Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'zło' .
-
Żywot rumaka To sromota Cała siła zła U podłoża Obraz: "Rumak" Małgorzaty Łodygowskiej Źródło: https://www.gallerystore.pl/malarstwo-akrylowe/malgorzata-lodygowska/rumak-2
- 1 odpowiedź
-
1
-
- cierpienie
- ból
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na łąki brzegu rozległym zakwitły pąsowe róże jak pocałunki miłosne w błękitu skryły się chmurze. Schowaly się ze swym pięknem bo szpetny swiat nie pojmuje jak można kwitnąć bezkarnie z ich pięknem świat źle się czuje. Błękity spływają z niebios tym dziełom Bóg błogosławi i dobrym oczy się śmieją lecz złych gorzka zawiść dławi. Bo jakże to można kwitnąć i chwalić się swą urodą co piękne powinno zniknąć co dobre - wielką przeszkodą. A róże kwitną w błękitach dumne, niezmiennie pachnące czerwienią, różem i bielą koloru dodaje słońce. Człowieku co szpecisz świat w koło goryczą, złym słowem, czynami nie szukaj ogrodów pachnących i nie depcz ich swymi winami. Lecz jeśli chcesz zacząć od nowa powrócić na łąki różane to zacznij siać kwiaty w około a będzie ci zło zapomniane. W błękitach wciąż modlą się kwiaty pokornie z naturą splecione a kiedy czas przyjdzie je zerwać ozdobią wieczności koronę.
-
Nie dziwi to, że dobrego złe rzeczy spotykają. Wszak cienie, by zaistnieć - słońca szukają.
-
Pewnego słonecznego lata postanowiłem przejechać się pewną udeptaną drogą która idzie wzdłuż pobliskiej rzeki. Może prowadzę vana, stary Amerykański samochód lub rower. Ale jedno jest pewne, iż mam idealny widok na ludzi przechodzących obok mnie. Gorące słońce wyciąga ludzi z domów niczym mysz którą lis ze swej nory wyciąga. A orzeźwienie rzeki przyciąga człowieka spragnionego chłodu. Mówię wam to bo jestem przeklęty, Myśli które przechodzą przez mój umysł nie pozwalają mi na spokojny przejazd. Zatrzymam się na krótką chwilę i już dalej nie będę jechał sam. Bo ma żona nie wie iż pragnę w życiu czegoś innego niż jej smutnych ust. Wezmę tych najpiękniejszych oraz najniewinniejszych, tylko dobro może zaspokoić szerokie usta zła. Zaproponuję ci przejażdżkę której twe młode oczy nie zapomną, postrzelania z mej wiatrówki której tak naprawdę nawet nie ujrzysz czy wizytę w barze gdzie sam nie jesteś mile widziany. I tak zrobię to, pragnę tego. I tak zaopiekuję się mymi współtowarzyszami do samego końca gwarantując im wygodną glebę tam gdzie będą spoczywać. I tak wydarzyło się to wiele razy, bo jak można nie skorzystać z letniej chwili? Już wiedzą że grasuję, nie ucieknę zbyt daleko ale tak samo jak me ostatnie ofiary. I tak przesiaduje teraz w areszcie, gram sam ze sobą w karty. Gdy przechodzą obok mnie stróże, chcą się mnie zapytać "czemu to zrobiłeś?", lecz gdy patrzą mi się w oczy już znają wszystkie odpowiedzi. Prawnik nie pyta już się mnie o nic, tylko siedzi przy stole oraz modli się aby ludzie zapomnieli o tym kogo broni. Wiem już że nadszedł mój czas. Przychodzi do mnie spowiednik na chwilę przed końcem. I mówi mi że rozmawiał z diabłem, nie mógł mu dużo o mnie powiedzieć, bo się boi mnie. Ale mógł zapewnić go że już za nie długo się z nim spotkam. Tak też w ostatnich chwilach mego życia uśmiecham się. Bo żyłem tak jak chciałem. K.P 14.06.2023
-
,,Czarne serca" Noc smolista, gęsta głusza, Wicher duje w drzew korony. Do zabawy raźno rusza Banda kpów rozochoconych. Chłepczą wódkę i rżną w karty Przy dębowym, starym stole. Czy to Moce? Czy to Czarty? Rechot zbirów ciszę kole. Rozpasani, nieumyci, Szczerzą zęby niczym wilcy. Co raz dwóch się za łby chwyci. To wariaci! To opilcy! Zaropiałe krwawe gały Przymrużone jakoś chytrze Pewnie by niepokój siały Gdyby ich nie topić w litrze. Przynależą do komtura Owych szelm o czarnych sercach. Oczy to Burego Szczura. A zabawa się rozkręca... By dać upust swoim chuciom Z miasta dziewki dwie