Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zgłoś



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (I wciąż tacy sami)   I z tego samego miesiąca Choć ja z początku a ty z końca   To rozumiemy się bez słów A nasza miłość jest jak z pięknych snów   I czerpiąc z życia pełnymi garściami Wciąż jesteśmy tacy sami!  
    • Przystanąłem na rogu ulicy, gdzie zebrał się tłum milczących świadków. Ich oczy – chłodne jak zimowe niebo – utkwiły w sylwetce mężczyzny leżącego na chodniku. Był jak zmięty liść, porzucony przez wiatr życia. Odór unoszący się wokół niego przypominał zapomnianą piwnicę pełną gnijących resztek, a ruchy jego ciała były spazmatycznym tańcem w sidłach padaczki. Ludzie stali, jakby to był spektakl, w którym role widzów są wygodniejsze niż akt miłosierdzia.    Zacisnąłem dłoń na telefonie i wykonałem gest, który wydawał się tak prosty, a jednocześnie zdawał się być rewolucją w tej obojętnej ciszy – zadzwoniłem po pomoc. Klękając obok niego, poczułem zimny dotyk betonu, ale przede wszystkim ciepło bijące z serca – coś, co przypomniało mi, że jestem człowiekiem. Szeptałem do niego uspokajające słowa, które były niczym delikatne krople deszczu na spękanej ziemi.    Kiedy karetka przyjechała, tłum rozproszył się, jakby wiatr rozwiał popiół. Ludzie odeszli, a ja zostałem z pytaniem, które wbijało się w moją duszę jak cierń: co się stało z nami, że serca zastąpiliśmy kamieniem?    Czy człowieczeństwo stało się cieniem samego siebie, uwięzionym w więzieniu obojętności? Dlaczego spojrzenie na drugiego człowieka, upadłego, stało się tak trudne, jak patrzenie w lustro? Wciąż czuję zapach tamtego dnia, jak echo przypominające mi, że jeśli nie rozbudzimy w sobie iskry miłosierdzia, to ciemność obojętności może nas całkowicie pochłonąć.
    • @Andrzej P. Zajączkowski   Dziękuję za serduszko i zainteresowanie.
    • grudzień rozsypuje śnieg na Gubałówce otulona grafitowym płaszczem  rozsiewa wokół siebie chłód  choć wnewnątrz kipi tęsknotą za zielonym koncertem pod otwartym niebem   czterysta kilometrów i pięć miesięcy wstecz Łazienki Królewskie palce pieszczące fortepian jak ciało kochanka   i muzyka niesiona przez liście  przez trawę na skrzydłach ptaków  w futerkach wiewiórek jedzących prosto z ręki    i on patrzący na nią  jak spragniony kot  chłepczący wodę z miseczki  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...