Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Trudno nie liczyć, gdy boli,
Tak łatwo tracić, gdy dobrze.
W bólu przepycham wskazówki.
Mszczę się na czasie na oślep.

Poganiam drania groźbami,
Bo prosić nawet nie myślę.
Nielitościwy to kompan -
Zawsze ustawia się w poprzek.

Kiedy jest dobrze - ucieka
Lub w przewrotności swej goni.
Jakby zazdrością wiedziony,
Że się na miłość go trwoni.

Przeczuwa, że kiedy minie,
Będę wrzeciona mu szarpać,
Zawracać albo wyprzedzać,
Przeklinać i słać do czarta.

A jeśli prawdą jest prawda,
Że tylko on jest mi wierny,
Że chce być tutaj i teraz
Ze mną co noc i codziennie?

Naucz mnie mądrze pokochać
Godziny, minuty, chwile,
Nie cofać i nie poganiać
Siebie, gdy przyjdziesz lub miniesz.

Opublikowano

Aniu, myślę że wiersz jest dobry, zgrabny, czytelny, rytmiczny - same plusy. Dla mnie tylko trochę mało emocji, jeśli to jest w jakimś głębszym kontekście, to ja go nie czytam, powinien on (kontekst) lub one (emocje) bardziej przebijać przez słowa; jeśli nie ma kontekstu - to taka tylko refleksja, niezbyt głęboka. Pomyśl też, czy coś by się stało dla treści i przekazu gdyby zabrać 3 i 4 wers? W moim odbiorze wiersz by zyskał. Za to bardzo mi się podoba 3 strofa.
Pozdrawiam

Opublikowano

On jest nie całkiem mój. To jest kawałek interpretacji terapii, która opiera się na zasadzie karmienia się tym, co jest, a nie tym, co było lub będzie. I na razie, jak widać i słychać, nie odnajduję się w tym ;( Taki ukłon w stronę terapeutki bardziej niż wiara w to, co ma mi zagrać. Poezja i psychologia nie lubią się wyraźnie...

Opublikowano

Bardzo mi się podoba .I właśnie lekkość, trochę taki klimat sarkazmu (że i tak nieuniknione,a zarazem zabawne). Nie rozumiem tylko dlaczego ”wrzeciona” ,a nie wskazówki( ta odrobina realności doda mu trochę hi.. hi)

Opublikowano

Podoba mi się rytmika - nie wiem, czy to było zamierzone, ale takie tempo nawet pasuje do wiersza o czasie:)
Zresztą sam pomysł jest ciekawy-jakoś rzadko, chociaż to dziwne, spotykam się z liryką w t a k i sposób "rozprawiającą" się z czasem. Plusik, jestem za;)

Opublikowano

Też jestem za. Właśnie nie jest przepsychologizowany, rozprawia się z sarkazmem z przeznaczonym nam czasem trwania. Jest o zwykłości, ale dobrze, rytmicznie napisany. Tylko proszę mi nie mówić, że psychologia i poezja (z małej litery - wystarczy!) nie lubią się i gryzą. Dlaczego? Psychologia to zwykła dziedzina wiedzy (czasem niewiedzy) o człowieku (uwierzcie staremu psychologowi!). Poezja jest z zupełnie innych obszarów, kto ją czuje - wie, o czym mówię. Pozdrawiam. E.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję bardzo.
Wskazówki już były wyżej, a uciekamy od powtórzeń, poza tym bardzo przywiązana jestem do filmu "Wrzeciono czasu" i "pożyczyłam" je sobie od Kondratiuka ;)
Opublikowano

