Pewnej gorącej, sierpniowej nocy
pyzaty księżyc do sadu wskoczył,
biegał pod gruszą, nagle się potknął
i wpadł do kuchni, prosto przez okno.
Swymi cieniami rysował kształty,
przebiegł przez kredens całkiem otwarty.
Bochnowi chleba pełni zazdrościł,
łyżki poczyścił, noże poostrzył.
Talerzom dodał srebrne obwódki,
Do miski wsiadał niczym do łódki,
Po gładkim stole chwilę się ślizgał,
lepiej niż sprawny łyżwiarz na łyżwach.
Potem z powrotem przez okno skoczył,
dalej spokojnie w noc się potoczył.
A ja to wszystko wtedy widziałem
i w tej bajeczce opowiedziałem.