Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

trzask niezłomnych kości
korowód korzeni
najostrzejszych chorób
potok myśli tępiony na głazach
nurty rzek przypominają płacz
podmywa suche brzegi ust

krążące pod niebem ptaki
słychać zwierzęta
rozpaczliwy krzyk ofiar powodzi
przekrzykuje szum traw i krzewów –
- zacieranie dłoni bogatych
w wiatraku sukcesów i porażek
połamane ramiona czuję
powietrze niezdecydowane głupieje
z tego wszystkiego

odbezpieczając wstyd
ściągnę z siebie ubranie
wskoczę do wody
rozpraszając szumiący strach
wybuchnę
tragediami zebranymi w sobie
ocierając się o dno tego świata
wypłynę jak kamień
wyzbyty ciężaru obojętnych gestów i decyzji

wrzeszcząc ile sił w płucach
oddam się czystej euforii
co brudne we mnie oddam
zwierzętom na rozszarpanie
ptakom moje upadki zostawię
wrzeszcząc czuję płuca
wrogów przyjaciół kobiet
całej reszty oddechy przeżywam
chorych pod respiratorem

wrzeszcząc oddaję siebie
poddaję próbie
coraz więcej pytań

dookoła cisza mrożąca krew
w żyłach jestem
rozgłosem ciszy
przypływem rześkich narodzin
nieznanej sekundy

Opublikowano

Tomaszku - inwersje - brrrrrrr! Inaczej połamałabym niektóre wersy, ale wiersz jest przejmująco szczery i dosadny. No cóż, taki w Twoim stylu.

odbezpieczając wstyd
ściągnę z siebie ubranie
wskoczę do wody
rozpraszając szumiący strach
wybuchnę
tragediami zebranymi w sobie
ocierając się o dno tego świata
wypłynę jak kamień
wyzbyty ciężaru obojętnych gestów i decyzji


A ta strofa (powyżej) jest piękna. Zaś tę (poniżej) - zabieram sobie, powinna być moja.

wrzeszcząc oddaję siebie
poddaję próbie
coraz więcej pytań

dookoła cisza mrożąca krew
w żyłach jestem
rozgłosem ciszy
przypływem rześkich narodzin
nieznanej sekundy



Cieplutko,

Para:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Dzięki Anno za opinię / co do inwersji / gdybym się nimi bawił ciągle a bawiłem się długo to wiersz nie byłby nigdy zdecydowany na jakąkolwiek formę / musiałem w końcu poprzestać. zresztą inwersje rzecz bardzo bardzo względna /

t
Opublikowano

Rzeczywiście słychać krzyk peela w wierszu, ale kim jest peel?
Może to jest skarga zwykłego człowieka, a może rozpacz boga, który nie potrafi tego wszystkiego, co stworzył- kontrolować?
Może kulą w płot, ale poszłam za stylem w wierszu, no i puentą.
Pozdrawiam
:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wsiąść do pociągu byle jakiego... Byle Na wprost, przed siebie :) Uśmiechnął mnie Twój wiersz i dobrze, a gdzieś w tle, w ostatniej cząstce jakbym słyszała Lokomotywę Tuwima :) Pozdrawiam.       
    • @Adam Zębala - dzięki -  @Natuskaa - uśmiechem dziękuje - 
    • Ileż, tutaj pięknych i niezwykle rzeczowych komentarzy! Dziękuję Wam serdecznie.  Każdy komentarz, refleksja są niezwykle cenne. Jeszcze raz wszystkim dziękuję.
    • Co ta dziewczynka wyprawia z gołębiami, cudo. Nie wiem czy Chopin piękny czy balet. Jedno i drugie piękne.:)  
    • Mama z tatą, trącając się łokciami, Szatkują kapustę do kiszenia na zimę. Córka gołymi stopami, z chichotem, W beczce tańcuje na dyskotekowe rytmy.   Nadchodzi jesień, robią zapasy na chłody. Wujek wędzi schaby, balerony, cuda same. Kręci kiełbasy na metry, bez umiaru żadnego. Tu salceson, tam kaszanka – jak z PRL-u.   Przyprawy dobiera i w gary układa. Ciocia Maja, rozwiedziona z Guciem, Łezkę puszczając z oka smutnego, Mak uciera na ciacho przepyszne.   Para bucha pod sufit, plątanina, krzyki, Po piętach się kaleczą, palce rozdeptują; Jedno klnie, drugie przeprasza na klęczkach. Pies zwąchał kęs smakowity na stole,   Jęzor wywalił i łuuu – wyje wniebogłosy. Przy piecu chlebowym, rozgrzanym, Romek, lekko przypudrowany mąką, Nadzór baczny trzyma, a piec czujny   Nad Romkiem podchmielonym. Taka to piekarska komitywa. W tym rwetesie, w tej bieganinie Za własnym cieniem i ogonem,   Łomot od drzwi słychać, łubudu! Ki czort? – pada pytanie gospodarza domu. „Listonosz Maciek, dobre wieści przynoszę” Azor, bierz go, kapusia, bimber wyniuchał.   Nagle coś zamarło, nikt się nie spieszy, bezruch. Nawet zegar zawiesił wskazówki na kołku. W kuchni, pachnącej jeszcze wiejskim jadłem, Czas utknął w kadrze, a projektor zgasł…    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...