Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Recenzje "Poszukiwacza luster" Oxyvii i Boskiego :)


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ooo, "Tara" ma tu tyle dobrych recenzji, że pozazdrościłam! No to w takim razie ja się sama pochwalę i wkleję tu recenzje, które "Poszukiwacz luster" dostał na stronie Radwanu - o, proszę bardzo:



Fanaberka (niedziela, 06 marca 2011)
Ocena: 5

Mam przed sobą perełkę: poetycką, subtelną, wzruszającą opowieść o losach wiecznego chłopca, samotnika i wędrowca – bo kimże innym mógł stać się syn Zdziwoka z bagien.rnNigdy jeszcze nie spotkałam takiej książki. Liryczne, błyskotliwe, dojrzałe warsztatowo wiersze znalazły się w magicznym środowisku baśni. Dostały warunki idealne do życia: ziemię, wodę, powietrze i ogień – więc ożyły i zaczęły współtworzyć fabułę.rnDzisiaj przeczytałam książkę po raz pierwszy i wiem, że będę wracać.
Polecam.
A dwójce niezależnych autorów – gratuluję debiutu.



Iza (Baba Izba) (dopisek mój - Oxy) (środa, 02 marca 2011)
Ocena: 5

Tak, to prawda. Moje odczucia są zgodne z poprzednimi opiniami. Nie będę się powtarzała, podzielę się jedynie wrażeniami po przeczytaniu książki. Moim zdaniem jest to piękna opowieść z urokliwymi wierszami, uzupełniona rysunkami, starannie wydana. Mnie zachwyciła, myślę, że jest to książka dla wszystkich ludzi dorosłych, którzy zachowali wrażliwość i serce dziecka, ludzi z wyobraźnią, prawdziwie kochających poezję. Fabuła przeplata się z wierszami w idealnie dobranych proporcjach, całośćrnwzrusza, bawi i uczy, każe się zastanowić, zwolnić tempo: dojrzeć to, co czasem umyka uwadze, a co jest w życiu niezmiernie ważne. Na pewno będę do tej książkirnwracała, pozostawiła mnie w zadumie i fascynacji.



Krystyna (Nata Kruk) (dopisek mój - Oxy) (wtorek, 01 marca 2011)
Ocena: 5

Poszukiwacz luster - baśń dla dorosłych. Tak właśnie tę pozycję powinno się odebrać. Niecodzienna forma, połączenie baśniowej prozy z czysta poezją.Bohater równie dobrze pasowałby do współczesności, bo każdy z nas w pewien sposób gdzieś błądzi, zadajemy sobie masę pytań, na które nie zawsze jest odpowiedź. Bohater baśni - Milo, rozpaczliwie szuka kogoś bliskiego, chce kochać, ale i sam chce być kochany. Wiersze wplecione w akcję są ważnym elementem książki, dodają osobliwego uroku, wywołują niejednokrotnie uśmiech na twarzy czytelnia, ale zmuszają też do głębszej refleksji.
Całość czyta się bardzo dobrze, ma się wrażenie, że weszło się w bajkę.
Miłym zaskoczeniem mogą być ilustracje, wykonane przez współautorów książki.
Przeczytałam książkę z przyjemnością i polecam ją innym.



Anna Myszkin (wtorek, 01 marca 2011)
Ocena: 5

Ciepła poezja, pełna pastelowych obrazów i niosąca wiele wzruszeń, snuta na kanwie historii dorastania mężczyzny, który, choć nieco dziwny, wyda nam się dziwnie znajomy, bo każdy rozpozna w nim własne młodzieńcze zagubienie i dążenie do spełnienia w miłości. Kołysanie warte degustacji, szczególnie przez tych, którzy noszą w sobie wiarę, że dopóki jesteśmy, dopóty możemy szukać dróg do siebie, i nigdy nie jest za późno na ich znalezienie, bo tylko wyposażeni w taką mapę, mamy szansę na miłość, o jakiej każdy marzy. Duet autorski Joanny i Marka działa na wyobraźnię, przenosząc nas łagodnie w swoistą krainę baśni, która nie zrywa z rzeczywistością - nadaje jej jedynie zwiewną, metaforyczną formę.



