Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

na krawędzi


biegniesz przez mgłę na szerokie łąki
nie ma w tobie ni światła ni cienia
tylko pustka kwiląca o zmroku
płochliwe myśli odmienia

liść skręcony na gałęzi drzewa
chwieje się ciężko zmoczony deszczem
ile sił w tobie jest z tego liścia
zastanawiasz się marznąc na wietrze

biegniesz przez pola między tarniny
i nie ma w tobie ni słońca ni gwiazd
miłość dla ciebie zamknięty temat
jak znicz mogilny co dawno zgasł

powiedz kim byłeś i kim się stałeś
wznosząc wieże dla cudzej glorii
to co zostało z dawnych miraży
zimna ławeczka z cieniem euforii



a może tak pioseneczka:))

na krawędzi

biegniesz mgłą w szerokie łąki
nie ma w tobie ni światła ni cienia
tylko pustka kwiląca o zmroku
myśli odmienia

liść skręcony
jednak na gałęzi drzewa
chociaż ciężki nabrzmiały deszczem
ile sił w tobie jest z tego liścia
zastanawiasz się marznąc na wietrze

ref.
kruchy jak lustro
i nie ma w tobie ni słońca ni gwiazd
miłość fikcją jest absolutną
jak znicz co nagle zgasł

powiedz kim jesteś
wznosząc wieże dla obcych już braw
co zostało z twoich miraży
jeszcze
zziębnięty jak ty
strach

powiedz co dalej
kiedy bogini euforii
ciebie opuści
pozostawione gdzieś ideały
w samotności anorektycznie
będą dogorywały
jak ty

ref.
kruchy jak lustro
.....

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Strasznie smutne i ponure. Śmierć za życia. Ilu ja znam takich ludzi?!!! Mnóstwo ich poznałam, a to znaczy, że żyjemy w bardzo chorych czasach!
Ja też zresztą mam wiersz o jednym z nich, bo zrobił na mnie straszne wrażenie (mój kolega z podstawówki, spotkany po latach - wrak człowieka!):

Beznamiętność

Tyle razy już byłeś kimś najdalszym dla bliskich,
przezroczystym, bezgłośnym, bezcielesnym dla ciał,
tyle razy zmiażdżono cię w gorącym uścisku,
poparzono, roztarto na miał.

Więc uciekłeś do swojej beznamiętnej samotni,
eremita śródludzki, półpustelnik - w półcień,
i półniebu wyrywasz surogaty, półśrodki,
by w półpiekle śnić blady półsen.

Oby zabić uczucia, bo zbyt straszą i ranią,
ubezskrzydlić się, zamknąć w bezmiłość, bezból,
w bezpieczeństwo śmiertelne i ciężkie jak kamień,
w beznadzieję bezludzia bez ról.

Oby tylko nijakość, nicowość, niktowość,
oby nie być człowiekiem, bo być ludzkim - to wstyd!
Bo to słabość i miękkość, giętkość, cienkość, nitkowość,
to potrzeba oparcia, zależność i łzy!

Więc już lepsza nieczułość samotności niewiernej
i ta duma niedumna, samobójstwo bez krwi,
granitowość grobowa, niepełne nieszczęście
w tłocznej pustce bez okien i drzwi.


Już jest melodia do tego i już jeden z naszych bardów ją śpiewa. Piosenka przepiękna, Darek naprawdę przeżył ten tekst - widocznie jest on zrozumiały dla ludzi i nie tylko mnie takie rzeczy przygnębiają.
W niedzielę w audycji Terry Poetiki o 22.00 będzie można tej piosenki posłuchać w Radio Liryka: http://liryczneradio.wordpress.com/radio-oline/
Bardzo mnie poruszył Twój wiersz, Stasiu, stąd tyle piszę do niego. Temat bardzo mi bliski, a przy tym świetnie wyrażony - w takiej formie, jaka do mnie najbardziej trafia.
Buziaki.
Oxy.
Opublikowano

Anno, jakże miło że wpadłaś ukłony dla ciebie!!!

Judytko,taki tytuł się zrodził podczas lotu z Londynu kiedy słyszałam rozmowy POlaków. na lotnisku, nikt nie mąwił po polsku, czułam się osamotniona, bez znajomości języka, a naraz w samolocie okazało sie, że są tu sami Polacy....i smutek ogarnąl mnie wielki!!!
sciskaM!!

Opublikowano

Cieszę się, że dzisiaj zajrzałam na forum, rozumiem, że wróciłaś?
Bardzo mi się podoba Twój wiersz, (jak widać jesteś ciągle w formie)!
Oxyvii wiersz - też mnie poruszył.
Serdeczności z uściskami
- baba

Opublikowano

Rzadko ostatnio wpadam, zajrzałem - i - znalazłem jeden z najpiękniejszych i najsmutniejszych zarazem wierszy od dłuższego czasu na forum. Jesienna, deszczowa atmosfera, snujący się jak cień peel, moc uczuć... jeszcze tu wrócę, obiecuję! :)
Pozdrawiam :)

Opublikowano

Sławo, jak wyjaśniasz, tytuł zrodził się na lotnisku, wśród spotkanych emigrantów. Dla mnie, Twój wiersz jest parabolą i słowo emigrant, emigracja nabierają innego, szerszego znaczenia. Dla mnie jest to wiersz o emigracji z życia, z marzeń, ze wszystkiego, co było motorem naszego działania. Konsekwencją jest samotność i rozczarowanie. Bardzo dobry wiersz, choć smutny.
Pozdrawiam.
J.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...