Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

To dziwne, że właśnie w takiej chwili – gdy rozprawiano z powagą o wyższości polskiej mortadeli nad niemiecką, rosyjską, czeską, szwedzką (i każdą inną) – przyszła mu do głowy myśl, że każdy, kto choć raz był zakochany z wzajemnością, musi wiedzieć, iż jest to dar największy z możliwych, a zaraz potem w katalogu darów stoi zakochanie bez wzajemności.
Miał już dobrze pod czterdziestkę, gdy uświadomił sobie, że jak dotąd nigdy nie zagrał głównej roli. Cztery seriale, w których wystąpił, odniosły co prawda jakieś mniejsze czy większe sukcesy, a on zdobył niejaką popularność i bywał czasami rozpoznawany na ulicy, w tramwaju czy też w sklepach, w okolicy bloku, gdzie miał m – 3 na trzecim piętrze. Ale dopiero teraz, gdy już dawno stuknęła mu pięćdziesiątka, siedząc przy czteroosobowym stoliku w sanatoryjnej stołówce i przeżuwając z rosnącym posmakiem goryczy kęs polskiej, ponoć najlepszej na świecie mortadeli, uświadomił sobie, że już nie będzie mu dane wcielić się w Romea, Tristana czy Abelarda. Porzucił nawet myśl o choćby niewielkiej, tyciej rólce w jakiejś hollywoodzkiej komedii romantycznej. Pewność, że wszystko już przepadło dawały mu puste spojrzenia kobiet, oddających w pierwszej kolejności swoje porcje mortadeli młodszym kuracjuszom, tak, jakby chciały powiedzieć, że ci młodsi mają większe potrzeby, niejako więc automatycznie – większe szanse na przychylność i łaskawą jałmużnę.

Tej wiosny Krynica była zimna, ponura i pustawa. Kilka słonecznych dni na zasadzie kontrastu podkreślało pustkę i smutek kurortu. Właśnie w jedno z takich cieplejszych, w miarę miłych, pogodnych popołudni, Ewa, niska, energiczna brunetka pod pięćdziesiątkę, prowadziła smętną, czteroosobową wycieczkę na górę parkową. Wybrała oczywiście najtrudniejsze wejście, ponieważ góra tak naprawdę była niewysoką kopką z brukowanym chodnikiem wiodącym do knajpy na szczycie, gdzie popołudniami, gdy dopisała pogoda, klawiszowiec grał skoczne kawałki disco polo, przy dźwiękach których tańczyli zachwyceni kuracjusze i nieliczni o tej porze roku turyści. Ewa nadawała tempo, tuż za nią szła Zosia, nieco od niej starsza, szczupła blondynka o pociągłej, smutnej twarzy, a za nimi gramolili się posapując dwaj starsi panowie: szczupły, siwiejący Marcin, były aktor, i Bronek, brzuchaty, emerytowany kolejarz. Gdy wreszcie dotarli na szczyt, pierwsze kroki skierowali do bufetu, by zaspokoić pragnienie. Zamówili cztery piwa i usiedli przy jednym z ustawionych na tarasie kilkunastu stolików, z których tylko kilka było zajętych. Wtedy Ewa zauważyła siedzącą nieopodal z trzema młodszymi mężczyznami Irenę. Potem wszystko potoczyło się zgodnie z przewidywaniem Marcina: klawiszowiec zaczął swój recital, kobiety zaczęły tańczyć z bardziej atrakcyjnymi partnerami, dwaj starsi panowie musieli przełknąć gorycz odrzucenia, podziękowali za miłe towarzystwo i we dwóch zeszli do pijalni wód mineralnych. Pijąc mieszankę Jana i Zubera Marcin wyraźnie czuł smak mortadeli.

