Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

te twoje usta
tak płochliwe jak ptak w odbiciu
po przesmykach gładkości piórkami warg
karmiąc bezwstydnie
sfruwają w soczystość unosząc nad
cały świat
mały
jak splątane dłonie

te twoje usta
zakwitły łaknieniem nagości
rozbierały mnie z fałd
nosze ich posmak jak tatuaż

te twoje usta
pastelowo złączone z moimi
ściskam

pomyliły się plując w twarz

Opublikowano

Motyw ust jest strasznie oklepany.
Twoje usta są całkiem całkiem... mówię oczywiście o wierszu ;)

przesmykach gładkości-> może jestem uprzedzony, ale od jakiegoś czasu drażnią mnie takie dopełnienia... już lepiej gładko wyrzeźnione przesmyki, gładkie przesmyki czy same przesmyki.... bo to gładkości od razu kojarzy mi się z tandetą (morze miłości, pragnienie wielkości,itp.)

piórkami warg -> to ładne :)

sfruwają w soczystość -> a może tak soczyście sfruwają?

mały
jak splątane dłonie -> a to czemu? jak splatam ręcę z ukochaną, przybliżam je do twarzy, to bynajmniej nie są małe, w tej chwili są całym moim światem :)

Trochę dużo jaków (szalenie lubię te zwierzątka ;), ale czy 3 porównania to nie zadużo w nie za długim tekście?)

puenta dobra, jak i cały wiersz

Pozdrawiam serdecznie
Coolt

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



dziw bierze Messa - no prosze
ja z akłasu duszę
w atłasie ulg wynoszę
ten kryształ trafności
na usta się wznosi
wdziecznosc nie pustka
nie kruszy
niech wychodza na przeciw Twe uszy
dziekuje ! w te slowa podazaja usta
chyba sie nie puszysz? :)
idziemy ???
:))))))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



dziw bierze Messa - no prosze
ja z akłasu duszę
w atłasie ulg wynoszę
ten kryształ trafności
na usta się wznosi
wdziecznosc nie pustka
nie kruszy
niech wychodza na przeciw Twe uszy
dziekuje ! w te slowa podazaja usta
chyba sie nie puszysz? :)
idziemy ???
:))))))

no to po ału
i pomału
bo nie ma czasu
do ałkasu
a puszy się ścieg
na gałęziach śnieg
a moje uszy
trudno je zapuszyć

nim człowiek ruszy
z ciała? czy z duszy?

MN
ps. ał - miód pitny (tłum. star. lit.)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



dziw bierze Messa - no prosze
ja z akłasu duszę
w atłasie ulg wynoszę
ten kryształ trafności
na usta się wznosi
wdziecznosc nie pustka
nie kruszy
niech wychodza na przeciw Twe uszy
dziekuje ! w te slowa podazaja usta
chyba sie nie puszysz? :)
idziemy ???
:))))))

no to po ału
i pomału
bo nie ma czasu
do ałkasu
a puszy się ścieg
na gałęziach śnieg
a moje uszy
trudno je zapuszyć

nim człowiek ruszy
z ciała? czy z duszy?

MN
ps. ał - miód pitny (tłum. star. lit.)

au, au miodu wlano
co na uszy gdy śnieg pruszy
duszę, ciało chce zagłuszyć
na gałeziach sie poruszy
by sie wspiąć w czasie
obdarowanym akłasem
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no to po ału
i pomału
bo nie ma czasu
do ałkasu
a puszy się ścieg
na gałęziach śnieg
a moje uszy
trudno je zapuszyć

nim człowiek ruszy
z ciała? czy z duszy?

MN
ps. ał - miód pitny (tłum. star. lit.)

au, au miodu wlano
co na uszy gdy śnieg pruszy
duszę, ciało chce zagłuszyć
na gałeziach sie poruszy
by sie wspiąć w czasie
obdarowanym akłasem

w lesie ptactwo i śnieżynki
jedne w drugie przeplatają
więc czy oczy czy też uszy
nam nadstawiać - gdy tak biało
wiatr leniwy - iskrzy w chrustach
myśli płosząc - słowa w ustach

MN
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



au, au miodu wlano
co na uszy gdy śnieg pruszy
duszę, ciało chce zagłuszyć
na gałeziach sie poruszy
by sie wspiąć w czasie
obdarowanym akłasem

w lesie ptactwo i śnieżynki
jedne w drugie przeplatają
więc czy oczy czy też uszy
nam nadstawiać - gdy tak biało
wiatr leniwy - iskrzy w chrustach
myśli płosząc - słowa w ustach

MN

wszelka leśna ta zwierzyna
niczym
gdy pusta słów pierzyna
wiatrom elfom mych stadninie
bez iskier chmury ciągną się
płoszę się w chrustach
bez
na biało w słowach
weź
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



w lesie ptactwo i śnieżynki
jedne w drugie przeplatają
więc czy oczy czy też uszy
nam nadstawiać - gdy tak biało
wiatr leniwy - iskrzy w chrustach
myśli płosząc - słowa w ustach

MN

wszelka leśna ta zwierzyna
niczym
gdy pusta słów pierzyna
wiatrom elfom mych stadninie
bez iskier chmury ciągną się
płoszę się w chrustach
bez
na biało w słowach
weź

wśród lasu polana
więc choćmy kankana
zatańczyć - przy ogniu
bo wiatr chmurę pogniótł
i z drzew białość zmiata
choć wcześniej nią natarł
scałował do bieli
wśród leśnej pościeli
i słowo - wyłuskał
na tafli i usta
z czerwieni ogniska
z gałęzi wyciskał

MN

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...