Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Do redakcji tygodnika MAM PROBLEM


Rekomendowane odpowiedzi

Droga Redakcjo,
Parę dni temu otrzymałem list. Zwykły, nie polecony, bez potwierdzenia odbioru. W zwyczajnej, białej kopercie, nic szczególnego. Nadawcy nie było, a wpółzatarty stempel nie pozwalał rozszyfrować nazwy miasta. Za to adres był wypisany wyraźnie - dużymi, drukowanymi literami. Otworzyłem kopertę, w środku był mały arkusik, zapełniony ręcznym pismem ledwie do połowy i bez żadnego podpisu. Z całą pewnością to nie był list do mnie. Ktoś się pomylił. Czyjaś żona. Okropnie się pomyliła. Nie mam pojęcia, jak to się mogło stać i skąd ta kobieta miała mój adres, ale jakoś nie mogłem tak po prostu go wyrzucić. Długo myślałem, co zrobić, aż wpadłem na pomysł, że może go wydrukujecie? Kto wie, a nuż przypadkiem właściwy adresat to przeczyta i odpowie? (chociaż szczerze mówiąc, nie wiem, co miałby odpowiedzieć). Pozdrawiam -
Czytelnik
*
Jak chcesz, możesz to przeczytać, wzruszyć ramionami i wrzucić do kosza. Nie liczę specjalnie na nic więcej. Piszę, bo muszę wypluć to gówno, które zatyka mi gardło. Wykrzyczeć, co czuję. Wiesz, co czuję? Czuję się wściekła. Czuję się zazdrosna i oszukana. Mam ochotę cisnąć Ci w oczy: - Nie obrażaj mojej inteligencji! Sam? Będziesz mieszkał sam w stumetrowym mieszkaniu? A skąd masz pieniądze na takie duże? Ukrywałeś przede mną inne konta? Idiotka ze mnie; jasne, że nie możesz się przyznać, wtedy nie udałby Ci się rozwód bez orzekania o winie. Na jednej rozprawie, szybko i bezboleśnie - tak, jak lubisz najbardziej. Jaka ja głupia byłam. Adwokat i wszyscy znajomi, z którymi rozmawiałam o Twojej „decyzji”, kiwali głowami z zakłopotaniem: - No tak, to jasne, że on musi kogoś mieć. Odpowiadałam nie patrząc im w oczy: - Nie wiem, zapytany wprost twierdzi, że nie ma nikogo, a ja nie chcę dociekać, wolę nie wiedzieć, co mi to da oprócz jeszcze większego upokorzenia? Nie nalegali. Teraz nie jestem już tego taka pewna. Czy gdybym miała dowód, że masz inną, ból mógłby być większy niż ta niepewność? Gdybym wiedziała, czarno na białym, czy przestałabym się wreszcie miotać między nadzieją a beznadzieją, wciąż i wciąż nie wracałabym do rozpamiętywania wyimaginowanych przewinień z mojej strony? Słów, których nie powiedziałam, słów, których powiedziałam za dużo. Czy gdybym wiedziała na pewno, potrafiłabym wreszcie Cię znienawidzić? Boję się, jak ja się strasznie boję tej prawdy. Zawsze mówiłeś, że mam wybujałą wyobraźnię. Podsuwa mi teraz najgorsze; jak z czułością gładzisz ją po policzku, rozpinasz płaszcz, ona zsuwa pantofle… Wariuję chyba. A jeśli ona zechce urodzić Twoje dziecko? Nie, nie mogę tego już znieść. Przecież dobrze wiesz, jaki mam charakter; nigdy nie godziłam się łatwo z porażką, zawsze powtarzałam: nie wolno się poddawać, trzeba walczyć do końca, próbować, nie tracić nadziei. Powiedz mi, jak ja mogę jeszcze walczyć? Z kim? Co mogę zrobić, żeby rozbić ten przeklęty mur, którym się ode mnie odgrodziłeś? W pozwie napisałeś: „W chwili obecnej z małżonką nie łączą mnie żadne bliskie więzi. Już się wcale nie dotykamy, nasze uczucia wygasły, jesteśmy parą obcych ludzi żyjących pod jednym dachem”. Chciało mi się wyć jak zwierzę, gdy to dostałam. Mów za siebie! To Twoje uczucia wygasły! Jakim prawem decydujesz za mnie? Bolała ambicja, bolała duma, bolał każdy nerw. Ale co ja Ci mówię, dobrze wiesz, jak musiało boleć. Znasz mnie przecież, nikt mnie tak dobrze nie zna jak Ty. Czytasz ze mnie jak z książki. Mnie się też wydawało, że Cię dobrze znam. Akurat! Gdyby tak było, zorientowałabym się, co się święci, albo chociaż teraz wiedziałabym, dlaczego wywinąłeś mi taki numer. Na ostatniej sesji psycholożka powiedziała, że nie słuchaliśmy się. Bo podobno są dwa rodzaje słuchania: słuchanie z nastawieniem na intencje i słuchanie z nastawieniem na odpowiedź. Jeśli ktoś słucha z nastawieniem na odpowiedź, to tak, jakby wcale nie słuchał. Mądre, co? Popatrz, a ja zawsze myślałam, że umiem Ciebie słuchać. Lubię Cię słuchać. Psiakrew, znowu to robię - zachowuję się, jakby wciąż jeszcze był dla nas czas. Nie, wcale nie płaczę. Nie będę płakać. Jestem twardzielem. Dam radę. Na pewno dam. Psycholożka mówi, że koniecznie powinnam czymś się zająć, znaleźć zainteresowania, zaangażować się w jakąś działalność. Śmiechu warte, co? Ale co to Ciebie obchodzi. Dobra, kończę już ten głupi list, choć zupełnie nie wiem, jak skończyć. W ogóle nie wiem, po co go napisałam. To wszystko jest kompletnie bez sensu. I wiesz, co? Nie będę Ci życzyć szczęścia na nowej drodze życia. Nie będę. Nie będę. Cholera, nie będę!
*
Szanowna Pani,
Przeczytałem Pani list. Przepraszam, że się wtrącam w Pani prywatne sprawy, naprawdę, nigdy tego nie robię. Ja w ogóle pierwszy raz tak piszę do kogoś całkiem obcego, więc trochę się denerwuję. Ta gazeta wpadła mi w ręce przypadkiem, w poczekalni u doktora. Długa kolejka była, to czytałem po kolei, jak leci. Chyba nie wszystko zrozumiałem, zwłaszcza z tym słuchaniem, nie wiem, o co tak dokładnie chodzi, ale chciałem jedno Pani powiedzieć: - Niech go Pani nie żałuje! Niech sobie idzie do tamtej! Szerokiej drogi! Pa! Pa! On wcale nie jest Pani wart. Skąd ja to mogę wiedzieć? Proszę wybaczyć szczerość, ale taka rozpacz, taka rozpacz, musiała go Pani strasznie kochać… Jakie to niesprawiedliwe, że on tak tę Pani miłość zmarnował, a przecież tylu jest ludzi, którzy by chcieli, żeby ktoś ich kochał, nawet nie tak bardzo, tylko trochę. Prawda? Nie znam Pani, ale coś mi mówi, że Pani potrafi ugotować taki prawdziwy rosół z kury, jak moja mamusia dawniej gotowała. Umie Pani? Na pewno. Niech się Pani nie śmieje, ale mamusia zawsze powtarzała, że jak kobieta umie zrobić na niedzielę rosół z makaronem własnej roboty, to jakby znaleźć skarb najprawdziwszy. Ten Pani mąż to musi się całkiem zagubił, jak taki skarb z rąk wypuścił. Ale jak to mówią: jak sobie pościelił, tak się wyśpi! A Pani niech już po nim nie płacze. Nie ma co, naprawdę. Wiosna niedługo to i wszystko na dobre się obróci. A może przyjedzie Pani tu do nas na wieś na parę dni? Pięknie u nas jest, jak się wiosna zrobi, zobaczy Pani. Proszę się nie gniewać, że ja tak śmiało mówię, ja nic złego nie mam na myśli, tylko tak, z głębi serca. U księdza proboszcza na plebanii pokój stoi pusty. Na pewno nie odmówi. To ja chyba lepiej już się pożegnam. Z uszanowaniem -
Życzliwy
(nazwisko i adres znane Redakcji)
*
Droga Koleżanko,
W imieniu Stowarzyszenia Porzuconych serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w naszych cotygodniowych warsztatach pod hasłem „żeby żyć dalej”, na których zapewniamy możliwość szerokiej wymiany doświadczeń i nabycia umiejętności przetrwania w okresie -przed- i -po- rozwodowym. Warsztaty są prowadzone przez wybitnych specjalistów klasy międzynarodowej, w przyjaznej atmosferze pełnej relaksu i odprężenia. Gwarantujemy całkowitą dyskrecję. Dla osób szczególnie podle potraktowanych przez współmałżonków przygotowaliśmy specjalną ofertę powitalną. Szczegółowe informacje są dostępne na naszej stronie internetowej (www.stowarzyszenieporzuconych.pl). Gorąco zachęcam -
Sekretarz SP
*
Proszę Pani,
