Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

mit o śmierci królowej balu


Rekomendowane odpowiedzi

W dzieciństwie najlepszym moim przyjacielem był Lucek (pospolicie zwany lucyferem, belzebubem, diabłem etc.) Na przekór wszystkim, nie zauważałem drwin, że niby bawię się z wyimaginowaną postacią - Lucek jest i basta! Nic wam do tego! - powtarzałem uparcie - I choć nikt go nie widział, ja potrafiłem go sobie pięknie wytworzyć w wyobraźni. To on nauczył mnie zapisywać myśli, aby nie uciekły w zakamarki zapomnienia. To dzięki niemu wyostrzył mi się zmysł obserwatora. Pasję dziennikarską kultywuję do dziś.
Rola dziennikarza polega na jak najbarwniejszym przedstawieniu faktów. Czasem się koloryzuje, ale tylko w celu podniesienia wartości artykułu. Niejednokrotnie opowiadane zdarzenie nie ma nic wspólnego z realiami. Publikowane artykuły w gazetach naciągane są wielokrotnie jak kostium otyłej pływaczki. W moim przypadku było podobnie. Sprzedawałem artykuły jak świeże bułki, a jako wieloletni przyjaciel Lucka miałem nieziemsko rozwiniętą wyobrażanie.

Ludzie od pra-czasów tworzą mity, religie, legendy. Opowiadane przy ognisku historie, owiane są często mgłą tajemnicy. W głosie wyczuwalny jest ton sentymentalny, wspomnienia krystalizują się w nowe kształty, treść nabiera innych barw, a czasem jest tylko magią budowania zdań.

Mit królowej balu jest historią o młodości, o dojrzewaniu, o smakowaniu życia. Niejednokrotnie zatracaniu się w nim, ale również odkrywaniu nowego siebie.
Pisałem wtedy felieton o uzależnieniach i trafił mi się przypadek interesujący, aczkolwiek beznadziejny. Na pierwszy rzut oka, nikt by nie przypuszczał, że ten młody człowiek, ma już ustaloną datę śmierci. Podczas spotkań krzywił się nieznośnie, choroba pożerała nawet najmniejszy uśmiech na jego twarzy. Zapalał papierosa, w jego spojrzeniu była pustka. Próbowałem go rozgryźć, dotrzeć do jakiś skrawków przeżyć, ale na zadawane pytania, otrzymywałem najczęściej pojedyncze słowa lub dźwięk ciszy milczący.
Miał na oko ćwierćwiecze a bagaż doświadczeń osoby sędziwej. Był niczym kostka Rubika, której nie mogłem poukładać, był puzzlami w których ciągle pojawiały się nowe fragmenty. Był tajemnicą, stawał się legendą, tworzył o sobie mit.
Czasem aby kogoś naprawdę poznać, trzeba wejść w jego skórę, oddychać tym samym powietrzem, poznać logikę myślenia, strukturę zachowań, relacje z otaczającym światem. Takie było moje zadanie. Z jednej strony, chciałem jak najlepiej napisać felieton, a z drugiej Lucjan (nie mylić z Luckiem moim wyimaginowanym przyjacielem z dzieciństwa) pokazał mi inne spojrzenie na świat, stał się moją fascynacją, stworzył nowy rozdział w moim życiu.

Poznałem go w Krakowie w klubie Jazz rock Cafe. Był piątkowy wieczór, rynek tętnił życiem, lawina turystów w połączeniu z imprezującymi studentami tworzyła straszliwą wybuchową mieszankę. Knajpy pękały w szwach i jednym z niewielu miejsc, gdzie można się było wkomponować, był właśnie wspomniany wyżej lokal. Miejsce specyficzne, dobrane do specyficznego odbiorcy. Ostra muzyka odstraszała wymizdżone blondyny, a co lepsze odstraszała łysych mięśniaków. Gęsta zawiesina dymu tytoniowego wykruszała mięczaków. Tak więc w knajpie zostawały największe pojeby, ekscentrycy i takie osobniki jak Lucjan. Ale zanim odsłonię rąbek tajemnicy o młodym malarzu, muszę nakreślić czytelnikowi fakty ,bez których opowiadana historia była by tylko manekinem. Muszę wpierw naszkicować kręgosłup, naciągnąć skórę, stworzyć ręce, nogi, nakreślić rysy, kształty, przyprawić o barwy, zapachy. Aby czytelnik miał to podane jak na tacy własnej wyobraźni. Mit królowej balu powstał spontanicznie, tak jak Newtonowska teoria względności po uderzeniu jabłkiem w głowę, tak i w tym przypadku, był to strzał w czaszkę, może nie tak dosłowny ale równie skuteczny.