W sanatorium rygorystycznie przestrzegano wprowadzonego nie tak dawno zakazu palenia w miejscach publicznych, na szczęście dla palaczy wyłączając z tego balkony.
– Zastanawiam się gdzie dzisiaj pójść na „szósty zabieg” – Bronek kopcił jak stary parowóz, więc stali na balkonie i z wysokości drugiego piętra, popalając, spoglądali na pobliski parking i szarą ulicę, z nielicznymi sylwetkami przechodniów. – Tyle mi tylko pozostało, że poskaczę w tancbudzie.
Na siódmy zabieg już nie liczę.
– Siódmy zabieg? A co to takiego? – spytał Marcin dla podtrzymania rozmowy, dobrze wiedząc o co chodzi.
– Ano, siódmy zabieg kolego, to krzakoterapia – odrzekł Bronek protekcjonalnym tonem. – Napijmy się przedtem, to nam dobrze zrobi.
Wrócili do pokoju i napili się po kielichu, przegryzając mortadelą przyniesioną z kolacji.
– Nieśmiertelna mortadela – powiedział Marcin. – Niby taka nietrwała, a jednak rzec można – nieśmiertelna. Na zdrowie.
Wypili po dwa i zjedli po plasterku różowej, bezsmakowej mortadeli.
– Znasz Barbarę – powiedział Bronek. – To ta brunetka, z którą balowałem przez ostatni tydzień. Wczoraj powiedziała mi, że na nic więcej nie mogę liczyć. Muszę zmienić partnerkę.

Gdzieś w połowie turnusu sfrustrowanego aktora zaczęto podejrzewać, że jest anonimowym alkoholikiem. Podejrzenia wzięły się stąd, że przed każdym „szóstym zabiegiem” biedaczyna musiał napić się czegoś mocniejszego. Tego wieczoru tańczył z Ewą. Alkohol spowodował, że zdobył się na odwagę i mocno się do niej przytulił. Pozwoliła na to. To, że go nie odtrąciła wprawiło go w romantyczny nastrój. Poczuł, że jeszcze jest mężczyzną. Pomyślał, że nie lubi mortadeli.

– Sam sobie winien. Na stare lata zachciało się durniowi miłości. Leży teraz jak kłoda pod kroplówkami, i nie wiadomo, czy z tego wyjdzie. Serce nie wytrzymało – głos Cecylii, donośny i przenikliwy, dawał gwarancję, że komunikat o stanie zdrowia jej starszego brata z pewnością dotrze do wszystkich lokatorów czteropiętrowego bloku i sąsiedniego wieżowca.
– Ciszej, ciszej, nie muszą wszyscy wokół wiedzieć, co mu się przytrafiło. Chyba trochę przesadzasz Alinko – ciotka Eulalia zawsze zwracała się do Cecylii używając jej drugiego imienia. – Winne są papierosy i alkohol, a nie miłość. Miłość raczej mogłaby go uratować.
– Zależy o jakiej miłości mówimy ciociu Lalu – Cecylia zniżyła głos. – Zakochał się cymbał w cynicznym babsku, dbającym tylko o siebie. Głowę bym dała, że ta sucha jędza ukradkiem dosypywała mu wiagry do kolacji. A poznał taką fajną kobitkę w sanatorium. Mówiłam mu: weź i jedź do niej, ale on na to, że za daleko. No to ma teraz bliżej niż dalej na tamten świat.

