Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

miał zielone oczy
i nigdy nie spełnione zamiary
chciał przywołać przeszłość
i jeszcze raz spróbować
odwrócić bieg rzeki

przeoczył dużo okazji
niczego nie znalazł
kochał słońce a ono
czasami pomieszkiwało
w pustawej butelce

robiło się cieplej i raźniej
przebudzenie znowu
było zimne i bez sensu
kawał życia zamknął w dłoniach
które coraz rzadziej otwierał

Opublikowano

Bardzo ładna ballada, liryczna, smutna i pasuje do wielu ludzi, którzy nie umieli zrealizować życia tak, jak by chcieli. Do tego ten przewrotny tytuł, sugerujący zgoła coś przeciwnego - to podwaja wrażenie. Piękne.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


O matuś jak ja lubię zielone oczy; kojarzę z piosenką "pola zielone":))
a pustawe butelki pewnie u każdego się poniewierały:)
Serdecznie dziekuję i pozdrawiam. E.
Opublikowano

Ewo, jak ja lubię tego typu wiersze... dobrze oddane emocje, to słońce
pomieszkujące w butelce.. szkoda, że w tytuł go jakoś nie wplotłaś.. tak, dla "zmylenia".. ;)
Wiersz mówi wszystko i aż.. zbyt wszystko.. żeby mogły takie zadziałać na odbijających się
od dna.. ale niestety, wielu takich ma inne "świętości" - butelka, jakakolwiek, byle z %.
Pozdrawiam już z ... :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tak sobie myślę co też mogą znaczyć pozdrowienia
"teraz już z...(?)" Dziękuję Ci że zechciałaś zajrzeć
do mnie i zostawić te miłe słowa.:) Pozdrawiam serdecznie:) E.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Radosław dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • tam gdzie kraniec wsi pod starą bieloną jabłonką co ją przed koziołkiem ojciec wapnem wysmarował porodziłam cię córko z boleści ty przyszłaś i znoju na nieszczęście w rodzinne strony mory i wiepierze przywołując mówili z czepka wyjęta Przeklęta drżąca jak wątłe źdźbło na wietrze w podkurczonej piąstce dzierżąca życiodajną pępowinę na cóż ci było świata ogladać po trochu ścierałam wnętrznicę wkładając do mleka proch cichoj no cichoj dziecino sześć sióstr sześć świec makiem obsypana sukienka
    • Skryte w Słowie ZŻycie Przyrody Z Duchem Światłem W Niewiedzy Widzenie Pozazmysłowego Świata Dusza z Dushą Się Splata  Wszystkie Wymiary I Przestrzenie  Przejawy Życia i Śmierci    

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

           
    • @Robert Witold Gorzkowski   :))) pyszny wiersz !  uśmiecham się:)))    
    • Zima tego roku sroga jak na podgrzewany klimat, muszę kupić buty, sweter i coś jeszcze, co wie tylko żona - targa mnie po kontuarze. Grubosz przemarzł, stojąc na tarasie. Nic mi się nie chce – poza piciem herbaty, wanilia wypełnia dom aromatem, miło.   W lutym wybieram się na południe – tam wiecznie trwa koncert cykad i niebo przejrzyste – łatwiej ułowić Boga wzrokiem, tutaj pluskwiaki gryzą mnie w dupę w podrzędnym hotelu. Srogo – jak mówi profesor.   Dostałem sms – kurier twardo wyznacza godzinę, czekam, patrzę na dziurę w ścianie, gdzie wieszałem obrazek, szkic nieudany, ale własny – jest coś miłego, jak wanilia, w tworzeniu.   Myśli o samobójstwie leczę – odłożyłem odciętą głowę na półkę, niech stoi. Wygląda dobrze obok Lowella - w wierszach lubię niepokój; przeczuwał atak serca, jak każdy samobójca – nie zdążył, to pewne.   Lit w normie – sprawdzałem, dudni mi w żyłach, drga, nie umiem nawet pisać. Lekarz gryzmoli coś, zanim wyda receptę. Niech pan da znać – na pożegnanie. Dam. Warto mieć klasę.   Gorzej z Berrymanem. Oglądałem most, miasto skute – jak u nas – zimą.   Minneapolis – etymologia złudna, piszą, że nazwa pochodzi od wody. Człowiek na starość wymaga opieki, nadmiernej dbałości, kąpania prawej, potem lewej nogi, to męczy.   Jestem zmęczony, fakt – zakładam głowę na szyję i patrzę w lustro. Bruzda. Podbródek. Oczy. Całość nad wyraz logiczna – a jednak coś nie gra, utyka, próchnieje jak czas zgubiony, drobny receptor - niewydolny, skrzywiony. Serotoninowy skrzat w pięknym ogrodzie życia.   Czytam, pijąc herbatę, pachnie wanilia, miło. Za oknem zima, dam znać,   co dalej.   Co? dalej.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...