***

Wczesne lata dwutysięczne były początkiem moich studiów i końcem studiów Jacka. Jako rodowity bielszczanin poznawałem nocne życie Krakowa. Jacek krakus rodowity skutecznie mnie w to życie wprowadzał. Życie nocne w Krakowie pojmowane rodowitym bielszczanizmem, łączyło się z zachwytem wiecznego odkrywcy, z coraz to nowymi magicznymi miejscami. Rodowity krakowianizm już tej magii nie odczuwał, był sentymentem jak z kartek pamiętnika, był fragmentarycznością miłosnych epizodów. W rodowitym krakowianizmie, istota kobiety, łączyła się nieodzownie z tym miastem. Z jego fundamentami i tłem, które niczym malarską dłonią nakreślało piękno ulic, skwerków, kościołów. Spotykało się ze skrzypaczką uliczną i z białą łąką w przejściu podziemnym przy dworcu . W bielszczaniźmie miłość usytuowana była na szczycie góry, była srebrzystością rosy, wschodem słońca, była szczytem u podnóża ud młodej dziewczyny.
Życie nocne studenta w Krakowie gnieździło się w piwnicach kamienic, na ławkach plant, przy wałach wiślanych. W tajemniczych ogrodach na Brackiej. Starszych panów siedzących w „zwisie- pewnie coś nie coś napiliby Się” a i czasem w Jazz Rock Cafe.
Jacek i ja byliśmy permanentnymi bywalcami tej knajpy. Przez kilka lat, miejsce to stało się dla nas oazą, tu odbywały się dyskursy zajadłe, tu powstawały nowe teorie względności, tu poznawałem smak kobiety i tu powstał mit królowej balu.



Królowa Balu : osobnik płci żeńskiej
Uroda : nietuzinkowa
Cechy szczególne : płomienie w oczach, pasja, delikatność i frywolność. Osoba wzbudzająca zachwyt jak i pożądanie. Typ samotnika, nietykalna, ucieleśnienie anioła z nutką diablicy.

Na każdej imprezie wybieraliśmy wraz z Jackiem nową królową balu, kobietę, która długimi godzinami potrafiła zatracać się w tańcu, a jednocześnie nie dała się wyzwolić ze szponów muzyki. Odosobniona nie zamieniała z nikim nawet najkrótszego zdania, oczy często miała zamknięte, płynęła po nutach melodii, można powiedzieć rozpływała się na językach gapiów. Aż pewnego dnia...


Minął dłuższy czas zanim, udało mi się wykrzesać materiał na zaledwie kilka stron. Felieton nie zapowiadał się rewelacyjnie, kilka suchych faktów, jakieś nazwiska, coś na kształt wspomnień. Powoli zaczynałem rozkładać bezradnie ręce, a wieść o jego nagłej śmierci, niczym grom z jasnego nieba przekreśliła moją ambicjonalną wenę. Byłem rozgoryczony.
Człowiek stworzył religie aby w jak najbardziej wysublimowany sposób wytłumaczyć sobie śmierć. Żyjemy i umieramy, przez wieki żyliśmy i umieraliśmy i umierać będziemy, powtarzał ksiądz Malinowski. Żyj dobrze, a życie wieczne cię czeka. Żyj według prawideł, inaczej czeluście, inaczej cierpienie. Tyle lat katechezy, tyle razy ksiądz Malinowski, a ja dalej nie znałem odpowiedzi. I pewnie nigdy bym się nie dowiedział, gdyby nie paczka, którą niespodziewanie dostałem. Było już tydzień po pogrzebie młodego malarza, materiał na felieton wylądował w koszu. Lecz nagle wszystko się zmieniło. W moje ręce dostał się jego pamiętnik.




Jestem autystycznym gadułą, mówię to co chcecie usłyszeć, nic nie mówię, nigdy jeszcze nic nie powiedziałem...





W przeddzień mojej pierwszej zdrady

Kobieta mojego życia, była oceanem spokojnym. Spokój wewnętrzny wypracowała dzięki ćwiczeniom oddechowym na kursie jogi ( nawiasem mówiąc miała czym oddychać).
- zamknij oczy, policz do dziesięciu , wdech wydech, wdech wydech.
Studiowałem wtedy na akademii sztuk pięknych i wcale nie było tak pięknie, choć miałem fach w ręku, miałem opinie najszybszego pędzla na roku, niestety problem był z nauką. Jak się człowiekowi nie chce, to nawet wół go do książki nie zaciągnie.
Kobietę mojego życia poznałem na drugim roku studiów na zajęciach z rysunku.. W każdy poniedziałek o ósmej rano malowaliśmy akty, normalnie kto by pomyślał, żeby machać ołówkiem o tak wczesnej porze, kto by pomyślał żeby wstawać o tak wczesnej porze, kto by w ogóle pomyślał. Malarz potrzebuje natchnienia, a o ósmej nad ranem natchnienie z reguły jest lipą ( i nie mówię tu o drzewie) malarz potrzebuje alkoholu, nie mówię oczywiście, że każdy malarz potrzebuje , ale „ja” byłem typem artysty pijącego. Po drugim kielichu natchnienie wzbierało do granic, po trzecim było jak balon, a po flaszce miałem dwa obrazy skończone. Tak więc sięganie po kielich o ósmej nad ranem nie wchodziło w grę(choć zdarzały się wyjątki). Nieszczęsne poniedziałkowe zajęcia z rysunku były katorgą, katorgą nie do przeżycia, katorgą nad katorgami.
Z reguły malowaliśmy spoconych grubasów, albo pomarszczone panie, była co prawda jedna chuda, ale ta zaś miała tak wystające żebra, że aż strach było patrzeć. Aż tu w pewien zimowy nieszczęsny poniedziałek, pojawiła się kobieta mojego życia. Dziewczyna rozpłaszczyła się i usadowiła wygodnie na stole. Masakra! Jak tu machać ołówkiem, jak tu w ogóle machać ołówkiem, gdy leży przed tobą cud i patrzy ślicznymi czarnymi oczętami. Każdy ślad zostawiony na kartce chciałem skonsumować . Jak to w ogóle możliwe, jest środek zimy, jest szaro buro i ponuro, a tu leży przed tobą kobieta z opalenizną mulatki. Wszyscy bladzi, panowie co prawda dostali rumieńców, ale i tak nie odróżniali się od kartki papieru. Masakra! Zajęcia minęły jak z bicza strzelił, dziewczyna znikła w mgnieniu oka, a ja pozostałem jeszcze długo z opadnięto szczeną. Można by rzec, miłość od pierwszego wejrzenia, tak to na pewno było to. Każdy kolejny nieszczęsny poniedziałek stał się wymarzonym poniedziałkiem, a każda kolejna niedziela wydłużała się w nieskończoność.


