Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dzisiaj, Ty pełna wdzięku wytyczyłaś ściezkę wśród prawd. Kroczę z mocą by dotrzeć do Ciebie i znaleźć Cię; byś już się nie chowała By często spoglądać na Ciebie nagą, w swym pieknie jaśniejącą. Może ja światłością jestem, lecz czarnym aniołem byłem, dzierżąc w dłoni zagładę podłościom, prawo wieczne zwiastując, przyszłość jasną, niczym przebłysk objawiając. Moje imię - Gabriel Twoje to Gabriela   Na skrzydłach, z mieczem schowanym w pochwie mojej, koloru srebrnego, przybyć pragnę czym prędzej ku świtowi. Ja, gwiazda poranna, Ty gwiazdo moja jutrzenki pełnych dni naszych niespełna zliczyć, mnożą się one, a każdy z nich to wieczność.   Za nami wieczność bitew, przed nami - wieczność bitew. Tamte stoczone krwią i cierpieniem, te nowe toczone marzeniami i słowem. Słowem, które wśród ciał naszych niczym iskry skaczą, światło dając tej nocy, która trwa, która obudzi się na nowo, już nie taka ciemna, nie taka mroczna.   Ten ostatni, tym pierwszym, ten wiersz tu przeczytasz. Wiersz niesiony wiatrem z czterech stron świata, by zdmuchnąć nas w miejsce pobytu wspólnego, na zawsze...     Wszystko zaczęło się jednak w dniu zaślubin, czterech istot, które stworzyły ten raj nasz, w opiece będąc, parą wśród nich, dziećmi ich pozostaliśmy.   Los rozdzielił nas jednak, gdy spod jeziora, na wschód od ziemi obiecanej, powędrowali nasi rodzice, idąc wśród lądu, w kierunku naszych domostw obecnych. Rozdzielił nas po tym dokładnie, gdy minęli siedmiu kościołów orszak, pokłon im składający. Tam między morzami dali nam życie, byśmy weszli w majestat ciał naszych.   Mieszkali wśród nas na ziemiach Konstantynopola, prawo ojcostwa i macierzyństwa dzierżąc, władzy swej nie nadużywali. Daliśmy życie miłości naszej, gdy powoli zachód się zbliżał. W snach Twoich niepokój Cię trawił, gdy jeszcze w czarnych włosach spowita byłaś. Dziw jednak nastąpił - ona złote miała loki; czysta była od dnia narodzin, imieniem czystość jej uczciłaś.   Mijały dni w murach miasta spokojnego, przemierzając czas, córka nasza trudów się podjęła, wpierw sprzątać zapragnęła braciom naszym domostwa ich szlachetne pielęgnując, by kolejno, jako goniec między domami na wierzchowcu wędrować, miłości słowa roznosząc. Tak zaoszczędziła groszy kilka by przekonać nas, żeby za miastem młyn postawić i żyć wśród drzew, pól, łąk, kwiatów, wszelkiego stworzenia kroczącego jak mrówki i pająki, jak wilki i owce, jak woły i warchlaki, jak kaczęta i łabędzie, jak pszczoły i skorpiony, jak biedronki i komary   Wśród pól żyjąc, w zgodzie i miłości z nami, przechadzała się z osiołkiem swoim do miasta by zmielone ziarno na bazarku sprzedawać, nie potrafiąc znaleźć swego oblubieńca. Był tam jeden jednak taki, który nieprzekonany, ciągle sumienie jej dręczył, by miłość mu podarować, by miłością gniew jego bezpodstawny uśnieżyć, nie uniżając osoby jego.   Ciemne szaty on nosił wciąż, z postury był - niczym wąż Jego posępne oblicze - wyglądało jak uderzające bicze Z ust jego płynęła piana, lecz mowa jego była śliska i, poniekąd lubiana Z oczu uderzał mrok nieprzenikniony - każdy wiedział, że to nie zasłony.   