Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Był piękny wiosenny poranek. Na niewielkiej łączce siedział samotnie młody chochlik.
Siedział tak sam jak palec i liczył źdźbła trawy. Nieopodal, wiodącą do miasta dróżką, przechodziła akurat mała dziewczynka. A chochlik liczył i liczył i nie mógł się doliczyć. Nie dlatego, że źdźbeł było dużo, ale dlatego, ze w trakcie liczenia, powstał, jak świat za sprawa słowa, problem, z którym młody chochlik nie mógł sobie poradzić. Otóż postanowił policzyć ilość źdźbeł trawy na łące na której siedział. Nie był jednak pewien, gdzie ta łąka się kończy, a gdzie zaczyna las i czy dróżka należy do łączki, czy też nie należy, gdyż jeśli dróżką jest, to przecież łączką być nie może. Jeśli zaś dróżka jest dróżką, a łączka łączką, to czy te kępkę na środku zaliczyć do dróżki, czy do łączki? Jeśli do dróżki, to może na dróżce rosnąć sobie trawa i nie być łączką. I czy to źdźbło na skraju należy jeszcze do dróżki, czy może już do łączki. Jeśli jednak dróżka jest dróżką, a na łączkę składają się źdźbła trawy, to na środku dróżki rośnie łączka, a tak naprawdę to rosną setki łączek na dróżce. Co jednak jeśli za dróżką dalej jest ta sama łączka a nie inna? Byłoby to mogło oznaczać, że w setkach miejsc przejawia się łączka na dróżce, więc tak naprawdę nie wiadomo, gdzie ta dróżka jest, i czy w ogóle jest. A może jest kilka dróżek miedzy kępkami, ale jeśli tak, to na całej łączce są tysiące dróżek między źdźbełkami. Takie to problemy trapiły młodego chochlika, a ich przyczyną była łączka i dróżka.
Ale dróżką szła mała dziewczynka. Młodemu chochlikowi była jednak całkowicie obojętna, gdyż nie była ani łączką, ani dróżką, ani źdźbłem, które z początku liczył. Młody chochlik również byłby obojętny dziewczynce gdyby nie był został przez nią dostrzeżony. Pech chciał jednak inaczej. Szczęście też coś chciało, ale to przecież pech zawsze decyduje. W każdym razie, gdy dziewczynka spostrzegła młodego chochlika, od razu poszła się z nim zaprzyjaźnić. Oczywiście dziewczynka nie wiedziała że idzie się z nim zaprzyjaźnić, w ogóle nie wiedziała po co idzie w kierunku chochlika. Jednak szła uparcie jakby wiedziała. Zatrzymała się tuż przed nim i poczęła się na niego gapić.
- Czy mogłabyś się troszeczkę przesunąć? Zasłaniasz mi trawę.
Rezolutnie spełniła prośbę młodego chochlika.
- Kto ty jesteś?
- Jestem chochlikiem. – odezwał się grzecznie.
- Ja jestem mała dziewczynka. A ty nie jesteś większy ode mnie, więc musisz być małym chochlikiem.
- Młodym chochlikiem. – poprawił ją.
- Nie może tak być. Jak mama w kościele pokazywała pana młodego i panią młodą, to oni byli duzi. Ty nie jesteś duży, więc nie możesz być młody. Za to jesteś taki jak ja, a ja jestem mała dziewczynka...
- Jestem młodym chochlikiem. – przerwał jej. – Zapamiętaj że nie trzeba być dużym żeby móc być młodym. Nie jesteś absolutnym układem odniesienia... - żachnął się podirytowany - To nie ma sensu... Idź sobie! Musze policzyć źdźbła trawy na tej łące.
- A dlaczego musisz? Ktoś ci kazał? – Mała dziewczynka nie zamierzała poddać się tak łatwo.
- Nikt mi nic nie kazał. A liczę, bo chcę!
