Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zielona Pani


Rekomendowane odpowiedzi

Piołun... Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o nim? Nie wiem. Przychodzą mi do głowy bardzo mgliste wspomnienia z wczesnego dzieciństwa. Pamiętam, że moja babcia zbierała zioła. Suszyły się w całym domu. Wypełniały wszystkie kąty. To był taki mały, pobielany w środku domek z dużym piecem. Pamiętam ogień, który płonął o każdej porze dnia i nocy. Wcześniej mieszkała tam mama babci - też zielarka. A jeszcze wcześniej jej matka. Zapach ziół wypełniał ten dom od wielu pokoleń i również całe moje dzieciństwo wypełnił.

Pewnego dnia spośród słów pieśni, którą babcia nuciła, wyłowiłam to jedno - "piołun". Natychmiast przylgnęło do mnie i stało się moją własnością – zresztą wzajemnie. Przez kilka dni chodziłam jak zaczarowana, powtarzając sobie to słowo, nucąc je, rozkoszując się jego brzmieniem. Zaś sama babcia, choć zawsze była zajęta i niewiele czasu miała na rozmowy ze mną, tym razem o dziwo, wręcz nie przestawała o piołunie opowiadać. A właśnie szczególnie to ziele upodobały sobie kobiety w mojej rodzinie - prababka, babka, ciotki - w jakiś sposób było ono zawsze wśród nich. Dziś, kiedy podczas rodzinnych spotkań wspominamy tych, co odeszli, zawsze wspominamy również i piołun. Czasem ktoś zaczyna pytać: "A pamiętacie...", a kilka głosów kończy: "... piołun?" I jest masa śmiechu. To taki jakby znak rozpoznawczy tej gałęzi rodu. Taki herb, choć to przecież nieherbowa gałąź. To tylko kobiety, które wiedziały może trochę więcej niż inni, a niektórym swym wnukom i wnuczkom pozostawiły w spadku piołunowe oczy i coś jeszcze...

Nawet teraz – gdy to piszę - mam przy sobie majowy piołun, zerwany tego roku. Czasem jak jest mi tak szaro i życia jakby mało, to wystarczy, że poczuję woń naszego ziela i dotknę miękkiej szarości, a od razu jakoś tak lepiej jest.


[u]Obraz 1[/u]

Wnętrze chaty. W piecu pali się ogień. Na ścianach i u powały rozwieszone zioła. Dziecko wpatruje się w nie słuchając pieśni starej kobiety.
……………………
To właśnie jest jedno z moich pierwszych wspomnień. Blask ognia, biel ścian, zieleń liści, zapach ziół i pieśń babci. Dobra cisza i spokój, który pozostał we mnie do dziś. Na zewnątrz chaos nie do ogarnięcia - jak ludzie, którzy go stworzyli. Lecz w środku - cisza mimo wszystko, a może na przekór wszystkiemu? Cisza, której doświadczam, ilekroć wkraczam do świata mego dzieciństwa. On ciągle tam jest – świat bez początku i bez końca. I kiedy spotykamy się, cisza we mnie i cisza mojego świata łączą się w jedno i zdolne są zwyciężyć największy chaos.

Pamiętam dobrze ogień i starą pieśń:

Ogniu święty trwaj
niebo rozpromienij
płomień i nam daj
nie zagaśnij Ziemi...

Jest we mnie pamięć tamtych ziół. Nie raz pytałam babci, po co jej te brzydkie roślinki, przecież o wiele ładniejsze kwiaty rosną w ogrodach. Dlaczego co rano oraz gdy słońce zachodzi, idziemy na skraj lasu, nad strumień, wszędzie tam, gdzie światy się łączą i zbieramy zwyczajne szaro-zielone liście? Babcia uśmiechała się wtedy i widziałam w jej oczach, że chyba śmieje się ze mnie. Teraz sama śmieję się z tamtej siebie nierozumiejącej darów pochodzących z granic światów najbliższych. Światy i ci, którzy nimi władają – dla ludzi, a może im na przekór, dają życie zaklęte w zieleni. I śmieją się widząc, że człowiek jak dziecko biegnie ku ogrodom, wyciągając ręce po kwiaty piękniejsze, pachnące mocniej - bo zwodniczo...

Do dziś mam w pamięci tamte zioła i starą pieśń:

Piołunowy królu
daj mi swojej mocy
niech ze wzgórza twego
nadejdzie tej nocy
daj mi zieleń daj
daj mi ciszę daj
daj mi sen podniebny
i śmierć słodką daj...

