Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Niebo nie bo...


Rekomendowane odpowiedzi





Niebo nie bo...

Już na sali w niedali skrzypki chłodną w talii,
grajek wąsa nastrosza, tnie smyczek z ukosa:
"Oj, to będziem dziś grali noc całą (echo: sza la li... sza la li...)
Hejże! - nieście nas ręce, w tan uciec udręce!

Jest niebiańska muzyka, co dusze przenika,
pola śnieżne i niebo zrasta nutne drzewo:
odetnijmy mu liście ponad mróz siarczyście!
Młodość w pannie dziś umrze... Grajmy! Tańczmy... nuże!"

A ta biedna, ta cicha - przed ołtarzem wzdycha.
Ta nieśmiała, ćma ledwie - nocy jeszcze nie wie.
Wspiera się na - już Mężu, Bóg dodał jej wdzięku:
Różo, Różo, pamiętaj: byłaś kiedyś - piękna.

Uchyliłaś drzwi nieba, lecz tam ciebie nie ma,
bo ty w zimie na dole przy mężu niebożę...
Nie dla takiej świętości, strojnej w prześwietności.
Chwilę szczęścia wybrałaś - przejdziesz piekło ciała.

Naokoło, bo dalej. Przez męki, bo trwalej.
Bo tak trudniej, samotniej - we dwoje wieczorem.
Bo Pan Jezus tą właśnie szedł drogą w Zapamięć
i wśród ludzi - też cierpiał. Idź za nim: Najpierwsza.



http://bit.ly/Yb75Lh


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj! Cieszę się, że Cię tu znowu widzę! :)
Piękny wiersz, od razu czuje się w nim cygańską nutę, brzmi jak flemenco w moich uszach, czy właściwie wewnątrz czaszki, bo czytam po cichu.
Brzmi też jak odpowiedź na mój wiersz, jak dialog z moim wierszem. Czy się nie mylę? Jeśli nie, to bardzo mi miło. :)
W takim razie odpowiem czy dopowiem, że chyba obydwa nasze wiersze ilustrują jedną z najstarsych prawd: nie ma róży bez kolców, nie ma miłości bez cierpienia, nie ma szczęścia bez ceny. Ale to niekoniecznie jest smutne i tragiczne.
A piosenki na razie nie mogę wysłuchać, bo jestem w pracy. Ale wieczorem tu zajrzę i posłucham.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj!

Zajrzałem i rzeczywiście, o Cyganeczce :)
Ja ostatnio też pisałem o cygańskich chustach, itp.
Powyżej właściwie są tylko cygańskie skrzypce, ale faktycznie zbieg (łapaj go!) okoliczności.
Napiszę pod Twoim wierszem coś jutro, dziś już nie dam raczej rady (czas znów nie ma dla mnie czasu), dobrze?

Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Czyli, że żadna inspiracja? Że taki zbieg okoliczności, że i ten sam temat, i podobny rytm, i smutna wymowa wiersza o nieszczęśliwej pannie młodej, i te same motywy (śnieg, niebo od panny dla pana młodego, cygańska orkiestra weselna) - że to wszystko przypadek? W takim razie musi, że telepatia! No to rzeczywiście ta sama w nas gra muzyka, jak kiedyś napisałeś! (Co prawda nie dla mnie). :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czytałem Twój wiersz/balladę i jest piękny. Jednak inaczej napisany -
przede wszystkim u mnie jest echo.
Stąd rymy znajdują się w obrębie jednego wersu, i dodatkowo jako klamra,
w pierwszej i ostatniej strofce także na przemian w pierwszym i trzecim wersie.

