Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

co dalej z tą wolnością?
To nie my wymyśliliśmy kłamstwo, grę pozorów, taktykę walki, inwazji. Hołubimy sami sobie jako gatunek homo sapiens, a jednak dopiero w kontakcie z innymi gatunkami udaje nam się coś wynaleźć lub sklasyfikować. Niemniej jednak z tego co dostrzegam jesteśmy świetni, ale dopiero w połączeniu z wiedzą innych gatunków zaczęliśmy brylować. Co najbardziej mnie zadziwia w całej tej ewolucji mam wrażenie, że mnogość kolejnych wynalazków i nad konsumpcyjność naszego gatunku dąży do samounicestwienia. Mamy tyle, a sami nie wiemy dokąd dążymy tak naprawdę. Wewnętrznie nie mogę wręcz się pogodzić z tym faktem, że nie przystajemy, nie zatrzymujemy się, żadnych stoperów. Wystarczy? Jak zawsze w przełomowych momentach jest maleńkie światełko w tunelu, tylko kto w miliardowej społeczności posłucha pojedynczych grup. Bardzo chciałabym żeby każdy z tak zwanych decydentów pomyślał o czymś więcej niż o swoim stołku czy o tym gdzie wyjedzie w tym roku na wakacje. Żeby jednak tego dokonać i dotrzeć do wszystkich grup decyzyjnych jest potrzeba więcej niż aktualnie zalążka grup oburzonych czy też protestujących przeciw tzw. acta, czy też już dinozaurów masowych protestów czyli ekologów. To co daje się zauważyć to fakt że od wielu miesięcy na naszych oczach kolejno następują rewolucje narodów. Jednak nie są bezkrwawe, nie odbywają się w duchu pokojowym i każdy z kolejnych krajów, który ulega nastrojom wyzwoleńczym wpływa na gospodarkę międzynarodową. Obserwacja wojen domowych to niekończący się serial ginącej ludności cywilnej łącznie z dziećmi i kobietami. Dodatkową trudnością w osiągnięciu stanu uspokojenia po trudnych dniach wyniszczających te narody jest istotna sprawa, to - to, że nie wiedzą co mają zrobić ze swoją okupioną krwią wolnością. Brak jednego pomysłu na przyszłość jest podwaliną pod możliwość ponownego otrzymania władzy absolutnej lub reżimu wojskowego, bądź co wydaje się najbardziej niebezpieczne władzy pod wodzą którejś z kast religijnych. Piszę o tym gdyż zastanawiam się czy jeden naród ma prawo ingerować w wewnętrzne starcia i wojny domowe. Czy możemy jako kontrargument pozwolić sobie na przyglądanie się z boku aż wykrwawi się ostatni rebeliant czy rewolucjonista? Kiedy stajemy się współwinni? Co dalej z tą wolnością? Patrzę też nie tylko w skali globalnej, ale zwykle z ludzkiego punktu widzenia przeciętnego człowieka. Zjawisko, które sobie wewnętrznie nazywam "co z tą wolnością" dotyczy wielu czynników. Zwyczajna sprawa, z którą stykamy się prawie namacalnie to osoby które na co dzień były ofiarami przemocy domowej. Nie trzeba brać przykładów tego zagubienia aż z innych kultur co dla nas europejczyków jest rzekomo szokujące - dla przykładu w niektórych z plemion afrykańskich wyklucza się z rodzin kobiety tylko posądzone o sztuki czarnej magii. Za to u nas choć dla wielu ludzi nie jest to szokujące, to dla mnie jest że do dziś nie rozwiązano oficjalnie problemu co powinny zrobić osoby obu płci, zwłaszcza te z dziećmi które autentycznie stały się ofiarami przemocy domowej. Krąży ogólnie przyjęta teoria iż są one ofiarami gdyż mają tzw. przez naukowców syndrom ofiary, że taka osoba kocha swojego oprawcę i dlatego mimo że cierpi żyje z taką osobą wiele lat. W momencie gdy jakimś cudem udaje się przekonać taką najczęściej ofiarę że tak nie powinno wyglądać życie rodzinne to niestety okazuje się że znów nie wiadomo co ma zrobić z tą wolnością. Dodatkowo przeważnie główna podwalina życia czyli samodzielne mieszkanie jest niemożliwe. Z reguły albo oprawca nie może zostać odizolowany od rodziny, więc muszą mieszkać wspólnie albo jest to tak trudna sytuacja że ta osoba z dziećmi musi "gdzieś przed danym oprawcą uciec". Pytanie jak długo można uciekać? Problem