[u]Obraz 2[/u]

Ścieżkę wśród złotych pól przemierza stara kobieta. Krok w krok za nią idzie dziewczynka. Idą w stronę wschodzącego słońca. Kobieta przystaje co chwila zrywając zioła.
……………………
Pamiętam dzień, nim słońce wstało. Babcia zbudziła mnie i kazała iść za sobą. Drzwi skrzypnęły, jakieś cienie przebiegły za progiem, a może mi się zdawało? Księżyc rozwiewał się w bielejącym poranku, za chwilę miało nadejść słońce. Nie wiedziałam dokąd zawiedzie nas ścieżka biegnąca wśród zbóż. Pierwszy raz szłam z babcią tamtędy i czułam, że dzieje się coś niezwykłego. Bo czas, gdy spotykają się noc i dzień, nie jest zwyczajny. Chwila, w której powierza się swe kroki temu, kto idzie przed tobą, nie jest zwykła. Nie zawsze można mieć pewność, że ta osoba powiedzie cię dobrą drogą. I cel, dla którego warto wstać przed wschodem słońca też nie pojawia się co dzień.

Celem była wędrówka w ciszy nim zbudził się świat. Celem było doświadczyć tego, że cisza nie musi oznaczać samotności i smutku, lecz że można doświadczyć jej z innym człowiekiem. Celem było ujrzeć promienie wschodzącego słońca w oczach babci, gdy odwróciła się ku niemu i skłoniła jak kłania się prawdziwie zasługującym na pokłon.

Pamiętam pieśń budzących się ptaków i pieśń babci pamiętam:

Ogniu święty trwaj
niebo rozpromienij
płomień i nam daj
nie zagaśnij Ziemi...

A później zrywałyśmy zioła. Babcia mówiła że to są zioła słońca, że można je zbierać tylko o świcie, że tak zerwane mają największą moc. Rzeczywiście - pachniały tak ładnie i mocno, i błyszczały kroplami rosy. To dobre zioła - mówiła babcia - ludziom ich trzeba, gdy złe wejdzie i na zatracenie wiedzie. Spytałam czy są i złe zioła. Odpowiedziała krótko - są, niedługo i złe ci pokażę. Dziś tylko te. A później tłumaczyła cierpliwie na co pomaga ziele, które zrywałyśmy. Kiedy wracałyśmy do domu, słońce stało wysoko. Od tamtego poranka codziennie towarzyszyłam babci w jej drodze, gdy szła zbierać słoneczne zioła. Codziennie aż do chwili, gdy samej mi przyszło przemierzać tę drogę. Rozstanie na zawsze może nadejść każdego dnia. Czasem jednak zdaje mi się, że nie jestem sama na ścieżce, i że pod progiem starego domu jednak ktoś mieszka...

[u]Obraz 3[/u]

Ciepła noc. Piaszczystą drogą idzie samotna dziewczyna wpatrując się w gwiazdy. Niesie naręcze ziół.
……………………
Zioła nocy. Te, których nie zdążyła nauczyć mnie babcia. Wtedy nie byłam gotowa, by je poznać. A kiedy przyszedł czas, jej już nie było. Odeszła pewnego poranka, gdy promienie słońca zgubiły drogę w nieprzeniknionych mgłach śmierci. Właśnie wśród tych mgieł znalazłam je – księżycowe zioła. To było wtedy, gdy przyszła noc inna niż wszystkie noce. Taka, kiedy marzy się, by dzień nie nadszedł.

Piołunowy królu
daj mi swojej mocy
niech ze wzgórza twego
nadejdzie tej nocy
daj mi zieleń daj
daj mi ciszę daj
daj mi sen podniebny
i śmierć słodką daj...

Myślałam, że to będzie ostatnia pieśń, którą zaśpiewam. Weszłam w mgły. Mgły, spoza których nie widać nic. Nie widać własnych dłoni wzniesionych do oczu, nie słychać niczego; własny głos tonie w nich bez echa. Zimne mgły otuliły i przeniknęły całe ciało. Przerzedzały się im głębiej w nie wchodziłam. W końcu ujrzałam ciemną postać samotnie stojącą w oddali. Nie wiadomo było czy to kobieta, czy mężczyzna. Czy z ust samotnika padnie dobre, czy złe słowo? Czy spojrzenie da nadzieję, czy ją zabije? Mimo niepewności i trwogi jakaś siła kazała mi iść dalej. Poprzez rzednące mgły wiodła mnie droga do wciąż jeszcze ciemnej postaci. Z każdym krokiem było widać ją coraz lepiej.