Przybył z ziemi odległej, gdzie budowano domy bogom, wysokie, wyłupiste, strach budzące mówił rzeczy dziwne, niezrozumiałe; ona, apagogicznie go ująć chciała. Lecz wymykał się jej, niczym wąż w rękach osoby upośledzonej. Lecz ona rozum miała, wywód zawsze kończyła.. aż do wyczerpania puli. Więc rzekła "a kisz, etu!" i odeszła. On porzucony oddalił się i nie wrócił nigdy.   Po tym, ona smutna, pozostała przy nas, spodziewając się lepszego dnia, spotkania dusz. Tu historię jej powiedział ojciec nasz, o tym, który ziemię obiecaną, przez najeźdźców określił mianem krzyża. Posmutniała wnet, lecz odetchnęła z ulgą, siadając przy lustrze, usmiechnęła się, w dłoń wzięła szklankę z wodą cytrynową, cukrem słodzoną i śpiewać poczęła:   Aketa akita akata, akate astera... (Kocham jasną matkę, czystą gwiazdę.)   Od tej pory, w jej sercu nie było ni smutku ni żalu, Ni dnia ni nocy, ni złości, nie było ciemności, a wszystko trwało jak .. w balu. Jej święte usta nie wyrzekły już żadnego przekleństwa poza tym, które padło do istoty ciemnej, by wyrzucić ją poza mury, wyczyścić miasto z niegodziwości.   Katarzyna wiele poświęciła ucząc się tkać, Anno; ja, Łukasz pracowałem, życie nasze usprawniając by dni nasze nie były zaledwie młóceniem, bowiem monotonne okazuje się, że okropne jest. Tyś mi była inspiracją, fundamentem, o przeszłości przypominając, sekrety dni minionych dzierżąc, zamysły moje posiadałaś. Ciepłe dni lat 50. XV wieku mijały nam beztrosko i w radości, chociaż na murach naszego miasta wciąż wartowali nieposkromieni bracia, tam tętniło życie. Mateusz wraz z Agnieszką odwiedzali nas, swoje dzieci, w murach swoje życie tocząc w mądrości. Oni bowiem królowali nad Konstantynopolem.     I przyszedł lipiec roku 1453, dzień 11. Nic nie zapowiadało tego, co nadeszło. Ot poranek rosą naznaczony, okapujące nocnym deszczem deski obicia dachu naszego. Potem lekkie chmurki powoli na północ wędrujące. Żar dnia i śniade cery ciał naszych. Lecz obowiązki wzywały i trzeba było się udać ku miastu z towarem, bowiem praca nasza częścią szczęścia była. Pożegnaliśmy Kasie na godzin kilka.   Ona w domu pozostawszy pewien lęk odczuła, rozumiejąc, że oczekiwaniom jej pewien kres nastąpić musi. By zrozumieć ciemność, która w oczach jej ni to przyjaźni, ni nienawiści ciemniała bez przerwy, ciemniejszą stając się z godziny na godzinę, z sekundy na sekundę.   Z dala tupot jeźdźców na koniu dał się słyszeć. Ot dwóch zwiadowców szukało zwady, masło maślane z ohydy w ustach tocząc. Na plac przybyli i zobaczywszy młyn do domu weszli niespodziewanie. Z przerażeniem Katarzyna spojrzała parszywym twarzom, pełnym pożądania, chęci zabawy dzikiej i skorzystać z niewinności spragnionych. Ich oczy jakby usmiechnięte, ciszą podstępu jawnego opętane, ich usta lekko po obu stronach uniesione. Ona w pierwszym momencie duże oczy zrobiła lecz ciszę zachowała, bowiem... szybko zrozumiała, co będzie dalej. Twarz odwróciła na drucikach dalej spokojnie pracując. Oni podeszli za ramie ją łapiąc, na stół rzucili, szaty zdarli, co było dalej, każdy wie. Długo trwały jej wzloty i upadki, umysłem niekontrolowane. Cierpienie w przyjemności, głupi to oksymoron. Machali sobie swoimi mieczami z pochwy powyciąganymi, historię swoich podbojów opowiadając w języku z moczu końskiego.   