Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Socjopaci


Ogamad

Rekomendowane odpowiedzi

Socjopaci


* "Oto jak działa życie, albo mówisz komuś, żeby cię przeprosił, albo do niego strzelasz. Nie robisz tych rzeczy naraz."



-Przeproś mnie. - Powiedziała Dorota i wystrzeliła dwukrotnie do Rudego Hultaja.
Rudy trafiony w serce i czoło, bezdźwięcznie wyartykułował słowo "przepraszam" po czym osunął się powoli na brudna posadzkę, zanieczyszczając ją dodatkowo ciągle rosnąca plamą posoki. Super-Dorota była pewna że pozbyła się go na zawsze, ale niestety nie wiedziała ze socjopaci zamieniają się po śmierci w wampiry. Wyżej wymieniony, kilka dni później uświadomił sobie to, gdy przechadzając się po domniemanym niebie, nabrał nagle ochoty na gorącą blond dziewice w przewiewnym podkoszulku. Żeby zrozumieć niezwykłość tego uczucia trzeba pomyśleć o blondynce, jako o pizzy z salami.



* "Człowiek jest najgorszym źródłem prawdy o sobie."

Gosia wracała do domu, spojrzała na zegarek. Była godzina 22.03. Uliczka była jasno oświetlona latarniami, wyglądałaby niezwykle uroczo, gdyby nie całkiem spora ilość potencjalnie niebezpiecznych ludzi. Ci ludzie byli najczęściej chodzącymi trojkami, ogolonymi na pale i ubranymi w podróbki markowych sportowych ciuchów, zwali się oni dresiarzami. Przyzwyczaiła się już do tego, w końcu mieszkała w Warszawie, zazwyczaj nie zaczepiali bogu ducha winnych ludzi, ale słyszała kilka nie ciekawych historii. Było całkiem ciepło, ulice nagrzały się w piękny słoneczny dzień, a teraz oddawały ciepło otoczeniu, wiec postanowiła zignorować dresiarnie i cieszyć się miłym spacerem.

____________________________________

Pech sprawił ze właśnie ona wpadła w oko nowo narodzonemu wampirowi, który od kilku dni obserwował blondynkę, z każdym dniem jego głód rósł, ale Rudy postanowił najpierw wybadać swoje moce.Najpierw odkrył ze wcale nie boi się czosnku i ze potrafi przybierać formę, nie nietoperza, ale Rudego kota. O świcie z przerażeniem stwierdził, ze historie o działaniu światła słonecznego były prawdziwe, gdyby nie to ze potrafił się natychmiastowo przenieść do swojej trumny i w dowolna cześć cmentarza, już dawno byłby tylko syfem na czyjejś podeszwie.Pewnego razu gdy śledził swoja ofiarę jako kot, zwęszył go pies, wielki czarny pies. Czul on obecność czegoś więcej niż tylko kota, Rudy widział jak toczy się w nim walka, ale głos pokoleń, pokonał instynkt. Pies rzucił się na kota, obnażając wielkie niosące śmierć kły. Rudy poczuł przypływ energii i wypościł z siebie fale, której obecność zarejestrował szóstym zmysłem, wszystkie ptaki poderwały się z drzew, pies zaskomlał i co sil zaczął biec w przeciwna stronę. Zamyślona Gosia nie zauważyła dziwnego zachowania ptaków, ani dziwnego zachowania psa, sama nie poczuła manifestacji mrocznej siły socjopaty.

Rudy przypomniał sobie jeszcze o zwyczaju, zmiany imienia ochrzcił się Ydur. Czul w sobie niezmierzone pokłady energii, jego dusza karmiła się strachem, a jego było w stolicy pod dostatkiem. Lecz ciało tez domagało się pokarmu, nie mógł się na niczym skupić. Postanowił w końcu zaspokoić swój głód. Blondynka od razu go zainteresowała, bo nie wyczuwał w niej strachu, który zwykle emanuje z ludzi, nie mógł się doczekać, gdy szóstym zmysłem poczuje jej strach, usłyszy jej wołanie o pomoc, a jej krew zacznie płynąc przez jego ciało.A z Super-Dorota policzy się później...



