Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'natura' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. FilipD

    Drzewa

    Przebite zdrewniałą dłonią, błony smug przejrzyste tańczą. Ciężar świata wbity w korzeń, korzenie wbite w ciężary. Stoją milcząc, patrzą jak żyjemy sobie, jak sobie umieramy. Patrzą jak lubimy walczyć, jak lubimy płakać po nic. Milczące lecą żywice, krew bądź łzy wbite w jedności, patrzą milcząc, wiecznie żywe, przebite metalem marnym. Gdy popatrzą na nas drzewa, gdy powoli odchodzimy, niech nie żywią tej urazy, choć może trochę powinny. Gdy nadejdzie wieczór, który muska żal tych okien i zwiastuje piękny koniec, współczujcie nam gdy żyjemy i gdy odchodzimy sobie.
  2. Lahaj

    prawdowatość

    jestem zmęczony piętrowym kłamstwem które mnie stworzyło od rana do wieczora przeglądam katalogi fikcji Mój Boże dotknij mnie chociaż onlajn przemień w zwierzę odpowiedzialne i konsekwentne nie znające nic oprócz tu i teraz otrzepię się jak pies po deszczu z tradycji kultury religii ekonomii wytarzam w biologii zacznę wszystko od nowa
  3. Michał Śnieżnik

    Wiosna

    Na niebie maszerują szare wojska chmurne. Mrozy w odwrocie są już hen, za Petersburgiem. Przyszła odwilż i deszczu miarowym nokturnem Gra na rynnie. Lecz cóż to? Zefir bierze surmę I dmie znad Atlantyku swym oddechem ciepłym. Z drzew zrzuca śnieżne płaszcze okiści zakrzepłej, Z sukni z lodu obdziera, niczym zbój nędzarza, Którego zima paltem puchowym obdarza Miłosiernie, lecz odwilż palto rekwiruje – Okrutnie? Niekoniecznie, bo mrozem nie kłuje Jak zima, lecz takową da rekompensatę, Iż za pasem już Wiosna idzie z bratem – Latem. Czeka, aby przyświecić słońcem promienistym, Niebo pochmurne w lazur pomalować czysty. W kwietniu błękity jasne rządzić będą niebem, Noc dniu, a księżyc słońcu musi oddać schedę. Jeszcze tylko dni kilka słoty, niepogody, A potem: Pani Wiosny uroczyste gody. * * * W blasku słońca kwietniowym ptasi śpiew radosny – Udane zefirowe umizgi do Wiosny
  4. Zawiało dzisiaj wiatrem oczyścił czas drzewa, gdzieś na strychu pod dachem, słychać kołatanie. Za skwierczeniem z kominka, oddam duszę za nie, jednostajnym poszumem... smutek - mgła zalewa. Eol posłał w świat Boży, czterech mężnych braci, Boreasz od północy w żagle zechce dmuchać. Euros skrycie od wschodu, zapomni kożucha, każdy w swoim rejonie, chałupy ogaci. Zefir bogaty zachód, jak trusia zasiedzi, my żądamy Notosa, ciepłego z Sahary. Abyśmy nawet w lutym w słońcu ciała grzali, daj, pogodowe blaski struchlałej gawiedzi. Idźcie szybko na ucztę, po chwile wytchnienia, cóż, pragniemy spokoju - melancholii, głuszy. Co będzie jak was razem, Boski Zeus usłyszy, schowajcie swoje wiry, żegnam - do widzenia! "Wiatr to jest wzrok umarłych, kiedy patrzą na świat stamtąd... gdzie są." - Olga Tokarczuk.
  5. Jeden klawisz wbijam w przestrzeń, struny pisane runami. Wgniecione w fotele te ciała, seans ciszy w rozpasz wzięty. Saren zastęp biały. Wiotkie łzy malutkich stwórców. Wkomponuję w cisze spokój. Bo wcześniej w niej go nie ma. Jeden klawisz, wbity w śnieg. Tylko dawne ma znaczenie. Tyle planet, ile ludzi. Jakaś moja, na uboczu. Synowie w dymie skąpani, córki pławiące się w białych. Dwa klawisze, cisza piękna. W końcu nuty się znalazły. Przejaskrawa głębia w środkach. Niech nie spłyca jej ten świat.
  6. Odejdzie jesień za nieboskłon, zostawi pluchę, zeschłe liście. Fanfara zagra uroczyście, ciebie wirusem także zmogło. Matuchna zima... twe odbicie, kalendarz rzuci ci pod nogi. Plecy jej pokaż, Stwórco Drogi, jak nie posłucha - zonę wydziel. Skazane siostry są na siebie, podobny nawet ich makijaż. Czytaj jak leci i nie grymaś, co mówi jedna, druga nie wie. Jakem stęskniony - wiosny, lata, cieplutkie panny ponad miarę. I tak na wiwat sobie zaklnę, zima bez śniegu niech spie...la. A pani Lempart mi wybaczy, słownictwo zdjęte z ust niebogi. Bo jak jej można - czy ja gorszy? Bóg się obruszył... czas kuglarzy. "Każdy ma swój płatek śniegu...". - Orhan Pamuk.
  7. Trzygracje