ten dotyka w równym stopniu samych dzieci. Uciekają, często po raz kolejny stają się ofiarami działalności przestępczej bądź co dzieje się równie często poddają się nałogom alkoholizmu i narkomanii. Problem wydaje się przynajmniej moim okiem zamieciony pod dywan. Czy winą jest upadek wielu wartości rodzinnych o moralnych, z których tak dumny jest stary kontynent. Czy te moda na pęd do tzw. sami sobie, jednostka dbająca tylko o siebie samą? Czuję w powietrzu przesilenie wielu indywidualnych interesów walczących i rywalizujących o palmę pierwszeństwa ze sobą. Dotyka mnie emocjonalnie całkowita bezradność i ból psychiczny zawsze gdy tylko wsłuchując się w strzępy informacji jak te z kilku ostatnich miesięcy. Kolejny ogarnięty wojną domową kraj - Syria. Sami tu i teraz niewiele wiemy o podłożu konfliktu, ale wiemy jedno brat walczy przeciwko bratu, giną zamordowani kolejny ludzie. Opinia międzynarodowa jest podzielona jak to zwykle bywa. Wprowadzane kolejne blokady finansowe i embarga uruchamiane przez m.in. unię europejską, narady ONZ które przez kolejne miesiące trwającego konfliktu niczego nie wnoszą. W ciągu sekundy można wyliczyć kolejno wybuchające konflikty i miejsca najbardziej znanych nam miejsc konfliktów: od krajów byłej Jugosławii, Iran, Afganistan, Gruzję, Ukrainę, czy też z ubiegłego roku spektakularny przewrót w Egipcie. Słysząc o eskalacji starć w poszczególnych regionach świata staje mi przed oczami mur pomiędzy Izraelem a Pakistanem. I choć jest to najbardziej żywo stojący dowód na to w jakim kierunku dążą poszczególne narody pytam czy nie można inaczej? Co jeszcze stać się musi aby człowiek człowiekowi nie był wilkiem? Gdzie tkwi różnica? Ziemia jest tak ogromna, a my jak przysłowiowy Kargul i Pawlak o garść ziemi potrafimy przez całe życie kruszyć kopie i tą zatwardziałą zawiść i zawziętość zostawić w spadku kolejnym pokoleniom. Tkwi pewnego rodzaju zawiść w wielu z naszego gatunku tak ogromna że jak największa epidemia rozsiewa zarazki na ogromne grupy ludzkie. W tym właśnie klimacie są wychowywani ich potomkowie i tak też wychowują następne pokolenia, i tu spirala nienawiści jest jak tlen i kodeks podstawowy życia. W ten sposób po raz kolejny przeżywamy niewolnictwo. Grzechem powszechnym jest wyłamanie się z takiej grupy, a już w niektórych kastach religijnych związanie się dla przykładu z osobnikiem innego wyznania jest grzechem śmiertelnym. Nadal słychać o takich przypadkach, że osoby które zdecydowały się na związek dwuwyznaniowy są albo szykanowane lub wręcz giną w niewyjaśnionych okolicznościach. Zastanawia mnie fakt, że świat zwierząt potrafił, i to potrafi w sposób dla siebie naturalny żyć w przysłowiowej symbiozie, jak i sam potrafi regulować wpływy poszczególnych gatunków. Wręcz mogę powiedzieć, że co niektóre gatunki zwierząt jak i roślin są zachwycające i inspirujące. Zresztą jak wiemy tylko dzięki szczegółowej i wnikliwej pracy pokoleń naukowców badających poszczególne gatunki udało się zastosować w naszym życiu codziennym wynalazki związane bezpośrednio z życiem zwierząt i roślin. I rzecz absolutnie nadzwyczajna zwierzęta zabijają jeśli są drapieżnikami właściwie tylko wtedy gdy są głodne. Nie mają wiary, guru, bóstw ani żadnych wyznań i proszę, a homo sapiens żeby napisać dekalog do którego i tak się nie stosuje potrzebował odnaleźć coś od siebie większego czyli boga bez przytaczania nazw. W jego imieniu modlą się i zabijają. Mimo ogromnego postępu technologicznego, powstania instytucji mierzących stopień inteligencji ludzkiej, i nawet pomimo istnienia boga jak byśmy go nie nazwali zabijamy. Masowo. I kto wie czy początek tego wieku nie okaże się suma summarum bardziej krwawy niż początek wieku dwudziestego.

doriana jacobson

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...