Jest to adaptacja jednego z moich najpierwszych wierszyków, wchodzących w skład pewnej, większej, opowieści:


nie tak nie tak nie nie nie tak...
w pustym kościółku szepcze echo
gdy licho w ciszy sieje zły mak
nalewa piołun w gardziel uśmiechom.

nie nie nie tak nie tak nie tak...
gwiazdy cekinów w welonie młodej
szarpie na ścianie wypchany ptak.
zgaszone rzuca na podłogę

gdzieś tam nad ranem śnią jeszcze wesele
i w tańcu suknię przytulił frak
a echo szaleje po kościele
nie tak nie tak nie tak nie tak...


Ostatnio zahaczałem o motywy cygańskie, jak we wspomnianej "Chuście",
ale skupiałem się głownie na rekwizytach,
jak trzy rogi cygańskiej chusty: po pierwsze, po drugie, aż po trzecie


Cygańska chusta

Po pierwsze - pozwól, że przez chwilę będę
cię od tej pory nazywał: Kochana.
Po drugie - poprowadzę w sen za rękę:
noc, jak to bywa, nie dotrwa do rana,
cygańską chustą zawiąże nam oczy;
Wonią tymianku okryją się pola,
ze zmysłów powytrąca świata strony:
czułe szepty powiodą nas jak kompas
w drodze na księżyc do Yellow Bahama;
W twoich włosach zamieszka mądra sowa,
by polować na złe, pochopne słowa,
aż po trzecie - śmierć, gdy przyjdzie zdjąć chustę.
[indent]
Lecz zdążysz westchnąć: Ach... byłam kochana,
i nigdy odtąd już sama nie uśniesz.
[/indent]


http://tinyurl.com/bffdrvr




Oxyvio, jeśli pozwolisz, mógłbym "Niebo nie bo..." zadedykować Tobie :)
O ile Ci się oczywiście podoba, bo jest raczej smutny w wymowie...


Pozdrawiam serdecznie.









Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sokratexie witaj!
Czytałam wiersz nie raz ...!
Skłoniłeś mnie mnie do poczytania o współczesnych Romach.
I wiem ,że pod pojęciem obrzędu należy rozumieć zachowanie powszechnie przyjęte w danej zbiorowości i poparte tradycją.
Ale , (subiektywnie) jest to zamknięta społeczność , wierząca w wróżby , nie tylko zawierania związku małżeńskiego obliguje kobietę do zachowania przywilejów danych tylko mężczyźnie.Więc jesteśmy na początku tego w co naprawdę wierzą cyganie !
Wiersz mnie przygnębił, myślę może poecie o to właśnie chodziło!

Serdecznie !
Hania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witaj, Haniu!

Czy naprawdę Cyganie są w tym wierszu tak istotni? Przecież ani słowa o nich samych, poza "cygańską muzyką"! Zdecydowałem się na nią tylko dlatego, bo akurat słuchałem czardasza :) i przypomniałem sobie, jak pięknie potrafią zagrań na skrzypkach Cyganie, czego byłem świadkiem.
Skoro aż tak zakłóca to odbiór (jak dla mnie niekorzystnie) - zgodnie z 7 wersem "odetnijmy mu liście" - rezygnuję z tej cygańskiej nutki. Zajrzyj teraz :)

Pozdrawiam serdecznie.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Haniu, dziękuję!

... bo teraz jest o niebo lepiej :)
Niebiańska, w odniesieniu do muzyki, spina ziemię z niebem i ładnie koresponduje z tym, co potem o cierpieniu, chorobach, żądzy - czyli piekle ciała - z drogą usłaną cierniami, aby dostąpić wniebowstąpienia.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Może, ale ile by to czasu zajęło? Wiesz, co to jest katalizator?
W tym przypadku miał na imię Hania :)

Jeszcze raz dziękuję - Twoja interpretacja o Cyganach zmusiła mnie do zastanowienia się,
dlaczego właśnie tak odbierasz przekaz? Myślę, że przyczyną była piękna ballada o Cyganach Joanny :)
W moim tekście ten motyw nie jest istotny, a jak się okazało - mącił przesłanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Może, ale ile by to czasu zajęło? Wiesz, co to jest katalizator?
W tym przypadku miał na imię Hania :)

Jeszcze raz dziękuję - Twoja interpretacja o Cyganach zmusiła mnie do zastanowienia się,
dlaczego właśnie tak odbierasz przekaz? Myślę, że przyczyną była piękna ballada o Cyganach Joanny :)
W moim tekście ten motyw nie jest istotny, a jak się okazało - mącił przesłanie.