    Księżyc

    Lustro pytałam każdego ranka Czy umiem kogoś zachwycać "Nie jesteś piękna nawet w połowie Jak srebrna łuna księżyca" Tak mi mówiło, z tym samym zdaniem Trudno mi było w to wierzyć Więc wyrzuciłam lustro niewdzięczne I zamieniłam się w księżyc Do dziś swą łuną oświecam niebo (Kto nie wie, niech dobrze patrzy) Może zobaczy moją osobę I me przyjaciółki - gwiazdy
  8. Trzygracje

    W kraju

    Obłoki białe jak ranne mleko Górskie łańcuchy pokryte śniegiem Mazurskie wody jak łzy przejrzyste Sklepy, muzea i miejska zieleń Taką Cię widzę lub chcę Cię widzieć Jakaś tęsknota myśl mi spowiewa Przysłania wiarę, zdrowy rozsądek Okala myśli jak liście drzewa Chciałabym znowu ujrzeć Cię w słońcu Leżeć beztrosko w promieniach tęczy Więc proszę Polsko, podnieś się z kolan (Trochę zbyt długo już chyba klęczysz)
  9. Gdy Kasia poszła na spacerek, jedząc soczysty serdelek, przyglądała się pięknu przyrody, naturalnej mody. Zauważyła bociana dostojnego, beza bardzo ładnego. Słowika, co bardzo wysoko leci Osę, która każdemu szpeci. Wróciła do domu, i szukała, cały czas czegoś pooszukiwała. Czego? Czegoś pięknego. Wyjrzał na balkon i znalazła coś ładnego, wprost mega pięknego. Tym pięknem jest natura, to nie jest, jakaś bzdura
  10. dmnkgl

    Śpiewać Ciszę

    Korzenna mowa, świergot złoty- Poezji serca nagie cienie. Srebrzyste wargi, cnót klejnoty- Wszystko to marne jest odzienie. Bo kiedy dusza Ciszę śpiewa To niebo palcem ziemię muska. Pokłony biją święte drzewa, Wraz z starą wierzbą młoda brzózka. I świat jest święty, i czas święty, Świętymi kamień, polna droga. W tym Ciszy dar jest niepojęty, Że tylko w Ciszy słychać Boga. Że można Ciszę nosić w sobie, Że nie załamie jej pożoga, Że jasno świeci w życia dobie, Że tylko w Ciszy słychać Boga.
  11. Frohnixe