Postanowiłem zareagować na Pani list, gdyż jest moim zdaniem oburzające, że Redakcja zgodziła się na jego publikację. Czy Pani się w ogóle zastanowiła, jakie społecznie szkodliwe poglądy Pani wygłasza? Jaki fałszywy stereotyp niewiernego męża i pokrzywdzonej żony utrwala Pani w świadomości naszych czytelników? Czy pomyślała Pani, że może Pani też nie była taką całkiem idealną żoną? Że może mąż Pani miałby nam ciekawe rzeczy do powiedzenia, gdyby został dopuszczony do głosu? Naturalnie, nie chciałbym być na tyle wścibski, żeby zadawać Pani pytania natury osobistej, ale… nalegam, niech Pani sobie dokładnie przemyśli swoje zachowanie, tylko dokładnie, tak „od sypialni do spiżarni” - zanim znów Pani zrani czyjeś uczucia. A tak na marginesie; wie Pani, że wyraża się w sposób godny egzaltowanej nastolatki? Ile Pani ma lat? Czy nie pora już wydorośleć?
Czytelnik
*
Witam,
Jestem studentką czwartego roku na wydziale socjologii rodziny UW. To ja napisałam i wysłałam ten list, a właściwie kilka listów. Jeden ktoś umieścił na Facebook’u, drugi znalazłam tutaj, reszta przepadła. Zbieram materiał do pracy magisterskiej na temat patologii i dysfunkcji współczesnej rodziny. Chciałam… no, w sumie to już chyba nieważne, co chciałam. Wszystko wymyśliłam. Jakakolwiek zbieżność faktów lub okoliczności jest zupełnie przypadkowa. Mam nadzieję, że nikt się nie obraził -
M.G.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie jestem i w najbliższym czasie nie planuję, ale tańce z Tobą to może być niezły pomysł :) W poniedziałek wyjeżdżam na spóźniony urlop; jak wrócę skontaktuję się z Tobą, Co Ty na to?
Ania
PS. A co myślisz o tekście?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie najlepszy jest fragment: ''Dla osób szczególnie podle potraktowanych przez współmałżonków przygotowaliśmy specjalną ofertę powitalną'' ( tam chyba też przecineczek być powinien?) :)
Gdzieś już taką historię słyszałem, czy też wyczytałem :)
Niezły przegląd społeczeństwa - jest i, nazwijmy go normalny, i sfrustrowana, porzucona kobieta, i modelowy katolik, i ( ha, ha ) Stowarzyszenie Porzuconych, i męski szowninsta, oraz studentka, jak się okazało - mózg całego zamieszania.
Zgrabne.
No, i nie należy popadać w aż takie uzależnienie od tego, co prawi psycholog/psycholożka.
Pozdrawiam, Aniu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję bardzo za przeczytanie i uwagi. Przecineczek już poprawiam. Tak, masz rację - to nic oryginalnego, takie historie się zdarzają, choć ja pisząc nie miałam na myśli żadnej konkretnej. Nie da się nic zrobić, w takich czasach żyjemy, że nasze emocje są nieustannie bombardowane gradem informacji, również fałszywych, bo ktoś żeruje na naszym współczuciu, łatwowierności, empatii. Piszesz "modelowy katolik" - chyba niekoniecznie, ale jeśli tylko tacy są w stanie okazać zwykłą, ludzką solidarność w nieszczęściu, to chyba dajesz im mega komplement.
Link do Stowarzyszenia Porzuconych to oczywiście podróba, choć prawdziwe grupy wsparcia istnieją, i wierz mi, są potrzebne. Wygląda na to, że założymy z Mateuszem kolejną :) Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o kurczaki! Anka! ale super pomysł!!!!!
i wykonanie nie gorsze od pomysłu!
świetnie poprowadzone od początku do końca. w dobrych proporcjach. różne listy - różne style.
ten o rosołku - malina! cacuszko.
czyta się leciutko, choć napięcie jest, nie powiem
i finał!
niespodziewany, zaskakujący, pomysłowy.
strasznie się podoba

a reakcja Mateusza Kielana, świadczy, że jest to nad wyraz realistyczne i przekonujące pisanie!
brawo! jeszcze raz brawo!
a na link się NABRAŁAM
:))))))))))))))))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Może nie powinienem użyć zwrotu ''modelowy'', no bo ów gość katolikiem jest na pewno...
