Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Smutna historia


Sam jeden

Rekomendowane odpowiedzi

We śnie gonili go jacyś ludzie. Pędzili w jego kierunku z obłędem w oczach i z rozcapierzonymi palcami, starając się wyrwać mu gardło, krzycząc: '' - Trzeba znać swoją wartość!!!''.

Rozrywający mrok dźwięk budzika, wtargnął do jego uszu. Głuchym klapnięciem ręki zabił wyjca, jak się zabija insekty, które łażą po skórze. Wytarł w kołdrę pot z czoła. Jaką wartość? Co to jest? Przydatność? Użyteczność do tego niby-życia?
Jeszcze przez chwilę delektował się słodką ciszą, szumiącą wokół.
Bez jaj! Trzeba wstawać, o rany!
Nogi zrzucił z łóżka na podłogę i stanął na nich nadludzkim wysiłkiem z takim grymasem, jak gdyby był mistrzem świata w zaciskaniu zębów.
Pstryknął przyciskiem u wezgłowia łóżka. Udający słońce, wolframowy drucik wewnątrz żarówki rozjaśnił się, oświetlając duszne pomieszczenie.
Znowu zapomniał otworzyć okno przed snem!
Odziany w same tylko bokserki w czerwone serduszka, skierował chwiejne kroki w stronę łazienki.
Ubrał się ciepło i wyszedł z domu, zamykając drzwi wejściowe najciszej, jak mógł, żeby nie obudzić matki, która pijana spała w pokoju obok.

Ziąb uderzył go w twarz, przeniknął do nosa i ust, wdarł się do płuc. Naciągnął wyżej szalik i poczłapał w stronę przystanku autobusowego. Zmarznięty, nieodgarnięty śnieg głośno skrzypiał przy każdym stąpnięciu.
Było idealnie szaroburo. Tu i ówdzie, ciemne, pochylone postacie, mozolnie brnęły przez białą pierzynę, dźwigając swoje brzemię. Czasem w oddali zaszczekał pies.
Szybko znalazł się na przystanku. Dreptał nogami w miejscu na skraju chodnika, w oczekiwaniu na pojazd, gdy napłynęła nagle do jego głowy jedna z tych osobliwych myśli, które rozlewały się niepokojem po całym ciele. ’’ - Co by było, na przykład, gdyby teraz tu się położył i zamarzł? Albo rzucił się pod któryś z przejeżdżających samochodów? Ciekawe, czy to boli, jak rozpędzone auto gruchocze twoje kości, półtorej tony przetacza się po tobie, miażdżąc członki, głowę, twoje marzenia, w jednej sekundzie? Czy nie boli w ogóle i czujesz tylko mordercze uderzenie i szybkie wyrwanie z tej czasoprzestrzeni?’’.
Wzdrygnął się i spojrzał przed siebie. Żółte ślepia autobusu wpatrywały się w niego groźnie. Kierowca za szybą gwałtownie gestykulował. Szlag, autobus! Wskoczył, prawie że w biegu. Bez trudu znalazł siedzące miejsce. Zaszronione szyby nie ułatwiały orientacji, więc siadł tak, by widzieć przód z kabiną kierowcy.
Powietrze wypełnione było odorem alkoholowo-papierosowym. Rozmazane twarze ludzi, którzy zajmowali nieliczne miejsca siedzące, były jak duchy ze starych fotografii - blade, zimne, wyprane z wszelkich uczuć. Od czasu do czasu, łypnęło na niego jakieś oko, wykręciwszy się w oczodole, po czym wracało prędko do patrzenia na wprost i nieruchomiało. Duchy, po wjechaniu na nierówność na drodze, podrygiwały synchronicznie na swoich siedziskach, kiwając się to w prawo, to w lewo. Obserwował ten upiorny taniec dyskretnie, żeby nie zauważyli, że się im przygląda, zdumiony coraz bardziej.
Na szóstym przystanku wysiadł wreszcie z nawiedzonego autobusu i odetchnął z ulgą.
Rozjaśniło się. Pozwolił mroźnemu powietrzu wypełnić płuca jeszcze raz. Na moment zrobiło mu się raźniej na duszy. Lecz krótkotrwała była to radość, bo na powrót przez jego umysł zaczęły się przetaczać chmury ciemnych myśli.
Znowu medytował o śmierci.