    * * *

    patrzę na pąki wiekami i wykręcam kręgosłup by oglądać miękkie spody liści nie mogę nadziwić się inteligencji tych zielonych cudów gdy rozkładając swe (wydawałoby się efemeryczne) baldachimy chronią słodkie życia szykujące się do eksplozji najmilszej ziemi
  12. Taka na niej pustka, A jednak tak dużo się dzieje, Na trzystu stronach, Nie łatwo opisać jej dzieje, A to zając przez nią przebiegnie, A to jeleń na trawę tą wejdzie, A to lis na przechadzkę pójdzie, Albo nawet ptaszek przyleci i zawoła kukułkę, Niestety będzie rozczarowany, Ponieważ nie będzie miał gdzie zjeść swojej poczwary, Poleci do lasu obok, Lecz nie będzie miał kogo przesiadywać ze sobą.
  13. Scorpio

    Lepka nić

    Lepka nić guzonia pajęczarza oplotła pejzaż zrudziałych łąk. Na bukowym, marnym liściu zawisł chwilę, pytając czy to już ostatni promień na odwłok się kładzie. Wczesnym rankiem czas mu wyjść w cieniu czarnych kopców, gdzie kret przemyka chyłkiem, by poczuć jak ziemia drży w rytm kryształków szadzi na gałązkach wrzosu, muskając ich biel i purpurę o świcie. Dokąd idziesz wędrowcze? Co widzisz w oddali? Czarne smugi ptaków na szachownicy nieboskłonu, do końca niepewne czy to czas odlotu, sprawdzają, czy azymut od wiosny się nie zmienił, czy wędrowiec drogi nie zgubi. Czy zimę kolejną przetrwa. Śnieżnobiały kokon zimy, co przyszła za wcześnie, otuli czerń gawronich piór i mróz na szybach wyrzeźbi blizny na nowy rok, co świerkom każą w białych czapach stać w ciszy skrzącego się poranka, wysoko na turni.
  14. Domimarzycielka

    Drzewa

    Nie skłamią , nie wyjawią prawdy . Spowiednicy młodych ludzi . Powiernicy winy wisielców . Opiekunowie marzeń dziecięcych . Dźwigają ciężar swojej dojrzałości , piękniejąc z latami Szum liści, to echo wszystkich słów świata . Wiatr pobudza je do mowy w języku milczenia . Zaklęci w wiele gatunków, świadkowie przemijania wieków .
  15. Szklane słońce zetknięte z bryzą głębin mórz i oceanów. Pochowane w nim dusze tych których pochłonęła fala rozpaczy i smutku. Miłość stopiona w bryłkę ugrzęźniętą na mieliźnie wód zaklętych. Zakopane uczucia w piasku po burzy goryczy i rozpaczy. Odcień złota co chciwość wyzwala spod rąk świadomości. Czas zamknięty w zwojach niewiedzy. Lecz wystarczy chwila by ujrzeć życie utkwione w bursztynach.
  16. Roklin