W przed dzień mojej pierwszej zdrady, z kobietą mojego życia obchodziliśmy trzecią rocznicę, miało być romantycznie...





piątek wrzątek początek


Spotkałem nową kobietę, można by rzec , kolejna miłość od pierwszego wejrzenia. Hardcorowa Wiola, blondyna odpalająca szluga za szlugiem. BYła istnym przeciwieństwem. Po pierwsze - Studentka. A moja nie studiowała, Nowa miała za sobą rozbieraną sesję dla brukowca w dziedzinie gazet egzotycznych, oraz koronę królowej mokrego podkoszulka. Moja nie miała sesji i nie wygrała żadnej korony.
W przeddzień mojej pierwszej zdrady, jubileusz rocznicy się nie odbył. Odbyła się niestety, bądź -stety, całonocna eskapada szlakiem krakowskich barów. Wróciłem nad ranem. Ze światopoglądem odwróconym do góry nogami.

Hardcorowa Wiola ściągała mi sen z powiek, a ja tylko myślałem aby zdjąć podkoszulek Wioli. I nawet w sytuacjach gdy aktualna kobieta mojego życia, miała zdjęte to i owo. Myśl o zdjęciu bluzeczki Wioli była silniejsza. Tak silna, iż cel bluzeczkowy został zrealizowany.
Świat legł w gruzach, kobieta mojego życia zniszczyła wszystkie akty, które dla niej namalowałem, trzasnęła drzwiami. Było co prawda jeszcze kilka listów. Na które rzetelnie nie odpisałem.

Przy pierwszej zdradzie człowiek traci fragment siebie, nagle wszystkie słowa, czyny, gesty są brudne:
- mam brudne ręce kochanie, wyrzuty sumienia, wyrzuciłem w niepamięć, choć wspominam z uśmiechem. Mam brudne oczy a ty, tak czyste spojrzenie na świat. W perspektywie białości, pomięte ślady nocy. Mam brudny język i krótsze nogi, choć coraz dalej do bliskości - powtarzałem przed lustrem.
Hardcorowa Wiola wprowadziła mnie w meandry sztuki miłosnej, jej mokry podkoszulek był stale zdejmowany, Kamasutra jest ubogą lekturą. A Czego człowiek nie wymyślił?


znikła w piątek papieros kawa wrzątek
na końca początek
brak kilku drobnych w portfelu
drobnych wielu (słów)

pewnie na fajki



Gdy ktoś cię zostawia, człowiekowi się zawsze wydaje , iż został oszukany. Odtwarza poprzednie noce, analizuje co robił, co powiedział, szuka rozwiązania, choć czasem lepiej nie zadawać pytań, zwłaszcza przed lustrem..
Machnąłem kilka obrazów o Hardcorowej Wioli. Na ostatnim była w paskudnym swetrze, było by to dla niej nie do niej nie do przeżycia, niczym policzek w twarz. Hardcorowa Wiola miała fioła na punkcie swoich piersi, tak więc nie było mowy o jakimkolwiek swetrze, musiał być dekolt, musiało być zwiewnie, prześwitując.
Pełna premedytacja namalowania swetra była mentalnym zwycięstwem. Półroczna szkoła seksualna, jednym słowem- Ego rośnie,
a opory, jak opary rozwiewają wątpliwości.