Nie, nie , wiersz Oxyvi jest , pewnego rodzaju liryką (dla mnie przepełnioną epickimi opisami)-wspaniałą ,piękną , a Twój wiersz zwiera wątki o praktykach o znaczeniu symbolicznym, zakorzenionych w tradycjach bez względu na...
Puenta wyraźnie wyjaśnia!

Serdecznie !
Hania
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Może, ale ile by to czasu zajęło? Wiesz, co to jest katalizator?
W tym przypadku miał na imię Hania :)

Jeszcze raz dziękuję - Twoja interpretacja o Cyganach zmusiła mnie do zastanowienia się,
dlaczego właśnie tak odbierasz przekaz? Myślę, że przyczyną była piękna ballada o Cyganach Joanny :)
W moim tekście ten motyw nie jest istotny, a jak się okazało - mącił przesłanie.
Dokładnie tak samo jak w moim tekście. Widzisz jakąś różnicę pod tym względem? Przecież piszemy o tym samym, używając podobnych motywów i rekwizytów. :) Aha, no tak, tylko że u mnie nie ma echa. Ale za to jest złoto, są wróżby i wróżbici. ;)

A co do Twojej dedykacji - dziękuję serdecznie, Marku. Bardzo mi się Twój wiersz podoba, chociaż jeszcze smutniejszy niż mój. Ale smutek jest warunkiem odczuwania radości, a życie nie jest złe, tylko różnorodne. O tym mówi mój wiersz.

Pozostałe dwa wiersze tutaj też są świetne. Wszystkie trzy zabieram, oczywiście.
Mogę je wziąć na sobotnie warsztaty? Nie musisz ich czytać głośno, ja przeczytam. Dobrze?
Pozdrawiam serdecznie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ba! Trudno pisać o ślubie i nie użyć podobnych rekwizytów.
Tym bardziej, że użyłaś chyba wszystkiego co możliwe:


śnieżny ranek (zimowy)
panna
welon dobrej wiary
szal radości
ramiona
suknia
euforia
z nadziei falbany
sala weselna
Cyganie
czarne loki
wróżbitki
wstążka czerwona
instrumenty
konie narwane
karo
trefl
dama
walet
chleb
wiatr
oczy
kryształki łez
sól
druhny
wróżki
poduszka
klejnoty
pot
krwawica
szorstkość
dłonie
niewymówione gniewy
noce
ryski pod oczami
skrawek nieba
anioły
wysepka
kochany
błękitny szal
Wielki Wóz
niebieski grajek
wróżbitka
baju-bajki
miłość
Cyganka
luby
kawał nieba
głowa
chmurka
niebiosa
coraz złotsza kasa
złość
marzenia
zapasy
wilki przyszłości
lęki
chłop
piekło
koszmary
Paradyz
horyzont
wysepka najszczęśliwsza
strzępy
Eden
piekła progi
ogień
wrzątek
smoła
młodość
szczęście
błękit
raj
twarze mchem porosłe
oczęta
biała ufność
dal najdalsza straszna i wilcza
karta życia
kabała
stary wróż
serdeczne zaklęcie
śmierć
para niemal dzieci
skraje nieba


Nie wiem, czy czegoś nie pominąłem, ale już patrząc na ten spis -
trudno pisząc o ślubie jako preludium dorosłego życia a końcu młodości,
nie użyć przynajmniej jednego z wymienionych przez Ciebie akcesoriów ;)

Wspólnymi są: niebo, panna i piekło - z tym, że u mnie w znaczeniu metaforycznym,
jako fizyczność. Jest to wyjaśnione na końcu poprzez porównanie do drogi krzyżowej,
jaką musiał przejść Jezus cierpiąc jak zwykły człowiek, aby odkupić - nasze - winy.
Także winę tej panny młodej z mojego wiersza, stąd - jeśli pójdzie tą samą drogą co On - tym samym zostanie Najpierwszą.
Wspólna była jeszcze "cygańska", ale u mnie odnosiło się to do muzyki przenikającej ludzkie serca, co okazało się piętą achillesową, jako, że jak się okazało a o czym nie wiedziałem, akurat napisałaś o Cyganach
(z kolei, patrząc na daty, ja o "Cygańskiej chuście" dużo wcześniej, co mogę udokumentować jakby co).

Co do nieba i kontekstu ślubu - ten motyw też wykorzystałem już wcześniej, jeśli uważasz, że dopiero na to wpadłem ;)
Zapytaj naszej Laury (Bea), której dedykowałem wiersz po spotkaniu na wieczorze autorskim z Bogdanem Zdanowiczem pod koniec zeszłego lata :)
Zawarte są w nim również wątki nawiązujące do młodości, trosk, panny młodej, wieczornego (jak to u mnie symbolizującego starość) nieba, itp.
Może ma gdzieś ten wiersz na stronie Facebooka (tam go wpisałem pod Jej zdjęciem), bo ja nie zapisałem go sobie, ale jeśli trzeba będzie, postaram się odtworzyć, przynajmniej w zarysie, z pamięci.

Pozdrawiam i...
ciekawie się z Tobą rozmawia, jakby co ;)











Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A po co Ty to wszystko chcesz udowodnić? Uważasz, że odpowiedź wierszem na czyjś wiersz - to zarzut? Myślałam, że mi odpowiedziałeś i bylo to bardzo sympatyczne dla mnie. Napisałeś, że nie - i OK, nie dyskutuję na ten temat, przyjęłam do wiadomości. A Ty do tego wracasz i bronisz się przed tym, jakby to było jakieś oskarżenie...

Ostatnio napisałam, że tak samo u Ciebie, jak i u mnie, motywy cygańskie i weselne zostały użyte po to, żeby pokazać jakieś głębsze, bardziej uniwersalne sprawy. Tak samo mój, jak i Twój wiersz, nie jest tylko takim sobie obrazkiem z życia Cyganów.
Natomiast teraz nie rozumiem, po co wyliczyłeś kolejno wszystkie elementy mojego obrazowania? W dodatku piszesz, że trudno było tego wszystkiego nie użyć pisząc o weselu? Czyli np. twarze omszałe, srebro na włosach, śmierć, szorstkość dłoni, śnieg, strzępy nieba/marzeń - to wszystko odnosi się do opisania ślubu akurat? I trudno tego akurat nie użyć w tym temacie? Eee!... ;)))
Mój wiersz jest o życiu, o tym, że mimo najszczerszych chęci nie może ono być rajem, a cierpienie jest nie tylko nieodłączną jego cechą, ale i warunkiem przeżywania szczęścia - bo szczęściem jest samo budowanie go, samo gonienie za nim, nie zaś stały raj, który oznacza absolutną stagnację i bezruch (i w ogóle jest niemożliwy, ale to już inny temat). Do wyrażenia tego poglądu użyłam obrazów z wesela cygańskiego. Dlaczego z wesela? Bo potrzebna mi była panna młoda z naiwymi, dziewczęcymi marzeniami i wiarą, iż skoro bardzo kocha swojego mężczyznę, to na pewno ich życie będzie tonęło w szczęściu. Świetnie do tego nadaje się Cygneczka, bo one bardzo młodo są wydawane za mąż. Motyw prezentów ślubnych posłużył mi do wyrażenia tego, co życie daje w darze dorosłym ludziom: ciężar pracy, łzy, niespełnione marzenia itp. Do tego jeszcze wróżby - domena głównie cygańska - przydały mi się również do metaforycznego wyrażenia tego, co czeka małżeństwo w dorosłym życiu: ciągłe borykanie się z nieszczęściami i ciągłe odbudowywanie niszczonego nieba. Ale możliwość ciągłego robienia tego dla najbliższych - to właśnie jest szczęście, o czym mówi na końcu wróż-szaman cygański. Poza tym przysłowiowe już kradnięcie wszystkiego, co się da przez Cyganów, posłużylo mi do metafory skradzionego aniołom nieba - różnie to można czytać, np. że niebo w czystej postaci nie należy się ludziom, jest domeną aniołów, czyli istot z innej rzecywistości, i nie da się im tego nieba ukraść w całości - nie jest możliwe absolutne szczęście w naszym świecie, musimy ciągle je budować na nowo i ciągle go strzec przed całkowitą ruiną.
Tak więc użyłam cygańskiego wesela dla pokazania czegoś głębszego w wierszu, nie zaś szeregu rekwizytów dla szczegółowego opisania cygańskeigo wesela. :)
Mój wiersz jest odpowiedzią na piękny wiersz Zbyszka o budowaniu szczęścia - skrawka własnego nieba przez dwoje bliskich osób dla siebie nawzajem. Wspomniałam o tym zaraz po tytule.

