Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zatopiliśmy umysły
obrośnięte
przyzwyczajeniami
bo nam się
należy
zatopiliśmy
w codzienności
pieniądz
kręci nam
głową
tylko tą drogą
biegnij
szukaj
łap go
nie czekaj
bo okazja

zatopieni
oszalali
nieuchwytni
biegamy
od dnia do dnia
od nocy do nocy
mijamy się
uczucia
przeciekają

gładko przełykamy
tabletkę
antystresową
póki bije
nam serce
wszystko dobrze
prawda

zatopieni
w swoje je
nie patrzymy
na drugiego
po co
to tylko kolejny
marnotrawny czyn
zatapiajmy dni

doriana jacobson

Opublikowano

Mimo wszystko scaliłbym na Twoim miejscu w dłuższe wersy. Jest lepszy przegląd "sytuacji" - tzn. powtórzenia, niechciane rymy... Cokolwiek tutaj pourywane myśli. Chociaż nie ma jednakowego przepisu w powyższym zakresie :)
Pozdrawiam.

Opublikowano

popsuty :

będę cię czytać .. piszesz w formie która przemawia do mnie ... pióro w sam raz jak dla mnie .. niewymuszone, nienapuszone na efekt .. czysto dobrane słowa..

dziękuję też że .. w miarę wczytawszy się u mnie .. nie zniszczyłeś przegadania w jednym .. prostoty drugim tekście - dokładnie o te efekty mi chodziło ... czasem - uważam - chcemy by coś zupełnie nieprzetworzone albo kogoś wkurzyło, oburzyło, lub zwyczajnie poruszyło do myślenia ..

krowieńczak :

twój komentarz jest niezwykle oryginalny i pozytywnie zakręcony - mimo iż rozumiem że była to dla mojego pióra "przygana", ale taką "przyganę" z pokorą i uśmiechem ... choć nie obiecuję poprawy :-)

pozdrawiam wiosennie .. wędruję z powrotem na stronkę :-) do czytania

doriana

Opublikowano

Jaka tam przygana, Doriana:) Twój wiersz przywołał mi na myśl tekst M. Koterskiego "Towarzyszu podróży..." z filmu "Dzień świra" i poczułam się trochę jak ów towarzysz podróży, a potem tej myśli odpowiedziała piosenką Skaldów druga, już bardziej pogodna myśl:) Więc jeśli wyszła z tego przygana (choć nie taka była moja intencja) to i mnie się ona należy i każdemu po trochu:)

Pozdrawiam również:))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...