Matkę obudziła potworna suchość w gardle. Rozwidniło się zupełnie, więc nie zapalając światła, wtoczyła się do kuchni. Odkręciła wodę w srebrnej baterii i przystawiła do niej groteskowo rozdziawioną szczękę. Ugasiwszy pierwsze pragnienie, wytarła usta ręką i zaczęła wodzić przekrwionymi oczami po mieszkaniu.
- Jesteś jeszcze? - zaryczała ochryple - He? Co? - przytrzymała się stołu. - Kurwa! Nie ma cie! Nie ma…
- To chuj jeden! Chuj jebany! - wycedziła, zaciskając zęby. - Piniendzy nie zostawił, gnój pierdolony!
Ciężko usiadła na krześle.
- A chuj ci w dupe! Jo mom piniondze. Na flaszke bedzie.
Spuściła głowę i ukryła twarz w dłoniach. Za chwilę głośne spazmy wstrząsnęły jej wątłym ciałem.

Ślęcząc nad projektem nowego osiedla zakichanych jednorodzinnych domków, zastanawiał się, co on tu w ogóle robi? Co to za dziwne miejsce, w którym się akurat znalazł? Dali mu jakieś papiery, kazali rysować budynki, kreślić szkice, dokonywać obliczeń. Poczuł, że jego ciało jest jak szmata. Że można nim zetrzeć brud, wykręcić i tak w kółko, bez końca.
Rozmyślania o śmierci ustąpiły miejsca spekulacjom o wolnej woli. Wiedział, że jedni uważają, że czegoś takiego nie ma, że jest to kłamstwo, rzucone niewolnikom, żeby się lepiej poczuli pod pręgierzem uwarunkowań i determinizmu, od którego nie ma ucieczki, podczas gdy inni są przekonani, że to oni sami kształtują świat, poprzez możliwość wyboru takiego, a nie innego. I z wielości możliwości wyborów, wybierają najbardziej subiektywny, nazywając to właśnie wolną wolą.

Czemu ludzi tak ciągnie do tego, by wszystko generalizować, sortować, szufladkować?

Jakkolwiek trywialnie by to nie zabrzmiało, uważał osobiście, że rozwiązanie istnieje gdzieś pośrodku. Posiadamy coś w rodzaju woli, lecz niekoniecznie jest ona wolna. Właściwie, wolna być nie może, ponieważ zbyt duża liczba czynników wpływa na wybór przez nią dokonywany. Subiektywizm wypływa ze zniewolenia, które jest naturalnym stanem na tym padole. A bardziej, czy mniej szczęśliwy wybór, to wynik posiadanego przez nas potencjału intelektualnego, to suma naszych pragnień, wyobrażeń, moralności. Jednym słowem, jest efektem posiadanego przez każdego z osobna stopnia świadomości świata.
Im mniejsza świadomość, tym bardziej wulgarne i przyziemne potrzeby. Nie można przecież tylko i wyłącznie empirycznie dochodzić działania rzeczywistości, to dobre dla tych, którzy nie potrafią obserwować, nie dostrzegają zależności wszystkiego od wszystkiego.
Zauważył, że głównie kobiety skłaniają się do deklarowania wolnej woli - mężczyźni są do niej nastawieni raczej zgoła sceptycznie. Kobiety pewnie nie potrafią zdzierżyć, że ktoś podjął już za nie choćby część decyzji…
Spotykał się z różnymi sympatycznymi, lub mniej miłymi paniami, jednak z żadną nie był nigdy dłużej związany. Przerażała go właśnie ich świadomość. ’’ Obowiązkiem człowieka jest być szczęśliwym ’’ - deklarowały chórem, jak już przyszło do gadki o sensie życia. Czuł wtedy autentyczne przerażenie. Kto i kiedy wymyślił tę idiotyczną sentencję, która stała się celem dla tak wielu ludzi? Bo oto to jedno cholerne zdanie stało się moralnym przyzwoleniem do wszelkich bezeceństw, świństw i krzywd, które jeden człowiek wyrządzał innym ludziom i stworzeniom, w imię swego własnego wątpliwego szczęścia. Lecz przecież szczęście, podobnie jak prawdziwa wolność, na tym świecie nie istniało i istnieć nie będzie...