bea2.u (niedziela, 27 lutego 2011)
Ocena: 5

Kto z nas nie czuje się wiecznym wędrowcem? Kto nie poszukuje luster, w których może odnaleźć siebie? Kto nie błądzi? Czy ta opowieść mogłaby się toczyć dziś, w mieście? Sceneria wymagałaby innej poetyki, ale ta zawarta w baśni daje możliwość pokazania wspólnoty pomiędzy naszą naturą, a naturą przyrody, za którą coraz częściej tęsknimy. Wiersze, te poważne, zabawne, błyskotliwe i te groteskowo beztroskie nie pozwalają się nudzić czytelnikowi. Wymienię chociażby takie, jak: „Źródłosłów” (wzorcowy), „Śmierć drzewa”, „Raport” (w reporterskim stylu, który niezwykle cenię u Autorki), „Samośnienie” (klasyka liryki), „Czereśnia” (motyw przepięknie rozwinięty w baśni), „Chłopski rozum”, „Przepełnia”, „Krowa” (przesympatyczna, z adekwatną ilustracją godną największych rysowników), czy choćby „Ballada o świcie”, oddająca chyba najbardziej temperament pisarski Autora. Splecione razem narracyjną baśnią w jedną spójną opowieść - wyczyn niezwykły w dzisiejszych czasach, by dwoje autorów tak pięknie się razem komponowało. Sugestywnie zarysowane postaci pozostają trwale w pamięci. Dodatkowym atutem są też rysunki Małgorzaty Jankowskiej oraz samej autorki. Ożywica, wręcz Szancerowska, ożywia nie tylko wyobraźnię, ale też przywołuje tęsknotę za wiarą w to, że jeszcze wszystko jest możliwe. Baśń, nie baśń - czyta się jednym tchem.
Beata Podsiadły




A na koniec jeszcze recenzja, którą mi przysłał na PW Janusz Ork (kiedy mi to zaproponował, napisałam, że mam okropną tremę):


Szczerze mówiąc, nie wiem kiedy i czy w ogóle czytałem utwór napisany w tej konwencji - prozę ilustrowaną liryką. Aby nie stracić wątku baśni i jednocześnie w pełni delektować się wierszowanymi ilustracjami, musiałem wymyślić sobie sposób na czytanie tego niezwykłego utworu. I dobrze mi się to udało, chociaż nie zdradzę jak czytałem.

Spróbuję opisać moje wrażenia zaczynając od baśni. Chociaż gatunek nie jest nowy a akcja konwencjonalna, wydaje mi się, że został wybrany z pełną świadomością przez autorkę i jest adekwantny do zamierzonych celów. Pozwala w na wiele zabiegów literackich, na fikcyjność z parabolami do rzeczywistości i realności życia, na opowieść z użyciem liryki bogatej w słownictwo, neologizmy i elementy, jakie inne gatunki nie dopuszczają. W tym wypadku duży plus dla autorki, która świadoma tego co chce czytelnikowi przekazać, wybrała formę gatunkową, która jej zamierzenia artystyczne jak najmniej "krępuje". Po przeczytaniu kilkunastu stron, czytelnik poznaje, że tekst jest napisany przez dojrzałą, dorosłą osobę, która albo zna pewne stany i strony życia z autopsji albo jest niezwykle bystrym obserwatorem. A może jedno i drugie. Z informacji o autorce, jakie można znaleźć w różnych źródłach wynika, że lubi miasto w którym mieszka ale jest ono dla niej także "zmorą" powodującą ucieczkę w świat przyrody, uspokojenia, w świat baśni, jakim dzisiejsze miasta na pewno nie są. I to byłoby jeszcze jedną przesłanką, dlaczego baśń.