Z Marcinem tak naprawdę nie było najgorzej, ale Cecylia, jak zwykle, lubiła wszystkie jego problemy wyolbrzymiać. Leżał sobie teraz w czystym szpitalnym łóżku, już bez kroplówki i codziennych kłopotów, i za dzień lub dwa miał wrócić do domu. Brakowało mu tutaj jedynie Internetu. Od dawna był uzależniony od tego piekielnego wynalazku. Inne nałogi – myślał – papierosy, alkohol i kobiety, tak czy owak, przynajmniej na jakiś czas będą musiały iść w odstawkę. Przede wszystkim cholernie się tu nudził. Kupił więc w kiosku z gazetami jakiś miesięcznik popularnonaukowy i czytał artykuły o przyszłości. W środku pisma natknął się na manifest Ogólnoświatowych Sił Inicjujących Opór Łazarzy (OSIOŁ). Czytał z rosnącym zdumieniem:
„Nie żądamy prawa do rodzenia dzieci i karmienia piersią, chociaż jesteśmy wkurwieni, że natura pozbawiła nas tych, zdawałoby się, fundamentalnych, ludzkich praw. Brzydzi nas całowanie po rękach, nie chcemy też być przepuszczani w drzwiach i przejściach. Żądamy zrównania praw emerytalnych, mieszanych drużyn harcerskich, plutonów, batalionów, pułków, ba, całych armii w proporcjach jeden do jednego. Albo ich całkowitej likwidacji. Postulujemy natychmiastowe zmiany gramatyki – żadnych seksistowskich ON, ONA – ma być tylko JA i ONO. Wprowadzamy tę zmianę natychmiast – dalszy ciąg naszego manifestu jest już pisany z uwzględnieniem nowych zasad. Słowo „małżeństwo” , jako mające złono konotacjono, ma być wykreślone ze słowniko. Jeśli związko, to tylko partnersko. Należy się poważnie zastanowić nad przeredagowaniem historioono powszechnoono, literaturoono, a w szczególności mitologioono, ociekająco seksualno aluzy. Feminizmo, jako odmiana rasizmo, należy objąć (to słowo także przewidziano do kasacji, ale na razie niech nam służy, jako pożyteczne – w przyszło żadnego obejmowania!) penalizac. Podstawoono sprawono jest likwidacjoono popędo płciowo uwarunkowanoono zatarcie wszelko co różni. Obie płcie trzeba więc czegoś pozbawić, aby wyrównać szansoono. Lanceto chirurgiczno jest na to sposobo.
(Tu będzie jeszcze po staremu, aby wszyscy zrozumieli).
PRECZ Z PODZIAŁEM PŁCIOWYM !!!
KOBIETA I MĘŻCZYZNA MAJĄ BYĆ RÓWNI POD KAŻDYM WZGLĘDEM, ZARÓWNO Z PRZODU, JAK I Z TYŁU I Z OBU BOKÓW !
NIECH ŻYJE WYRÓWNYWANIE CHOĆBY BOLAŁO !
PRZYSZŁOŚĆ – MIMO, ŻE JESZCZE RODZAJU ŻEŃSKIEGO – MA BYĆ NIJAKA ! „ Poniżej następowały podpisy członków (fe, co za paskudne słowo!) założycieli (nie lepsze! W połączeniu z poprzednim kojarzy się z prezerwatywą!).
Marcin zdębiał. Z odrętwienia wyrwała go dopiero wieczorna wizyta lekarska.
– Jak się czujemy, panie Marcinie? – lekarz był w wyśmienitym humorze. – Mieliśmy pana jutro wypisać, ale – niech pan sobie wyobrazi – pewna organizacja, w ramach wyrównywania szans, naszemu powiatowemu szpitalowi zafundowała nowiuteńki gabinet chirurgiczny. Postawiono nam jednak warunek, że wszyscy nasi pacjenci przed wypisaniem zostaną w nim dokładnie przebadani. Ale co pan tak nagle pobladł? Za tydzień wyjdzie pan stąd jak nowo narodzony!
Biedny Marcin. Nawet nie wiedział kiedy nagły skurcz żołądka sprawił, że na śnieżnobiałym fartuchu lekarza wylądowała nieprzetrawiona porcja kolacyjnej mortadeli.

Opublikowano

Bardzo fajne, podoba mi się. ;-)))
Książka? Możesz ją przybliżyć? Co to jest gatunkowo, tematycznie, stylistycznie, jaka objętość, gdzie można nabyć i za ile?... itd.
A moja jest tutaj, jeśli lubisz fantastykę dla dorosłych: [url]//www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?pid=958746#958746[/url]
Pozdrawiam.

Opublikowano

Już zamówiłam. :-)
A oprócz Twojej książki zamówiłam jeszcze: Damy radę, mamo!, Dom w chmurach, Drogę ślepców i Dziennik z podróży do Indii.
O, wszystkie na D! Dopiero teraz to zauważyłam! :-)
Mam wrażenie, że to dobre książki. Poprzednio też zamówiłam chyba 5 tytułów, ale jeszcze nie zdążyłam przeczytać. Idą wakacje, więc jestem dobrze zaopatrzona. Twoja książka pójdzie na pierwszy ogień. :-)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Falochrony już pełne mew, siedzą w rządku  i śmieją się.   Z tego, że lato  do końca dobiega  i nie wszystko  było jak trzeba.   Tyle w morza błękicie łez, twoich, moich i innych też.   Przez to, że wszystko  odpływa z falami, przez dekady  tłumione, niechciane.   Morska cisza i błękit łez... Białe mewy i ich głośny śmiech...        

