Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- O kurwa, chyba się nie podniosę – Smutas powoli badał stan swojego ciała. – Co to było? Przesadziłem? – drżącą ręką sięgnął po przygotowaną wcześniej wodę. – Kurwa, nie dostanę kacowego w tym tygodniu – z wielkim bólem podniósł się z łóżka.
Po orzeźwiającym prysznicu pojechał do pracy. Cały dzień siedział w biurze i walczył z dokumentami. Nie czuł się najlepiej. Po pierwsze: potworny kac nie pozwalał mu funkcjonować, po drugie: co się wczoraj stało? Dostał w pysk od obcej baby. I za co? Za kogo?
- Popierdolony to był dzień, jak lato z radiem – mówił sam do siebie. Starał się nie myśleć o niewygodnych wydarzeniach dnia wczorajszego. Nie było mu to potrzebne.
„Zrozum, proszę, że kontynuowanie tego może przysporzyć nam problemów. Ja już kolejnych nie potrzebuje i daj mi szansę na rozwiązanie tych, które mam” – właśnie tak się pożegnali. Trochę szorstko, oschle, ale skutecznie. Raz na zawsze. A tu takie rzeczy.
- Nie, to jakaś bzdura. Nie przejmuj się tym – dobre rady przyjaciół, kawalerów w średnim już wieku, zawsze w cenie. – Chodź lepiej na piwo. Słabo wyglądasz, a to na pewno postawi cię na nogi.
I tak minął kolejny dzień. Podobny do poprzedniego i ,prawdopodobnie, identyczny z przyszłym. Wieczór w gronie rozwodników, kawalerów z wyboru (bo żadna ich nie wybrała), macho i samozwańczych Don Juanów. Tanie gadki o złych kobietach, o wyuzdanych kochankach. Przeważnie o niespełnionych marzeniach, ale kogo to obchodziło. Pawie – kto ma większy, piękniejszy ogon, ten posiądzie dziś barmankę. Próżne, seksistowskie zabawy porzuconych, odepchniętych chłopców, którzy wieczorami w pustych domach zabawiają się własnymi penisami. Sami. Bez gorących warg chociażby przypadkowej nałożnicy.
Smutas też został sam. A co się stało z Wiolą? Taki był zakochany. Przecież dobrze wiedział co zrobić, aby była jego na zawsze. Dołączyła do szczęśliwie żyjących kobiet bez Smutasa? Kolejna, której miłość nie była w stanie go zmienić, wyleczyć, ulepszyć. Był typem zupełnie niereformowalnym. Za dużo pił, za mocno szalał, zbyt często wydawał. Jego kobiety nie dźwigały takiego ciężaru. Nie mogły wiecznie po nim sprzątać, stale przypominać mu o obowiązkach, pouczać. Miały dość stawiania go na nogi, wyciągania z dołków, pocieszania. Nie rozumiały. A jedyną kobietę, z którą umiał milczeć, szaleć na motorze, upijać się w barach pożegnał, kiedy pojawił się pierwszy problem.
Nie za wszystko jeszcze zapłacił. Zmora przeszłości powróciła w najgorszym dla niego momencie.
- Nie zamartwiaj się. Miałeś zapomnieć. Nie ma co rozgrzebywać. To już nie twoja sprawa – nad kieliszkiem wódki zawsze jakoś słowa przychodziły gładko do głowy. Pocieszyciele, pijaki, onaniści. Zawsze mądrzejsi, przystojniejsi.
- Na pohybel wszystkim zdradliwym sukom.
- Tak, czarnym i czerwonym.