* Part III - Pusty

Tymczasem w sercu miasta, na szczycie Pałacu Kultury i Nauki, z cichym trzaskiem zmaterializowała się chmura czarnego dymu. Szybko uformowała się w mroczną postać, która z gracją opadła na iglice wieńczącą Pałac. Postać lekko się zachwiała, gdy mocniej powiał wiatr, przykucnęła łapiąc równowagę i z zachwytem wpatrywała się w rozświetlone miasto, swoim martwym wzrokiem. Jego oczy zdawały się być puste, patrzący w nie człowiek był pewien, że wsysają one wszechświat w nicość.Tylko cienkie, doskonale widoczne w ciemności, nieustannie ruchome, zielonkawe okręgi sugerowały obecność życia.Wampir uśmiechnął się ukazując kły, lubił przychodzić tu po posiłku, było tu tak pięknie...Ubrany był dość dziwnie, wyzywająco. Na szyi miał zieloną arafatkę, w kolorze zielonych okręgów w jego oczach. Miał na sobie, trochę za małą białą koszulkę z napisem "Make Me Happy". Na nią, zarzucił skórzaną kurtkę, nabijaną ćwiekami. Nosił jeansowe, dziurawe na kolanach i postrzępione przy nogawkach spodnie.Zanucił coś pod nosem, westchnął, uśmiech mu zrzęd, uniósł rękę do twarzy. Z ręki ulotniło się trochę gęstego, smolistego dymu, który uformował się w czarny kapelusz i zmienił rysy twarzy. Mrugnął. Jego oczy stały się ludzkie, choć ciągle budziły niepokojące wrażenie pustki.Dopiero wczoraj wyczuł pojawienie się nowego wampira. Ale co to za wampir? Zwykły trup. Będzie musiał przekonać go osobiście do swoich racji, bo jego magicznie wzmocniony kundel, do dziś nie wrócił.Wampirów nie było wiele w warszawie, dbał o ich ilość, uważał że co za dużo to nie zdrowo. Pozostałe wampiry krwi, zresztą to był jego własny stryj, brat i siostra cioteczna, nie dawały się tak łatwo zabić, a poza tym wynajęły tego cholernego demona. Nie potrafił wyczuć jego obecności. Po prostu bał się nieznanego, żył dopiero 111 rok, nie wiedział wiele o demonach. Koalicja wampirów zdecydowanie mu się nie podobała, od kiedy wampiry bawią się w sabaty!? To poniżej godności wampira. Pewnie przemogły się, widząc że oddzielnie nie mają szans. Jakby tego było mało, zaczęli przebudzać się magowie i to nie byle jacy, asy w rękach jasności. Zaczął podejrzewać zjawienie się sześciu, gdy w warszawie powstał problem z krzyżem, afera o nic, widział umysły "broniących krzyża", były podsycane myślami drugiego z sześciu. On lub Ona nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co robi, w jednej chwili tłum chciał iść na pizze, a w drugiej do toalety. Nie był w stanie namierzyć maga, co było potwornie irytujące. Wystarczy że zginie jeden, a reszta magów będzie miała deprechę przez pół roku, oprócz tego że nie będą mogli zgromadzić mocy sześciu, będzie w stanie ich wytropić. Niech tylko ich umysły dotknie pustka.Problemy tylko się nawarstwiają, a On, Czarny Dym, Piekielny Kruk, potomek rodu Pustych powołanego przez samego Pana Krwi, Samaela, ten który pojął czas i nagina przestrzeń, Sakul, tak bardzo chciałby odpocząć...



* Part IV - Ojciec

Dorota rozsiadła się wygodnie w fotelu, od śmierci Rudego minął tydzień, a ona jeszcze nie namierzyła kolejnej ofiary. Zabiła Rudego bo wyczuła w nim pierwotną moc, której nawet on sam nie był świadomy. Zaprzyjaźniła się z nim, żeby się przekonać czy ma rację, okazało się że trafiła cholernie dobrze, jej ofiarą był nie kto inny, jak potomek Samaela, upadłego archanioła.Sama była córką Asmodeusza, demona, który również był synem Samaela, więc właściwie zabiła swojego dalekiego krewnego. Mimo tego rozpierała ją radość, ona jak i jej ojciec, nie darzyli szczególną sympatią dziadunia, któremu jedyną uciechę sprawiały perwersyjne zabawy z nastolatkami. Jako anioł nie rozumiał koncepcji antykoncepcji, więc tych rudzielców wszędzie było mnóstwo, stąd też wziął się zabobon, że 11 Rudych na 10 jest wrednych. Zajmowała się zawodowym zabijaniem potomków, ludzi i istot pozaziemskich, sama była ćwierć aniołem, w połowie demonem i w ćwiartce smokiem. Nadawała się do tego zadania idealnie bo potrafiła doskonale rozpoznawać krew, w ten sposób upewniła się co do pochodzenia Rudego.