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Annna2 dziękuję  @Manek u mnie to często się zdarza  dzięki @Nata_Kruk zatem miło mi@Berenika97 wnikliwa analiza nic dodać nic ująć  @MIROSŁAW C. A zrobiłem to niechcący  @Jacek_Suchowicz dzięki miło że się zgadzasz   Pozdrawiam   
    • W pewnym mieście, o nieznanej dacie (koty nie używają kalendarza), odbyły się kocie wybory. Od wczesnych godzin porannych, jak tylko wzeszło słońce, aż do zmroku, każdy koci wyborca mógł oddać głos (a w zasadzie mysz) na swojego kandydata. Było czterech śmiałków ubiegających się o stanowisko przywódcy: Mruczek (KG - Koty Górą), Filemon (WŻdK - Wszystkie Życia dla Kotów), Pimpuś (KW - Kocie Wyzwolenie) i Kłębuszek (Bezpartyjny). U kotów wybory nie są tak proste jak u ludzi i nie każdy, mimo najszczerszych chęci, jest w stanie głosować. Wszystko zależy od szczęścia i łowności danego wyborcy. Za urny służą wykopane w piachu dołki, do których wkłada się myszy(głosy) - po jednym dla każdego kandydata. Kot z największą ilością tych stworzonek w dołku wygrywa. Dlatego wszystkie koty żyjące na wolności i które obchodzi to, kto będzie nimi rządził, starają się jak mogą podczas polowania. Jeden kot może oddać jedną mysz. Wyjątkiem są koty domowe, które mogą oddać mysz za pośrednictwem swojego pełnomocnika, o ile taki będzie w stanie coś upolować dla siebie i kota, który mieszka w ludzkim domu. U kotów panuje demokracja, każdy członek społeczności ma prawo decydować, kto jego zdaniem powinien objąć rolę kociego przywódcy w danym mieście (na okres dwóch z dziewięciu kocich istnień). Istnieje też prezydent (jeden na każde państwo), jak i burmistrzowie, wójtowie. Jednak mają oni własne nazwy, których nie byłem w stanie poznać, jak i tego, kto i gdzie sprawuje dany urząd. Miałem za to okazję śledzić te konkretne wybory, które relacjonuję. Kocia komisja wyborcza sprawnie policzyła myszy. Wyniki wyborów były następujące: Mruczek - 63 myszy Filemon - 313 myszy Pimpuś - 77 myszy Kłębuszek - 40 myszy W pierwszej turze wygrał Filemon, ze znaczną przewagą. Gratuluję zwycięzcy! Frekwencja wynosiła tylko 7%. Dużej części wyborców nie udało się upolować myszy, a większość kotów - jak to koty - miały sprawę gdzieś. Następnego dnia ludzie w mieście zauważyli stosy myszy, kocia komisja nie dopełniła swojego obowiązku zasypania urn. Mieszkańcy w panice, odpowiednie służby zadziałały - a to były tylko kocie wybory.
    • Jak wieść wcale nie gminna niesie był sobie dzięcioł w pewnym lesie który nie tylko wciąż stukał w drzewa lecz także udawał jak ładnie śpiewa Jak słowik albo choćby skowronek przemalował też dziób oraz ogonek i rozległy się liczne chóry ptasie dokoła tyle że w wykonaniu samego dzięcioła Kos i szczygieł spytały czy może guza szuka zamiast kogoś udawać w drzewa niech stuka nie zabrakło głosu kosa a nawet dzwońca trzeba to załatwić raz i do samego końca Cóż z tego że dzięcioł się nazywa? jeżeli pod inne ptaki się podszywa zaś słowik i mazurek na to dodają: bo dzięcioły przecież nie śpiewają Co dnia wyśpiewuje te nieswoje trele aż sowa mruknęła że tego już za wiele trzeba postawić ultimatum i zawczasu ------------------------------------------- dzięcioł nie posłuchał i wyleciał … z lasu
    • motyl u drzwi lato rozłożyło skrzydła wyjęłaś czerwoną pomadkę usta milczały
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...