Ostatnia kochanka Smutasa, ta, która miała być już na zawsze, ponad swoje szczęście, ceniła dobro córki. Nad średni, ale regularny seks, wolała spokój własnego dziecka. Nie chciała, aby mała ponownie patrzyła na kłótnie, na pijanego człowieka.
A zapowiadało się zupełnie inaczej. Czuły, zaskakiwał ją romantycznością, spontanicznymi kolacjami wśród gwiazd.
Zawsze tak jest na początku. Jedno wielkie kłamstwo, ciągłe udawanie. Nie, kochanie, nie jestem niecierpliwy. Nie, kochanie, nie jestem apodyktyczny. Nie, kochanie, nie wydalam. Nie piję, nie palę, nie mam dzieci z poprzednich związków, nie zdradzam, nie pieprze się z innymi. I wtedy jest cudownie.
Smutas też stworzył sobie kokon z niedopowiedzianych „nie”. Było dobrze. Przez rok.
Najpierw podchodził do Wioli jak do jeża – niepewnie, ostrożnie, żeby nie spłoszyć ofiary. Mamił ją obietnicami nieba. A ona, samotna matka, ulegała jego urokowi. „Prosił, prosił i uprosił”. Potrzebowała mężczyzny, który otoczyłby ją silnym ramieniem, choćby od czasu do czasu. I płomiennego ogiera, który zaspokajałby ją nieustannie. Właściwie to tylko po to był jej potrzebny. XXI wiek jest czasem samowystarczalnych, samozaspokajających się kobiet. A mężczyźni stali się tylko ubocznym skutkiem ewolucji.
Przez rok było im dobrze. Często wyjeżdżali na rodzinne wycieczki: oni i ich dzieci. Korzystali z uroków miejsca, w którym mieszkali. Odkrywali na nowo góry, ich zieleń, powietrze i zapach. Maluchy miały w końcu upragnione rodzeństwo. Sielanka, która nie przetrwała próby czasu i ognia.
Nieustanne zabieganie o względy Wioli nie powstrzymywały Smutasa od popełniania niewinnych grzeszków. Fucking friends – zjawisko bardzo popularne w obecnych czasach. Jak nie czarował wybranki swego serca, to dreptał do Małej, na pewny, czysty, soczysty seks. Pozostałość po okresie totalnego rozpieprzenia życiowego, kiedy to oboje, umęczeni emocjonalnymi pułapkami związków, nie chcieli i nie mieli ochoty budować żadnych nowych długodystansowych relacji z płcią przeciwną. Tak zwana przyjaźń z bonusem – bez emocjonalnych zacięć. A Mała była świetnym kumplem. Słomiana wdowa, z niezaspokajanymi potrzebami, bez wyrzutów sumienia. Kiedyś wyciągnęła Smutasa z doła i do pionu postawiła jego męskie ego. A potem zerżnęła tak, jak zdążył już zapomnieć, że można. I wracał. Czasami.
Po roku okazało się, że Wiola nie była niewolnicą. Nie była też matką Smutasa, jego kucharką, sprzątaczką, pielęgniarką. I, po całym dniu stróżowania, nieujarzmioną kochanką, spełniającą najbardziej pokręcone zachcianki swego pana. Miała dość zamartwiania się, gdzie poniosło jej pijanego kochanka i kiedy miał zamiar wrócić. Nie chciała wiecznie niańczyć Smutasa i jego syna. Najważniejsza była jej córka i dla niej odeszła do spokojnego świata. Tego poprzedniego, samotnego, ale nie koniecznie nieudanego.
Wyszła z jego życia jak poprzednie kobiety – trzaskając drzwiami.

  • 4 tygodnie później...
Opublikowano

Dwudziesty pierwszy wiek ( u Ciebie 21 - szy) chyba lepiej byłoby napisać kulfonami rzymskimi - XXI.
To nie tak, że tylko chłopcy... Chłopcy wieczorami w pustych domach być może się zabawiają się własnymi penisami, lecz dziewczyny wcale nie pozostają im dłużne w solowych harcach ze swoimi muszelkami... Seksizm.

Dużo widzisz.

Byłabyś niezłą eseistką zawodową. Albo biografką :)

Ukłony
M.

Opublikowano

Wszyscy jesteśmy bardzo samotnymi zwierzętami. I czy to chłop czy baba, tak samo się frustrujemy. Tylko mało kto się do tego przyznaje.
Nie powiedziałbym, że seksizm. Mimo XXI wieku ciągle pewne strefy są zamknięte przed kobietami. A mianowicie nasza seksualność. Nie wypada kobietom otwarcie o tym mówić, choć na szczęście są odważne. Ktoś musi podjać walkę z szufladą kurwy przypinaną tylko dlatego, że nie oddajemy się tym, którzy tak sądzą.
A w tekście jest o meżczyznach, bo bohaterem jest mężczyzna. Przynajmniej tak mu się wydaje:)

Pozdrawiam :)

Opublikowano

Oj, bo zacznę się siebie bać:) hi hi hi
Dziękuje za wgląd w mój mały świat. Ale nie mogę zagwarantować stałej uciechy. Różnie to wychodzi.

Pozdrawiam cieplutko:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...