- No i jak? - nawet nie wiedział, kiedy szef znalazł się za jego plecami. - Zdążymy z tym do jutra? Pan idzie teraz na urlop? Musi pan to więc dzisiaj skończyć. A w piątek mamy spotkanie związane z projektem, pamięta pan?
Pamięta, a jakże by mógł zapomnieć. Jest wtorek, a ten wieprzek już z piętnaście razy w tym tygodniu zadawał mu to kretyńskie pytanie. Byle do jutra, byle do jutra. Rzucił coś w stylu: ’’- Oczywiście, że pamiętam, szefie’’, spozierając na jego pulchną gębę, dopóki nie odszedł, kołysząc się na wszystkie strony.

…Czy szczęściem jest obłędny pęd, wyścig, po to, żeby posiadać wciąż więcej i więcej? Kiedy ludzie zrozumieją, że im to nigdy nie da prawdziwego szczęścia?
Namiastka szczęścia jest zawarta w kropelce rosy, albo w łzie ukochanej. To są prawdziwe perły najcenniejsze, cała wieczność zawarta w maleńkiej, przezroczystej kapeńce. W szczerym uśmiechu i spojrzeniu błyszczącym, odnajdziesz więcej szczęścia, niż mógłbyś znaleźć gdziekolwiek indziej.
Poczuł, że ciało mu pulsuje. Gorąca krew krąży tak szybko, jakby chciała rozerwać skórę, roznieść ją w perzynę, unicestwić. Na chwilę tonus usztywnił ciało. Rozluźnił się jednak szybko i rzucił w wir zaległej pracy.

***

Odkąd sięgnął pamięcią, zawsze matka z ojcem byli pijani. Z matką miał jeszcze przebłyski, czasem pamiętał ją niepijaną, jak chociażby wtedy, gdy zabrała ich na odpust i kupiła pyszne pierniki w czekoladzie. Adaś zajadał się nimi, oczywiście tytłając się cały czekoladą. Jego wielkie, niebieskie oczy lśniły wtedy prawdziwym szczęściem. Ciemne loki spadały zawadiacko na blade czoło. Jedząc te czekoladowe pyszności, uśmiechał się śmielej niż zazwyczaj, odsłaniając zdrowe, małe ząbki.
Jednak ojciec trzeźwy chyba nigdy nie był. Maciek, śniady brunet o ciemnych oczach, jako jedyny potrafił mu się przeciwstawiać. Pijany w sztok mężczyzna wykrzykiwał nieraz, że ten bachor to nie jego, że pewnie matka się skurwiła z jakimś gnojem niemytym.
Jak ojcu coś nie pasowało, bił wszystkich - matkę, Adasia i jego, Maćka. Miał do tego celu przysposobiony rzemienny, szeroki, żołnierski pas, z ogromną sprzączką na końcu, który bez przerwy moczył się w małym wiadereczku z wodą w kącie łazienki. Zazwyczaj okładał mokrym rzemieniem, jednak jak już zupełnie coś nie poszło po jego myśli - metalowa sprzączka głucho odbijała się na ich drobnych kościach, zostawiając wielkie sińce, a czasem przecinała skórę i wtedy ciemnoczerwona krew potrafiła popłynąć ze świeżych ran.

