Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'dziecko' .
-
Śpij dziecino, Oczka zmruż, Oczka zmruż, Śpij o skarbach Ukrytych w głębinach Lazurowych mórz, A ból minie już, Zamknij swe powieczki, W ciemności Dosięgniesz swej ucieczki, Oczka zmruż Oczka zmruż, Pomyśl o klejnotach Ukrytych głęboko Pod gór wyniosłymi szczytami, Zapieczętowanych w komnatach, Pod naszymi stopami, Oczka zmruż, Oczka zmruż, Wyobraź sobie Być przez chwilę ptakiem, Unosić się w przestworzach, Nad morzami i górami, Być ponad wszystkimi troskami, Połączyć się z wiatrem W szalonym pędzie Aż ból odejdzie, Zasnęłaś już dziecino, Zasnęłaś już dziecino, Świt już tuż tuż, Dosięgnie nas, Dosięgnie i gór i mórz 17.10.2024
-
Ostatni sen w Auschwitz
Łucja Maksymilian opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jestem w ciemnym, zimnym pokoju. Czas spać, wyłącznie na ukojenie myśli czekam. Nadeszła chwila ciszy i spokoju. Ze łzami w oczach na podłogę klękam. Czas Bogu ofiarować się w opiekę. Dziwne... mam siłę by nadal go wołać. Wyciągam do niego zakrwawioną rękę. Czy dane mi będzie go w niebie oglądać? Koniec myśli! Przyłóż swą głowę do poduszki! To przecież nie pistolet strażnika, lecz metalowego łóżka koniuszki przeznaczone dla małego robotnika. Zasypiam i widzę - moją siostrę, brata... Mama nas woła na gotowy posiłek. Wtem zauważam na drzwiach postać kata. Na nic był mój trud i wysiłek. Nagle się przebudzam, patrzę na moje ciało... chude, sine, udręczone. Jeszcze tydzień, góra dwa mi zostało. Chwila i zobaczę znajome twarze różami obleczone. Koniec trosk i narzekań! Czas rozgrzeszenia duszy i miłości! Nie będzie już strażnika nękań, lecz wędrówka w stronę wolności. -------------------------------------------- PS Są to przemyślenia bardziej oczami dziecka niż dorosłego człowieka, bo wiesz ten powstał koło 2017 roku, kiedy chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej. Postanowiłam jednak mimo wszystko go opublikować, bo uważam, że ma potencjał. -
Nie pytaj o dzieci nieżywe, Płomieniem złocistym oblane, O włosy w rój iskier zmienione I krzyki dotkliwe jak rany. Nie pytaj o usta spękane I wiatrem kąsane palącym, O płaszczyk wełniany rozdarty, Brutalnie wyrwane warkocze. Nie pytaj o oddech bolesny Z goryczy zgęstniałej i dymu, Czy była dziewczynka – wesoła, Czy chłopak - posłusznym był synem. Nie pytaj, czy tyle lat mieli Co mała Alicja lub Johnny, Kto ile zostawił na świecie Niespełnień różowo - zielonych. I będzie też troska daremna O życia w obłoki porwane, Jak owce wełniste zwycięstwu Na stosie w ofierze składane. Nie mogłeś uczynić niczego. Rozkazy - to sprawa najświętsza I milkną łzy drobne litości, Gdy łoskot się niesie oręża. Twe ręce tak wprawne i pewne Otwarły dla wielu śmiertelność. Na ziemi stos gruzów pozostał, A w chmurach odwaga i wierność. Dłoń twoja w tej sądu godzinie (Gdzie wina – tam zemsta i chwała) Swym gestem stanowczym i twardym Budowle złociście odziała. Wśród nocy ze zgrozy uszytej Złączyły się z hukiem westchnienia I pałac swe chwile ostatnie Z umarłym szpitalem podzielił. Tak zdarzyć musiało się przecież (To prawo uznane od wieków) Dziejopis się świata nie troszczy O serce i oddech człowieka. I nie ma tu miejsca na słowa, Mądrości, formuły, teorie. Zwycięzcy od wieków żelazem I ogniem pisali historię. Dlatego nie pytaj już więcej. Pytania rzucone nie w porę Wpaść muszą – w bez – znaczeń otchłanie, Jak kamień – w błękity jeziora. I żalu trzy płatki spóźnione O zmroku dziś będą daremne, Jak zniczy mrugnięcia nieśmiałe, Te – które roztopią się w ciemność. Historia raz bywa dramatem, Raz farsą, nowelą, komedią, Ognistym zaś piórem pisana, Ponurą się staje tragedią.