sprawili. I jak się nie zdarza ludziom Do księżyca w trakcie wyli. Z żądzy dziewkom żyły spruli I na strzępy rozerwali. Na ból ludzki już nieczuli Sierścią się pokryli cali. Żer się urwał, a chcą więcej! Czas rozpocząć dzikie łowy! Trzeba sforze tej szczenięcej Silnej ręki, bystrej głowy. -Kocioł, sieczka i psi skowyt- -Cztery kły i dwa trzonowce- Bury Szczur jak meteoryt Pędzi wilki między owce. Wypadają z cieniów lasu. Szczur wskazuje palcem wioskę. Zgraja nie marnuje czasu- Gryzą wieś jak liszka gąskę. Co cennego- ograbili. Co marnego- w ich urynie. Co na nogach- to zgwałcili. Nikt się z rąk ich nie wywinie. Bury Szczur jest w swym żywiole Żłopie krew jak mleko matki. Parę chwil- po swojskim siole Nie ostało się ni chatki. Zemsta ludu będzie sroga- Bieży z wioski zbrojna czeladź. Płonie od pochodni droga. Czas jest cierpieć, czas umierać! Oto pieje kur czerwony Nad głowami dzikich stada. Tydzień później ksiądz z ambony Parafianom opowiada: "Dziatki moje, wiecie przecie Co się działo tuż za miedzą. Co się teraz o tym plecie... Mówią dużo- nic nie wiedzą! Mówią bowiem, że bestialstwo Przeciw bestiom jest wskazane. Przeciw chamom dobre chamstwo, Zło ma złem być zwyciężane. Słowa Pana nie są proste: Wroga kochać trzeba więcej Niźli ojca, matkę, siostrę! Od nich kochać go goręcej!" Szmer pociągnął ponad izbą Od ścian odbił i od serca. Dostrzegł kto, że między ciżbą Siedzi zbój, łotr i morderca? Jeden wymknął się obławie Jeden skrył się pośród tłumu. Zasiadł teraz w tylnej ławie. Jeden cichy w morzu szumu. Bury Szczur słyszał kazanie. Nie podnosił przy nim wzroku Choć już ból nie tętnił w ranie Jego umysł był w amoku. "Bedę dobry, będę prawy, Ja się zmienię. Ja się zmienię! Nie tknę muchy ani trawy! Niechaj przyjdzie odkupienie!" Jak pomyślał tak też zrobił. Zmienił imię na Boryna. U kowala pięć lat robił, Pojął żonę i miał syna. Często mu się jednak śniły Ta polana i stół stary Co byłyby go zgubiły Gdyby nie uniknął kary. Wybrał się tedy do głuszy. Wziął siekierę i jedzenie. Stół porąbał z furią burzy Bo go brało obrzydzenie. W Wiśle wody opłynęło Jeszcze trochę nim Boryna Zakończywszy swoje dzieło Był na trzeciej córki chrzcinach. Żył spokojnie, z każdym w zgodzie. Kochała go wioska cała, A borynowej zagrodzie Żadna inna się równała. Dzieci dobrze się chowały, Zwłaszcza córki. Mając wiosen Sześć matuli pomagały Mając wielki dar do krosen. Tylko syn przepędzał noce Na hulankach i swawoli. Nosił tedy z sobą procę I używał wedle woli. Przed swym ojcem wszystko skrywał Wiecznie kręcił mu, podpuszczał. W lesie często również bywał Na wyprawy sam się puszczał. W czasie jednej z swych wojaży Znalazł stary stół rozbity. Stół jak znalazł, jak się marzy, Do zagryzki i popity. Z kumpelkami znów stół zbili I nim przeszły dwie niedziele Znowu na polanie pili Dokazując przy tym śmiele. Boryna zerwał się z łoża W oknie grały rude blaski. Niechaj broni ręka Boża! Z izby córek słychać wrzaski! Struchlał, chwycił za siekierę Zobaczył brak drzwi do chaty, Ujrzał córek śnieżną cerę I czerwone na niej kwiaty. I zobaczył czarne ślepia Przymrużone od lubości. Poczuł że go mgła zaślepia I zarąbał nocnych gości. Wybiegł co żyw na podwórze Rąbał to co miało łapy. Rąbał małe, rąbał duże Rąbał jak na opał szczapy. I zarąbał bestii króla. I tak jest już na tym świecie Że gwałt gwałtowi matula- Stracił tak ostatnie dziecię. Gdy to ujrzał stracił czucie, Stracił władzę w swoich rękach. Krzyknął: "Zabijcie mnie ludzie! Zbyt jest ciężka ma udręka!" Żona nad nim się pochyla. Rzecze: "Głupcze, tyś jedyny Pośród tutaj ludzi tyla Mógł odpuścić wilkom winy. Żeby złamać koło gniewu Trzeba zmyć iluzję z powiek, Bo za skórą bestii zewu Jest nie wilk a drugi człowiek! Jeszcze czeka długa droga Nim skończymy naszą mękę. Wszystko teraz w rękach Boga." Po czym mu podała rękę.
- 2 odpowiedzi
-
1
-
Litania do kamerdynera cieni
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Litania do kamerdynera ceni Księciu zakonów, śmierci i sztyletów To jest noc poświęcenia krwi gorącej Lecz dla cieni nagich, a nie Koheletów Piszących o łzie tej w oczy patrzącej Wierzących w morał nocnych amuletów Spłynie obłędu łza po policzku niewiary I wytryśnie źródło miłości tej przeklętej Lecz nie boję się Boże twej srogiej kary Prawość boi się tej zawiłości niepojętej To szatańska lira przywołuje moje dary A rosnę wśród ściernisk gdzie dróg brak Oddaję siłę życiową demonom w obronę Wokół jednak pomylonych tłumy pokrak I w ich rzygowinach przeklętych dziś tonę A uspokaja mnie tu tylko heroinowy mak Ale dar, który tobie przez życie niosłem Moja wrząca jak grzech w żyłach krew Jest czarnej duszy mojej cichym posłem Który niesie pełne dzbany a w nich czerw Dziś staję się ofiarnym i gorzkim osłem Weź, póki wrze we mnie cholera i złość Bierz, póki mam jeszcze chęć i nadzieję Niech spłonie w twojej mocy ta swiętość A kogut niech milion razy dzisiaj zapieje Me oddanie udowodni darów wierność -
Wodnik zły w studni mieszka wodnik siedzi sobie na dnie tylko na to czeka kiedy człowiek wpadnie wyjada mu oczy wylizuje mózg znowu nasłuchuje... z góry słychać plusk wylizuje kiszki wyjada mu oczy pilnie nasłuchuje... któż tam jeszcze wskoczy?
- 3 odpowiedzi
-
1
-
- ponuraszka
- zło
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chór odebranych głosów vol. 1 - Palmiry
Norbert Serniczek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Mierzą karabiny w szereg ludzi. Stoją oni nad głębokim na parę metrów dołem. Wiedzą już jaki smutny los ich czeka. Wszyscy oczy mają zakryte pospołem. Przywiezieni z okolicy, pod niemieckim przymusem. Ciężarówkami, prosto do Palmirskiego lasu. W ramach akcji zniszczenia polskiej inteligencji. Poganiani, bo doły zostały przygotowane już zawczasu. Nie ma braterstwa, koleżeństwa, ani człowieczeństwa. Jest tylko straszliwa ideologia. Nie ma nic ważniejszego niż rozkazy. I towarzysząca temu okrutna zbrodnia. Feuer! - zabrzmiał niemiecki rozkaz Ciała w rytm karabinów zadygotały Przez chwilę przerażeni, teraz już ich nie ma. I tylko wypełnione zwłokami, doły zostały. Nie ma żadnych śladów odebranego życia. I tylko las szumi jak do tej pory. Ale prawdy nie da się zgładzić. Nowy ludzki ładunek wiozą potwory. @Somalija @SomalijaPrzepraszam za to oznaczeniew tekście, ale na telefonie to się cuda z ta strona dzieją, nie jestem w stanie tego usunąć -
"Gniew" Rozpala mnie; Gniew srogi i zaślepiający. Bezsensowny, choć uzasadniony. Jak potok emocji rwący. Rozpala mnie; Chęć pomszczenia krzywd. A to rodzi kolejne łzy. Rozpala mnie; Myśl jedna, najsłodsza i najgorsza. Niech poleje się krew. Nieważne gdzie i z kim. Pragnę ujrzeć czerwony potok. Rozpala mnie; Nienawiść w najczystszej postaci. Chęć odwrócenia dokonanego. I ja nie wiem i nie wiem. Czemu ciągnie nas do złego?