- Jejku! To ty chcesz musieć!? – Jej twarz przybrała wyraz szczerego zdziwienia. To pytanie zaskoczyło chochlika. Przez chwile nie wiedział co odpowiedzieć.
- Wiesz, jakby się głębiej zastanowić, to wola konstytuuje konieczność. – Dostrzegł zafrasowaną minę małej dziewczynki, wiec dodał w celu wyjaśnienia:
- No, jak chcesz się napić mleka, to musisz to mleko zdobyć.
Na twarzy malej dziewczynki malowało się głębokie skupienie. W końcu rozmarszczyła czoło, gdyż udało się jej zawiązać konkluzje:
- Czyli jak się nic nie chce, to się nic nie musi? Ja bardzo nie lubię musieć.
- No, na to wygląda.
- To ja chce nic nie chcieć. – Powiedziała poważnie mała dziewczynka. Chochlik się zaśmiał.
- Właśnie o to chodzi, że jak się już jest, jak się już żyje, to nie można nie chcieć.
- To ja nie chce żyć. – Tupnęła nogą mała dziewczynka. Tym razem młody chochlik się nie zaśmiał. Zasępił się. Po chwili rzucił jakby do siebie:
- Może masz racje. Może 'nic' to jedyna forma wolności.

Opublikowano

Jakie ogonki? Być może czegoś nie zmieniłem, przepisywałem z wersji bez polskich znaków. Rozumiem, że prócz tego nie ma w zdaniach jakiś rażących potknięć. Trydiawalna Ferypostrokomia Bioklimatyczna, hmm, ciekawa kategoria :)

Zerknę w nocy jeszcze raz na tekst, może znajdę te ogonki.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • tym dotkliwsze nieporozumienia   nikt tak nie rani jak bliźni    i nikt tak mocno nie kocha aż rana się zabliźni     
    • @Kwiatuszek dziękuję :)  
    • Ten i ów powiada czegóż to nie dokona, A choć się uda wnet fala czasu spieniona “Piękne zamki” z “piasku” w “równie plaż” kładzie. Lecz zasada stąd opiera się na przesadzie. - Trwa to co weszło w stan trudnoodwracalny! Lub co palec woli wstrzymuje przed fatalnym!   „Umiłowanym stanem Polaków jest niezdecydowanie."                                                                         Józef Piłsudski   Ilustracja: Jacek Malczewski (1854–1929) „Brygadier Józef Piłsudski", 1916.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Duch7millenium -:)wybaczam i rozgrzeszam…spokojnej nocy

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Bożena De-Tre Nie jestem całkowicie tego pewien, ponieważ w toku dziejów pojawiały się różne nurty. Niektóre sprzeczne ze sobą. Lecz paradoksalnie traktując je wszystkie jako tzw. "porządek z chaosu", gdzie wszystkie sprzeczności znajdują ujście w nowych koncepcjach i ideach oraz nie odrzucając żadnej z nich - istotnie uznając istnienie paradoksów za realne (proszę wybaczyć moją powtarzalność), myślę, że można dojść jakby do pełni szczęścia. Za uzasadnienie swojej pozycji w tej kwestii mógłbym przytoczyć taki przykład z życia wzięty, że różni ludzie różnie się kochają (czy to fizycznie czy duchowo). My obchodząc się wobec nich z tolerancją nie powinniśmy zaprzeczać, nie powinniśmy odrzucać ewentualności, że jednak tak również (podkreślam - również) może być prawidłowo w naszym życiu. Pewne rzeczy możemy traktować jako obrzydliwe - różne zachowania lub idee ale dopóki przyświeca nam miłość, która nikogo nie chce w stricte tego słowa znaczeniu - zabić - to dlaczego uciekać od czegoś co ewentualnie może przyprawić nasze życie? Ja na przykład odnalazłem swoją tożsamość oraz pewne alternatywne obrazy swojej osoby. Zacząłem nosić ciemne okulary, do których zawsze miałem wstręt, przestałem się wstydzić pewnych rzeczy, otwierając się na ludzi. Pewnie zabrzmi to jakby powiedzieć, że wszystko, co ludzkie nie jest mi obce (nie mylić z "wszystko jest dla ludzi") ale w gruncie rzeczy chyba do tego sprowadza się życie?   