Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mam zmiany w mózgu. Tak mówią znajomi.
Srał ich pies. Nie mają pojęcia, co się dzieje mojej głowie. Oni są tacy ładni, schludni, uczesani, bogaci i snobistyczni.
Automatyczni.
Mają jakieś pojęcie o tym, jak bardzo są śmieszni? Wątpię szczerze. Ich zajebiście doskonałe uśmiechy temu przeczą.
Był kiedyś czas, że im zazdrościłem. Naprawdę, autentycznie zazdrościłem. Zapragnąłem być taki, jak oni. Przystosowany. Ładny. Schludny i uczesany.
Nie udało się.
Długo wtedy rzygałem. Na prostytutki spoglądałem od tego czasu z zupełnie innej perspektywy. Pojąłem cenę, którą trzeba zapłacić, żeby żałośnie podrygiwać na scenie życia, jak wypłowiała marionetka, co to później jest rzucona do śmierdzącej stęchlizną skrzyni, wraz z innymi prześmierdniętymi marionetkami.
Bardzo bym pragnął, żeby zmiany w moim mózgu były nieodwracalne. Żebym już nie musiał pamiętać o tym, ile krzywdy wyrządziłem wszystkim - świadomie, bądź nieświadomie.
Nie chciałem nigdy nikogo skrzywdzić.
Kłamstwo.
W dzieciństwie, u dziadków, chłostałem rzemiennym batem konie, które nie chciały ciągnąć kosiarki.
Przepraszam, kochane koniki. Myślałem, że tak ma być. Taką miałem wtedy pojebaną świadomość.

Moja roztrzaskana percepcja, ogranicza się do przerażających obserwacji działań innych ludzi. A oni, zamiast próbować zrozumieć otaczający nas świat, omamieni pozornością możliwości wyborów, kształtują go na podobieństwo swoich miernych wyobrażeń.
Ordynarne skurwysyny, z ego tak nadmuchanym, jak aerostat wypełniony helem, a gdzie - większym, o wiele większym.
Bezmiar cierpień na tym padole wobec tego w ogóle mnie nie dziwi. Zarządzają nim na wskroś pozorni nad-ludzie, uważający się bez żadnych skrupułów za cudowne twory czystej inteligencji, zawartej w swoich mniej, czy bardziej doskonałych ciałach ( ale bardziej w ich mniemaniu doskonałych ).
Nie może być żadnego innego efektu tego syfu niż ten, który jest udziałem nas wszystkich, niestety.
Inteligencja to stopień przystosowania do społeczeństwa. Który więcej się sprzedał, ten jest bardziej wartościowy. Każda inna inteligencja podlega eksterminacji.

Mówią, że coś jest ze mną nie tak, bo nie potrafię usiedzieć z nimi przy jednym stole i pleść mdławych pierdoł o pieniądzach i o dupie Maryni.
To prawda. Nie potrafię.
Jestem jebanym tchórzem, bo rzeczywiście nie jestem w stanie wypierdolić tego całego suto zastawionego stołu na ich durne gęby - a tego tylko wtedy pragnę. Rozpieprzyć kurewską atmosferę, pełną doskonałych dyskusji ( w mniemaniu ogółu ), nie wzniosłych wcale niedopowiedzeń i wgryźć się zębami w olchowy stół, wyrywając potężny kęs drewnianego mięsa. Ja-tchórz chciałbym, żeby oni w swojej histerii oglądali moje przekrwione oczy, które wylewałyby mi się wtedy z oczodołów, bulgocząc z gorąca. Chciałbym, żeby bali się tego emanującego z nich szaleństwa i żeby ryczeli z przerażenia.
Ale nieeeeee...
Grzecznie siedzę, rączki złączone, kolanka też razem, tułów wyprostowany, biała koszula ze sztywnym kołnierzem, spodnie wyprasowane w kant, mina debila i konwencjonalna gadka-szmatka. Jak puszczam tajniaka, to tylko, kiedy nikogo w pobliżu dwóch metrów ode mnie nie ma.