-
Niespodziewanie ogarnął go gniew. Rozlał się po całym ciele, powodując wrażenie jakby ktoś oblał go kwasem. Płomienie, które poczuł na skórze, stały się dodatkową izolacją dla pieca, który znalazł się w sercu. Krew zawrzała w nim do tego stopnia, że poczuł jej wibracje w każdej żyle i tętnicy. Gorąca ciecz dostała się do mózgu i nagle diametralnej zmianie uległa percepcja. Bodźce zaczęły przechodzić przez swego rodzaju piekielny pryzmat, ostatecznie docierając do mózgu w postaci płonącej smoły, rozlewając się wewnątrz głowy. Sekundę później oczy rozjaśnił dosłowny błysk nienawiści, jakby zastąpiły je dwa rozżarzone pulsary, oświetlające mu drogę do kuchennej szuflady. Wraz z jej otwieraniem, rozszerzyły mu się ogniste źrenice. Wzrok nie pozwalał skupić się na niczym innym, niż na stalowym nożu. Wziął do ręki niedoszłe narzędzie zbrodni i przejrzał się w nim z bliska. Spotkanie się ze swoim spojrzeniem odbitym w jego ostrzu, sprawiło, że na chwilę zamarł. Łuna emanująca z jego oczu wzbudziła w nim grozę. Miał wrażenie, iż wokół siebie dostrzegł czerwoną aurę, która przybierała odcienie od szkarłatu przy skórze, po delikatny róż im dalej od ciała. Z głębi jego umysłu dobiegł głos: ,,Co się dzieje?". Ten nagły przebłysk świadomości spowodował momentalny szok. Zło w oczach ustąpiło na sekundę panice i przerażeniu, kiedy dotarło do niego, co w tamtej chwili robił. Próbował za wszelką cenę odzyskać panowanie nad sobą. Był jednak niczym zamknięty w celi, skonstruowanej z własnej czaszki. Otumaniony przez śmiertelnie groźnego współtowarzysza, który opętał umysł, przejmując panowanie nad każdą jego częścią i resztą ciała. Czuł obecność tej większej siły w swoim wnętrzu. Czegoś, co potrzebowało zła lub samo nim było. To ono wtedy dominowało i nic nie mógł z nim zrobić. Nie mógł się przeciwstawić, gdy chwyciło za nóż. Bezskutecznie walczył, gdy kroczyło przez ciemny salon, a później po schodach na poddasze. Wiedział co zaraz nastąpi. To straszne, ale wiedział. Chciał krzyczeć, jednak nie potrafił wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku, który mógłby w jakiś sposób je ostrzec i ocalić. Zdołał jeszcze zobaczyć śnieżnobiały pokój z różowymi zasłonami i swoje dwie malutkie, śpiące córeczki. Szarpał się w środku ze samym sobą, lecz nie dane mu było nawet poruszyć palcem. Jedyne na co pozwolił mu owładnięty umysł, to uronić ostatnią łzę, zanim obraz zaczął znikać za czerwoną mgłą, która spowiła resztki jego świadomości i ściany dokoła.
-
Idąc do... (wiersz - piosenka)
Janusz Józef Adamczyk opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jest wiele dróg, jedną z nich pójdziesz i ty, twój wybór oceni czas i Wieczny Bóg. Będą chwile dobre i złe, zło - niech szybko mija, a dobro - niech ciągle trwa i przenika nas. Będzie smutek i radość, nie przespane noce i szare dni, lawina myśli i z serca głos - Miłości głos. Są różne skarby, największy, to dusza, jej piękno, to skrzydła i Moc i Wieczność. -
Na niebie obłoki gniewnych chmur. Na ziemi smutek, rozpacz, ból. Nasze ciała od stóp do głów przeszywa chłód. Żyjemy w świecie w, którym brak miejsca na słowa typu Bóg. Od dawien poszukuje nadziei blasku. Ma głowa okryta kapturem, chaosu, wrzasku. Spośród melancholijnych cieni, chciałbym ujrzeć choć namiastkę słońca promieni. Szczerze, nie liczę na to. Przyzwyczajenie życia, w świecie w, którym człowiek sieje zagłady ziarno. My żeśmy najpotężniejszą bronią tego świata! Odmienić los, to nie sprawa łatwa! Stańmy przeciwko naszemu okupantowi! Niech ujrzą dumne czoła nasze! Śnieżno białe skrzydła woli! Mamy tylko jeden cel! A jest nim wyjście spod tej niedoli! (...)Powiadają, ziemia domem mym. Czy tylko ja czuje się bezdomnym? Może ziemia stanie się rajem? Lecz ,co z zasianym zagłady ziarnem? Może się zakorzeni, może dobry wybawca je wypleni? Nadal nie znalazłem słońca promieni, na niebie chmury tworzące wciąż i na nowo miasta cieni. Jak myślisz czy coś się odmieni?
-
Podłość i mizeria ucieka, umyka całość niegodziwość nawet się lęka tak aby możliwie trwać czerpać z przodka dobroci wtedy ulga oddychanie pełną piersią chodź uwędzoną i rozsnuwającą odór podłości mizerii nawet nie z ogórków jeno tej staropolskiej dławiącej jak kiszonka we własnym smrodku jednak obcym i gdzie się pcha ech może opar i znużenie pomrą zadżumione sobą