Artysta musi umieć przekonać ludzi do szczerości swoich kłamstw
Pablo Picasso





Statystyczny mężczyzna jest artystą, jest estetą. Silny nacisk na zmysł wzrokowy, nie pozwala mu obojętnie przejść ulicą. Młodzi esteci, zapaleńcy, często cierpią na postrzały w odcinku szyjnym. Jadąc nawet na rowerze, ryzykują utratę kontroli nad kierownicą, utratę koncentracji, nawet możliwość nabicia guza, na rzecz wspomnianego wyżej poczucia estetycznego. Młodzi kręcą głowami na lewo i prawo, bo nie wiedzą, że kobiety tylko na to czekają. Nie bez przypadku, guzik rozpięty w koszuli powiększył dekolt, nie bez przypadku spódniczka jest krótsza od pauzy kompensacyjnej, nie bez przypadku depilator był o poranku w akcji. Młodzi zapaleńcy myślą, że to w ich gwoli niesnaska damsko męska się zaczyna, ale są w wielkim błędzie. To kobieta steruje ich zmysłem wzrokowym, to kobieta wysyła znaki i tylko czeka na inicjatywę, która niejako jest już i tak drugim krokiem. Kobiety polują, to one decydują z kim, czy z tym, a może tamtym. Jednak zawsze pozostawiają wrażenie, że to mężczyzna był zdobywcą, bez skrupułów oddalają się w cień. Każda niesnaska damsko-męska jest inna, zmienna, niepowtarzalna. Każda rządzi się swoimi prawami, ale jednak jedno jest w pojęciu constans. Socjologia, filozofia, bądź kolokwialnie to nazywając, schemat zachowań, Każdy ma własną wypracowaną metodę, opartą o subiektywizm doświadczeń o jakiś skrawek autopsji.
Różnica w pojmowaniu estetyzmu pomiędzy mężczyzną a kobietą, związana jest punktem odniesienia, punkt widzenia zawsze zależy od punktu siedzenia. U faceta artyzm estetyczny polega na silnym powiązaniu z układem nerwowym i naciskiem na wspomniany już wyżej zmysł wzrokowy. Mężczyzna działa na zewnątrz. U kobiet jest diametralnie inaczej. Kobieta skupia estetyzm na sobie. Kobieta nie maluje się dla mężczyzny, tylko na pokaz przed inna kobietą. Mężczyzna, owszem, zwróci uwagę na to czy owo, ale zawiłe nowinki kosmetyczne są dla niego nie do przeskoczenia. Ale w stosunku do innych kobiet, jest to jak rycerskie wyzwanie na pojedynek, jest to ciągła walka, mierzenie subiektywnie wypracowanej wizji estetycznej. Zajęcia w klubach fitnes, salony fryzjersko- kosmetyczne, solaria, meniciur, pedikiur. To dla mężczyzny nie do przeskoczenia, nie do ogarnięcia,
Dbałość o wygląd u kobiet kierowana do wewnątrz jest dla męskiego estetyzmu kwintesencją, jest traktowana jako smaczek. Kobiety jak i mężczyźni wypracowują własną estetykę, dostosowując do gustów, do własnych zachcianek .
Moją zachcianką po rozstaniu z Hardkorowa Wiolą, była szczupła brunetka o niebieskich oczach, musiałem ją tylko czym prędzej spotkać.


„bólu miłości nie można zwalczać filozofią tylko inną kobietą”
Erich Maira Remarque








c.d.n

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam i z zainteresowaniem oczekuję na ciąg dalszy :) Tekst robi jednak na mnie wrażenie pospiesznie pisanego, zwracam więc uwagę na parę sformułowań, które mi najbardziej zgrzytnęły, może coś się przyda do poprawy?
1) „Lucek jest i basta wam do tego, powtarzałem uparcie” – czy nie powinno być raczej: „Lucek jest i basta! Nic wam do tego! - powtarzałem uparcie”?
2) "Na pytania musiałem czekać, długimi chwilami niezręcznego milczenia." - chyba na odpowiedzi? i chyba przez długie chwile?
3) „Czasem aby kogoś naprawdę poznać, trzeba wejść w jego skórę, oddychać tym samym powietrzem, poznać logikę myślenia, strukturę zachowań, relacje na otaczający świat” – chyba z otaczającym światem?
2) "Życie nocne w Krakowie pojmowane rodowitym bielszczaninem, łączyło się z zachwytem wiecznego odkrywcy, z coraz to nowymi magicznymi miejscami." - chyba przez rodowitego bielszczanina?
3) "Z jego fundamentami i tłem, które niczym malarską dłonią nakreślało piękno ulic, skwerków, kościołów." - tło nakreślało malarską dłonią piękno? chyba nie. To samo w następnym zdaniu - podmiotem winna być chyba istota kobiety, a nie tło?
4) "Starszych panów siedzących w „zwisie- pewnie coś nie coś napiliby Się” a i czasem w jazz rock cafe." - czegoś w tym zdaniu brakuje, nie ma (gramatycznego) związku z poprzednim i następnym.
5) „Z reguły malowaliśmy spoconych grubasów, albo pomarszczone panie, była co prawda jedna chuda, ale ta zaś miała tak wystające żebra, że aż strach było patrzeć.” – jeśli „pomarszczone” ma w tym wypadku znaczyć „otyłe” to nie jest najlepszy pomysł. „Pomarszczone” u kobiety w sposób naturalny kojarzy się z twarzą, a nie z sylwetką.
6) „Nadzwyczaj gęste czarne włosy gładko zaczesane ku dołowi, ostrym cieniem okalały zarys policzków.” – włosy nie mogą być zaczesane ku dołowi – „ku dołowi” to naturalny kierunek włosów, nie wymaga zaczesywania, zaczesane mogą być w bok lub do góry.
7) „Ale tym mniej zadziwiały patrzącego, kontrast jej słodkiego spojrzenia, dużych dziecięco pogodnych niebieskich oczu, nieśmiałego uśmiechu.”- nie rozumiem o co chodzi w tym zdaniu, ani oddzielnie ani w towarzystwie sąsiednich.
8) Poza tym liczne literówki np. "Ale zanim odsłonię robęk tajemnicy”, „wyobrażanie rozwiniętą nieziemsko”, „zapałał papierosa” „rodowity bielszczanin”, „miałem opinie najszybszego pędzla na roku”, „sięganie po kielich o ósmej nad ranem”, „W przed dzień mojej pierwszej zdrady”, „na każdy była coraz to brzydsza”, „musiało być zwiewnie, prześwitując”, „spódniczka jest krótsza od pauza kompensacyjnej”, „że to w ich gwoli niesnaska damsko męska się zaczyna”, „tylko na pokaz przed inna kobietą”, „Odbijały się w nich niezmiennie tak głęboka sympatia”,
9) jak również w wielu miejscach brakuje przecinków.

