Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

----------------

Liryczny Łobuzie - po przeczytaniu zauważyłam pewne podobieństwa do Twojego tekstu o Powidokach, a zwłaszcza do mojego zbyt szybkiego dokończenia, ale wypłynął on ("Dziedziniec") z źródła zupełnie innego niż forum poetyckie. Było to nocą...

----------------

DZIEDZINIEC

Zasnęłam w rozkosznie ciepłym mroku, gdy Księżyc plamił srebrnym światłem pokój, a z odtwarzacza płyt CD wypływały miękkie dźwięki wiolonczeli. "Dzień... był udany. Jak dobrze...". Żadnych myśli, które by dręczyły. Byłam wiolonczelą i srebrnym światłem, i ciepłem.
Obudziłam się leżąc na kamiennym bruku. Nade mną świecił większy i złośliwszy Księżyc. Byłam ubrana w szary długi płaszcz i dziwnie zwiewne spodnie. Zimno. "No tak, to sen. Nareszcie śnię świadomie, wreszcie się udało." Uszczypnęłam się jak bohaterowie książek z dzieciństwa. Poczułam to bardzo wyraźnie. I wszystko było realne, przede wszystkim lekkie zmęczenie podnoszeniem się z pozycji leżącej i mroźne podmuchy wiatru.
Rozejrzałam się dokoła. Pięknie, doskonale! Daleko, prawie tak daleko, że wymykało się wzrokowi, szary krąg - byłam na ogromnym dziedzińcu wspaniałego budynku. Znów popatrzyłam do góry. Gwiazdy! Wielkie, gęste... i Księżyc. Niebo tak granatowe, że przez moment zatopiłam się w tym granacie. I żadnych drzew, żadnych brzydkich betonowych kolorów. Tylko kamienie pode mną i daleko szare cegły...
Opuściłam wzrok. Zimno. Ciemność. Samotność. Dotyk materiału, z którego miałam spodnie był rozkosznie delikatny, ale nie chronił nóg przed wiatrem. Na stopach zauważyłam ciemnoszare lakierki na małym obcasie. I wreszcie odważyłam się stwierdzić, że to nie jest sen, i odważyłam się spytać:
- Co ja tu robię?
Wiatr uderzył prosto w oczy. Przyniósł chmury, zaczęło padać.
"Więc jednak stało się coś nierealnego" - myślałam, wtulając się w płaszcz. Wiatr szarpał moje włosy. - "pytanie, czy ktoś mnie tu przeniósł gdy spałam, czy po prostu... no... po prostu." - poszłam kawałek do przodu, żeby się rozgrzać - "Ech. Więc - życie. Więc coś muszę zrobić. A może nic nie zrobię. Może tu zostanę. Ciekawe, gdzie jestem. I ciekawe, czy kiedyś wrócę do... mamy" - pojawiło się w mojej głowie. "Do mamy. Ciekawe, czy kiedyś wrócę."
Nagle zapragnęłam, żeby zaczęły się spełniać moje najdziksze marzenia.
- Faunie? Faunie, jesteś tu, prawda? Chciałabym cię spotkać. Ty jesteś stary... i mądry... porozmawiamy.
Nic się nie wydarzyło. Zaczęłam dokładniej rozglądać się po przestrzeni. Deszcz jeszcze bardziej utrudniał widzenie. Ale udało mi się zauważyć mały przesmyk dokładnie naprzeciw mnie, bardzo daleko. "Tam" - pomyślałam - "na pewno zorientuję się, gdzie jestem." Poza tym atmosfera dziedzińca okazywała się coraz bardziej złowroga, bardzo chciałam się z niego wydostać.
Zaczęłam iść naprzód.
Księżyc zniknął za chmurami, co chwila oglądałam się za siebie, żeby jeszcze raz zdziwić się ogromem pustki.
Nagle, jak kolejny zimny podmuch, zjawił się nietoperz. Z czarnym wdziękiem przeistoczył się w mężczyznę w długim czarnym płaszczu (bo nie różowym). Nie spodobał mi się, mimo że był piękny. Miał idealnie ułożone czarne włosy, bladą twarz i czarne oczy, w których kryła się wiekowa mądrość. Chciałam go wyminąć, na co mi pozwolił, ale zaraz potem, sunąc po bruku jakby go nie dotykając, znów zagrodził mi przejście. Chciałam być wolna. Czułam, głęboko, najgłębiej, że powinnam wydostać się z dziedzińca, choć i to nie zapewni mi zupełnego bezpieczeństwa. Za drugim razem wampir, bo inaczej nie mogłam go nazwać, znowu pozwolił mi przejść. Jednak gdy stanął przede mną po raz trzeci i gdy po raz trzeci spróbowałam go ominąć, chwycił mnie za ramię (nie miałam już możliwości ucieczki, wiedziałam to) i przemówił:
- Pozwolę ci przejść - miał niski, gładki głos, z jakimś niedopowiedzeniem, lekko urywający się, pozostawiając miejsce na tajemnicę - jeśli spełnisz dwa moje... - urwał na chwilę - rozkazy.
Mimo że nie miałam ochoty, odpowiedziałam naiwnie:
- A nie mogę po prostu przejść?
Zaśmiał się z odcieniem czułości.
- Nie.
Chociaż wampir nic o tym nie wspomniał, byłam pewna, że jeśli nie spełnię rozkazów, po prostu mnie zatrzyma.
- A jeśli zostanę z - zawahałam się - z panem dobrowolnie?