Ale, niechby mi wpadł w ręce szeroki topór do ćwiartowania mięsa.
Kurwa!!!!!!!!!

Żeby wybzykać Iwonkę, która siedziała zazwyczaj naprzeciwko mnie ( celowo to robiła, celowo! ), wiercąc się wciąż bez ustanku i prezentując całą zajebistość swoich najkształtniejszych kolan, jakie kiedykolwiek widziałem, potrzeba by było hardcorowego pieprzonka. Tak sobie wtedy myślałem. Ubierała się na czarno, była ciągle nienasycona swoimi doznaniami, o których z lubością opowiadała, no i ten błysk w oku! Stąd wysnułem wniosek, że lubi szybkie i soczyste numerki. Ale się nie spodziewałem, jak bardzo uwielbia też lody. Pierwszy raz, jak poszliśmy w końcu do łazienki kolegi. Wtedy wytrysnąłem na jej twarz po jakiejś minucie, odkąd objęła mojego najlepszego przyjaciela swoimi wydatnymi ustami. Siłą rzeczy więc, poszukiwania jej łechtaczki trzeba było odłożyć na późniejszy termin.
Okazja przydarzyła się w Sylwestra. Po północy wyszliśmy całą pijaną bandą na dwudziestopięciostopniowy mróz, każdy dzierżąc w dłoni jakieś śmieszne ruskie imitacje szampana ( dla mnie było to nuworyszowskie niedopatrzenie, bo stać ich przecież było, do jasnej cholery, na jakiś francuski oryginał, skoro już tak się obnoszą ze swoim bogactwem ). Iwona pociągnęła mnie za wysokie tuje i wypięła swój boski tyłek, zarzucając na plecy sztuczne futro z niby-norek.
Kurde, co ja mam powiedzieć? Zimno jak cholera, ale znowu po jakiejś minucie wytrysnąłem, tym razem w jej wnętrze. Wstyd mi było i chciałem to jakoś jej zrekompensować pieszczotami, lecz od razu wyczuła, że są nieszczere i naciągane. Opatuliła się niby-norkami i już więcej nigdy nie zobaczyłem jej brzoskwiniowych wdzięków. Szkoda, cholera jasna, ale szkoda! Sam byłem sobie winien. Wiedziałem, że te moje imaginacje niczego dobrego nie przyniosą. Powinienem być szorstkim draniem, który nigdy nie ma dość i zadowoli kobietę w każdej, nawet najbardziej ekstremalnej sytuacji.
Ale to takie moje sranie-w-banie.
Najlepsze jednak jest to, że jestem wciąż wyzywany przez nich od alkoholików, bo niby dużo piję i za szybko. Tak! Właśnie tak. Ja jestem wszystkiemu winien. To ja jestem odpowiedzialny za łykanie przez nich tabletek garściami i zapijanie ich szkocką whiskey z aerodynamicznych szklanic. Moja to wina, że wciągają zachłannie do nosa biały proszek mówiąc, że to lekarstwo na zatoki. No i pewnie też moja wina, że Aśka jest w ciąży, bo sama nie wie, kurwa z kim, pewnie ze mną, bo z kim innym? Aśki nie dotknąłem nigdy koniuszkiem palców nawet, nie, że taki pasztet, ale w ogóle się nie rozumieliśmy ze sobą. Naprawdę, nie mam pojęcia, kto jej zalał formę. Człowiekiem jestem autentycznie spokojnym, więc bezecne oszczerstwa przyjąłem z wyrozumiałością.
A dzisiaj rano obudziłem się cały mokry od potu. Śniło mi się, że ostrzę na szlifierskim kamieniu hartowane ostrze wielkiej siekiery…
Od razu utożsamiłem się z gościem z ’’American Psycho’’. On jednak był wytworem zinstytucjonalizowanego świata, a ja? Co ja mam do zaoferowania, poza swoim czystym szaleństwem?