Podziękowania lecą też do Adama i Eli. Elu, pewnie masz rację, bo każdy kawałek tutaj tak naprawdę jest niezłym materiałem do analizy dla psychologa i świadczy o tym, jak wiele bądź niewiele wiemy o sobie samych. Pozdrawiam serdecznie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Wiedziałem. I oby taka dalej była. W wieku nastoletnim różnie "niespodzianki" mogą się trafić. Niektórzy przechodzą w miarę bezboleśnie tak jak ja, ale zdarza się prawdziwa droga przez mękę.      Czyli tak zwane jeziora.
    • Jej oliwkowo zielone, lekko zmrużone, za zasłoną krótkich acz grubych rzęs, oczęta.  Wpatrywały się we mnie  z cichym uwielbieniem. Szybko doskoczyła, jeszcze nie ostygłym po niedawnym spełnieniu ciałem  ku mojej piersi. I złożyła na moich  zamkniętych na głucho ustach, pocałunek  zbyt lubieżnie gorący bym mógł nadal  ignorować z wyższością samca alfa  jej próby zwrócenia na siebie uwagi. Wczepiłem palce w jej ciemne pukle, dziś wyjątkowo pofalowane. Może to sen tak spokojny. Dziecięcy wręcz. Rozrzucił je na świeżej pościeli. A potem żar zespolonych ciał  nadał im tego nęcącego blasku  i kształtu morskiej fali.     Mając ją w ramionach  czasami zapominałem o całym świecie. Żyłem w jej blasku i cieniu. Dla jej głosu i ciepła słów miłosnych. Dla jej oczu. Wzroku anioła. Ona mną władała. Choć nie chciała tego. Chciała być. Leczyć mnie. Rekonstruować moją duszę. Z każdym dotykiem i pocałunkiem,  odrastało mi serce. Kiedyś wyjedzone przez mrok. Otoczyła je opieką i troską.     Nie musiałem mówić. Nasze myśli zawsze były jednością. Czasami śmiała się, że mnie usidliła magią. Zaklęcia z jej ksiąg,  pozwoliły mnie przywołać i ujarzmić. Czy kiedykolwiek chciałem od niej odejść? Przenigdy. Już nie migruję wśród leśnych mokradeł  i zapomnianych nawet przez szeptuchy bagiennych borów. Mroźny księżyc ma jednak potężny zew. Tej klątwy nie zakończy nawet moja śmierć. Więc przemieniam się w jej ramionach. Samotny wilk, który dzięki ludzkiej czarownicy, jest choć trochę zrozumiany. Poddany nie ocenie a wysłuchaniu.      Lecz pamiętam i te noc czerwcową przed laty. Gdy świeżo porzucony na skraju polany. Wyłem aż do utraty głosu. Padłem w wystające ponad ściółkę, korzenie prastarego dębu. Moje żale obudziły go ze snu. Schwycił mnie w swe starcze konary i umościł wygodnie na listowiu gałęzistych dłoni. Zapytał kim jestem. Samotnym wilkiem odpowiedziałem. Drzewa myślą i odpowiadają dość długo. Wreszcie odparł z wielką rozwagą. Nie wyglądasz na wilka. Bo kiedyś byłem człowiekiem, lecz pobratymcy z wioski  nałożyli na mnie klątwę. Wypędzili mnie z granicy siół. Stałem się bestią. Znasz ludzi? To podły gatunek.     Dąb zasępił się lub nawet przysnął myśląc nad odpowiedzią. Wreszcie odrzekł z powagą. Nic nie wiadomo mi o gatunku ludzi.  Młody to zapewne szczep lub plemię. Znam dobrze ptaki co zamieszkują przestworza i korony moich pobratymców. Znam ryby srebrzyste i prędkie co płyną w nurtach górskich i leśnych strumieni. Znam jaszczurki, pająki czy ślimaki  co wędrówkami swymi po korze. Wywołują łaskotanie i uczucie świądu. Znam łosie, jelenie czy dziki. Co chadzają w ostępy. Zniżają łeb w ukłonach  ilekroć widzą mą postać  przechadzająca się po lesie. Czasami rozmawiam z wilkami. O wolności. Lecz Ty nie wyglądasz  na szczęśliwego i wolnego.     