W miarę czytania czytelnik sam przenosi się w ten świat baśni urzeczony motywami i symbolami, które są mu bliskie i znajome: obraz polskiej wsi, jeszcze wcześniej dąb prastary na polanie i majestat puszczy (czyżby aluzja do Kraszewskiego?) a wreszcie zniszczenie lasu, ojczyzny Mila, które jest jakby aluzją do losów Polaków na przestrzeni dziejów i ich bólu.

Najwyraźniej rysuje się obraz życiowo doświadczonej autorki w dygresjach, często zamkniętych w nawiasach i tak trafnych, że dorosły czytelnik wcześniej czy później natrafia i na własne doświadczenia życiowe i jednocześnie identyfikuje się z głównym bohaterem i z jego losem. ["dziewczynie samej bardzo jest źle na świecie (szczególnie na wsi, gdzie trzeba męskich rąk do roboty, bo kobieta sama wszystkiemu nie podoła)", Str.49], albo ("kiedy już się wyszaleli w swoje noce atramentowe, nie bardzo miewali o czy porozmawiać ani czym się razem zająć...", Str. 50). Albo dygresja zamieszczona na str. 71 w odniesieniu do przemyśleń o świecie, przemijalności i rzeczywistości. Takich miejsc jest w baśni dużo i powodują, że czytelnik widzi się w nich jak w lustrze. Zmuszają czytelnika do refleksji, do chwili zastanowienia się nad własnym życiem i losem. Podczas gdy główny bohater szuka tajemniczego lustra, czytelnik znajduje swoje lustro w tekście. I to odzwierciedlenie jest jeszcze jedną cenną cechą opowieści. Może nawet najcenniejszą.

Inną płaszczyzną książki jest zamieszczona w niej liryka, która celnie ilustruje akcję baśni i jak zauważył pan Zaniewski w przedmowie, jest świetnie dopasowana do niej "jak dwie tkanki tego samego organizmu". Tutaj też jest dla mnie moment, aby złożyć ukłon w stronę poetów tego utworu i podkreślić rolę współautora Marka Sztarbowskiego (znanego mi jako Boskie Kalosze), który błyszczy talentem, pokazuje się od swojej najlepszej strony lirycznej. Obok przepięknych liryków jak "We mnie", czy "jaskółka", potrafi Marek spojrzeć na świat także figlarnie, z lekkim przymrużeniem oka na tę wielką "poważność" jaka nas otacza, jak np. w wierszach "byle do wiosny", czy też "Ballada o świcie", zaskakująca niespodziewanym akordem w ostatnim słowie. Jeśli chodzi o wiersze autorki, to od razu zakochałem się w wierszu "Sierpienne uśmianie" (znalazłem go także w Almanachu "Odbicia"). Wiersz porywa rozmachem, słowem i atmosferą i trudno uwolnić się od tej tryskającej radości. Znalazłem także refleksyjne wiersze jak np. "Coraz wyższe niebo" a także wyjęte z życia, o nutce filozoficznej jak "odcienie nieuchronności". Kto pisze takie wiersze, kto potrafi tak wymownie i wielowarstwowo pisać o budziku albo o baloniku, ten nie powinien mieć żadnej tremy.

Wiersze, które tu tylko przykładowo wspomniałem są następną nieocenioną cechą tej książki. O ile rzadziej wraca się do poznanej fabuły o tyle często powraca się do dobrej poezji. I to właśnie zamieszczona tutaj poezja powoduje, że czytelnik często sięgnie ponownie po książkę, aby nacieszyć się tym czy innym pięknym wierszem, który ujął go podczas pierwszego czytania.

"Poszukiwacz luster" stoi w moim regale na półce obok A.Zagajewskiego, R.Krynickiego,Z. Herberta, R.M.Rilke i S.Heaney. I nie ma tremy.