-
Imię Ingrid - w błękitnym płaszczyku, Imię Emma – bez czapki wełnianej, Imię Gerda – z rozerwanych sylab, Imię Maria – w tłumie zadeptane. Imię Klara – z rozsypanych głosek, Imię Zofia – pożogą zdmuchnięte, Imię Heidi – pod kamiennym wiekiem, Imię Lisa – płomieniem objęte. Imion osiem - a może czternaście (Lat pięć, siedem – może tylko cztery?) Uniesionych brutalnie w przestworza, Z góry spadło w pokutnych literach. Na nieżywej ściany kruchej kości Jednoznaczność tkana z białych znaków. Lat dwanaście pod tymi gruzami Pozostanie już na zawsze – brakiem…
-
list do dziecka nienarodzonego
izabela799 opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
kiedyś lubiłam listy pisać zatem napiszę dzisiaj do ciebie słowa w nim padną tradycyjne opowiesz mi jak jest w niebie drogi Jasiu synku kochany biegałbyś teraz roześmiany przyjaciół wielu byś miał jednak los inaczej chciał chociaż się nigdy nie urodziłeś w sercu wielką zasiałeś nadzieję w moim życiu dzień zajaśnieje i tym co mam się z tobą podzielę realnie wtedy myślałam o tobie szykując świat do twoich narodzin dziecięcą wyprawkę szykowałam w twoim pokoju do dzisiaj stoi życie ci jednak szansy nie dało nigdy się z tobą nie przywitałam nie wezmę nigdy cię w ramiona nie spojrzę w oczy ukochane nie ma cię teraz obok mnie jednak w duszy obecność czuję biegasz po łące kolorowej w krainie szczęścia podobnym tobie -
Chciałam cię samotnej, jak zanurzające się słońce na pustym jeziorze.Chciałam być tylko przy tobie, jak przez ostatnie jedyne chwile spędzone obok ciebie.Chciałam cię samotnej tylko dla siebie, lecz do pewnej chwili, w której pojawił się pierścień i nasienie.Chciałam być z tobą połączona na wszelkie rodzaje myśli przez ludzi wymyślonych. Chciałam, lecz zostałam jak pusta butelka na oceanie płynąca z listem w środku, który jest pergaminem zapełnionym wspomnieniem z tobą. Julia Ziemiakowska
-
powiedz ile razy jeszcze noc odejdzie słońce wstanie nim się weźmiesz do roboty i odwiedzisz mnie szatanie przybądź jestem już gotowa zobacz jak się bardzo staram randez-vous mi obiecałeś czekam cała w peniuarach choćbyś nie chciał wezmę siłą bo nie ze mną te numery jak nie pocznę antychrysta nie nazywam się rosemary
-
W symfonii nam było spać, pianino stoi tam martwe. Kładłem pod poduchę zęba, papierem się ścielił blat. Świt z pobudką ciepła twarzy. Blade dłonie koją złość. Żołnierzyki sobie kradłem, od tak, po prostu, bo... Każdy promyk grzech uświęcał, jeden uśmiech był pokutą. Skrzynki pełne złotych marchwi, Kwiatki sadziłem przed ścianą. W drzewie była taka dziura, gałąź odchylić i jest, w środku pusto, pierwsze usta zapoznane. Sad, schronisko, domki z drewna, tafla wzburzona od chęci, jeziorem zasypialiśmy, w symfonii nam było spać.
- 2 odpowiedzi
-
2
-
- dzieciństwo
- dziecko
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Popatrz na kota Wyciągnął się w słońcu Łapie dobre chwile Żyje Spójrz na dziecko Śmieje do swego odbicia cieszy się z bycia Pragniesz więcej wrażeń, więcej marzeń? Głębiej czuć, więcej widzieć, więcej być? Łap zapach bzu, kształt filiżanki, rytm wiersza, opowieści które wciągają niczym morski wir. Żyj! Całym sobą żyj.