Normalnie nie tłumaczę swoich wierszy, zresztą myślę, że piszę zrozumiale. Ale skoro Ty tumaczysz mi zawsze swoje, to ja Tobie wyjaśniłam mój, bo zdaje się, że widziałeś w nim tylko obrazek z cygańskiego wesela z "typowymi" rekwizytami dla tej scenki. :)))

Z Tobą się też ciekawie rozmawia. I nie mogę się doczekać, aż pogadamy znowu przy tradycyjnym pifffku. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękny wiersz o miłości, chociaż bardzo smutny... Całość kojarzy mi się z pieśnią śpiewaną w rytm tańca ludowego - może warto spróbować?
Muzyka, wiatr, ginąca młodość i proza życia - ładny rytm, poza tym - komponuje się znakomicie z wierszem Oxyvii - pozwól więc, że zabiorę :)

Ach biedaczka jeszcze nie wie, co ją czeka... życie...

Podoba mi się, naprawdę się wzruszyłem... :)

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przepraszam, jeśli tak to odebrałaś.
Nie było mnie tu tak dawno i nie orientowałem się o co chodzi z tymi "Skrawkami nieba" Zbyszko i Twoją "Cyganeczką". Myślałem nawet, że niechcący popełniłem jakiś plagiat :)
i dlatego tłumaczyłem się z użycia zwrotu "muzyka cygańska," choć to akurat nie jest aż takie istotne. Muzyka od nieba do ziemi, która przenika dusze jak wiara.
A Cyganie potrafią tak zagrać, że człowiekowi łzy lecą same...

Zajrzałem właśnie do Zbyszko http://tinyurl.com/bd43qao
i teraz lepiej rozumiem nie tylko sytuację ale i Twoj wiersz o Cyganeczce.