Po dziesiąte witam na Prozie i serdecznie pozdrawiam :) Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wciągnął mnie ten tekst ale zostawiłabym tylko to:

Mit królowej balu jest historią o młodości, o dojrzewaniu, o smakowaniu życia. Niejednokrotnie zatracaniu się w nim, ale również odkrywaniu nowego siebie.
Pisałem wtedy felieton o uzależnieniach i trafił mi się przypadek interesujący, aczkolwiek beznadziejny. Na pierwszy rzut oka, nikt by nie przypuszczał, że ten młody człowiek, ma już ustaloną datę śmierci. Podczas spotkań krzywił się nieznośnie, choroba pożerała nawet najmniejszy uśmiech na jego twarzy. Często odcinał się od rzeczywistości, zapałał papierosa. Na pytania musiałem czekać, długimi chwilami niezręcznego milczenia. Dopiero gdy się poznaliśmy, zrozumiałem.
Miał na oko ćwierćwiecze a bagaż doświadczeń osoby sędziwej. Był niczym kostka Rubika, której nie mogłem poukładać, był puzzlami w których ciągle pojawiały się nowe fragmenty. Był tajemnicą, stawał się legendą, tworzył o sobie mit.
Czasem aby kogoś naprawdę poznać, trzeba wejść w jego skórę, oddychać tym samym powietrzem, poznać logikę myślenia, strukturę zachowań, relacje na otaczający świat. Takie było moje zadanie. Z jednej strony, chciałem jak najlepiej napisać felieton, a z drugiej Lucjan (nie mylić z Luckiem moim wyimaginowanym przyjacielem z dzieciństwa) pokazał mi inne spojrzenie na świat, stał się moją fascynacją, stworzył nowy rozdział w moim życiu.

Poznałem go w Krakowie w klubie Jazz rock Cafe. Był piątkowy wieczór, rynek tętnił życiem, lawina turystów w połączeniu z imprezującymi studentami tworzyła straszliwą wybuchową mieszankę. Knajpy pękały w szwach i jednym z niewielu miejsc, gdzie można się było wkomponować, był właśnie wspomniany wyżej lokal. Miejsce specyficzne, dobrane do specyficznego odbiorcy. Ostra muzyka odstraszała wymizdżone blondyny, a co lepsze odstraszała łysych mięśniaków. Gęsta zawiesina dymu tytoniowego wykruszała mięczaków. Tak więc w knajpie zostawali największe pojeby, ekscentrycy i takie osobniki jak Lucjan. Ale zanim odsłonię robęk tajemnicy o młodym malarzu. Muszę nakreślić czytelnikowi fakty bez których opowiadana historia była by tylko manekinem. Muszę wpierw naszkicować kręgosłup, naciągnąć skórę, stworzyć ręce, nogi, nakreślić rysy, kształty, przyprawić o barwy, zapachy. Aby czytelnik miał to podane jak na tacy własnej wyobraźni. Mit królowej balu powstał spontanicznie, tak jak Newtonowska teoria względności po uderzeniu jabłkiem w głowę, tak i w tym przypadku, był to strzał w czaszkę, może nie tak dosłowny ale równie skuteczny.

***
Królowa Balu : osobnik płci żeńskiej
Uroda : nietuzinkowa
Cechy szczególne : płomienie w oczach. Pasja. Delikatność, frywolność. Osoba wzbudzająca zachwyt jak i pożądanie, typ samotnika, nietykalna, ucieleśnienie anioła z nutką diablicy.

Na każdej imprezie wybieraliśmy wraz z Jackiem nową królową balu, kobietę, która długimi godzinami potrafiła zatracać się w tańcu, a jednocześnie nie dała się wyzwolić ze szponów muzyki. Odosobniona nie zamieniała z nikim nawet najkrótszego zdania, oczy często miała zamknięte, płynęła po nutach melodii, można powiedzieć rozpływała się na językach gapiów. Aż pewnego dnia...


Przez jakiś czas, udało mi się wykrzesać materiał na zaledwie kilka stron. Felieton nie zapowiadał się rewelacyjnie, kilka suchych faktów, jakieś nazwiska, coś na kształt wspomnień. Zapowiadało się istną klapą, a wieść o jego nagłej śmierci, niczym grom z jasnego nieba przekreśliła moją ambicjonalną wenę. Byłem rozgoryczony.
Człowiek stworzył religie aby w jak najbardziej wysublimowany sposób wytłumaczyć sobie śmierć. Żyjemy i umieramy, przez wieki żyliśmy i umieraliśmy i umierać będziemy, powtarzał ksiądz Malinowski. Żyj dobrze, a życie wieczne cię czeka. Żyj według prawideł, inaczej czeluście, inaczej cierpienie. Tyle lat katechezy, tyle razy ksiądz Malinowski, a ja dalej nie znałem odpowiedzi. I pewnie nigdy bym się nie dowiedział, gdyby nie paczka, którą niespodziewanie dostałem. Było już tydzień po pogrzebie młodego malarza, materiał na felieton wylądowały w koszu. Nagle wszystko się zmieniło, dostałem paczkę. W środku był pamiętnik.