''Modelowy'' katolik dzisiaj niestety kojarzy się raczej z moherami :), a z ich okazywaniem solidarności w nieszczęściu, to bywa baaaardzo różnie :)
Ta potęga prowokacji...
Masz rację, nie jest teraz ciężko się na nią nabrać.
Trzeba być niezwykle czujnym :)
Pozdrówka
:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuję, Magda, po opisie spaghetti pochłanianego w dużych ilościach w ostatnim chyba Twoim opowiadaniu, tak przeczuwałam, że Ty też jesteś za pan brat z domowym rosołem :)
A komentarz Mateusza przecież nie jest przypadkowy (sorry, Mateusz, że tak za plecami, ale bardzo mi się podobało Twoje poczucie humoru) - po minimalnym retuszu spokojnie można byłoby go włączyć do tekstu jako kolejny list do Redakcji :) Nawet myślałam o czymś takim, ale nie chciałam już przesadzić.
Pozdrawiam serdecznie - Ania
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Może nie powinienem użyć zwrotu ''modelowy'', no bo ów gość katolikiem jest na pewno...
''Modelowy'' katolik dzisiaj niestety kojarzy się raczej z moherami :), a z ich okazywaniem solidarności w nieszczęściu, to bywa baaaardzo różnie :)
Ta potęga prowokacji...
Masz rację, nie jest teraz ciężko się na nią nabrać.
Trzeba być niezwykle czujnym :)
Pozdrówka
:)
No właśnie, każdy nosi w głowie jakieś własne stereotypy i ja też pisząc nie byłam od nich wolna. Żeby nie wiem, jak się starać, zawsze do tekstów przesiąkają jakieś osobiste zabarwienia.

Aha, zaczęłam odrabiać zaległości w komentowaniu, już mi bliżej do Twojego :))) Ania
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aniu: Doskonałe opowiadanie, świetny pomysł, doskonała narracja personalna, udanie poddana stylizacji. Ilu korespondentów gazety, tyle stylów. Poza tym - świetne studium "socjologiczne" co najmniej trzech klas naszego społeczeństwa. Czy tylko "naszego"? Sądzę, że tacy jesteśmy na całym świecie. Poza tym - świetnie mówisz o zarysowanym problemie w komentarzu niżej. Cudko, Aniu. Brawo. Cieplutko, Para:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat rzeka...ile istnień czujących tyle wypowiedzi i przeżyć. Najbardziej krzyczą i bulwersują się osoby, które nigdy nie były zranione. Ale może być inaczej, o czym świadczy, prawdopodobnie, przedostatnia wypowiedź mężczyzny, który, jak sądze, w potworny sposób traktuje kobiety, ponieważ go kiedyś jakaś wypluła. Ta wypowiedź jest świetnym przykładem pewnych modelowych zachowań, słabych mężczyzn, którym się wydaje, że są wielcy.
Dobry tekst, daje do myślenia, choć ci co powinni go przeczytać, tu, zapewne, nie zaglądają.

Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję, że zajrzałaś do mnie i zostawiłaś ślad, Oluśko :) Tak, tak miało być, że narzucającą się bronią słabości jest agresja. Ale to, że taka postawa nam nie odpowiada, nie załatwia niestety problemu, bo tak w przypadku rozstania/rozwodu, jak i wielu innych ludzkich konfliktów, wina - czy też może należałoby raczej powiedzieć: powód - nie leży tylko po jednej stronie. Nawet jeśli bohaterka pierwszego listu czuje się oszukana, zraniona, może zdradzona, to musi zmierzyć się z pytaniem: gdzie byłam, gdy to wszystko ZACZYNAŁO się dziać? Z moich obserwacji wynika, że najczęstszym, najbardziej banalnym powodem nieporozumień, które potem urastają do rangi nieszczęścia, jest to, że zawodzi komunikacja, a nie intencje Tyle, że taka diagnoza niczemu nie służy, bo zwykle jest uświadamiana dopiero wtedy, kiedy już jest za późno na program naprawczy. I w tym cały problem. Napisałam to opowiadanie, bo wydaje mi się to ważne, i to ważne dla wszystkich, niezależnie od tego, kto na jakim etapie związku się znajduje. Pozdrawiam serdecznie - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...