Rzucono na mnie czar.  Klątwę, której ani czas ani pokuta nie zdejmie. Dąb znów długo myślał. Czar… klątwy… magiczne konszachty. Runy, pergaminy, konstelacje. Drzewa nie znają się na tym. My rośniemy w ciszy prastarych puszcz. W miejscach świętych,  dotkniętych jedynie stopą Pierworodnego. Naszymi braćmi są chmury i skały. Słuchamy pieśni wichru. A kołysze nas do snu  szemrząca dziko Atrubre. Pani wszystkich wód,  której źródło spłynęło z nieba przed eonami.     Ale znam kogoś kto mógłby zaradzić  na Twą niedolę dziwny wilku. Zabiorę Cię do czarownicy,  która może będzie potrafiła zdjąć klątwę. Las jest wielki i dziki. Pełen parowów i dolin. Nie zbadają go w połowie nawet  tak śmiesznie mikre łapy jak Twoje. Zresztą nieroztropnie byłoby wysyłać  Cię tam samopas. Zaniosę Cię zatem wilku. Ku dawnemu kręgu rady. Do magicznych wrót Dok Natt. Tam jest dom czarownicy. Mieszka w wysuszonym cielsku trolla. Ona będzie umiała pomóc.     I ruszył ku kniei  z moim ciałem uwięzionym  w gałęzistym uścisku. Dopiero szóstego dnia stanęliśmy u celu. Dąb wyszedł zza  ostatniego szpaleru świerków. Każdy z nich zaszumiał  w ich drzewnym języku, oddając hołd władcy lasu. Moim oczom ukazał się przepołowiony światłocieniem zmierzchającego słońca  krąg polnych głazów,  pokrywały je wyżłobione linie runicznych, elfickich zaklęć. W centrum okręgu stała budowla  prawie tak wysoka jak Dąb, Złożony z kamieni i księżycowego srebra  łuk Dok Natt.     Miejsce gdzie Pierworodny  śpiewał swym dzieciom  pieśń o powstaniu życia. Gdzie nauczył ich miłości i dobra. Bo zła wtedy w krainie nie było. Nie było elfów, ludzi ani krasnoludów. Był tylko Pierworodny, jego głos  i zrodzone ze śpiewu dusze. Ognie natchnienia. Które dały początek życiu. Dąb ułożył mnie delikatnie w kręgu. Dopiero wtedy dostrzegłem osobliwe domostwo na lewo od nas. Było to cielsko trolla. Zamienione w kamień. Naruszone eonami opadów i erozji, pełne wgłębień i pieczar, prowadzących wgłąb jego martwych trzewi. Jedno z nich prowadziło do domu czarownicy.     Dąb z zaciekawieniem  krążył wokół cielska trolla. Z pewnością kiedyś go znał. I nie myliłem się. Kelljoon Maczuga… pomiot magii  która zatruła pieśń. Zabił go przed wiekami Jannii, Bóg góry. Była to era jaką pamiętamy już tylko my, strażnicy lasu i skały górskich zboczy. W jego wnętrzu  uwiła swe gniazdo czarownica. Bywaj wilku. Obyś w świętym Dok Natt, odnalazł to czego szukasz  i zmazał klątwę swego rodu. Ludzi jak ich nazywasz. Odszedł w las a za nim udały się  dwa najwyższe świerki. A ja ruszyłem niepewnie do trollowej jaskini. By szukać ratunku. I znalazłem go w objęciach czarownicy.  
    • Witam - wiersz ciekawy Czarku -                                                                Pzdr.
    • @Berenika97   Bereniko.   dziękuję Ci za ten komentarz.   czytając go, miałem wrażenie, że ktoś otworzył okno w dusznym pokoju.   nagle powietrze zrobiło się lżejsze, a świat jakby się odrobinę uśmiechnął.   masz niezwykły dar widzenia rzeczy w ich prawdziwych barwach - nawet kiedy piszę o mroku.   Twoje słowa są jak taki mały, własny kubek ciepłej herbaty, niby  nic wielkiego, a jednak człowiek po niej wraca do siebie.     dziękuję Ci za to :)   bardzo :)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...