Jestem autystycznym gadułą, mówię to co chcecie usłyszeć, nic nie mówię, nigdy jeszcze nic nie powiedziałem...





W przeddzień mojej pierwszej zdrady

kobieta mojego życia, była oceanem spokojnym. Spokój wewnętrzny wypracowała dzięki ćwiczeniom oddechowym na kursie jogi ( nawiasem mówiąc miała czym oddychać).
- zamknij oczy, policz do dziesięciu , wdech wydech, wdech wydech –

Studiowałem wtedy na akademii sztuk pięknych i wcale nie było tak pięknie, choć miałem fach w ręku, miałem opinie najszybszego pędzla na roku, niestety problem był z nauką. Jak się człowiekowi nie chce, to nawet wół go do książki nie zaciągnie.
Kobietę mojego życia poznałem na drugim roku studiów na zajęciach z rysunku.. W każdy poniedziałek o ósmej rano malowaliśmy akty, normalnie kto by pomyślał, żeby machać ołówkiem o tak wczesnej porze, kto by pomyślał żeby wstawać o tak wczesnej porze, kto by w ogóle pomyślał. Malarz potrzebuje natchnienia, a o ósmej nad ranem natchnienia z reguły jest lipą ( i nie mówię tu o drzewie) malarz potrzebuje alkoholu, nie mówię oczywiście, że każdy malarz potrzebuje , ale „ja” byłem typem artysty pijącego. Po drugim kielichu natchnienie wzbierało do granic, po trzecim było jak balon, a po flaszce miałem dwa obrazy skończone. Tak więc sięganie po kielich o ósmej nad ranem nie wchodziło w grę(choć zdarzały się wyjątki). Nieszczęsne poniedziałkowe zajęcia z rysunku były katorgą, katorgą nie do przeżycia, katorgą nad katorgami.
Z reguły malowaliśmy spoconych grubasów, albo pomarszczone panie, była co prawda jedna chuda, ale ta zaś miała tak wystające żebra, że aż strach było patrzeć. Aż tu w pewien zimowy nieszczęsny poniedziałek pojawiła się. Dziewczyna się rozpłaszczyła i usadowiła wygodnie na stole. Masakra! Jak tu machać ołówkiem, jak tu w ogóle machać ołówkiem, gdy leży przed tobą cud i patrzy ślicznymi czarnymi oczętami. Każdy ślad zostawiony na kartce chciałem skonsumować . Jak to w ogóle możliwe, jest środek zimy, jest szaro buro i ponuro, a tu leży przed tobą kobieta z opalenizną mulatki. Wszyscy bladzi, panowie co prawda dostali rumieńców, ale i tak nie odróżniali się od kartki papieru. Masakra! Zajęcia minęły jak z bicza strzelił, dziewczyna znikła w mgnieniu oka, a ja pozostałem jeszcze długo z opadnięto szczeną. Można by rzec, miłość od pierwszego wejrzenia, tak to na pewno było to. Każdy kolejny nieszczęsny poniedziałek stał się wymarzonym poniedziałkiem, a każda kolejna niedziela wydłużała się w nieskończoność.


W przed dzień mojej pierwszej zdrady, z kobietą mojego życia obchodziliśmy trzecią rocznicę, miało być romantycznie...





piątek wrzątek początek


Spotkałem nową kobietę, można by rzec , kolejna miłość od pierwszego wejrzenia. Hardcorowa Wiola, blondyna odpalająca szluga za szlugiem. Przeciwieństwo. Studentka. Moja nie studiowała, Nowa miała za sobą rozbieraną sesję dla brukowca w dziedzinie gazet egzotycznych, oraz koronę królowej mokrego podkoszulka. Moja nie miała sesji i nie wygrała żadnej korony.
W przeddzień mojej pierwszej zdrady, jubileusz rocznicy, niestety. Zmiana planów. Odbyła się całonocna eskapada szlakiem krakowskich barów. Wróciłem nad ranem. Ze światopoglądem odwróconym do góry nogami.

Hardcorowa Wiola ściągała mi sen z powiek, a ja tylko myślałem aby zdjąć Wioli podkoszulek, Całe dnie myślałem tylko o zdejmowaniu. I nawet w sytuacjach gdy aktualna kobieta mojego życia, miała zdjęte to i owo. Myśl o zdjęciu bluzeczki Wioli była silniejsza. Tak silna, iż cel bluzeczkowy został zrealizowany.
Świat legł w gruzach, kobieta mojego życia zniszczyła wszystkie akty, które dla niej namalowałem, trzasnęła drzwiami. Było co prawda jeszcze kilka listów. Na które rzetelnie nie odpisałem.

