Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leszek_Dentman

Użytkownicy
  • Postów

    1 458
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Leszek_Dentman

  1. Kolejny temat dla sejmowej komisji śledczej?
  2. Tato nie wraca wieczory i ranki. We łzach go czekam i trwodze. Nie wiem, czy czas swój spędza u kochanki, czy go napadli na drodze. Pójdźcie o dziatki, pójdźcie, a odważnie na plac przy stacji Statoil i rozejrzyjcie się wokół uważnie, czy taty TIR tam nie stoi. Poszły więc dziatki, zgodnie, jak barany. Nagle stanęły w rozterce, bo zobaczyły, że tatuś kochany ściska tirówkę w szoferce. Gdy skończył ,tak córka do niego powiada: Tatusiu, pozwól na słówko. Pion budżetowy mi nie odpowiada. Ja wolę zostać tirówką. Praca to lekka, przyjemna i zdrowa, bo klient, nie majster haruje. I od myślenia nie rozboli głowa, a warsztat nic nie kosztuje. Syn rzekł-ja zejść też nie chcę na manowce, więc nie zostanę doktorem, tylko zostanę, tak, jak ty- tirowcem. Tyś zawsze był dla mnie wzorem. W potężnym wozie przez szosy Europy będę się szybko przemieszczał, a w stacjach paliw, po nalaniu ropy będę tirówki przypieszczał. Matka wnet rozwód wzięła-to się zdarza. Została sama, nieboga, jednakże wkrótce wyszła za lekarza, znanego ginekologa. Tato nie wraca...Tato znów nie wraca.
  3. Zabawna i sympatyczna historia. Trzecie zdanie (ze śniegiem jakieś takie niezrozumiałe, oraz za dużo "barwnych" w ostatnim akapicie. Proponuję puścićw konkursie.
  4. Niesamowity pomysł. Brak mi słów!
  5. Świetny tekst, chociaż, kiedy pzrzeszłaś do wątku "spirytystycznego" odezwał się we mnie zatwardziały sceptyk. Jestem ogromnie ciekaw, jak z tego wybrniesz. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję.
  6. Po przeczytaniu dwóch opowiadań z pewnymi oporami wziąłem się za Twoją historię. Jednak nie mam kiepskiego dnia! Świetne, intrygujące, ale trochę przerażające opowiadanie. Kilka drobnych uchybień, w tym zupełnie niepotrzebne, potrójne myślniki w dialogach.
  7. gdzie pytałem się jej są te pieniądze, gdzie złoto, które zostawiłem? w tym zdaniu? coś nie gra... A wogóle, to chyba mam dzisiaj zły dzień, bo już drugie opowiadanie mi się nie podoba :-(
  8. Dla mnie ten przydługi monolog jest zdecydowanie męczący. Mężczyźni na ogól nie mają takiego "gadanego". Popraw rządze na żądze.
  9. Gratulacje!!!
  10. Dzięki ash, ale nie mam serca do tego tekstu. Dodałem gotowca i tyle. Odkąd zrezygnowałem z pisania tego, co lubiłem najbardziej wystąpił u mnie "burn off syndrome" i już mi się nie chce. Może kiedyś...
  11. Moje najwyższe uznanie. Znakomite opowiadanie. Czy to jest fantastyka fantastyka? Chyba niezupełnie. Dla mnie jest to bliższe psychologi (może i psychiatrii), ma w sobie coś z Matrixa i nie wiem jeszcze co. Chyba jednak dobrze, żei nie rozwijałeś tematu, bo teraz stanowi naprawdę znakomitą, zamkniętą całość.
  12. 10 Q drwu za tę garść cennych uwag. Zaraz poprawię.
  13. 24 lipca, godzina 11:28 Samochód rusza. 24 lipca, godzina 11:33 Do stojącej w umówionym miejscu niebieskiej furgonetki z białym dachem wsiada łysy facet. Uruchamia silnik i czeka na możliwość włączenia się do ruchu. Obok furgonetki właśnie przejeżdża kierowany przez Rika samochód. Nico wrzuca torbę na skrzynię ładunkową. Zaraz potem skręca w przecznicę i dostrzega czekających w identycznej, niebieskiej furgonetce. Przez szybę dostrzegają siedzących wewnątrz Łysego z Giovanim. Nico natychmiast pojął swoją pomyłkę. Kiedy pomyślał o jej konsekwencjach zjeżyły mu się włosy na głowie. -Zatrzymaj się natychmiast! