Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Miała długie, blond włosy. I kocie, błyszczące chłodem oczy, których spojrzenie przewiercało na wskroś ludzką duszę. Była niska, drobna, niemalże filigranowa.Z wiankiem stokrotek na głowie, ubrana była jedynie w białą, delikatną sukienkę. Zielona trawa uginała się pod jej bosymi stopami. Piękna, choć jej cera chorobliwie blada była, jednak błękitne żyły prześwitujące przez papierową skórę dodawały jej tylko uroku, a kosa w jej dłoni chłodem metalu połyskiwała groźnie. Kryła się w niej magia. I odwieczna tajemnica. Kim była ta istota? Ot, Śmiercią. Władczynią Życia.
Wszędzie panowała cisza. Cisza, która ogłuszała. W takiej ciszy można było usłyszeć nawet najcichsze wołanie z drugiego końca świata. Nie było tam żadnych szumiących drzew ani pięknego świergotu ptaków. Były tylko one. Wieczne. Śmierć i Cisza. Nic więcej, ponieważ nic prócz tego nie potrzebne było. Nic zbędnego. Piękno w całej swej nieskazitelnej istocie.
Ślicznie skrojone usteczka wykrzywiła w grymasie złośliwym. Niezauważana nawet przez wiatr, podróżowała samotnie. Przemykała tu i ówdzie. Nie zatrzymywała się. Od drzewa do drzewa. Przez drogi i bezdroża. Przez manowce. Trakt za traktem. Ścieżka za ścieżką. Dotykała gałęzi gdzieś w górze. Kreśliła linie w przestrzeni mglistymi, długimi palcami. Od czasu do czasu swą pieśń piękną w swej prostocie śpiewała. Jej melodyjny, słodki głos był porywany przez wiatr.

-Uciekaj, nim mnie zobaczysz,
Uciekaj, nim mnie usłyszysz,
Uciekaj, uciekaj..!


Nagły hałas wyrwał ją z zamyślenia. To kolejna bitwa rozgorzała już na dobre. Śmierć zaśmiała się cicho, radośnie. Jak małe dziecko, które dostaje ulubiony przysmak od kochającego rodzica. Skrzydła swe, z cieni stworzone, rozłożyła i pazurami ciąć i na strzępy rozrywać delikatną zasłonę z czasu zaczęła. Byleby tylko zdążyć. Jak najszybciej u celu się znaleźć. Rozkoszować się walką śmiertelnych. Wzbiła się szybko w przestworza. Wirowała w powietrzu, zadowolona ze wszystkiego. Nic jej nie przeszkadzało. Na nic nie zwracała uwagi. Błagania chorych, aby skończyła ich cierpienia niesłyszalne dla niej były. Nie chciała ich słuchać. Nie dziś. Nie tego wieczoru, kiedy to słońce powoli znikało za horyzontem. Było inne niż zazwyczaj. Szkarłatne od przelanej krwi.
Jednak raz przystanęła w swej wędrówce. Lód w jej sercu roztopiony na chwilę został przez małą dziewczynkę. Żebraczkę jakich wiele na ulicach każdego dnia widywała. Jednak owe dziecko przytulone do nieżyjącej już od kilku godzin kobiety było. Małą nie potrafiła pogodzić się z odejściem swojej matki. Tuliła się do jej piersi, nasłuchiwała oddechu, bicia serca, które nigdy już zabić nie miało.
-Mamusiu, obudź się. Proszę, mamusiu.. Wiem, nie byłam dobra. Przepraszam, mamusiu. Proszę, wstań. Mamo. Proszę..- szeptało dziewczę zalewając się łzami. Śmierć stanęła nad dziewczynką, pogłaskała ją po brudnych włosach. Chciała jakoś pocieszyć, powiedzieć, że tak właśnie musiało być. Że nadszedł jej czas i nic nie mogła z tym zrobić, jednak wiedziała, że śmiertelni nie mogą jej dostrzec. Słowa Śmierci dla nich nieosiągalne były.
-Przepraszam, mała.-Powiedziała Śmierć, próbując otrzeć kilka łez dziewczynki. Chciała odejść, jednak nie potrafiła. Nie mogła jej tak zostawić. Znała przyszły los tego dziecka. Brudne ulice, rynsztoki, głód i choroby. Delikatnie złapała nić życia dziecka i przecięła ją szybko. Dziewczynka zamilkła, oczy jej puste się stały, ostatnie łzy po policzku spłynęły. Ciało jej do ciała jej matki przytulone było.
-Tylko tyle mogłam zrobić. - Przez krótką chwilę Śmierć pozostała na swoim miejscu, jednak odgłosy bitwy zbyt nęcące były, aby zamartwiać się zaistniałą sytuacją. Wzruszyła lekko ramionami, zbierając się do dalszej podróży.
Doleciawszy na pole bitwy uśmiechnęła się słodko i na pobliskie wzgórze wbiegła. Brzęk stali i zapach krwi. Krzyki. Pod sosną usiadła i dłoń ku gasnącemu słońcu wyciągnęła. Dziwne. Być obecnym przy zachodzie a tak naprawdę nie być jego świadomym. Dzień czy noc? Noc czy dzień? Właściwie co to za różnica? Dla niej żadna. I tak nic to nie zmieniało. W każdej mijającej sekundzie swego wiecznego życia musiała słuchać próśb o ocalenie kogoś od śmierci czy też przeciwnie, o szybkie i bezbolesne odejście z tego świata. Jednak to ona decydowała, kogo zabierze ze sobą a kto pozostanie…

-Uciekaj, póki masz jeszcze siły.
Uciekaj, tak daleko jak tylko możesz.
Uciekaj, uciekaj…!


