Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

zwyczajny wierszyk dla Marka


maria_bard

Rekomendowane odpowiedzi


Wiatr dziś, jakby upiór dostał skrzydeł.
Na dodatek deszcz - zimowe oszustwo.
Psa nie mogę wygnać na spacer
o centymetr, choćby za próg.

Wraca na kanapę mniej ruchliwy niż zwykle.
Rozpaliłam w pokojowym piecyku.
Ciepło, ale szarość na dworze.
Z sosnowej choinki kapie kolorem,
światłem i żywicą. Dobrze.

Powinieneś wpaść. Mimo wszystko.
Upiekłam szarlotkę,
jakiej jeszcze nie upiekł nikt
od zarania dziejów i jabłoni.

Łazi teraz po chałupie
z tą swoją waniliowo-śmietankową
kołdrą i cynamonem.
Za pazuchą ma lekki aromat pomarańczy
posypany cukrem pudrem.

Dostałbyś kawę w specjalnej,
porcelanowej filiżance w kwiatki.
Usiadłabym obok zauroczona poezją.

Może byś nie żałował długiej podróży
przez połowę Polski.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwyczajne wierszyki mają to do siebie, że są niezwyczajne. Kiedyś przy jakimś danielu siedzieliśmy z przyjacielem poetą; mówił do mnie inaczej niż zwykle. Zapytałem czy może trunek zmienić. Odpowiedział; wszystko ok; piszę wiersz. Pytam - czym - przecież trzymasz w ręce szkło. Odpowiedział - nieważne czym się pisze - byle w głowie zostało.
Ten wiersz zostaje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Tak bardzo dedykowany nie jest:-) To troszkę przekorny żarcik.
Drogi nie wytnę, bo ma ona znaczenie. Kt wie, czy nie większe niż szarlotka, chociaz....kto to może wiedzieć.

Bardzo ładnie zilustrowałaś to opowiadanko.
Dzięki, Myszkino.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Bywa i to często, ale jak mawiał niezapomniany Kazimierz Górski, dopóki piłka w grze. Pozdrawiam.
    • W świecie groteski, to tuż za progiem, Budują piękną donikąd drogę.  O pustce mówią, że jest pełna rzeczy, Lekarstwo truje, trucizna leczy. Mądrość głoduje, prawda cicho krwawi, Głupota zabawą miliony bawi. Szkoły są piętnem zbędnej tortury,  z kwiatów i słodyczy - kajdany i mury. W tym tyglu z lodu miłość nędzą płonie, By ślepców zachwycić światłem swej agonii. Jedynie ona, trwając choć przez chwilę,  Ma sensu tyle, że aż się wahałem,  Po której stronie progu ja sam stałem.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @Waldemar_Talar_Talar @agfka Dziękuję bardzo za pozytywny odbiór. Pozdrawiam.    A co do flagi...  ...trudno być obojętnym... 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Oj tam, oj tam :) Ale spokój by był z kolejnymi pytaniami :) Miałam na studiach kolegę, który na wykładzie z chemii organicznej, kiedy prowadząca powiedziała o tym, że etanol źle wpływa na połączenia nerwowe odpowiedzialne za erekcję powiedział: Dlatego go nie piję!  I owszem, cała sala w śmiech, ale i wszystkie dziewczyny (a u nas na roku to istny babiniec był :)) zauroczone :) Czy ja wiem? Ciąża na etapie biochemicznym się broni ;) Można być w ciąży, a później spontanicznie poronić. I tak parokroć ;) Chociaż z często imprezującymi to faktycznie jest problem.  No to dobrze :)))   :)
    • Sytuacja wyglądała tak, że nad zmasakrowanymi zwłokami, pod lampą przypominającą tę nad stołem chirurgicznym, stał były lekarz, kardiochirurg, i czekało go złączenie dwóch kawałków człowieka w jedno. To jak leczenie, ale wyglądu. Na dworze błysnęło. Spojrzał w kierunku okna. Wiatr się wzmógł, łamał małe gałęzie, a deszcz się tak rozpadał, że po szybie spływała gruba warstwa wody. Było ciemno, zupełnie jakby już zapadł zmierzch. Zagrzmiało. Aż zatrzęsły się szyby. Spojrzał na zwłoki. Zmarły miał otwarte oczy. Nie wiadomo, czy otworzyły się dopiero chwilę wcześniej, czy cały czas były otwarte. Wydawało się, że samobójca patrzy na Marka, człowieka, który przeszedł na martwą stronę życia, i błaga o cud. Marek poczuł się jak doktor Frankenstein. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Natychmiast sięgnął do oczu zmarłego i zamknął mu powieki. Przez chwilę wydawało mu się, że wiatr na zewnątrz śmieje się z niego. Wicher gwizdał w gałęziach, zaułkach i na krawędziach budynków, jakby kibicował niemożliwemu: wskrzeszeniu umarłego. Ciało nagle drgnęło. Jakby spięły się mięśnie. Światło zamigotało. Odskoczył. Ale natychmiast oprzytomniał. Oto on, Marek Olkuń, kiedyś pan życia, a teraz pan śmierci. Szukał swojej przeszłości. Zdawało mu się, że słyszy wydobywający się z czeluści śmiech. I echo, które temu towarzyszyło. Wszystko wybrzmiało razem: śmiech, wycie wiatru i dźwięk uderzającego pioruna. Marek opadł bezsilnie na stojący obok stołek. Zaczerpnął głęboko powietrza. I odczekał dłuższą chwilę. W końcu za pomocą grubych nici chirurgicznych połączył dwa fragmenty ciała tak dobrze, jak to było możliwe.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...