-
Chcemy pokazać Ci cały świat Z tej najlepszej strony Który razem bedziemy odkrywać W ciepły dzień wrześniowy Pragniemy dać Ci bezpieczeństwo Abyś nigdy nie była sama Gdy ten świat czasem zawiedzie Dla ciebie zawsze bedzie otwarta schronu brama Otoczymy Cie miłością Najbardziej szczerą i prawdziwą Której nigdy nam nie zabraknie A ty bedziesz mogła sie nią dzielić co uczyni Cie szczęśliwą W zamian chcemy niewiele Tylko tyle żeby nie traciły blasku twoje błękitne oczy A ten piękny uśmiech nigdy nie schodził z twarzy Który pewno niejednego chłopca zauroczy Zawsze miej serce i patrz w serce Żyj marzeniami i je spełniaj Bądź dla tych którzy na to zasługują A to co już masz zawsze doceniaj
-
Manifest w obronie dzieci
Janusz Józef Adamczyk opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Godność dziecka, to jego spokój, to jego Święty Spokój! Przestańcie zmuszać je do zajmowania się tym, czym zajmować się nie chce! Nie przeszkadzajcie mu w pasji poznawania świata, w dojrzewaniu do poczucia Piękna, to Ono, anie hormony wykluczy poczucie obrzydliwości - nieuniknionego następstwa manipulacji i przemocy, której tak nachalnie się dopuszczacie! W imię własnych zboczonych doznań sięgacie po czystość dzieci, niszcząc ich godność na zawsze! Tego świata nie obchodzą już dzieci, żyje chwilą zboczonej radości! Ale piękno, to Bóg, i On przypomni o Sobie! Janusz Józef Adamczyk -
"Już od czasów dziecięcych pamiętam ten jakże mi miły, zapach zimy! Towarzyszył mi zawsze, we wszystkich wspomnieniach, Niezwykle ważną rolę odgrywał zmysł powonienia. Tak, pamiętam! Czym prędzej chodźmy, się pomrozimy! To były dobre czasy, lecz tyle się w kilka lat zmienia, I teraz już inną rolę odgrywa zmysł powonienia. Albowiem, jako ludzie błądzimy! Ten zapach, dziecięcy ten zapach się spienia, W mych nozdrzach, i już wie mój zmysł powonienia. Trzeba z tym skończyć nim się zaczadzimy! Bo, z czasem gdy życie człowieka ubiega, Często, świadomość jego się zmienia. I ja dla przykładu wiem już że ten zapach miły, Który mnie zbudzał w świąteczny poranek, Który równoważył mi tysiąc zachcianek, To smog, dla wielu z nas ckliwy."
- 1 odpowiedź
-
Powiedz mi moja Matko Zielona, Czy to posadzone drzewko małe Właściwego żywota dokona, Urośnie duże, zdrowe i całe? Na razie sieweczka ocalała. Co z niej jednak wyrośnie później? Dąb potężny, może brzózka mała? O pniu mocnym, czy gałązce próżnej? I czym żeśmy zasłużyli sobie W tym życiorysie naszym marnym, Że dołożyć mogę drzewo swoje, Choć wcale nie jestem tego wartym? Tak sobie myślę, że w tym lesie Drzew już wyrosło i tak zbyt wiele, Cień koroną innemu przyniesie - zadusi biedne w własnym ciele. Zaradzić na to pozornie mogę I na łąkę me dziecię przesadzić, Wtedy jednak kwiaty piękne zmogę, A przecież im również nie chcę wadzić. Znowu z innej strony, gdyby tak Należycie się o nie zatroszczyć, Może jakiś potrzebujący ptak Będzie mógł u niego gniazdo mościć. Jeśli kory nie spałuje zwierze, A podczas suszy dobrze napoję, Może odda więcej niż zabierze - pielęgnacji tej skutków się boję. I w końcu wniosek taki miewam, Że tych starych reguł się nie zmienia, Ja nowe życie tylko zasiewam, A na świat wydaje Matka Ziemia. To w jej serce wchodzą korzenie Bez których by samo nie urosło, Spełniając to największe marzenie, Aby ku słońcu pięło się prosto. Choć teraz sobie po cichu marzę, By drzewo pięknie i długo żyło, Chcę, by rosło dla lasu w darze Aniżeli mym pomnikiem było. Kai, 2016 r.