Z ukłonami w stronę Autorów
Janusz Ork
22.04.2011



Dziękuję serdecznie Wszystkim, Którzy pochwalili naszą książkę - jestem naprawdę wzruszona i rozanielona. :-)
I mam nadzieję, że nikt z Was nie obrazi się za to, że przytoczyłam tutaj Jego słowa?- w końcu one widnieją w innym, równie publicznym miejscu jak nasze Forum, bo na stronie Wydawnictwa Radwan (jest tam też pierwsza część recenzji Janusza).

Nie będę tutaj przytaczać całej recenzji profesjonalnego i cenionego pisarza Andrzeja Zaniewskiego, bo jej objętość to - bagatela - 8 stron maszynopisu! Ale można ją przeczytać w książce i przekonać się, że jest nad wyraz pozytywna. ;-)

No, wystarczy samochwalstwa na dziś. :-)
Pozdróweńka dla Wszystkich Orgowiczów!

Opublikowano

Heh... media, medialny... rynek,itd. itp...
Nie no fajnie :)
Tyle że jest też takie powiedzenie "samochwała..." itd. Jak dla mnie "tu" i "tu" za dużo materiału opiniującego. Ja rozumiem radość niemniej... jak przysłowie.
Ale gratuluję Oxyvio :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Panie, jakiś Pan zaskakująco oryginalny, wcale się nie powtarzasz i jaki Pan jesteś przy tym niemedialny :)) nie wiedziałam tylko, że chór prowadzę.



Joa,
przepraszam, to był oczywiście żart z tym samochwalstwem. zapomniałam, że tu nadal panuje taka "serdeczna" atmosfera. gratuluję Wam obojgu.

hej :)
/b
Opublikowano

Trzeba się chwalić jeśli jest ku temu powód - nie widzę w takim zachowaniu niczego niestosownego. Wyobrażam sobie ile satysfakcji przynosi wydanie książki, w dodatku tak wypracowanej! Biję się w piersi Droga Autorko, że sama dotychczas nie podzieliłam się wrażeniami - wybacz.
Znakomite wiersze, bajeczny klimat i sympatyczne rysunki składają się na wyborną całość, godną pochwał i pochwał i jeszcze raz pochwał! :)

Brawa dla Autorów!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie no, jam tylko margines :) Nic nie znaczący.
Tak na marginesie: może zasadny byłby jakiś dział na Orgu odnośnie publikacji wydawniczych...?
Z rekami i nogami :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie no, jam tylko margines :) Nic nie znaczący.
Tak na marginesie: może zasadny byłby jakiś dział na Orgu odnośnie publikacji wydawniczych...?
Z rekami i nogami :)

casem starcom łocy, cyz nie ?? ;)

a serio, to popieram. proponowałabym otworzyć dział wątkiem o tomiku pokonkursowym "poezja.org"

:))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bo nie chciałam! Ja tylko pozazdrościłam Magdzie!!! ;-)))
Wieczorek 21 maja o godz. 18.00 w Oleandrze - jeszcze będzie tu ogłoszenie.
Fajnie, że się odezwałaś, Bea! Pisz tutaj też swoje wiersze! Tu są nie tylko źli ludzie! Naprawdę! :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ja Cię rozumiem, Popsuty.
Ale... siebie też. ;-)
I dziękuję serdecznie za gratulacje. :-)
Aha (przez samo "h", jak kazała Ela Ale): tu nie chodzi o żaden rynek. Tu rynek w ogóle nie istnieje, jest czystą fikcją. Chodzi wyłącznie o to, żeby zostać dostrzeżonym, przeczytanym przez jak największą liczbę Osób (czyli kilkadziesiąt, a przynajmniej kilkadzieścia, a może choćby kilkanaście). Chodzi tylko o to, żeby zwrócić na siebie uwagę, na swoje pisanie, na to, że w ogóle też się pisze - do ludzi i dla ludzi, i po to, żeby dać to ludziom.
I tyle.
Nie mniej bardzo mi miło, że sądziłeś, iż jesteśmy profesjonalistkami i że chodzi nam o zarobek. ;-))))) Ach, jak mi miło! Naprawdę! :-)
Buziaki, Popsuty.
Oxy.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Panie, jakiś Pan zaskakująco oryginalny, wcale się nie powtarzasz i jaki Pan jesteś przy tym niemedialny :)) nie wiedziałam tylko, że chór prowadzę.