Maciek odczuwał ze swoim bratem szczególną więź. Opiekował się nim, chronił, tłumaczył wszystko. Jak ojciec zamachnął się na Adasia - Maciek zasłaniał go swoim ciałem, obrywając straszliwe razy.
Jednak to wszystko było na nic. W Adasiu wzbierała złość i bezsilność, a wiadomo, do czego te dwie rzeczy mogą doprowadzić, biegnąc w prostej linii - do ostateczności.
Nie mógł już znieść skowytu bitej matki, męczeńskiej miłości brata, który zasłaniał sobą jego ciało, drobne i niepozorne. Koledzy przecież mają takich fajnych ojców. Zabierają na wycieczki, całują, noszą na swoich barkach.
Którejś nocy ojciec był tak bardzo pijany, że nawet bełkotać już nie potrafił. Usnął jak świnia, w brudnej pościeli wraz z matką. Nie miał siły nawet ruszyć ręką.
Adaś bezszelestnie, niczym nocna zjawa w długiej szacie, podpłynął do łóżka rodziców. Wziął poduszkę i przycisnął ją do twarzy ojca. Widział kiedyś w filmie dla dorosłych, jak jedna pani tak zrobiła i potem była wolna i szczęśliwa. Nacisnął całym ciężarem. Zbagatelizował słaby protest ciała, które miał pod sobą. Ogromne łzy kapały na poduszkę w niebieskie żagle. Dość już piekła! Dość strachu, drżenia o skórę, dość nienormalności. Łkał przeraźliwie, dopóki ojciec nie znieruchomiał. Wtedy, jak automat, odrzucił poduszkę, wytarł łzy i jak gdyby nigdy nic, poszedł spać.
Rano obudził ich wrzask matki. Półprzytomna, zapijaczona stała przed łóżkiem, wpatrując się czerwonymi oczami w trupa ojca. Maciek poczuł wpierw przerażenie, lecz za chwilę ogromne uczucie ulgi wlało się do jego serca. Mocno przytulił brata, nie mając świadomości, co tak naprawdę się stało.
Lekarz stwierdził zgon wskutek braku dopływu powietrza do płuc, najprawdopodobniej poprzez zadławienie się śliną. Zważywszy, że denat był kompletnie pijany, przyjęto, że tak właśnie było.
Po śmierci ojca, wcale nie zrobiło się im lżej, jak myślał Maciek. Jedynie bicia ustały. Matka nie potrafiła już nie pić. Alkohol bez reszty przejął nad nią kontrolę.
Adaś od tego dnia prawie wcale się nie odzywał, kryjąc w sobie straszliwą tajemnicę. Maciek pomyślał, że mu przejdzie, że potrzeba tylko trochę czasu, lecz pewnej deszczowej soboty Adaś odszedł.
Jak to było w zwyczaju - w sobotę brali kąpiel w wannie. Każdy z osobna, pierwszy zawsze szedł Adaś. Maciek niczego nie podejrzewał, kiedy brat przed pójściem do łazienki mocno się do niego przytulił. Często to robił, jednak dopiero później Maciek sobie uzmysłowił, że wtedy jego uścisk był o wiele silniejszy. W pokoju obok jazgotał telewizor, a matka pochrapywała na fotelu, jak zwykle odurzona alkoholem.
Długo nie wychodził z kąpieli. Na pukanie do łazienki nie było odpowiedzi. Drzwi były zamykane od środka, jednak można było je otworzyć z zewnątrz, potrzebny był tylko śrubokręt. Maciek pobiegł po narzędzie i otwarł wejście do łazienki.
Emaliowany zbiornik po brzegi wypełniony był wodą. Adaś miał szeroko otwarte oczy, które spoglądały na niego z dna wanny.
Nie było jednak w nich życia.

Z pogrzebu zapamiętał dwie rzeczy - pieśń skowronka i to, co powiedział mu opasły proboszcz.
Ptaszek krążył nad cmentarzem, wyśpiewując głośno swoje arie. Maciek, obserwując go z wysoko uniesioną głową był przekonany, że skowronek żegna tak właśnie Adasia.
Proboszcz pamiętał Maćka z lekcji religii. ''Sumienny, pojętny, uzdolniony chłopiec'' - tak o nim myślał. Po pogrzebie objął go serdecznie, po ojcowsku, czego Maciek nigdy nie zaznał i zapytał się go, jak się trzyma. Chłopiec odpowiedział pytaniem: '' - Proszę księdza - dukał, nie podnosząc wzroku z ziemi - proszę księdza, czemu Adaś mnie zostawił? Proboszcz wtedy westchnął głośno i po chwili milczenia odpowiedział: '' - Maciusiu, wiesz… Bóg zsyła najcięższe doświadczenia tylko na najsilniejszych. Wiem, że ty do nich należysz’’.