    Leśna ballada

    Wędruję przez las - beskidzki, świerkowy – przed siebie, niespiesznie, przez dzikie podszyty. Odległy mi czas – ja słyszę rozmowy wśród ptaków, a wrzesień jest bliski, lecz skryty. Wędruję przez las – wśród wartkich strumieni - te gonią za słońcem ku cichej dolinie. Niejeden już głaz się w nurcie odmienił, od wody płynącej – ja razem z nią płynę. Z lewej głośny stuk – widzę dziób dzięcioła, jak pewnie, wytrwale okrąża pień świerka. Z tyłu głośny huk – jakiś drwal podołał jakiejś sośnie starej – w gęstwinie ktoś ćwierka. Szybko stawiam krok – nad leśnym moczarem; słyszę dźwięki śmielsze, ktoś nade mną kracze. Nagle - patrzę w bok – a kruk już się zdaje odległy jak wiersze pełne zmyślnych znaczeń. Przy granicy słup – to nie ta granica, którą dziś postawię, przemierzając szlaki. W dole stary trup – zginęła nornica, pragnąc umknąć w trawie przed drapieżnym ssakiem. Wtem zanika cień – opuszczam gęstwinę na rzecz ludzkiej łąki – dla serca i brzucha. Kończy już się dzień – pora do chatczyny na minut pięć wstąpić – w swoich głos się wsłuchać. To ostatni raz, nim na szlak powrócę. Chłonę wszelkie śpiewy – widoki podziwiam - i znów wchodzę w las - dołem będzie krócej – żywiczne wyziewy – i mój nos ożywa. Wędruję przez las – słońce już się chowa za Wielką Praszywką – grzbiet wskazuje drogę – muszę zdążyć w czas – nim ostatnie słowa pod wiatą ucichną – idę śladem owiec. Wędruję przez las – twardszy, niż się zdaje. Z każdym trelem pliszki coraz bliżej jest nas. Każdy górski łaz stając przed rozstajem – nawet idąc ku wsi – wędruje przez swój las. 24.08.2018
  17. Powiedz mi moja Matko Zielona, Czy to posadzone drzewko małe Właściwego żywota dokona, Urośnie duże, zdrowe i całe? Na razie sieweczka ocalała. Co z niej jednak wyrośnie później? Dąb potężny, może brzózka mała? O pniu mocnym, czy gałązce próżnej? I czym żeśmy zasłużyli sobie W tym życiorysie naszym marnym, Że dołożyć mogę drzewo swoje, Choć wcale nie jestem tego wartym? Tak sobie myślę, że w tym lesie Drzew już wyrosło i tak zbyt wiele, Cień koroną innemu przyniesie - zadusi biedne w własnym ciele. Zaradzić na to pozornie mogę I na łąkę me dziecię przesadzić, Wtedy jednak kwiaty piękne zmogę, A przecież im również nie chcę wadzić. Znowu z innej strony, gdyby tak Należycie się o nie zatroszczyć, Może jakiś potrzebujący ptak Będzie mógł u niego gniazdo mościć. Jeśli kory nie spałuje zwierze, A podczas suszy dobrze napoję, Może odda więcej niż zabierze - pielęgnacji tej skutków się boję. I w końcu wniosek taki miewam, Że tych starych reguł się nie zmienia, Ja nowe życie tylko zasiewam, A na świat wydaje Matka Ziemia. To w jej serce wchodzą korzenie Bez których by samo nie urosło, Spełniając to największe marzenie, Aby ku słońcu pięło się prosto. Choć teraz sobie po cichu marzę, By drzewo pięknie i długo żyło, Chcę, by rosło dla lasu w darze Aniżeli mym pomnikiem było. Kai, 2016 r.
  18. Roklin

    Bendoszka Łysa

    W epoce minionej, gdy sztandar królewski powiewał wyniośle nad niecką Rycerki, na zboczach Bendoszki mieszany rósł las. O dostęp szeroki do sfery niebieskiej walczyły zawzięcie buczyna i świerki, a wszystko się działo z daleka od miast. Buk prężnie się wznosił, rozłożył parasol nad runem i zgasił żar życia w podszycie, na jego upadek nadzieję miał świerk. I przyszła ta chwila, gdy drwal wszedł do lasu - dla jednych dostawca, dla drugich niszczyciel - odmienił kształt puszczy, lecz wyrwał jej nerw. Gdy buki ginęły w komorach pod stalą, świerk pysznił się wielce; przejmował przestrzenie wyżarte przez piły, nareszcie rósł sam. Unosił się prędko, niedbale, lecz śmiało - nikt nawet nie dostrzegł - zajęty płomieniem - że kornik już poczuł soczysty pnia gram. Podeszła do świerków śmierć kpiąca z człowieka - wsysając żywicę patrzyła mu w oczy: na próżno te żale i na nic twój szał; gdy gasły olbrzymy, w powstałych przesiekach zjawiły się buki; to cień Gai wkroczył na zbocza i kiełków rój na nim się wsparł. A dzisiaj, w epoce turysty z plecakiem, gdy drogą wędruję aż na szczyt Przegibka, łysina Bendoszki przestaje już lśnić, lecz z przyjściem Irydy potwory wszelakie o dziwnie stłamszonych i słabych igliwkach przed Słońcem się wstydzą, a duch gór z nas drwi. 4.11.2018 Bendoszka Wielka to wzniesienie w Beskidzie Żywieckim, w Worku Raczańskim. Mierzy ponad 1000 m n.p.m. Stosunkowo niedawno postępująca gradacja kornika doprowadziła tam do zniszczenia monokultury świerkowej, którą Austriacy zastąpili naturalny, głównie bukowy las. I o tym jest ten tekst. Nie szczyt widać na zdjęciu, nie tam bowiem widać główny problem.
  19. Konstrukcja od dawna znaczona próchnicą nasiąka wilgocią w powietrzu zawartą. Ukryta pośród róż, a liście nie krzyczą, powoli staje się tylko masą martwą. Uparcie się sączy najsłodsza trucizna, wypala pragnienia tak dobrze znany jad. Gdy gasną idee zrodzone na bliznach, blakną wokół barwy i murszeje mój świat. Przesadzam begonie na miejsca słoneczne. Ostrożnie podlewam: nie chcę ich poparzyć. Wysmukłe nawłocie łopoczą na wietrze. W ciszy czekam na to, co się jutro zdarzy. 9.07.2015
  20. Roklin

