Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- Witaj, Elu – młody mężczyzna pocałował kobietę w policzek.
- Chcesz kawy? – ziewając, zaprosiła gościa do domu. – Jechałeś całą noc, prawda?
Wstawiła wodę na gaz. Była szósta rano, a powietrze już nie nadawało się do oddychania. Zapowiadał się gorący dzień.
Mały wrócił do samochodu i, przyciskając palec do ust, wszedł do domu. W ręku trzymał nosidełko.
- Ciii… Jeszcze się nie obudziła. Niech śpi sobie, kruszynka.
Ela na widok wnuczki uśmiechnęła się bardzo szeroko, a do oczu napłynęły jej łzy wzruszenia. Maleństwo było śliczne, z białymi loczkami, troszkę pyzate. Raczej niepodobne do rudowłosej matki.
- Za ile dni wrócisz? – zapytała, nalewając czarny napar.
- Wysyłają mnie na dwa miesiące – westchnął i spojrzał na Elę. – Jak Mała się czuje? Jest jakaś poprawa?
- Będziesz u niej dzisiaj?
- Tak, wezmę tylko prysznic i pojadę do kliniki – temat Małej był ciężki i rozmowa między Elą a Małym nie kleiła się zbytnio. Oboje unikali kontaktu wzrokowego i wzdychali co chwila. – Nie chciałbym, żeby Julka się obudziła jak jestem, bo mnie nie wypuści – tylko maleństwo dawało im powód, aby się uśmiechać i rozmawiać.
- Uważaj co będziesz mówił przy moim dziecku. Wiesz, że to ciężka sprawa… – urwała w połowie zdania, a na jej twarzy pojawił sie cień bólu. – Pewnie nie będzie chciała na ciebie patrzeć.
Mały nic nie odpowiedział. Jednym haustem wypił kawę, dał buziaka córce i zaczął zbierać się do wyjścia z kuchni.
- Marek – Ela złapała go za rękę. – Jest kilka spraw, których jeszcze nie wyjaśniliście.
- Wiem i nie jest mi z tym lekko – pocałował Czarną w czoło. Zawsze tak robił, jak jeszcze był z Małą. Dziś się zapomniał. – Jak wrócę, to porozmawiamy. Dwa miesiące wystarczająco wymęczą mnie psychicznie. Teraz nie jestem jeszcze gotów, a Mała nie jest w stanie.
Przez dłuższy jeszcze czas Ela patrzyła na oddalające się, silnie umięśnione plecy chłopaka. „I co teraz?” pomyślała dopijając swoją kawę. „Przecież Julka nie jest jego, to widać. Cholera, obym się myliła”. Wychodząc, wypuściła na dwór kota.

Opublikowano

Relacje między babkami dzieci, a ich ojcami, nigdy do prostych nie należą :)
U Ciebie to i tak w miarę kulturalnie się odbywa.
Tym bardziej, że nie wiadomo, jak się okazuje, czy ojciec ojcem rzeczywiście jest...

Mnie się podoba, pisz dalej, będę czytał
Pozdrawiam :)

a, popraw zły na łzy

Opublikowano

Do oczu napłynął jej Zły - w sumie to tak powinno być.
Z tym pisaniem jest różnie - czas czasem nie pozwala... Zobaczymy.

Cieszę się, że ciągle zaglądasz.

Zza zasp - pozdrawiam cieplutka :)

Opublikowano

"Była szósta rano, a powietrze już nie nadawało się do oddychania. Zapowiadał się gorący dzień. Kobieta w samej koszuli nocnej wstawiła wodę na gaz." - ostatnie zdanie w tym fragmencie, moim zdaniem, brzmi wręcz groteskowo, dlatego proponuję taką zmianę: "Wstawiła wodę na gaz. Była szósta rano, a powietrze już nie nadawało się do oddychania. Zapowiadał się gorący dzień."

"- Za ile dni wrócisz? – zapytała, nalewając czarny napar ojcu swojej wnuczki." - tutaj z kolei, dopowiedzenie wydaje mi się zbędne; zostawiłabym samo: "- Za ile dni wrócisz? – zapytała, nalewając czarny napar."

Pozdrawiam - Ania

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...