Joa,
przepraszam, to był oczywiście żart z tym samochwalstwem. zapomniałam, że tu nadal panuje taka "serdeczna" atmosfera. gratuluję Wam obojgu.

hej :)
/b
Bea, absolutnie nic się nie stało, nie czuj się winna i nie mam żalu do Popsutego, nic się nie dzieje, naprawdę. :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Doroto miła! Jeśli również od Ciebie czytam taką pochwałę - a znając Cię, wiem, że jest szczera - to jestem po prostu wniebowzięta! Jesteś doskonałą Poetką, uznaną nie tylko przeze mnie, ale i przez niesłychanie krytycznego Marka Sztarbowskiego, więc pochwała z Twoich ust ma tym większą wartość! Ach, jakem uszczęśliwiona! (Naprawdę - to nie wygłupy!) Dzięki, dzięki, dzięki!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie jesteś nieważny.
Nikt dla mnie nie jest nieważny (spośród ludzi kulturalnych oraz normalnie czujących i myślących).
A dział pewnie byłby zasadny, bo coraz więcej Orgowiczów publikuje. Napisz do Angella.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Olesia! Jak mi jest miło, że i Ty tutaj, i to po mojej stronie! Ach, jak mi miło! :-)))
Buziaki serdeczne!

A... książeczki nie chcesz przeczytać?... (Ale się nie czuj zobowiązana). :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Olesia! Jak mi jest miło, że i Ty tutaj, i to po mojej stronie! Ach, jak mi miło! :-)))
Buziaki serdeczne!

A... książeczki nie chcesz przeczytać?... (Ale się nie czuj zobowiązana). :-)
bardzo bardzo chcesz :)
niedługo będę miała więcej czasu, bo teraz też wydaję książkę ;p

może wpadnę na majowe, to się spotkamy ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


No to się cieszę jak dziecko!!! :-)
Zarówno z tego, że chcesz przeczytać (i - rozumiem - mieć na pamiątkę?) naszą książkę, jak i z tego, że i Ty wydajesz! Zamawiam od razu! Z dedykiem! Tylko z dedykiem!!!
I gratuluję!!!
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Do mnie też trafili "Poszukiwacze luster". Trafili pocztą pod adres i do serca. To wyjątkowa lektura. Powstaje przy niej wrażenie poznawania cudzych sekretów, jakby otwierania pamiętnika-sekretnika. Wrażenie to potęgują rysunki odautorskie, proste, ołówkowe. Takie rzeczy powstają, kiedy myślimy o czymś w skupieniu, a ręka zakreśla obszar marzeń znakami. Czasem są to domy, drzewa, studnia, a czasem litery. Autorzy tej mini-baśni prowadzą dialog wierszowy łączony małymi prozami, narracją. Zostaje w ten sposób zapisany kawałek świata, który zwykle nam umyka. Pragnienie o imieniu - mam Cię - jesteś tu zapisana(y). Opowieść przypomina wędrówkę Alicji, a może bardziej drogi Gerdy i Kaja. Co najważniejsze -można w nią uwierzyć i pomyśleć niechby i mi się przytrafiło.

Obojgu poetom gratuluje szczerości i poetyckiego pióra. Również mądrego dystansu do rzeczy wielkich i akceptowania perspektywy.

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...