Nastał wieczór, pracę ukończyć zapragnęli. Ze stołu ją zdjęli, czarny barwnik do tkanin zauważywszy w wiadrze, jej głowę weń pchnęli. Twarz obmyli i na stół znów ją połozyli. Czerń im nudna się zrobiła po chwili. Więc noże wzieli i gardło - podciął jeden, drugi w serce uderzył. Ciało wzięli, lokal opuścili. Wzięli pochodnie w dłoń i ogień rozłożyli. Jej ciało 30 króków dalej w polu porzucili...     W Konstantynopolu trwała bitwa, lecz wróg liczebnie przemógł, jeden stu dał rady lecz więcej już sił nie było. My zbiegliśmy, a rodzice nasi w podróży wtedy byli. Biegnęliśmy ku naszemu mieszkaniu. Z dala płonące, białe skrzydła wiatraka dostrzegając w ogniu - przeklętej żółci, która przecież ciepło nam dawać miała.   "Gdzie jest Kasia?1?" - znajdź w ciemności tych, którzy przecież jaśnieć mieli.. próżno szukać... Kwadrans, pół godziny, godzina.. jest.. leży. Bez namysłu pobiegłaś ku domu, ja nie zdążyłem zrozumieć po co, odwróciłem się tylko, lecz szybko się zorientowałem, głupi, i w bieg za Tobą ruszyłem. Za nóż chwyciłaś i do ciała pobiegłaś; w drzwiach powstrzymać cię nie zdołałem, lecz wolę Twoją próbując uszanować, uszanować jej nie mogłem. Całowałaś jeszcze jej włosy czarne, a ja stojąc już słowa rzucić nie mogłem; bez łez płakałem, bez głosu kwiliłem.   Połozyłaś się na ciele córki naszej, spojrzałaś mi w oczy i powiedziałaś: "Łukasz, muszę odejść.". Wtedy wzięłaś nóż, lecz ja tego zaakceptować nie potrafiłem. Padłem próbując odsunąć od Twojej piersi ostrze.. "Ania, nie rób tego!" - krzyczałem, próbując rękę Twoją powstrzymać Cię przed ostatecznym, lecz sił, pomimo, że miałem ich dość.. Zabrakło. Na wszystko spojrzałem; na Ciebie leżącą na córce naszej ukochanej na wspak, z nożem w piersi.   Co stwierdziłem, to stwierdziłem i życie oddałem.   Tam płonęły dusze nasze - dom nasz, nasz dorobek, dorobek miłości.                   Lecz historii jest ciąg dalszy, bowiem Kasia wstała, włosy jej w złoto znów się przemieniły...   Ciała nasze pochowała.. z zemstą w sercu, żyjąc po dziś dzień, pod opieką naszych rodziców i naszych dusz żywych.   Bowiem dusza żyje i jest obok Ciebie, jak zło i żmija poniżej mojej szyi, by sięgnąć umysłu mojego.   Krzyś jest znami..   I jeszcze ktoś.                  
    • Co moze sie stac w sekundę Można się narodzić Umrzeć Można spojrzeć przez okno Ułożyć rym Mozna się zakochać Nienawiść zabiera więcej czasu Można mrugnąć Można coś zacząć lub skończyć Wszystko i nic Świat się zaczął i zniknie w sekundę
    • @Natuskaa Dziękuję i również pozdrawiam. 
    • obietnice jak latawce  zachwycają pięknem  gdyby tak...   podziwiamy je  dają chwile nadziei  odrywamy się od ziemi  tam w przestworzach  wspaniały świat    nie musimy śnić o jutrze  już dziś je pokazano    nagle zerwał się sznurek  obietnice uleciały w siną dal  wracamy do codzienności    świat nie lubi pustki  w górze następny latawiec  z piękną przyszłością    5.2025 andrew 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...