Dziękuję i pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @aff Wyrażam swoją wdzięczność za Twój komentarz. 
    • Urodzić się w stajni czyż władcy przystaje Trzech Króli Go wita on Panem zostaje i cokolwiek byśmy o tym nie myśleli nie ma władcy większego na pięknej naszej ziemi   Trzej Królowie do niego z darami przychodzą mimo swej godności pokłon Mu składają i nam wszystkim ludziom dobry przykład dają   więc i my się pokłońmy Hołd oddajmy jemu naszemu Władcy Panu Niebiańskiemu   2022/2025 andrew
    • Tajemniczy perscy magowie … Znali gwiazd niedosięgłych sekrety najskrytsze…   Niegdyś przed wiekami w starożytnej Persji, Starzy siwobrodzi uczeni mędrcy, Pracując wytrwale długimi latami, Nad rozwikłaniem świata tajemnic, Meandry starożytnej astronomii, Zgłębili swymi dociekliwi umysłami, Śledząc bacznie zawiłe planet ruchy, Wytrwale kreśląc gwiazdozbiorów mapy…   Przez lata w starożytnych obserwatoriach, Spędzali niemal cały swój czas, Starając się nieustannie swą wiedzę poszerzać, Robiąc zapiski na glinianych tabliczkach… By starożytna astronomiczna wiedza, Owoc pracy dziesiątków ich lat, Przetrwała przez przyszłe pokolenia, Dziś będąc przydatną także i nam…   Tajemniczy perscy magowie… Poświęcili swą ciekawość jednej gwieździe szczególnej…   Gdy jedna tylko gwiazda na niebie, Jaśniejąc bardziej niż wszystkie inne, Przełomowych zdarzeń była zwiastunem, Mających nadejść z kolejnych dni biegiem Nie były już kwestią lat, Spełnienie prastarego proroctwa, W tygodniach należało odmierzać czas, Narodzin przepowiedzianego przez proroków króla…   Trzy planety ustawione w jednej linii, Mars, Saturn i Jowisz, Uwagę bacznych magów przykuły, Rozniecając zarzewia domysłów niezliczonych… trzech planet tajemnicza koniunkcja, Nowa gwiazda na firmamencie nieba, Oznaczać miały narodziny królów króla, Przed którym pokłoni się cały świat…   Tajemniczy perscy magowie… Wyruszyli w daleką pełną niebezpieczeństw drogę…   Pośpiesznie objuczywszy wielbłądy, Wszystkim co niezbędne do dalekiej podróży, Ku rozległej pustyni śmiało wyruszyli, Na kres świata zawędrować gotowi… Za skrzącym blaskiem niedosięgłej gwiazdy, Urzeczeni pięknem jej niewysłowionym, Oni niestrudzenie wciąż wędrowali Ku dalekiego Izraela ziemi…   Nie straszna im była naga pustynia, Mimo dojmującego długą drogą znużenia, Ani na chwilę nie osłabła ich wola, Ujrzenia nowonarodzonego wszystkich królów króla… Czyhające w łańcuchach gór niebezpieczeństwa, Nie zdołały osłabić hartu ich ducha, By za wszelką cenę dotrzeć do miejsca, Które wskaże ta mała skrząca gwiazda…   Tajemniczy perscy magowie… Mędrcy starożytnego świata, ducha monarchowie…   W cieniu wielkich wydarzeń przełomowych, Mających wnet odmienić oblicze ludzkości, By nic nie było już takim samym, W historii świata biegu dostojnym… Ich wspaniałe orientalne szaty, Wyszywane pieczołowicie złotymi nićmi, Nocą w świetle betlejemskiej gwiazdy, Tak tajemniczo się skrzyły…   A kiedy tej chłodnej nocy, Głośny niemowlęcia krzyk, Zarzewiem był nowej ery, Dając początek nowemu dziejów biegowi… Zwieńczenie dalekiej pełnej trudów podróży, U progu lichej, mizernej stajenki, Odzwierciedleniem było ich wiary i pokory, W drodze do wytyczonego celu niezłomności…   Tajemniczy perscy magowie… Oddali swe uniżone pokłony w lichej stajence…   Widząc niedbale