Wysoki, wyprostowany dumnie mężczyzna w białej, długiej szacie... W ręce trzymał kostur. Po chwili rozwiał się mój lęk. Z cichą pewnością w jasnych, dobrych oczach patrzył na mnie siwowłosy, długobrody starzec. Z jego oczu odczytałam pozdrowienie i słowa zaproszenia: "chodź za mną". Odwrócił się i powiódł mnie w nieznane. W dali widziałam skały – ciemną ścianę, do której zbliżaliśmy się poprzez coraz słabsze mgły, błotnistą ziemię gdzieniegdzie porośniętą zszarzałą trawą. Bardziej przeczuwałam niż wiedziałam, że tą samą drogą tamtego ostatniego poranka szła babcia. Cieszyłam się na spotkanie po latach. Cóż z tego, że byłam jeszcze dzieckiem, gdy mnie pozostawiła? Dobro w pamięci nosimy na zawsze. I śmierć tego nie zmieni. Wiedziałam że wystarczy kilka kroków, by zza szarej skały powitały mnie słońce, ciepło, i ona idąca jak dawniej z naręczem dobrych ziół. Lecz cóż to? Mężczyzna nakazał mi zostać, sam wszedł między skały, a kiedy powrócił, wiedziałam, że tego dnia nie będę mogła pójść dalej. Wyczytałam to jego oczu. Odprowadził mnie na skraj mglistego świata. Chciałam spojrzeć jeszcze raz na mego przewodnika i zapytać, dlaczego nie mogę pozostać, lecz gdy zwróciłam się w jego stronę, zobaczyłam, że stoi na drugim brzegu i coraz bardziej niknie we mgłach. Rozejrzałam się dookoła – u mych stóp rosły właśnie one – zioła nocy. Uśmiechnęłam się myśląc, w jaki to sposób babcia przekazała mi w końcu i tę wiedzę, gdy byłam gotowa ją przyjąć.

[u]Obraz 4[/u]

Las pogrążający się w wieczornym mroku. Dziewczyna galopująca na czarnym koniu w zachodzącym krwawo słońcu.
……………………
Mój kary wie chyba, gdzie rosną najlepsze zioła. Niemal co wieczór jakby na czyjeś wezwanie prowadzi mnie w te knieje. Dziwny czas, gdy zmieniają się światy... To teraz zioła pachną najmocniej. W głowie kręci się rozkosznie, zmysły wyostrzają się... Na skórze czuję najmniejszy powiew wiatru, ale to przecież nie wiatr...
- Kto tu jest? - pytam głośno i rozglądam się po lesie. Kary parska i potrząsa grzywą. Myśli, że uwierzę iż jesteśmy sami? Słyszę trzask gałązek pod czyimiś stopami. Rozglądam się; nikogo nie ma, ale przecież wyraźnie czuję, że ktoś zmierza w moją stronę... Dziwne. Nie czuję strachu. Czuję za to, że on patrzy na mnie, przygląda się... Tak - właśnie on.

Duch tego lasu?

Czuję jakby zabrakło mi woli; stoję w sercu boru, a ciało spowijają coraz mocniej niewidzialne sznury pajęczej sieci. Właściwie jest wola - pozostać tu. I spotkać przeznaczenie? I gdy zmysły zasypiają, a ciało omdlewać zaczyna w ciszy gęstej, słyszę przerażające rżenie. Kary kopytami bije ziemię i widzę jego oczy nabiegłe krwią. Błaga mnie, bym zabrała go stąd... I chyba jego myśli słyszę: uciekajmy!

Przywieram do niego całym ciałem. Zdaję się cała na niego. Przecież zna drogę... Wracamy. Choć pewniejszym byłoby stwierdzić - uciekamy. Przez ułamki sekund wśród drzew dostrzegam obraz, który gdzieś już widziałam. Starsza kobieta z naręczem ziół, samotnie przemierzającą leśną ścieżkę. Mój kary w ostatniej chwili uskakuje w bok - omal jej nie tratuje kopytami. To dziwne, ale zapamiętuję jej oczy. Widziałam je już. Nie są blade jak często się zdarza, kiedy czas upływa, lecz - zielone. Może zielono-szare jak zioła, które niesie, jak zioła, które przytwierdziłam do boku karego i jak... moje oczy...