Od miesiąca, w mieście szalała nieznana jej demonica, wysłała wiadomość ojcu, żeby się z nią spotkał w tej sprawie... Spojrzała niecierpliwie na pentagram na środku pokoju, wszystkie znaki były na swoim miejscu. Zwykle znajdował się tam piękny czerwony dywan, który teraz został odsunięty pod ścianę. Przeniosła spojrzenie na zegarek, w tym momencie w środku pentagramu otworzyła się szczelina, z której wyszedł niewysoki demon. Jako człowiek wyglądał co najwyżej na siedemnaście lat, spojrzał na nią swoimi głęboko niebieskimi oczami, wyłaniającymi się spod kruczoczarnych włosów. Jego twarz promieniała uśmiechem.
-Witaj, córeczko. Stęskniłaś się za tatusiem? - powiedział słodkim głosem Asmodeusz.
-Jasne. - powiedziała zniecierpliwiona. - Czekam na ciebie od połowy godziny, cały czas się zastanawiałam czy nie przeoczyłam jakiegoś znaku.
-Sorki, miałem parę spraw. - wyjaśnił szorstko, jego twarz spoważniała, wydawał się kilka lat starszy. - Skoro tak ci się śpieszy, przejdźmy do rzeczy. Samael uskarżał się że znów podziurawiłaś mu syna. Sprawdziłem to, jego dusza nadal jest na tym świecie, jako odbicie Pustego z pierwszej linii. Demonica została wynajęta przez resztę rodziny Pustego. Nie jest specjalnie silna, ale nie da się zabić Pustemu, zna jego sztuczki. - Dorota została zawalona informacjami, nie spodziewała się że ojciec tak się zaangażuje.
-O odbicie nie mam się co martwić, dokończę sprawę jutro. Jeśli Ona zacznie mi przeszkadzać mogę ją usunąć? - zapytała Dorota.
-Odbiciem na pewno próbował zająć się Pusty, skoro jeszcze żyje to oznacza, że piętno Samaela i dusza rezonująca z duszą pustego, tworzą doskonałą harmonię. Ten twój Krzyś niedługo będzie silny jak sam Samael, odpuść go sobie, tylko biedy sobie narobisz. Ona z kolei nic nie znaczy, ale potrafi skutecznie ograniczać ruchy Pustego, więc powinnaś o nią dbać. Jeszcze jedna nowina, jasność ma jakieś plany, posłała sześciu na ziemie, wszystkich tutaj do warszawy. Zakończ wszystkie interesy tutaj i najlepiej się gdzieś ukryj, wiesz że jasność nas nienawidzi. Jak objawi się piąty i pierwszy, wszystkie demony w okolicy będą zagrożone. Dwudziestego trzeciego będzie pełnia, to już za cztery dni, znajdź jakiegoś wilkołaka, one potrafią wyczuwać magów. Taki ochroniarz zapewni ci przynajmniej częściową ochronę. - Dorotę zatkało nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Asmodeusz znów promiennie się uśmiechnął, nic w jego postawie nie zdradzało, powagi z przed sekundy.
- Trzymaj się Drop, czekam na wiadomość od ciebie.
-Pa, tatku. - wybąkała, nie lubiła jak ojciec nazywał ją starym imieniem. Asmodeusz zniknął w niebieskich płomieniach, nie pozostał po nim ślad.





* Part V - Konfrontacja

Tego samego dnia, Gosia wracała z treningu, gdy zaszło słońce była już parę uliczek od swojego domu.W zaułku zobaczyła kotka przyklęknęła, żeby go nie przestraszyć. Wyciągnęła dłoń i zaczęła wołać rudzielca.

Kot siedział niewzruszony, czekał na nią. Podeszła. Pogłaskała kotka po główce.

-Gdzie idziesz rudzielcu? - kot odszedł mrucząc głośno, kilka metrów w głąb uliczki. Wygiął zachęcająco grzbiet. Gosia uśmiechnęła się i podeszła do kota. Wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać kota, który wykrzywił ryjek w paskudnym nienaturalnym uśmiechu. Cofnęła gwałtownie rękę i wyprostowała się, czekała zamurowana na ruch upiora.