zbity żłóbek, Słysząc dobiegające z niego cichuteńkie kwilenie, Zebrawszy prędko myśli rozproszone, Padli na twarz przed maleńkim dziecięciem… Ubodzy pastuszkowie odziani w owcze skóry, Z dalekiego kraju uczeni mędrcy, Tej jednej cichej a świętej nocy, Spotkali się w wnętrzu ubogiej stajenki…   Choć pochodzili z dalekiej krainy, Studiowali latami najstarsze w świecie księgi, Nurzając się w oceanach starożytnej wiedzy, Nie danej nigdy zwykłemu śmiertelnikowi… Będąc między wzgardzonymi przez świat biedakami, Nie zawahali się ni chwili, By kwilącemu z zimna nowonarodzonemu malcowi, Oddać z czcią hołd uniżony…   Tajemniczy perscy magowie… Ofiarowali maleńkiemu dziecięciu dary wyszukane…   Najczystszego złota blask skrzący, Z uniżoną czcią ofiarowany, Królowi nad wszystkimi królami, W oczach niemowlęcia się odbił… Kadzidło w wnętrzu ozdobnej szkatuły, Którego przez wieki tajemniczy dym, Symbolem był zanoszonych do Boga modlitw, Złożyli w darze kapłanowi nad wszystkimi kapłanami…   Wonna i gorzka mirra, O konsystencji skrystalizowanego miodu żywica, Ze wszystkich darów najbardziej tajemnicza, Lecz w symbolice swej szczególnie poruszająca… Choć symbolizowała śmierć, Przypominała i o wcielonego Boga ludzkiej naturze, W starożytności zaś będąc lekiem, Obrazowała świata duchowe uzdrowienie…   Tajemniczy perscy magowie… Wlali w swe serca niegasnącą Nadzieję…   Choć wnętrze lichej stajenki, Dalekim było od wspaniałych pałaców Persji, Z ociekającymi złotem ścianami, Posadzkami zdobionymi przez kunsztowne mozaiki… Będących siedzibami szachów możnych, Władających swymi rozległymi ziemiami, Jednym tylko skinieniem dłoni, Wydającym rozkazy zastępom sług wiernych…   To tam potężniejszy od wszystkich szachów, Narodził się w ubóstwie król wszystkich królów Wzgardziwszy przepychem ziemskich pałaców, By wywyższyć pogardzanych i biedaków… By oczytani w wszelakich księgach mędrcy, Tej świętej nocy sercem pojęli, Iż z przedwiecznego Boga woli, Każdy w Jego oczach jest ważnym…   Tajemniczy perscy magowie… Co powiedzieliby o współczesnej nauce…   Nam tak bardzo dziś zabieganym, Ślepo zapatrzonym w postęp technologiczny, Ci tajemniczy ze wschodu mędrcy, Na kartach Biblii na wieki unieśmiertelnieni, Dali ponadczasowy przykład pokory, Którego tak brakuje naukowcom dzisiejszym, Dążącym zawzięcie by z pomocą nauki, Podstawy Chrześcijaństwa zuchwale obalić…   Lecz to z biblijnej historii o mędrcach, Ponadczasowa płynie nauka, Że ludzka mądrość nie wystarcza, Wobec tajemnicy wcielenia Boga… Nie wystarczy dziś badać obce planety, Z pomocą teleskopów zaawansowanych, Trzeba spojrzeć w serc ludzkich głębiny, A szeptu Boga poszukać w swej duszy…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Mozaika bizantyjska Trzej Magowie, bazylika Santi Apollinare Nuovo, Rawenna
    • Nie ma ciebie. Nas. Choć słońce świeci w oczy. .. Co to. Co to? Coś tu leży napisane na pożółkłej ze starości kartce… Jakiś początek do czegoś. Prolog? Albo zakończenie... Taak. Pisarz nie musi się wszystkim podobać, albowiem nie musi. Ale, gdzie tu pisarz? A, leży pijany pod stołem. Nie! To sterta zapleśniałych gazet, tobół z przemoczonych, podartych łachmanów. Dziurawych szmat...   