyfikacje…   Widziadła przeistaczają się w nieśmieszne groteski. W niezrozumiałe wizje. Mimika ich twarzy, nie-twarzy…   Wiesz, siedzę teraz przy stole i gapię się w błękitne za oknem niebo. W tę cholernie błękitną powłokę. W ten klosz przykrywający świat.   W ten szklany klosz z tytułu książki Sylvi Plath.   Ona umarła. Zatruła się gazem,zostawiając dzieciakom ładnie ułożone na stole śniadanie.   W kosteczkę…   Zatrujemy się razem? Nie? Dlaczego? Pójdziemy sobie tam. Wiesz. Tam. Daleko...   Nie mam już siły tańczyć. Już nie. Te moje podrygi nagich słów. Te nagie podrygi i wygibasy słowne.   Przyłączysz się?   Powyginamy się w tej ekscytacji, w tej meandrycznej ekwilibrystyce zdań?   Chodź…   Poczekaj, coś trzeszczy. Wirująca płyta na talerzu gramofonu zbiera kurz… Stępiona igła, wyżłobione jak kanion mikroskopijne rowki wytłoczonego winylu.   To przez te powtórki… Przez ten motyw powracający wciąż…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-10-19)    
    • ,,Wytrwałość w modlitwie,,        św.Ł.18    CZY MODLITWY POTRZEBA  GDY ZBYWA CHLEBA    modlitwa nie szuka   wygodnego miejsca  cieszy się spotkaniem rozmową z Bogiem  zawsze  gdziekolwiek ...   spotkanie  z Nim i z sobą  może być jak piękny bukiet  z polnych kwiatów   skargą napisaną do urzędu  słowem  słowem które nie znajduje… słuchacza    jest bliskością  dotykiem ciepłym delikatnym wzbudzającym ufność  ofiaruje zrozumienie    niepogoda w duszy znika  wschodzi słońce real staje się przyjaźniejszy  mimo …   sumienie wraca do siebie    wytrwała modlitwa… róże wyrosną w zimie często jest w nas    10.2025 andrew  Niedziela, dzień Pański   
    • Ładne zdjęcie    Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...