Teraz groził mu Dom Dziecka, ponieważ matce postawiono zarzuty w związku ze śmiercią syna, ale Bóg raczy wiedzieć, jak się z nich wyłgała. Maciek właściwie sam już nie był w stanie określić, czy to dobrze, czy źle. Czuł straszliwą pustkę, że jest sam jak palec, znikąd pomocy. Od wtedy myśli o śmierci stały się nieodłączną częścią każdego jego dnia. Tak, jak częścią każdego dnia stały się myśli o istocie życia.
Pomoc przyszła zupełnie niespodziewanie. Zaoferowała ją siostra ojca, którą Maciek pamiętał jak przez mgłę, kiedy był jeszcze zasmarkanym siuśmajtkiem. Już wtedy siedziała w Ameryce, ale po raz pierwszy i jedyny, przyjechała poznać rodzinę brata.
Ciotka nie mogła mieć dzieci, więc postanowiła pomóc rodzinie, która jej pozostała. A właściwie tylko jej bratankowi. Bo, jak się wyraziła: ’’ - Tej suce złamanego grosza nie da nigdy’’, obwiniając matkę o alkoholizm swojego brata, co wydaje się dziwne, zważywszy, że to raczej zawsze mężczyzna w tej kwestii pociąga za sobą w otchłań kobietę.
Obiecała opłacić dalszą edukację Maćka, ze studiami włącznie. Miała nadzieję, że może przynajmniej on będzie w stanie wyrwać się z tego szamba.
Nie myliła się. Maciek był dzieckiem bardzo uzdolnionym. Studia ukończył z wyróżnieniem, szybko też po nich znalazł pracę, która pozwoliła mu zarobić niezłe pieniądze. Jednak, nim skończył studia, ciotka umarła na raka piersi. Wszystko, co miała, przepisała bratankowi - po spieniężeniu domu w Ameryce, było tego kilkaset tysięcy dolarów.

Śnieg nigdy nie był tak biały jak wtedy, gdy wracał zmęczony do domu. Jaskrawa biel kłuła w oczy, świeży puch zalegał wszędzie, gdzie okiem sięgnąć.
Tym razem myślał o matce. Dawno już ją przestał kochać, choć czasem w sumie nie wiedział, czy kiedykolwiek coś do niej żywił, jakieś uczucie. Odpychał natrętną myśl, że jest dla niego ciężarem, choć tak było w rzeczywistości. Rzygać mu się chciało, jak pomyślał o wszystkich tych jej przekleństwach miotanych w jego kierunku, o wykrzywionej w niewytłumaczalnej złości twarzy, o pluciu na niego, o dławieniu się w nocy własnym językiem. Nigdy nie chciała dać sobie pomóc, a on był zbyt słaby i sterany, żeby coś zrobić z tą całą popierdoloną sytuacją.
Jednego razu matka się nawaliła tak dokładnie, jak Messerschmitt i w pijackim widzie, złapała ulubiony, purpurowy krawat syna a założywszy go sobie na szyję, poszła w stronę łazienki. Maciek akurat miał pokój obok, więc czytając akurat wtedy nabokovą ''Lolitę’’, kątem oka zauważył, co się święci. Na szarpanie do drzwi nie było odpowiedzi. Wykorzystał więc znowu śrubokręt. Otworzył, a tam - matka wlazła do wanny udając, że się kąpie, bo woda była odkręcona na całą przepustowość baterii, a ona próbuje się powiesić z zadzierzgniętym krawatem na szyi, na miedzianej cienkiej rurce od zimnej wody, która ze ściany wychodziła i łączyła się z gazowym piecykiem. Piecyk chybotał się we wszystkie strony pod jej ciężarem.
Wiedział, że ona wiedziała, że ją odratuje, to wszystko było tylko na pokaz, nie wiadomo przed czym i przed kim. To wyrachowanie wyczytał od razu w jej oczach, jak tylko wtedy wtargnął do łazienki.
Żałował później, że ten cały piecyk nie runął jej na głowę i może byłby już wtedy spokój.

Raz zobaczył, jak pije denaturat. Tak z gwinta, bezpośrednio. Bezwstydnie wlewała w siebie fioletowy płyn, wybałuszając przy tym oczy tak, że o mało nie wyskoczyły jej z orbit. Najważniejsze, żeby był kop. Żeby zapomnieć o swoim życiu, o dziecku, o wszystkim. Przede wszystkim o wszystkim…

Dlaczego ludzie piją? Piją, bo brakuje im szczęścia. Bo mają dość rzeczywistości. On też miał dosyć, a nie pił. Jak więc to jest? Wszyscy wlewają wykrzywiający gęby płyn w siebie, bo tak jest o wiele prościej? Egzystencja w abnegacji wobec życia jest na trzeźwo niemożliwa? Codziennie te pytania tłukły mu się w głowie, jak poltergeist w nawiedzonym domu.