Przesyca mnie jakieś wirowisko planet, nasyca. Wiruje wszytko. Wiruje. I nie może przestać, choć staram się to zatrzymać. Uchwycić… Lecz wiruje to coraz szybciej. Zdaje się, że z prędkością światła. Więc i ja lecę z prędkością światła rzucony w przestwór wszechświata. Spadam gdzieś po spirali aż do zapadnięcia się w sobie. Do całkowitego zmiażdżenia. Unicestwienia. A gwiazdy, a gwiazdy… Te wielkie kule wodoru. Te kule miażdżone przez grawitację przy jednoczesnej nukleosyntezie... Kiedy leżę, gdy leżę w stosie papierów, fruwających na wietrze szeleszczących gazet, które przyklejają się do mojej twarzy. Do nagiego ciała. Omiatających mnie liter pachnących drukarską farbą i kurzem. Zdania, zdania… Cała plejada zdań. Ciągnących się znikąd donikąd bezsensownych treści. Cała litania nie wiadomo czego. Kiedy leżę. Kiedy czołgam się do światła. Do tej odrobiny blasku. Do tej iskry. Do tego płomienia. Do tej drgającej poświaty miotającej się w podmuchach wiatru. W podmuchach oddechu… Czyjegoś. Bliskiego zwymiotowania…   Chyba umarłem albo umieram, ponieważ widzę we wszystkich płaszczyznach, mimo że są mikroskopijnej wielkości. Widzę jakieś tunele, czarne dziury, zderzenia subatomowych cząstek, kłębowisko strun w tym nadmiarze wymiarów… Ale to tylko część rzeczywistości. Jednak część. Fragment jedynie. Albowiem reszta jest ukryta pod nieodgadnionym całunem milczenia. Matka przychodzi. Przybywa. Ale o jedną noc za daleko. O jeden dzień. Aby powiedzieć. Coś powiedzieć. Coś… Lecz nic. Odchodzi. Przechodzi… Porusza się pomiędzy warstwami czasu i przestrzeni w formie wolnej od siły ciążenia. Przenika ściany tym swoim dziwnym przechodzeniem. Ojciec idzie za nią krok w krok. Idą oboje. Przechodzą, zostawiając po sobie piskliwy szum gorączki, który nie zmienia natężenia. Który trwa wciąż na tym samym poziomie głośności. Jak szumiący szmer radiowego głośnika, co jest ustawiony pomiędzy kanałami. Choć czasami wydaje się, że pulsuje jakiś stukot w odmętach sennej maligny. Że coś się kolebie za ścianą. Za ścianami. Wszędzie… Ze włącza się i wyłącza jakaś maszyna w nikłej woni fabrycznych smarów.   Dotykam palcami podłogi. Gładzę jej powierzchnię, wyczuwając najmniejszą nierówność, okruch. Jakąś najmniejszą rzecz… Pełno tu tego. Lśnią rozsypane wokół opiłki żelaza. Lśnią wśród migoczących płomieni świec. Wśród drżących motyli na suficie i ścianach. Wśród zrywających się do lotu puszystych ciem… Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ach, znowu to pytanie rzucone w przestwór nicości. W nic… Idę ogrodem, którym szliśmy. Idziemy… To ja mówię ustami ojca. I mówię słowami ojca. I mówię to, co on mówi do matki, żony swojej… I mówię wszytko, co i on mówi tym mówieniem niewyraźnym i cichym. Takim jakim można mówić jedynie we śnie. Nasłuchuję odpowiedzi. Ciii… Nicość rozsadza czaszkę nawałą pulsującego szumu. Ciii…Wytężam zmysły… W żeliwnych rurach jęki i zgrzyty. Jakieś bulgotania. W rozgałęzieniach rur. W tej całej plątaninie hydraulicznego krwiobiegu jakieś przymilania i szepty. Czyje? Niczyje. To tylko żeliwne synapsy, aksony, włókna… Wszystko to nieskończone i wieczne… Żywe to? Martwe? Nie wiadomo co tu umarło. Wydaje się, że wszystko stało się już tylko symbolem. Niczym więcej.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-06)    
    • @aff @affkobiety puch marny- no cóż - pozdrawiam ślicznie i dziękuję z uśmiechem

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...