Przy pierwszej zdradzie człowiek traci fragment siebie, nagle wszystkie słowa, czyny, gesty są brudne:
- mam brudne ręce kochanie, wyrzuty sumienia, wyrzuciłem w niepamięć, choć wspominam z uśmiechem. Mam brudne oczy a ty, tak czyste spojrzenie na świat. W perspektywie białości, pomięte ślady nocy. Mam brudny język i krótsze nogi, choć coraz dalej do bliskości - powtarzałem przed lustrem.
Hardcorowa Wiola wprowadziła mnie w meandry sztuki miłosnej, jej mokry podkoszulek był stale zdejmowany, Kamasutra jest ubogą lekturą. A Czego człowiek nie wymyślił?


znikła w piątek papieros kawa wrzątek
na końca początek
brak kilku drobnych w portfelu
drobnych wielu (słów)

pewnie na fajki


Gdy ktoś cię zostawia, człowiekowi się zawsze wydaje , iż został oszukany. Odtwarza poprzednie noce, analizuje co robił, co powiedział, szuka rozwiązania, choć czasem lepiej nie zadawać pytań, zwłaszcza przed lustrem..
Machnąłem kilka obrazów o Hardcorowej Wioli, na każdy była coraz to brzydsza. Na ostatnim była w paskudnym swetrze, było by dla to niej nie do niej policzkiem w twarz. Hardcorowa Wiola miała fioła na punkcie swoich piersi, tak więc nie było mowy o jakimkolwiek swetrze, musiał być dekolt, musiało być zwiewnie, prześwitując.
Pełna premedytacja namalowania swetra była mentalnym zwycięstwem. Półroczna szkoła seksualna, jednym słowem- Ego rośnie,
a opory, jak opary rozwiewają wątpliwości.


Ale oczywiście nie jestem żadnym autorytetem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aniu bardzo dziękuje za podszepty, z większości skorzystałem, to fakt tekst był pisany gdy była wena, a czasu na poprawki zbrakło, przez to jak to teraz czytam to pewnie i więcej nielogiczności znajdę. Odnośnie pomarszczonych, miałem na myśli rodzynkową urodę(-:, czyli osoby sędziwe, a nie otyłe. Odnośnie podpunktu 6 i 7 to tu przyznam się do plagiatu, ostatni fragment spotk-ania to ukradłem dawno dawno temu dostojewskiemu, bardzo lubiłem ten fragment, znałem go nawet kiedyś na pamięć i dokleiłem do tego bo mam taki wewnętrzny sentyment, ale już to usunąłem bo to nie ładnie przypisywać sobie czyjąś twórczość. Wstyd mi, wstyd mi)))-:
odnośnie interpunkcji, to jest to pięta achillesowa z którą walczę i wciąż przegrywam, pisanie poezji i frywolność interpunkcyjna nie utrudnia mi dostosowanie się do prozy. (nie ma co się usprawiedliwiać trza się pilnować, rzekł Maciej do lustra.(-:
dziękuję za poświęcenie czasu i naniesienie poprawek.
Pozdrawiam i jednocześnie witam(-:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postanowiłem uzupełnić uwagi Ani, całe szczęście, że nie ja musiałem się przekopywać przez te literówki i mogłem się zając poważniejszymi błędami, a co stwierdzam z żalem jest ich od groma w tak krótkim tekście, skądinąd, doskonałym. Po południu siądę do tego i skończę. Najbardziej niepokoją mnie błędy stylistyczne, nie spodziewałem się ich aż tyle po starym wyjadaczu, ale wszystko skrzętnie wynotowałem i wrzucę na pewno, jak się przekopie przez całość. Coś za dużo tego, tych błędów stylistycznych itp. musisz uważniej czyta teksty, bo nie wieżę, że byś tego nie wyłowił, przecinki to bzdura, zawsze można nie dopatrzec, ale to co powyżej jest naprawdę psuje ten świetny tekst, który warto go doprowadzić do porządku :)

ok miałem nieco czasu więc wrzucam poniżej swoje uwagi, od groma tego, ale mam nadzieję, że przejrzysz uważnie wszystko i poprawisz, bo naharowałem się nieźle, ponad godzina roboty:

"podniesienia wartości artykułu, Czasem opowiadane" [no comm.]

"jako wieloletni przyjaciel Lucka miałem wyobrażanie rozwiniętą nieziemsko."
[szyk zdania napisałbym "nieziemsko rozwiniętą wyobraźnię"]

"Na odpowiedzi musiałem czekać, długie chwile niezręcznego milczenia."
[albo zrobić dwa zdania, albo inaczej skonstruować np. "chwile niezręcznego ,milczenia trwały długo" czy coś w tym stylu choć to co napisałem nie jest zbyt zgrabne więc zastanów się nad tym]

"Dopiero gdy się poznaliśmy, zrozumiałem."
[ rozwinąłbym jakoś to zdanie, ale nie koniecznie]

"Jazz rock Cafe" [duża litera]

"Tak więc knajpie zostawali największe pojeby"
[chyba raczej "zostawały" dalej są ekscentrycy, ale czasownik zawsze dopasowuje się do pierwszego rzeczownika. po "tak więc" dałbym ","

"Ale zanim odsłonię rąbek tajemnicy o młodym malarzu. "
[drugi raz używasz tego zwrotu, to bodajże jest związek frazeologiczny, na małym obszarze może napisać to inaczej albo zmienić w miejscu pierwszego występowania np. "Opowiadane przy ognisku historie, owiane są często mgłą tajemnicy" poza tym zgrabniej brzmi jakie się rąbek tajemnicy uchyla, a nie odsłania.]