Dziewczyna sprawiła, że odżył. Kaśka była tak cudownie piękna, że przez chwilę pomyślał, iż złapał Pana Boga za nogi. I już ich nie puści…
Puścił je szybciej, niż by się to mogło wydawać. Kaśka wynajmowała pokój na parterze, więc raz bez trudu mógł podpatrzeć przez niedomyte okna, których akurat wtedy nie zasłoniła żaluzjami ( później doszedł do cynicznego wniosku, że nie miała na to czasu ), jak szybko w jej wnętrze wchodzi chudy Rafał, który miał z nią korepetycje z matematyki.
- Zawsze tak jest - pomyślał wtedy szyderczo - zawsze korepetycje kończą się pierdoleniem korepetytowanej, albo korepetytowanego.
W ogóle, wszyscy się pierdolą na potęgę.

Znowu podjechał autobus, jak rano. Drzwi otworzyły się z hukiem i wylał się z nich strumień rozdartej młodzieży, który szeroko popłynął dalej chodnikiem. Wsiadł z lekką obawą, lecz po porannych duchach nie było już śladu. Część nastolatków została w autobusie, głównie dziewczyny, które głośno się śmiejąc i chichocząc, komentowały budowę tyłka jakiegoś Łukasza.
Siadł przy oknie obserwując umykający za szybą świat, szczelnie przykryty chłodnym puchem. Zawsze, jak myślał o Adasiu, w jego wnętrzu jakby coś pękało i rozlewało się po całym ciele, wysysając jednocześnie część energii. Teraz znowu tego doznawał. Uciekał od tych wspomnień, zbyt bolesne były. Tamte czasy jawiły się jak koszmar, który powraca i każe o sobie pamiętać. Wpychał go wciąż na dno pamięci, lecz on wypływał bez ustanku, jak oliwa na powierzchnię wody.
Rzadko przychodził na cmentarz. Jednak, skoro już się znalazł przy małym, zaniedbanym grobie, potrafił zostać i pół dnia. Opowiadał bratu, co u niego, opowiadał o życiu i o tym, że nigdy nie przestanie go kochać i bardzo tęskni. Czasem mówił cicho, że chciałby już z nim być razem.
Doprowadzał do porządku nagrobek z czarnego marmuru, który postawił za pieniądze ciotki.
Później znowu nie przychodził całymi miesiącami.

Pieniądze dawały komfort. Nie musiał wciąż myśleć, jak je zdobyć, by przetrwać w tej dżungli, jak większość znajomych. Wiedział jednak, że żadnego szczęścia nie są w stanie mu dać. To tylko pieniądze. Większość odziedziczonej sumy zainwestował w obligacje i lokaty. W końcu też upatrzył sobie ładne mieszkanko w samym centrum, wciąż jednak nie wiedział, co ma zrobić z matką.

Kiedy podchodził do bloku, w którym mieszkał, zaczęło go piec w przełyku. To była jego naturalna, codzienna reakcja na świadomość powrotu do mieszkania, w którym zatwardziała alkoholiczka wykrzykuje swoje prawdy, bryzgając plwocinami wokół siebie. Dziwnie się poczuł otwierając drzwi, jak nienaturalny chłód umknął z mrocznego mieszkania, przeszywając przez moment jego ciało. Było za cicho, choć dźwięki z niezawodnego telewizora od razu wlały się do jego uszu, jak tylko pchnął przed siebie wejściowe drzwi. Brakowało matczynego podkładu bluzgów, które nieodłącznie zlewały się z hałaśliwością programów telewizyjnych.
Pomyślał, że może zasnęła, wlewając w siebie więcej, niż zwykle. Lecz w pokoju nie zastał nikogo. Nie licząc pustej półlitrowej butelki po wódce, na którą omal nie wszedł. ’’ - Ona też, kurwa, ta butelka…’’ - pomyślał w złości - ’’… jest jak członek naszej rodziny’’.
Na nogach z waty zbliżał się znowu do tej przeklętej łazienki. Pomyślał, że wyjść to matka raczej nie wyszła - przez alkohol nie umiała prawie chodzić na nogach. Już tyle półlitrówek przywozili jej taksówkarze…
Z impetem otwarł drzwi łazienki.

***

Cztery tygodnie później, strażacy w asyście policji, staranowali drzwi w mieszkaniu na trzecim piętrze, wyrywając je z metalowej futryny. Przybyli na zgłoszenie lokatorów, którzy się skarżyli na smród, wydobywający się z tego mieszkania od jakiegoś czasu. Fetor zgnilizny uderzył w ich nozdrza jak tylko przekroczyli próg, szybko więc założyli maski.
W przedpokoju, tuż przy łazience, znaleziono trupa około trzydziestoletniego mężczyzny z raną kłutą w okolicy serca. Przybyła na miejsce ekipa stwierdziła, że cios był zadany w samo serce i że zgon nastąpił niemal natychmiast. W kuchni, na podłodze, znaleziono prosty, sztywny nóż do krojenia mięsa, cały z zaschniętej krwi.
Komisarz, który był na miejscu zdarzenia, gotów był się założyć przed ekspertyzą kryminalistyczną, że krew należy do denata.

