podążam za tobą
śladami zachłannych palców
jeśli dobrze myślę
nie masz alergii na dotyk
by więcej nie zgubić jutra
następnym razem
z odległości oddania
nauczę się ciebie
pomiędzy szumem starych wierzb
wypowiadasz słowa lekkie jak piórko
pomruk światła i dzika pieśń życia
zapraszają do szaleństwa
sen o tunelu twoje ciało
i nieznana aksamitna jasność
jeśli nie są złudzeniem
to bilet do nieba
za bramami edenu pozwalasz
biorę bez pytania
zatopiony w tajemnicy
kiedy upojona namiętnością
po prostu jesteś
to nie chmury
to dom nad jeziorem
na miłosnym odludziu
gdzie uzależnieni od deszczu
odsłaniamy dachy
by kałuże złote gwiazdami
mówiły nam dobranoc
na naszej łące uśpiona miłość
zakwita wśród słoneczników
teraz bezsenna celebruje noce
ucząc się nowego świata
dotykiem maluje pejzaże
ptaki nad nami
nieopodal biegające konie
w szczęściu
tam gdzie wraca nadzieja
na dnie lustra
odchodzisz za szybą
w sen zamarzniętej lalki
bezsilny gniew
jest nieprzewidywalny
kiedy las zasypia echem
w moim środku szepczący ból
ile łez jeszcze by go wypłukać
dni słońca są już niczyje
w zadumie nad chłodem
spoglądam w kryształ
do ciebie za późno nie widzę
już tylko mgła i ja
niewidzialny
razem
w drodze na szczyt
wieczorny spacer
na ławce wiatr
owiewa głosy obietnic
w czekaniu na orgie smaku
ta noc
to taki mały dar
żywiołów na końcu świata
pragnienia wędrowców
wśród orlich gniazd
ustami spełnienia
otwierające okno na miłość
niby niewiele a dotyk nieba
błądzenie rąk
i płomienne przebudzenia
na krawędzi
więźniowie zafascynowania
w laboratorium zauroczeń
pielisz chwasty
w swoim ogródku mówisz
że choć bardzo się staram
zielony
zupełnie niepotrzebnie
przerastam przez ogrodzenie
kradnąc słońce twojej trawie
kiedy powiedziałem
że chcę się tobą upijać
odpowiedziałaś że napoisz mnie
odpowiednio mocnym środkiem
już teraz wiem
dlaczego kupiłaś randap
w technologii o-led
tworzysz kolorowe obrazy
organicznie płaskie
bez zbędnych ram
o praktycznie nieskończonym
kontraście czerni i bieli
patrząc z perspektywy głębi
standard rozdzielczości
ustawiasz w full-hd
dolby surround włączając
tylko wtedy
kiedy bywasz wkurzona
organicznie
masz zupełny brak ograniczeń kątowych
a zaawansowana technologicznie
jesteś klasą samą w sobie
emitujesz sygnały
a ja
chcę na ciebie patrzeć
czekając na nocne 3D
kiedy przestaniesz wreszcie
być tylko hologramem
winien ma
umacniam pozycję w rejestrze długów
zapisałaś mnie na liście wierzycieli
otwierając rachunek w promocji
wzruszasz ramionami
tak swobodnie rozsiewasz niepewność
z gracją niedomówień rodzisz niepokój
tajemnicą pobudzając wyobraźnię
zobowiązanie znajduje się na poziomie sumy kosztów
nowe wymaga płynnej regulacji
przegląd wydarzeń rokuje powyżej zera
a ja zadłużony na potęgę płacę rachunki za pragnienia
czerwoną pomadką czarno na białym
na stałe zaksiegowałaś moje zmysły
system wytrzymuje zapisy
a karty na stół wykładam z własnego budżetu
ekonomistko przyszłej dekady
koszta nie grają roli
tak by nie co dalej jak znaleźć gdzie szukać
by nie deficyt wilgocią ciepłych ust
prosto w rozchylone
zainwestuj
w przeciąganiu nad ranem
poszukujesz odpowiedzi
badasz ile jeszcze
dam radę znieść
jesteś jak kotka
wodząca na pokuszenie
to epitafium ze smaczkiem
o banałach przeznaczenia
wydanie specjalne
z serii tanich prowokacji
pozostawmy po sobie
choć klepsydrę
atrament i pastwisko wierszy
zdobyłaś mnie
patrząc jak usycha
wspólnie posadzone drzewo
lecz jutro zginie ostatni ślad
dołożę deszcz do złamanego parasola
i bukiet światła
by zapomnieć o narkotyku nocy
a życie szarością
samo poturla się dalej
w teatrze absurdu
tak po prostu
złoty sad
a w nim zepsute jabłko
sztuka
o obrotach ciał rozgrzanych
trwa pomimo
ty zaopatrzona
w zestaw małego znikacza
ciągle umierasz na moich rękach
nie wierzę w złoto
zjadam zakazany owoc
próbując zapomnieć
o tym co znaczy zapomnienie
wracam na scenę
bo nie lubię
zabawy w wesołym miasteczku
ani wiejskich koncertów na trzy czwarte
znajdź mnie
w jasnym płomyku pożądania
przy świecach
rozdwojonych absurdalnie