Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

EMOCJE rozdział Pełna miłości


Rekomendowane odpowiedzi

Pełna miłości
Szliśmy. Ona śliczna, wspomagająca mnie swym ramieniem i ja walczący o odzyskanie choćby odrobiny sił. Jakże wydawać by się mogło nienormalny to duet i ileż w tym racji. Ile również inspiracji do wyzwolenia energii, do działania, do mobilizowania się.
Interesująca. Umie rozmawiać, opowiadać, dzielić się sobą, swymi myślami. Tak po prostu.

Szliśmy, a ona snuła najpiękniejszą opowieść, jaką kiedykolwiek słyszałem. Opowiadała o swoim maleńkim syneczku, kruszynce jeszcze. Niby nic nadzwyczajnego. Jeszcze nie miał roku. Jego pierwsze gaworzenia, potem słowa, skojarzenia, wyczyny. Wszystkie osiągnięcia na ścieżce życia pod okiem mamy. Takie nic, zdarzenia jakich tysiące, opowiadania czasem i śmieszne, ale przecież ciekawe dla najbliższych tylko, a może nawet nie tak bardzo. Tym razem było inaczej. Oczy jej zapalały się szmaragdem świecącym, iskrzącym się tysiącem iskier, głębią barwy. W innym momencie były jak akwamaryn, jakby wyblakłe, ale równie jaśniejące, błyszczące, ciągle żywe ogniem troski, opieki, czujności. Oblicze ujawniało urodę ozdobioną miłością. I płynęła opowieść nie o maluszku choćby najsłodszym, najwdzięczniejszym, tylko o cudownej miłości matki we wszystkich odcieniach, ubarwieniach. Sceną była jej twarz zapalająca się każdym słowem inaczej.
Byłem urzeczony, oczarowany. Jej głos zawierał wszelkie niuanse, ukazywał całe bogactwo miłości. Był plastyczny, otaczał nas i tworzył obrazy. Nie chciałem, aby się skończyły. Widziałem tego chłopczyka, widziałem jego mamę wyłaniających się scena po scenie. Obraz ożywał, poruszał się, wypełniał dźwiękiem, śmiechem, mową, płaczem. Była i troska, zaniepokojenie, rozbawienie oraz wspaniała więź dziecka i jego mamy. Zaufanie, pełne oddanie, zawierzenie. Przechwytywałem te wspaniałe filmy, wywoływałem gdzieś w sobie, ale nie mogłem ich skopiować i odłożyć do ponownego obejrzenia. Pozostawała pamięć i ta cudowna właściwość, która czasami pozwalała mi puścić taśmę z jakiegoś zapisu zdalnego, telepatycznego. Pojawiał się malec to w pokoju pod czujną opieką mamy, to już śpiewający kolędy, a to przy samochodzie, to na spacerze, to trochę narzekający. Słowa przekształcały się w obrazy, a miłość matki przenikała mnie swym pięknem, urokiem, fascynowała. Zachwyciła i urzekła. To nie była opowieść. To była miłość doskonała, ogromna, cudowna i taka zwykła i taka niezwykła.

Nie. Nie płynęła obok mnie. Ona płynęła we mnie, do mnie, jeszcze wzmocniona. Budziła uczucia, tęsknoty, pragnienia. Mieszały się kierunki. Zamęt nie o czasie, nie w porę, zmysłowy. I jeszcze w duszy granie. Nie wybieramy go. Nie wymyślamy go. On jest realny, jak najbardziej prawdziwy.

Czas biegł. Syneczek rósł i rosła miłość. Malec zaczął mówić, coraz sprawniej biegać. Szmaragdy zachwycone, coraz bardziej dumne, oblicze pełne szczęścia. Opowieść wypełniała więcej miejsca, stawała się coraz doskonalsza, coraz pełniejsza, coraz mocniejsza. Niezmienne było tylko moje zauroczenie, podziw dla pieśni miłości. Słowa tego nie oddadzą, tylko uczucia. Przenikające, prawdziwe.

Uczucia. Świat zwiewny, delikatny, misterny. Oczarowanie, zauroczenie, piękno.
Dwa światy się przeniknęły. Świat początku drogi i świat odchodzącej drogi, schyłkowej, jeszcze remontowanej, jeszcze rewaloryzowanej, ale przecież zbliżającej się do kresu. Ta sama droga naszych przeżyć tuż obok siebie. Życie. A może szczęście właśnie? Otwórz oczy! Popatrz! Świat tylu jest barw.
Wojtek

Maja skończyła czytać. Myśli kłębiły się. On zawsze przyprawiał ją o… Właściwie o co? Jeszcze nigdy nie była tak niezdecydowana? Tak daleka od dokonania wyboru. Po prostu nie umiała, nie potrafiła. Z jednej strony wspaniały facet, z drugiej … Tak, to nie było takie byle co. Nie mogła się byle jak opędzić od faceta. Każdy inny owszem, ale nie on. Wojtek miał klasę, która ją zobowiązywała do dobrego stylu, nawet gdyby to miała być tylko jedna randka, nawet kawa, nie mówiąc o czymkolwiek innym.

Wojtek w przedziwny sposób ją zniewalał, a równocześnie powodował, że całą sobą się mu sprzeciwiała. Przedziwna ambiwalencja, z którą sama sobie nie mogła poradzić. Wojtek wiedział o tym. Jemu też nie było łatwo. Zaplątują się losy, sami się wplątujemy. Chcemy być z ciekawymi ludźmi. Powstają więzi, rodzą się emocje. Nie ma dobrych rozwiązań. Do tego często chcemy być inni niż jesteśmy. Chcemy korzystać z wszystkiego i równocześnie kreślić idealny wizerunek siebie poprawny pod każdym względem. Nic się nie udaje na pół gwizdka. Można tylko nabić sobie guza. Chcesz wiele otrzymać, to musisz zainwestować, musisz coś dać. Nie wystarczy jakiś odprysk, okruch, co spadł ze stołu. Zawsze i wszędzie tak jest. Fuksy niezmiernie rzadko się trafiają.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...