Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dwór-Karnawał.


Rekomendowane odpowiedzi

Dwór - Karnawał

Od Świąt Trzech Króli po Popielec,
Gdy nóż schowano i widelec.
Mija czas szaleństw, często zbytek,
Radości, hulaństw na pożytek.

On z ziemi włoskiej przywędrował,
Klimat mu sprzyja, dopasował,
Choć przeżywają w pełni Włosi,
Nasz temperament również nosi.

Uznają żarty, każdy kawał,
W owym okresie się nadawał.
Bawią się zatem gdzie popadnie,
Czas karnawału na nich spadnie.
Tu w maskaradach, przebierańce,
To na kuligach, w salach tańce.
Kulig szczególną ma oprawę
Muzykę,krzyki wokół wrzawę.
Fantazji wodze dołączono,
Nad umysłowość przedłożono.

W przodzie kuligu kawaleria,
Nie byle jaka ,nie mizeria,
Chłopów jak na schwał dobierali,
By się od wilków gorsi bali.

Jazgot psich głosów, też dobiega,
Jednak nie skoczą w przód szerega,
Tak prowadzone dla pokory,
Z łbów im wybito wsze amory.

Dziesiątki świateł gna wzdłuż drogi,
To mrużą ślepią jak wąż srogi,
Chowając ciągle za drzew pniami,
Błyskają groźnie w noc ślepiami.

Brzęczy coś dziwnie, a znacząco,
Raz zagadkowo, czasem drwiąco,
W takt kopyt końskich grzmią Janczary,
W takt wystukując utwór stary.
Za kawalkadą gnają sanie,
W nich muzykanci, to ich granie.

Za nimi sanie pędzą sznurem,
Z pod kopyt śniegu tworząc chmurę,
Pachołcy obok konno gnają,
Łuczywem smolnym przyświecają.
Z łuczyw spływają ogni oka,
Jak kawalkada sań głęboka.

Tuż za kuligiem jeźdźcy konni,
Rośli, wraz z końmi wprost ogromni.

I płynie skoczna tworząc echo,
By się zatrzymać z dworu strzechą,
Budzić włodarzy, czekających,
Bochnem chleba , zwyczaj czczących.
Gdy wstał zaspany, dla uciechy,
Grajkowie grają, sypło z strzechy.
Bo najazd taki, jest widziany,
Choć zaskakuje, niespodziany.
W dniu się nie kończy , kilka z rzędem,
Porwą miejcowych na kolędę.

Tu, pod dworem z dwadzieścia sani,
Dworskie familie, pieją na nich.
Konie rżą niespokojne, biją kopytami,
Kwiczą,a czasem rwią zębami.

Gramolą z sani, w wilczurach, niedźwiedziach,
Ciężkich futrach, jak każdy w czasie sanny siedział.
Kobiety w jubkach futrzanych, w kapturkach na głowie,
Na nogach kurdybanki, pieczętują zdrowie.
Śnieg jest wysoki, więc damy na ręce,
Ujdą w karnawał zaloty szczenięce.
Nie jedna parą niechcący w oną zaspę bucha,
A nad uchem małżonki czułe słówka grucha.
Piszczą i pokrzykują na to zniewolenie,
Ale w ruchach i głosie wyczuć zezwolenie.

Kończy się powitanie, zaczyna część, tańca,
Byli skorzy do bitki, tańców i różańca.
Nikomu się nie śpieszy, zgodzeni z naturą,
Hołdując tradycji, szanując z kulturą,
Zasłużenie zimują oddając uciechom,
Wszystko na stół z spiżarni, gość pod
dworu strzechą.
Nie brakło i fantazji, wielkiego humoru,
A, że na każdych saniach ludzie z różnych
dworów,
Każdy nowe coś wnosi, mogliby tak hulać,
Puki by nie zastała następna babula,
- zima.
Wygłaszano oracje, czyniono facecje, raczą
potrawami,
Nade wszystko śpiewano wspierając trunkami.

Wiele pieśni zostało, choć wieki zmieniły,
W pięknie, sensie utworu szkód nie poczyniły.
Z pośród kilku ten jeden, "Mazur kuligowy",
Skoczny, rześki, wesoły, można rzec marszowy.

Miną z czasem kuligi, ogniste swawole,
Mody czasy zmieniają w historii pokoleń.
Bale stają się modne, są również okazją,
Poznać pannę, mężczyznę, darzyć go przyjaźnią,
Kandydatką na żonę, albo i na męża,
Ta praktyczna ich strona w zasadzie zwycięża.
Dbano o prezencję, wymyślne kreacje,
Zwyczaje czerpią z źródeł często nacji wrogich,
Zwanych postępowe, wulgarnych, ubogich,
Wewnętrznie. Nienaganne maniery
i z importu tańce,
W wieku dziewiętnastym wypierają walce,
Potem polkę - troteskę, kontredans, mazura,
A gdy już do wiwatu każdy się wyhula,
Idą na kolację, powtórnie do tańca,
Kontredansa, mazura, polkę no i walca.
Na koniec kontredansa, który bal ten kończy.
Jednych bal ten podzielił, a wielu połączył.
Pozostały niemodne suknie, spisane karnety,
Pozostały wspomnienia. I kolejne wety.

Szczególnie hucznie świętują zapusty,
W szaleństwie upomniały jaki człowiek pusty.
Że te wszystkie radości niewiele są warte,
Zbyt często wyuzdane i piekłem podparte.
Sygnał, należy skończyć rozpustne radości,
I bardziej się pochylić- myślą ku wieczności.

Okres karnawału, czas który to kończył,
Obłąkanie z szaleństwem można rzec, złączył.
Z karczmy nie wychodzono, nie jedli, a żarli,
Śpiewu nie uświadczyłeś, ale mordy darli.
Skrajne tego przypadki jednak się zdarzały,
I te same historie, co rok powtarzały.
Czas zapustów, ostatków, wiązał z obyczajem,
W kulturze ludowej. Wybiórczo do dziś pozostaje.
Wraz z północnym dzwonem w środę popielcową,
Zmienia się obraz Kraju, wdziewa suknię nową,
W żałobnym tonie.
Ci sami skorzy niedawno do hulaństw i tańca,
Dzisiaj lgną do pokuty, modlitwy, różańca.

Jeden z posłów tureckich wrócił do Stambułu,
Taką to opowieścią raczył tamtych mułłów.
Iż w Polsce w pewnej porze wszyscy chrześcijanie,
Dostają waryjacji, nim ono ustanie.
Muszą posypać głowy, proszek ma możności,
Iż w jednym dniu leczy wszystkich z przypadłości.

Józef Bieniecki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...