***

Komisarza oświeciło, jak już zmierzchało.
Trzy tygodnie temu, na cmentarzu, na grobie pewnego dziecka, znaleziono trupa starej kobiety, która podcięła sobie żyły żyletką. Kobieta objęła ramionami marmurowy pomnik. Pod jej przegubami widniały ciemne plamy, a obok znaleziono pustą butelkę po półlitrowej wódce. Szybko wtedy ustalono, kto to jest, jednak pod adresem, pod który się wtedy udał, nikt nie odpowiadał na pukanie do drzwi. Scenariusz powtórzył się kilkakrotnie, więc dotarł do Biura Projektowego, w którym pracował syn denatki. Tam mu powiedziano, że wziął on dwa tygodnie zaległego urlopu. Urlop się skończył, a on już od pół miesiąca nie dawał znaku życia.
Komisarz miał świadomość, że powinien działać już wtedy bardziej radykalnie, lecz z niewytłumaczalnych przyczyn, postanowił jeszcze przeczekać. Pomyślał, że sprawa jakoś się sama rozwiąże.
W zasadzie miał rację - wszystko się scaliło w jedną, powiązaną ze sobą całość.

Ale dopiero teraz.


historia prawie prawdziwa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od pierwszych zdań już wiadomo, że lekko, łatwo i przyjemnie nie będzie, ale jednak nie można przerwać czytania. Mimo potknięć językowych i wielu niezręczności, które zgrzytają w trakcie lektury, jest w tej historii jakaś przerażająca autentyczność, jak gdyby była to rzeczywiście prawda. Postaci Maćka, Adasia i matki psychologicznie są bardzo wiarygodne. Może warto byłoby jeszcze uzupełnić obraz, skromnym choćby, opisem ich powierzchowności? Mnie tego elementu brakuje. Najsłabszy wydaje mi się fragment z "ideologią" wegetarianizmu, jest zbyt nadmuchany i przez to niepotrzebnie spada napięcie. Pewien niedosyt może też budzić nazbyt, moim zdaniem, skrótowa końcówka. Ale to tylko takie tam marudzenie, generalnie, sądzę, że po dopracowaniu detali, będzie to bardzo dobre opowiadanie. Jeśli przyjąć, że dążeniem każdego autora, który przedstawia opowieść jest wywołanie uczuć i emocji czytelnika, to tylko można Ci pogratulować :) Pozdrawiam serdecznie - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbyt dużo wokół wciąż widzimy patologii, zbyt dużo ja widzę, żeby to nie odcisnęło na mnie piętna.
Choć jest to trudne do uwierzenia, słyszę o jeszcze gorszych rzeczach, nie wiem jednak, czy jest sens wyciągać to z zatęchłych nor na światło dzienne? Ludzie czują się dobrze, jak nie słyszą, ani nie widzą, tego, czego nie chcą słyszeć, ani widzieć...

Nie wiem, czy wiesz, ale powinnaś się chyba gdzieś przebadać na wysyłanie myśli telepatycznie... :) Albo ja na ich odbiór... no bo na króciutko przed wklejeniem przez Ciebie tego komentarza, wywaliłem w diabły fragment o wegetarianiźmie, bo wydawał mi się zupełnie nie na miejscu...
Muszę wszystko jeszcze zredagować i poprawić, pisałem to zbyt szybko :) Na pewno Twój komentarz mi w tym pomoże.
Dziękuję za niego i pozdrawiam :)
M

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) wyciągaj, sens jest
2) niezły numer :) nie zauważyłam, że ten fragment wyleciał, tekst czytałam przedwczoraj; musiał się we mnie dzień odleżeć zanim napisałam komentarz,
3) jeśli chcesz i Ci to pomoże, to już nie telepatycznie, mogę podrzucić całą chmarę szczegółowych uwag, ale różni autorzy na takie propozycje różnie reagują - więc może daj mi znać na privie, co i jak
pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...