Wiem, że trafiłam w jakieś dziwne miejsce pomiędzy światami. Obiecuję sobie i memu rumakowi, że nigdy, przenigdy już nie wyruszę w bory, kiedy tak łatwo pomylić światy... Choć może o to właśnie chodzi, by gubić i odnajdować czasy i światy? Odnajdować innych i siebie samego w miejscach, które istnieją między znanymi światami, lub tymi, które tylko nam wmówiono?...

[u]Obraz 5 [/u]

Staruszka w czarnej sukni z bezradnie rozłożonymi dłońmi. Stoi pod rozdartym piorunem dębem. U jej stóp rozsypane zioła.
……………………
Cóż to za szalona dziewczyna?! Gna na rumaku jakby ją sam Leszy gonił. Niewiele brakowało, a stratowałby mnie jej koń. W ostatniej chwili zdążyłam cofnąć się z drogi, lecz zioła... Pozbieram je dopóki żyją. Jak ja. I tak myślę, że kiedy odejdę stąd, zostaną po mnie tylko one. Rozwieszone na ścianach pustego domu, któremu zabrakło serca. A kiedy przyjdzie ktoś, by zabrać resztę mnie spalając porozwieszane po kątach zioła - śmieci niczyje, wtedy i dusza niegdyś mego domu uleci kominem i zniknie na zawsze w niepamięci nieskończonych przestworzy. Jak ja.

Ach, ten kolor zielono-szary jak moje oczy, zielono-szary jak oczy tej dzikuski... Życie to krąg, mawiała moja babka. Czy możliwe, by ujrzeć cień kręgu, który dopiero ma się potoczyć? Czy możliwym jest ujrzeć cień kręgu, który już dawno pomknął gdzie indziej? A może?... Co też przychodzi mi do głowy!

Bogowie! A cóż to za dziecko samotne wśród wierzb rosochatych stoi? Zagubiło się? Nie jest stąd... Pomogę mu odnaleźć dom...
- Poczekaj dziecko! Nie bój się mnie! - krzyczę. Po chwili zdumiona przecieram oczy. Cóż to? Zniknęło? Ech, starość… Wciąż mi się coś zdaje i oczy już nie te... Tylko zioła zostały i ta pieśń:

Pozrywałam zioła - zapachniały mocno
to tak pachnie życie gdy odejść mu każą
ziemi swej na zawsze uczepić się pragnie
uwierzyć nie może
że ziemi już nie ma

Wykąpałam zioła - zwisły smutnym łukiem
tak wygląda ciało zwisłe śmierci śnieniem
kiedy chwilę temu życia pełne dłonie
chwilę później cisza
dłonie takie puste

Niosłam zioła zwiędłe - żegnały je ptaki
i cicha dolina zaklęta tajemnie
tak w ostatniej drodze świat umarłym śpiewa
świat żyjący jeszcze
zanim sam odejdzie

Całowałam zioła nim uschły na zawsze
nim straciły myśli, i wolę, i tchnienie
tak usycha człowiek kiedy straci wszystko
i nie ma go nigdzie
choć jest jeszcze chwilę

I odeszły zioła w dymie rozpostartym
nad człowieka losem i nad całą ziemią
tak odchodzi wszystko w cień, pył, nicość bladą
tak odchodzi... powiedz
kiedyż znów nadejdzie

W kręgu nieskończonym idziemy od wieków
od czasów - po czasy zaklęty korowód
tak powraca wszystko z cienia i z nicości
tak powraca... powiedz
czy cię spotkam jeszcze
..........................................
Dziś wiem, że w jednym babcia nie miała racji. Myliła się myśląc, że komuś z jej piołunowookich następców przyjdzie do głowy, by sprawić, że dusza jej domu uleci kominem wraz ze spalonymi ziołami i zniknie na zawsze w niepamięci słonecznych przestworzy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dziękuję. Cieszę się, że się spodobało :)
W zanadrzu mam jeszcze kilka opowiadań o takiej tematyce. Poszczególne części w pewien sposób się przenikają. "Obrazki" te to, jak pisałam wcześniej, efekt pracy i pasji dwu osób. Chociaż nieskromnie dodam, że "Zielona Pani" czy jak kto woli - "Piołun" to niemal w całości moje dzieło :P
Przy okazji serdecznie pozdrawiam współautora prozy, którą tutaj publikuję :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...