- Ooo - zrobił zaskoczoną minę - wtedy... - dziwnie machnął płaszczem, jakby tworzył nastrój do roztaczania wizji... - wtedy będziemy rozmawiać w salonie (ujrzałam w wyobraźni salon tak potężny, że przy świetle trzech świec widać jedynie oblicze mojego towarzysza i hebanowy stół o cienkich nogach), pijąc herbatę (poczułam smak gorącej gorzkiej herbaty i dotyk porcelany na wargach). Będę grał na fortepianie (usłyszałam kilka dźwięków łączących się w odpowiedź, emocję, drżenie...). Nocą, gdy będziesz zasypiać w swojej sypialni (biała pościel ze srebrnym Księżycem), będę kładł się naprzeciw (nienagannie siada i powoli się kładzie. Czarna peleryna spływa z łóżka.) i trzymał twoje dłonie, dotykał twoich pleców i włosów. A ty moich policzków.
Poczułam niechęć do życia w ciemności i nudzie. Byłam przyzwyczajona do Internetu, książek, spotkań i beztroskiego zjadania czekolady. Do światła i do wiosny do różnorodności przeżyć i miejsc. Do autobusów i basenu. I do ludzi, chociaż... chociaż... nie. Nie umiem radzić sobie wśród ludzi. Uwielbiam niektórych, ale brakuje mi... prawdy i pełni. Może tu zrozumiałabym, poznała... Zawsze coś ogranicza mnie i innych. Nie chcę wracać.
- A co by się stało, gdybym nie spełniła rozkazów? - spytałam.
- Wtedy... - odparł wampir - zamknąłbym cię w klatce. W salonie. Nisko nad ziemią. Byłabyś tam aż do śmierci. A ja siedziałbym i patrzył. Czasami przynosiłbym ci jabłko... i... herbatę i patrzyłbym jak jesz. I jak zasypiasz na twardym metalu. Miałabyś miejsce tylko dla siebie za czarną zasłoną (wiedziałam, o czym mówi), ale na krótko każdego dnia.
Byłam bardzo zdziwiona tym okrucieństwem, mimo że przeczuwałam je od początku. Zaskoczyło mnie też to, że wampir, z pewnością samotny od lat, zadowoliłby się tylko patrzeniem, samą uwięzioną obecnością. Poczułam też jeszcze większą niechęć. Całe życie, które mi pozostało, jeśli nie zachoruję, nie zadławią się... herbatą... w milczeniu, w niewygodnej klatce.
Nagle przyszło mi coś do głowy. Jako dobrowolny gość, byłabym przecież... wolna.
- A czy jeśli zostanę z własnej woli... będę mogła odejść?
Wampir znowu zrobił zdziwioną minę i odpowiedział jakby wbrew sobie:
- Tak... tak będziesz mogła... odejść. Ale potem... potem, gdy już będziesz wiedziała, że tego chcesz. Potem...
Zdałam sobie sprawę z tego, że nie byłoby to łatwe, że moje i jego "potem" to kwestia perspektywy. Jego to może trzysta lat. Moja - dwadzieścia.
Nagle przypłynęła do mnie refleksja, że pewnie wiele osób na moim miejscu chciałoby wrócić jeszcze do tego, co mocno trzyma je ze światem, do czegoś, co mu daje, co od niego przyjmuje: praca, ta wybrana, rodzina, ta upragniona, osoba... ta ukochana... nie, nic takiego mnie nie zatrzymywało. Zresztą skąd pewność, że po przejściu przez przesmyk (jak daleko majaczył!) znalazłabym drogę powrotną? I czy ode mnie zależy powrót w jakiś ponadrealny sposób?
- Gdzie jesteśmy? Co to za miejsce? - spytałam.
- Jesteśmy na Dziedzińcu - odparł wampir jakby w zamyśleniu.
- Ale...
- Tak? - nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że lepszego wyjaśnienia nie uzyskam.
- Tak? - nadal dopytywał się wampir, więc spytałam:
- Ale co jest poza dziedzińcem, co to za... kraj...ina?
- Ha, nie wiem - odpowiedział z pewną satysfakcją.
Znów poczułam zimno, o którym zapomniałam w czasie rozmowy. Już wiedziałam, że nie chcę wrócić, ale wciąż słabo odczuwałam potrzebę wydostania się z tego miejsca, wysiłku ku cienkiemu odległemu przesmykowi...
-Chcę zostać z panem.
Powiedziałam to, patrząc mu w czarne, mądre oczy. Wiedziałam, że urzekły mnie mimo wszystko. Powiedziałam to, wciąż pamiętając tęskne dźwięki fortepianu i dotyk jego chłodnych dłoni. Powiedziałam to też widząc jego samotność, ledwo czytelny fakt, że mnie potrzebuje.
- Zatem chodźmy - krzyknął - ale... czekaj... nie jesteś ciekawa moich rozkazów?
- Nie - naprawdę mnie nie obchodziły, jednak... - A jakie one były?
Zaśmiał się.
- Pierwszy... odnaleźć dwa okrągłe kamienie. Teraz. Leżą gdzieś wzdłuż tej długiej ściany, po tamtej stronie - pokazał na odległe, potężne półkole, po przeciwnej stronie niż przesmyk. Popatrzył na mnie ironicznie - nie znalazłabyś ich. Przyniosłabyś mi jedyne dwa o kształcie elipsy. Okrągłe są ukryte w kępach trawy, dobrze zamaskowane. Drugi to wskoczyć do studni.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...