    Azalia

    W najdalszym zakątku dzikiego ogrodu, gdzie Słońca promienie zazwyczaj nie goszczą i nie ma dostępu fala wczesnych chłodów, igły cyprysika ciepłe gniazdko moszczą różowo-czerwonej pachnącej azalii. Niedługo tu rośnie; już zżyła się z drzewkiem. Lubi skromnie spojrzeć w stronę barwnych dalii. Czasem, gdy się wsłucha, taką słyszy śpiewkę: och, azalio, och, najsłodsza! Chciałbym, byś na mnie raz jeszcze spojrzała; odkąd uśmiechem gorącym ujęłaś, skarbów nie pragnę, serce żądzą pała, byś razem ze mną ku Słońcu się pięła. Och, azalio, och, szalona! Pragnę cię poić, iść za Twoim głosem! Myślę o kwiecie zaklętym dziś w słowie. Z oddali patrzę, jak bawisz się włosem; w uszach wiatr szumi, kręci mi się w głowie. Od rana wśród liści srebrne szumią krople i wróble ćwierkają pod starą jabłonką. Pogrążony we śnie dziki ogród moknie. Cyprysik roztacza baldachim nad grządką. Pączki nabrzmiewają, już kwiaty płomienne rozłożyć się pragną pod daszkiem strzelistym; czekają na Słońce w promyki zbawienne; w oddali dzwonka śpiew rozlega się czysty: och, azalio, och, radosna! Lubisz wędrować - zabierz mnie ze sobą! W podróż bez końca bez trudnych zagadek razem po niebie przecież płynąć mogą Księżyc ze Słońcem - my też damy radę! Och, azalio, och, przewrotna! Wiem, że mnie zwodzisz tym słodkim uśmiechem. Twe źródło wprawdzie tak rozkosznie bije, lecz stan odpływu dla ciebie jest grzechem; lubisz się zbliżać, tak po prostu milej. Zza chmury wychynął pierwszy blady promyk. W ślad za nim ruszyły dwie pary dzwońców. Kwiat rozwarł się prędko na cztery strony i różowe płatki wnet zalśniły w Słońcu pełnią barw jaskrawych; pomilkły motyle. Jakże piękna chwila i piękne złudzenie! Tak, jakby świat cały został za mną w tyle. Lecz wiem, że to tylko, ech, zauroczenie! Och, azalio, och, szczęśliwa! Patrzysz przed siebie malując obrazki; małe zwierzątka wesoło się śmieją; płoną barwne ognie w głębi ciemnych jaskiń, dłonie ziarenka polnych maków sieją. Och, azalio, och, najmilsza! Świeci nam Słońce wiosenne, łagodne. Miło po deszczu poczuć zapach świeży. Jaźni cień czuwa, więc serce wciąż głodne może słodko śnić - nie musisz mu wierzyć! 29.05.2014
  21. Stopa najszybszym jest źródłem poznania, bo pierwsza dotyka ścieżynek niepewnych. Ze mchem rozmawia, kamieniom się kłania, raz kurz ją spowija, raz deszcz zmywa rzewny. Chłody niestraszne są twardej podeszwie, choć ból musi znosić, gdy chwila wymusza. Trudzi się, poci i brudzi, aż wreszcie przystaje, a kciuki masażem już kuszą. Jej mózg oznajmia: chcę biec za dziewczyną, więc pędzi, jak może, za oczu wskazaniem. Ona wie pierwsza, czy weszła na minę, czy wyraz twarzyczki przemieni krok w taniec. Siostra przy siostrze - raz szorstkie, raz gładkie - w rytm serca podskoczą, gdzie mięśnie poniosą. Oko się wzrusza, gdy patrzy ukradkiem, jak stopa wesoła przez świat idzie boso. 16.11.2018
  22. Czego w pospolitej tej przestrzeni brak? Czy kolorów lżejszych albo wód płynących? Pełno wokół słońca i wyschniętych traw, buków silnych, świerków, sarny są, zające. Znajdziesz je i u nas, na Przysłopie skwarnym, lecz tylko tu jawor, gdy u stóp przystanąć, dumny rozłożysty, znad krawędzi skarpy urok swój roztacza nad całą polaną. Nad granicą słońce rozpływa się w różu i długo nie zaśnie frywolna poświata. Nim nocy granaty zagoszczą na dłużej, zadzwonią cykady, wiatr figle popłata; skrzydełka jawora spadają pod nogi – może któreś z nich wzniesie się ku szczytom; w majestacie klonu i spokoju błogim rzuci młody jawor rys swój nad Śrubitę? Wyobraźmy sobie, że go nam zabraknie; cóż się naszym oczom w oddali ukaże? Pożółkła polana, która cienia łaknie, chociaż trochę, tyle, by moc wzniecić wrażeń: jedno miejsce, w którym możesz lec w hamaku, za nim - już nie nasze, owce tam się pasą; on jak punkt graniczny tuż przy linii szlaku, niechże długo rzuca blask nad czarną trasą. Treść utworu wiąże się z przełęczą Przysłop Potócki w Beskidzie Żywieckim i rosnącym pośrodku polany ponad przełęczą drzewem. Widać je na zdjęciu po prawej.
  23. dzień pogodny maluje się na niebie słońce wstało podąża hen zza horyzontu już wyjrzało w polu szumi złoty len gdy wiatr gałązką poruszy z lipy zlatuje liść na łące siano się suszy być może idzie na deszcz i tak w zachwycie płynie myśl o sierpniowej porze wznoszę oczy ku górze błękitu a usta szepczą kocham Cię Boże
  24. Roklin