"Ale zanim odsłonię rąbek tajemnicy o młodym malarzu. Muszę nakreślić czytelnikowi fakty"
[połączyć w jedno zdanie z "," bo pierwszy człon nie tworzy zdania. ]

"Starszych panów siedzących w „zwisie- pewnie coś nie coś napiliby Się” a i czasem w jazz rock cafe."
[znów nazwa własna]

"W czasie kilku lat, miejsce to stało się dla nas oazą"
["w przeciągu kliku lat" lub "w okresie kilku lat", albo po prostu "Przez kilka lat"]

"Królowa Balu : osobnik płci żeńskiej
Uroda : nietuzinkowa "
[dwie kropki potrzebne]

"Cechy szczególne : płomienie w oczach. Pasja. Delikatność, frywolność."
[może się czepiam, ale najpierw rozdzielasz dwa wyrazy kropką, a później nagle przecinkiem, nie lepiej zrobić z niego kropkę lub "i". zgrabniej by było]

"Przez jakiś czas, udało mi się wykrzesać materiał na zaledwie kilka stron."
[lepiej by brzmiało "po jakimś czasie" lub "minął dłuższy czas nim (vel. zanim)]

"Felieton nie zapowiadał się rewelacyjnie, kilka suchych faktów, jakieś nazwiska, coś na kształt wspomnień. Zapowiadało się istną klapą"
[powtórzenie niepotrzebne]

"materiał na felieton wylądowały w koszu. " [!!?]

"kobieta mojego życia, była oceanem spokojnym. " [duża litera ;)]

"- zamknij oczy, policz do dziesięciu , wdech wydech, wdech wydech – "
[a nie lepiej kropką to zakończyć, jakoś dziwnie wisi ten myślnik]

"o ósmej nad ranem natchnienia z reguły jest lipą" [coś tu nie trybi wyraźnie]

"Aż tu w pewien zimowy nieszczęsny poniedziałek pojawiła się."
[przecinki drobiazg w dwóch miejscach brakuje, ale zdanie jakoś dziwnie się kończy]

"Moja nie studiowała, Nowa miała za sobą rozbieraną sesję"

"Wioli podkoszulek, Całe dnie myślałem tylko o zdejmowaniu. " znów to samo :)

"na każdy była coraz to brzydsza"

"było by dla to niej nie do niej policzkiem w twarz. " [rozumiem o co chodzi, ale jakoś zagmatwane to]

"musiało być zwiewnie, prześwitując. " [znów literówka]

"spódniczka jest krótsza od pauza kompensacyjnej" [chyba "od pauzy"]

"Młodzi zapaleńcy myślą, że to w ich gwoli niesnaska damsko męska się zaczyna, ale są w wielkim błędzie." [niech mnie ubiją, ale nie rozumiem tego zdania]


przecinki:

"Miał na oko ćwierćwiecze a bagaż doświadczeń osoby sędziwej. "

"był puzzlami w których ciągle pojawiały się nowe fragmenty"

"Czasem aby kogoś naprawdę poznać, trzeba wejść w jego skórę"

"tworzyła straszliwą wybuchową mieszankę."

"Aby czytelnik miał to podane jak na tacy własnej wyobraźni. " [po "czytelnik"]

"był to strzał w czaszkę, może nie tak dosłowny ale równie skuteczny."

"Jacek krakus rodowity skutecznie mnie w to życie wprowadzał. " [ "krakus rodowity" wydzielić jakoś najlepiej przecinkami, bo to wtrącenie albo walnąć przed Jacek "Rodowity krakus Jacek", ale lepiej wydziel przecinkami bo ta wersja lepiej stylowo pasuje do reszty]

"schemat zachowań, Każdy ma własną wypracowaną metodę, opartą o subiektywizm doświadczeń o jakiś skrawek autopsji." [duża litera niepotrzebna (który to już raz??) za to przecinek przed "o jakiś skrawek"]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Perkozek vel. P.Salazar bardzo ci dziękuję za wkład pracy, pewną część już wychwyciłem i ponaprawiałem błędy, ale zostało tego sporo, więc będę jeszcze siedział nad tekstem pewnie kilka dni, bo czas goni)-:
Oraz przeproszę za swoje niechlujstwo, wrzuciłem tekst na zaproszenie Senestisa Hombre, a powinienem był dać tekstowi trochę czasu i po prostu odpocząć od niego, z perspektywy kilku dni, nawet tygodni, pewnie inaczej bym na niego spoglądał i wiele tych niepotrzebnych błędów, może udało by się samemu uniknąć.
jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ania i Perkoz zajęli się literówkami, ja napiszę o ogólnym wrażeniu. Trochę ciężko się czytało, może dlatego, że zbyt tekst rozciągnąłeś. W moim przekonaniu mozna go skrócić, w kilku przypadkach z dwóch zdań zrobić jedno i tekstowi wyszłoby to na dobre. Fajnie ująłeś temat (choć jest mało oryginalny), ale miejscami jest nudnawo. I, chociaż jestem przeciwny ciągłemu wrzucaniu cytatów do tekstu, Tobie wyszło to nadzwyczaj sprawnie i jestem w stanie to zaakceptować. Udało Ci się skleić to z opowiadaniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...