Roland, rycerz honorowy w swych czynach upadł obok niej. Spojrzała na niego z czułością obcą tak w jej czarnych oczach. Zimnym palcem po policzku jego przejechała.
-I widzisz, rycerzyku, co przyszło ci z tego? Sam ze Śmiercią zostałeś. Sam..-zaśmiała się cicho. Roland poruszył się niespokojnie, jakby ją usłyszał, co niemożliwe było. Nagły powiew zimnego wiatru rozwiał włosy Śmierci.
Syknęła ona cicho, słysząc myśli rycerza. Wspominał on wszystkie bitwy, swój kraj ukochany, rodzinę, króla za którego walczył tak dzielnie…!
-Boże, wybacz mi wszystkie grzechy, ocal mą duszę od każdego niebezpieczeństwa..!- Cichy głos cierpiącego Rolanda wprawił Śmierć w zdumienie. Źdźbłami trawy zaczęła się bawić, chcąc dać rycerzowi czas na godne odejście z tego świata. Roland w stronę Hiszpanii twarz obrócił, spoglądając ku swym wrogom. Oddech jego płytszy się stawał. Krew w żyłach coraz słabiej pulsowała. Coraz wolniej przemierzała jego niegdyś silne ciało. Bogu swą rękawicę oddać chciał, lecz Śmierć ją odebrała delikatnym ruchem dłoni.
-Ja ją wezmę, mój drogi rycerzyku! Bogu ją dasz, kiedy spotkasz się z nim. Niedługo, mój mały. Niedługo.- włosy odgarnęła z jego twarzy i uśmiechnęła się z miłością, jakby synem jej najukochańszym był. Słońce już prawie zniknęło za widnokręgiem, oblewając swym ciepłym, pomarańczowym blaskiem umierającego Rolanda. Anioł Gabriel z niebios zstąpił i na Śmierć spojrzał oburzonym wzrokiem.
-Daj mu wreszcie odejść! Nie baw się resztkami jego życia. To Roland, rycerz, który walczył dzielnie i nigdy przed wrogiem się nie ugiął. On już miejsce u nas ma..-Śmierć jego słowa słysząc, wstała zgrabnie i uśmiechnęła się szyderczo. Na kosie się oparła, spoglądając na Rolanda raz jeszcze. Wieczorny wiatr potargał jej podobne do pajęczyny, włosy. Gabrielowi rękawicę jego oddała i nad rycerzem stanęła.
-A wiec żegnaj, mój rycerzyku. Niebiosa cię wołają..- Powiedziała prawie niedosłyszalnie i zapłakała cicho. Gabriel otoczył ją ramieniem i do jej ucha szepnął cichutko ze złośliwym uśmiechem.
-I co? Siły cie opuściły? Tyle życia odebrałaś. A tu mały Roland, umierający, już bezsilny. Zabierałaś silniejszych od niego beż żalu jakiegokolwiek.. Królów, cesarzy..
-Oh, weź się zamknij!- Śmierć łzy niezdarnie z policzka wierzchem dłoni starła.- Nawet Śmierć czasem płacze..- powiedziała cicho i kosę uniosła. Jej zimny blask w oczach Rolanda się odbił. - z resztą, nie chodzi tylko o niego. Dziś skróciłam cierpienie nie tylko jemu.. ale i pewnemu dziecku.
- No proszę, Jegnak i śmierć potrafi dobrą być..- Anioł pokręcił głową z niedowierzaniem. Tak trudno było uwierzyć w dobroć tej, która do tej pory nie przejmowała się swą rolą i spełniała swoje obowiązki bez okazywania jakichkolwiek uczuć.
-Coś się dziś zmieniło. We mnie. To dziecko. i on.. Z resztą, ty tego nie zrozumiesz.- machnęła lekceważąco ręką, ścierając przy okazji kilka łez z policzka.
Noc nadchodziła ze wschodu. Otulała pobojowisko swą kołdrą z zapomnienia. Migotała błędnymi ognikami roztańczonych gwiazd. Śmierć zamknęła mocno oczy i przecięła delikatną nić życia Rolanda, po czym pochyliła się nad nim i delikatny pocałunek na jego ustach złożyła Inni Aniołowie zabrali jego duszę. Tylko Gabriel został ze Śmiercią. Łkała ona cicho, na kosie wsparta. Anioł załopotał skrzydłami i Śmierć przytulił delikatnie.
-Nie płacz. Tam im lepiej…- pogłaskał ją po głowie, po czym wzleciał. Śmierć została sama. Jak zwykle. Wieczna samotność i cierpienie były jej jedynymi towarzyszami. Przechadzała się po pobojowisku, odbierając życie tym, którzy o każdy oddech bezskutecznie walczyć próbowali. Z delikatnością i litością nad ich okrutnym losem zabierała kolejne istnienia ze sobą.
Tuż przed północą znów na łące spacerowała. Dzwony kościelne zaczęły wydzwaniać. Hałasowały tak bardzo… Miła to odmiana po ogłuszającej ciszy. Tak.. północ wybiła. Śmierć zatrzymała się i w gwiazdy spojrzała. Tańczyły. Tak pięknie one tańczyły. Uśmiechnęła się do nich. Z cichym westchnieniem pieśń swą dokończyła..


-Uciekaj…
Uciekaj…!
I tak nie uciekniesz…



×
×
  • Dodaj nową pozycję...