Tuż za sobą usłyszała cichy trzask, oblał ją zimny pot, przez plecy przeszedł dreszcz, upadła na kolana oszołomiona, wyczuwając moc za swoimi plecami. Kot też wyglądał na oszołomionego, na jego pyszczku nie było śladu upiornego uśmiechu.

-Niezwykłe. - tuż za plecami usłyszała zimny, jadowity głos.

Mimo obezwładniającego strachu zdołała spojrzeć za siebie. Ujrzała chmurę gęstego czarnego dymu, formującą się szybko w mroczną postać. Na wysokości głowy ujrzała dwa zielone światełka, nie patrzył na nią.

-Widzę że jakoś sobie radzisz, ale obawiam się że nic nie będzie z twojego posiłku.

Powoli odwróciła głowę w kierunku kota, który był już wysokim rudym mężczyzną. Potwory mierzyły się wzrokiem, zdawały się nie zauważać jej obecności.

-Czego chcesz? - wysyczał rudy.

-Twojej śmierci - oznajmił obojętny zimny głos. - jestem zmuszony zabrać twoją duszę. Nie jesteś prawdziwym wampirem. Jesteś tylko moim odbiciem, istniejesz, bo twoja dusza chce połączyć się z moją.

W jednej chwili jego ciało, rozwiało się na wietrze i ze złowieszczym trzaskiem zasugerowało swoją obecność za plecami rudzielca.

Rudzielec zareagował natychmiastowo, zamienił się w kota, unikając dekapitacji, jednocześnie posyłając falę mroku. Fala na sekundę otumaniła mrocznego, kot zdążył wylądować na cztery łapy i odskoczyć na stosunkowo bezpieczną odległość.

-Nie jesteś wampirem krwi, mimo tego nie jesteś również bezmózgim zombi, ożywionym przez moje odbicie. Twoja moc jest niezwykła. Kim ty do cholery jesteś?! I czemu pojawiasz się właśnie teraz? - mroczny wpadł w furię, czuł że nie kontroluje sytuacji, a każdy pionek w jego grze staje się znaczącą figurą. Musiał to zakończyć. Wezbrała w nim wściekłość. Trzy podobne duszę do tej co stała przed nim w postaci Rudzielca posłusznie przelały w niego swoją moc, tworząc dziwną aurę cierpienia i rozkładu. Przelewająca się moc wytworzyła potężny wir powietrza, wokół niego.

-Boje się. - odezwał się cichy, stanowczy głos, zupełnie wyprany z emocji. Mimo hałasu wytwarzanego przez wiatr wampiry usłyszały go wyraźnie, spojrzały ze zdumieniem na dziewczynę. - Odejdźcie - rozkazał ten sam głos.

Oba wampiry odepchnęła potworna siła, za nim nastąpiło zderzenie z twardą powierzchnią, wampiry zdematerializowały się, uciekając do swoich kryjówek.Tak oto obudził się pierwszy z sześciu, szept boga.

_________________________________________

Pusty teleportował się na cmentarz powązkowski, jego zwykłe miejscówki były spalone, demonica wszędzie go znajdywała.

A więc najsilniejszy z sześciu się przebudził, puki dziewczyna jest w transie lepiej się do niej nie zbliżać. Jak wróci do siebie, będzie można spróbować ją zlikwidować. Mimo wszystko był zadowolony, że udało mu się znaleźć najniebezpieczniejszego maga.

Kotek nie zna swoich mocy. Podczas starcia wyczuł jego aurę. Była niesamowicie silna, oszałamiała go, spowalniała jego ruchy. Teraz kiedy już raz poczuł tę aurę, będzie mógł ją wyczuć z większej odległości. Nigdy wcześniej nie spotkał się z czymś takim, jego poprzednicy byli zwykłymi zombi, które ścigał jego piesek. Dusze rezonujące po śmierci z jego duszą, nie chciały odejść do nieba albo piekła, ciągnęły do niego, powielając jego moc po połączeniu. Nabrał ochoty na tą duszę.



* Part VI - Cień

Księżyc wszedł w ostatnią fazę. – Jutro osiągnę pełnie mocy.- pomyślał cień.