Ciekawe jest jednak to, że ludzie dopatrują się w religii i ogólnie wierze czy jakimkolwiek teizmie - krępujących ram: niewoli duszy i ciała, jednak jak Pani być może w tym miejscu zauważa, pisałem o swojej wersji raju, będąc osobom głęboko wierzącą ;w co - to niestety bardzo poważny, a przede wszystkim długi i być może wyczerpujący temat. Zdradzę tylko, że śmierć kobiecego piękna czy męskiej siły, lub ogólnie śmierć jako-taka to centralny punkt całej mojej nienawiści, na którym koncentruję wszelkie wysiłki umysłowe i fizyczne (a, proszę mi wierzyć - nie oglądam ani telewizji, ani nie słucham radia, ewentualnie czasami - raz lub 2 razy w tygodniu - siądę przy grze samochodowej na starym xboxie, żeby się odciąć od wszechobecnej pogardy ludzkiej). I jeszcze! Dodam, że w świetle powyższego niestety mam wielu wrogów, których jednak muszę, niczym waż kąsać (bowiem frontalna konfrontacja w naszym świecie kończy się fatalnie), by utrzymać resztkę zdrowych zmysłów. Może to skrzywienie umysłowe, może nie - ale środowisko, w którym się wychowałem oraz kwestia jego toksyczności (która w zasadzie jest ekstremalna w zakresie globalnym) buduje we mnie coś, czego sam się boję i sam jeszcze nie do końca rozumiem. Często wrzucam na ruszt wtedy słowa Madonny "You'll find the gate that's open, even though your spirit's broken", żywiąc się nimi jak zgłodniały wilk szczątkami sarny skaczącej nad granicami tego, co wyobrażalne.   Cóż, takie tutaj chyba mamy piekło. W piekle trzeba iść wgłąb, żeby dopaść diabła, wytrzepać mu dupę i z batem w ręku kazać mu robić to, co ma robić. No ale dobra.. sam się mam za diabła po tym wszystkim, a nawiązując tu nawet treści biblijnych, gdzie mowa o smokach, mam - przez wielu nazywane piwnymi - oczy z barwami krwi, rdzy i złota, przechodzącymi w delikatną zieleń.   Może po prostu tutaj należałoby rozpętać dosłowne, powszechnie rozumiane piekło? Bardzo bym tego chciał. Patrząc z resztą na otoczenie mam wrażenie, że ludzie wokół (dzięki Łukasz!, też mam na imię Łukasz, chociaż wolę te genetyczne łacińskie - "lucius", a właściwie przepadam za swoim drugim imieniem "Lucyfer") ... też tego chcą.   Pytanie tylko czy świadomie czy nie?   Mam nawet takie miejsce w mojej rodzinnej miejscowości, gdzie kiedyś przeżyłem piekło (było to w momencie, kiedy zobaczyłem niebo). Wracam do tego miejsca jak tylko mogę z nadzieją i snuję wizje płonących żywcem ludzi -niegodziwych, którzy potraktowali mnie jak śmiecia, byli wobec mnie obojętni lub zimni, o ranach nie mówiąc.   Tyle... tak mi się miło pisało. Gdyby nie obowiązki to pewnie ułożyłbym dziś jeszcze kilka wierszy mniej lub bardziej ciekawych, mniej lub bardziej poważnych).   Proszę mi wybaczyć wszelkie literówki, błędy ortograficzne, składniowe, interpunkcyjne. Więcej grzechów nie pamiętam.  Dobrej nocy :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...