Sterczące z podniecenia prącie nie jest żadnym wyjściem, jest raczej oznaką bezradności, skoro funkcje życiowe zostały u mnie sprowadzone do aż tak niskich pobudek, żebym musiał gloryfikować stan sterczącego prącia, jako coś nieprawdopodobnie niesamowitego i ostatecznego.
Jeżeli nie potrafimy znaleźć w sobie dostatecznej motywacji do tego, by dalej żyć w mądrości, to co wtedy nam pozostaje? Nic. Tylko seks. Komedia, tragedia, tragikomedia. Sprowadzić całą, mieniącą się tysiącami kolorów seksualność do mechanicznych, bezuczuciowych ruchów frykcyjnych?
Brawo, brawo ludzie!
Jesteśmy, zaprawdę, cudem objawionym.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Akurat jadłem dziś pierogi :)
    • Nie mogę się uwolnić Usta twe niczym wrota do piekieł Rozpalone namiętnie rozchylają sie powoli A Włosy twe aksamitne niczym perskie płótno opadają swawolnie na roznegliżowane ramiona, myslę Podchodzę,,obserwuje,dotykam w koncu całuje, jestem w niebie, jest pięknie Niech Emocje grają melodyczne dzikie dźwięki niech serce tobą pokieruje   Jej jęki znaczyły więcej niż milion słów Nie pamietam snu, w którym  bym Cie nie spotkał, nawiedzasz mnie nawet tam Jestes jak anioł coś stąpił na ludzka ziemie i z łaski swojej obdarzyłas mnie CiepłemZ’, którego nie zapomnę Ach żebym ja ino tez był aniolem to polecielibismy do gwiazd nie patrząc się za siebie
    • MRÓWKI Spałem spokojnie, gdy nagle przez sen poczułem mocne ugryzienie i zaraz potem ból. Przebudziłem się szybko, poszukałem latarki i przeszukałem cały namiot w poszukiwaniu sprawcy zadanego bólu. Nic szczególnego nie zauważyłem więc wsunąłem się w śpiwór próbując usnąć ponownie. Zgasiłem latarkę i położyłem się z powrotem spać. Do rana pozostało jeszcze kilka godzin, lecz nie mogłem zasnąć. Leżałem z przymkniętymi oczami czekając podświadomie na kolejne ugryzienie. To było pewne, że coś mnie ugryzło i przypuszczałem, że był to jakiś mały owad.  Na mojej lewej nodze zaważyłem zaczerwieniony ślad po ugryzieniu i poczułem swędzenie, pieczenie i niewielki bąbel. Dobrze, że nie jestem uczulony na jad owadów - pomyślałem.  Jak więc już wspomniałem nie mogłem spać trochę zaniepokojony, a trochę z bólu. Miałem przeczucie, że coś niedobrego wręcz potwornego dzieje się na zewnątrz namiotu. Tak więc leżałem i czekałem sam już nie wiedząc na co.  Nagle u wejścia do namiotu zobaczyłem małe punkciki posuwające się w moją stronę i po skierowaniu strumienia światła latarki w tamtym kierunku, aż dech zaparło mi z wrażenia, a gęsia skórka natychmiast ukazała się na mojej skórze. W namiocie były dwie czerwone mrówki. W oka mgnieniu zerwałem się na równe nogi i depcząc te, które zdążyły wejść do namiotu, musiałem odganiać te co chciały wejść do środka.  Podczas tej czynności ujrzałem używając latarki, że wokół namiotu jest masa czerwonych mrówek, które otaczały mój namiot że wszystkich stron.   cdn.    P.S. Opowiadanie powyższe napisałem w 1977 roku, czyli prawie pół wieku temu i jest to czysta fantazja.    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...