    Myszołów

    Rozkłada skrzydła, unosi głowę, gdy cisza w dolinie zwiastuje cios. Zrywa się prędko, bez zbędnych ruchów, już koło zatacza nad polem żyta. A potem spada na kłębek puchu, łakome pisklę natychmiast chwyta; Znika w przestworzach i wtedy człowiek, przygodny przechodzień, zabiera głos. Podjęty lekko, w klarowny sposób, rozpala pragnienia, rozbudza sny. Niesie się szybko, ogłasza, kusi pewnością osądu o świecie dzikim. Zachęca wielu, by w pole ruszyć lub zacząć wyglądać, skąd niosą się krzyki. Myszołów krąży nad rzędem kłosów - tym razem do jamy uciekła mysz i czeka, aż los ofiarę słabszą przyciągnie ku zgubie, by samej ujść. Podgryza pędy, przeżuwa ziarna, jak nicień, który też stara się przeżyć. Ziemia jest twarda, pogoda parna, dzień trudny jak każdy, kto czuje, wierzy. I tylko człowiek podgląda jak zawsze, a w ziemi, nad polem toczy się bój. 1.09.2016
  25. Jesteśmy Jesteśmy niczym w obliczu siły cudów natury. I się nie liczym z biletem wilczym u naszych szyi. @Justyna Adamczewska
×
×
  • Dodaj nową pozycję...