Kobieta lekkich obyczajów, spędzając wieczór opierając się o latarnie. Od dłuższego czasu, przyglądała się niezwykłemu cieniowi drzewa, padającemu na niewysoki murek. Cień ten zdawał się, być ciemniejszy o kilka tonów od innych w okolicy. Zastanawiała się czy to działanie tabletek, których całą paczkę połknęła. Poza faktem, że ten cień był ciemniejszy, tylko on pozostawał w bezruchu, reszta otaczających ją przedmiotów i cieni, łącznie z owym drzewem, wiły się w wężowym tańcu. Jej myśli, które dotąd starały się ogarnąć wszechświat postanowiły wspomóc oczy w identyfikacji niezwykłego zjawiska. Wysłały zaszyfrowaną informację do kończyn dolnych, które z zadowoleniem odczytały szyfr i kazały kręgosłupowi utrzymać ciało w kupie. Brunetka ruszyła chwiejnie w stronę cienia. Dotarła do muru, przejechała ręką po kamiennym murku. Odebrała w umyślę pajęcze myśli, dlatego zdziwiła się, gdy z muru wyrosła zupełnie nie pajęcza głowa.

Osobliwa istota była skrzyżowaniem fioletowego wilka z seryjnym mordercą, szkaradna twarz obdarzyła ją uśmiechem od ucha do ucha, ukazując przy tym rząd białych, ostrych jak brzytwa zębów. Też się uśmiechnęła, przypatrzyła się potencjalnemu klientowi. Jego oczy, były samymi białkami, całą twarz porastało krótkie, szorstkie futro. Pogładziła go po policzku. Bestia gwałtownie rozwarła paszczę, mimo maksymalnego rozwarcia pyska. Dolna szczęka stawiała opór tkance i nadal kierowała się ku ziemi. Upiorny odgłos rozrywających się chrząstek, pękających kości i kilku innych nie wybrednych dźwięków, uświadomiły kobiecie, że nie powinna brać więcej tych tabletek i jak najszybciej znaleźć się w domu. Odepchnęła się ręką od murku, nogi nie zareagowały. Gdyby nie język bestii, który niczym pyton obwiązał się wokół niej, pewnie potłukła by się uderzając o chodnik. Rozciągającemu się językowi towarzyszył paskudny odgłos, odrywania się mięsa od kości. Utrzymał ją w pionowej pozycji, skutecznie uniemożliwiając ruch, na twarzy poczuła dotyk psiego języka.

Oczy prostytutki pociemniały stały się puste, głodne, martwe. Powietrze za nią zaczęło falować i uformowało widmową postać śmierci. Śmierć wyciągnęła kościstą dłoń, wilkołak poczuł jak jego energia życiowa przenosi się na drugą stronę. Śmierć jako zjawisko uważał za niemożliwe, gdyż nie należała ona do jego wymiaru. Zacisnął mocniej język na ofierze, powodując rozwianie się widma. Śmierć znów przestała go dotyczyć.

Dolna część szczęki z głuchym chrupnięciem dotknęła wreszcie chodnika, górna złowieszczo uniosła się nad głową ofiary. W gardle bestii znajdowało się jeszcze kilka rzędów zębów, a następne wyrastały w głębi w zastraszającym tempie. To nie będzie śmierć, to będzie życie wieczne. W następnej chwili, język wciągnął kobietę do nienaturalnie rozszerzonego gardła. Szczęki zacisnęły się, zęby zderzyły się wydając metaliczny dźwięk. Skóra ściągnęła się przywracając twarzy bestii "normalny" wygląd, po brunetce nie został żaden ślad. Głowa zaczęła powoli zapadać się w ścianie, ostatnim co można było dostrzec to piekielny uśmiech bestii, tonący w kamieniu.

-Światłość jest głucha na modły swoich sług, obdarzyła mocą posiłek wilkołaka. Nie dam jej teraz umrzeć. Podtrzymam ją przy życiu i zmuszę do posłuszeństwa, ale będzie zabawa. Trzeci jest we władzy szaleństwa.- tak mniej więcej brzmiało telepatyczne wycie do księżyca, wydane przez cień na murku.

Chwilę później wprawny telepata cienia mógłby wychwycić, podnieconą rozmowę kilkunastu wilkołaków z całej europy i słuchać jej do świtu. Tak się składa, że Dorota była telepatka cienia, była w tym piekielnie dobra, cierpiała również na bezsenność.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...