-
Szarość, codzienny, zwyczajny dzień. Ponowna katastrofa - podobno naturalna. Upadek wielkiej metropolii, wybuch wulkanu Żądzy i pragnień. Momentalnie zamknięty rozdział. Rozpoczęty nowy wśród jęku - gdzie Ty jesteś? Życie me zawierzone Tobie i skazane na pastwę Losu - czyżby tylko zwykłego bożka? Gdzie mój Anioł Stróż, który miał mnie ochraniać. Upadek tak wielki jak Niosącego Światło; Twe ukochane dziecko zasiadło na tronie Królestwa Ciemności - Ciemności Duszy. Sromotna klęska naśladowcy Sługi. Jaki jest sens Powstania - zaraz się stoczę Jak Syzyf ze swoim życiowym bagażem. Ale czuję - kładziesz swoją rękę na moim ramieniu. Cierpisz ze mną, gdy przykrywa mnie warstwa lawy. Nie rozumiem, nie widzę sensu. Czemu przybyłeś Do zdradliwego dziecka? Nie nauczyłeś się na swoich błędach. Wracaj skąd przyszedłeś, do swoich luksusów. Uciekaj stąd, nie chcę Ciebie w moich problemach. To moja decyzja, jestem tu dzięki sobie. Jestem dorosła, nie będziesz mnie oceniał. Słyszę Twój krzyk cierpienia, swojego już nie czuję. Jedynie Twój palec wskazujący na przebłysk Światła.
-
graphics CC0 wiersz dedykowany wszystkim porzuconym dzieciom, oraz sumieniu ich rodziców -- losowe wyczyny ciężarnych nadużyć. zew krzywd. niepłodu których się dopuszczono w oknach życia. gdy szła do ludzi dokładnie wypucowana. schludna. i upuszczona w kocyk jej matka pielęgnowała marzenie. a potem mały trybik wykruszył z sumienia decydując o szczęściu które odeszło i czas mijał. choć przetrwał w ośrodkach potrzeby serotoniny meduza czochrała włosy gdy z miśkiem córki tupała w monopolowy zodiak. tymczasem małej podano już zamiar kaszka na mleku i list do preadopcji. był i protokół wszystko co ludzkie znaczy karmiące. z gołębich skrzydeł zero czczych pytań – sekt i bełkotu – rzeczników i detektywów tylko gołąbek siadał tam co dzień. w oknie wyrodnym sekretu dyplomatyczny ptak na receptę egzystencjalny patron kolokwium dziewiczy. bez zaliczenia
-
Ach, żeby serce dziecka miał każdy dorosły! Prostolinijne, szczere, pozbawione fałszu w ustach zapach prawdy bez zbędnych przenośni na twarzy uczciwość, a w działaniu prawość. Wyobraź sobie taki stan, społeczeństwo, naród. I ziemię płynącą bez zgrzytów i wojen. Nienawiść odeszła, błękit nieba jasny szczęście zawitało na skrzydłach aniołów. Marzenia jak rosa o świcie błyszczące, a myśli w zachwycie muskają pragnienia, w zderzeniu z krawędzią Utopii Morusa cicho umierają bez hałasu cienia. Lecz wierzę! Niezłomnie nadzieję pokładam, że kiedyś w uchwytnym zasięgu istnienia w księżyca poświacie i słońca promieniach powstanie, narodzi się nowe, czyste życie. 27 lutego 2018 roku
-
Pani z lipcem dorodna niczym kłos dojrzała podała kukiełkę zawiniętą w tetrę. Po imieniu Maleństwo nazwała - a On oczkami patrzył zielonymi jak agrest i miedziane loczki ułożyły się w pierścień na zroszonym różowym czółku. Swoim ciepłem przeniknął w jej dłonie przytuliwszy do mokrych policzków dał się pieścić kołysać litanią czułych słów nostalgią nabrzmiałych - Srebrny sen chyżo umknął nad ranem po nim zapach dziecka - i rumianku z balsamem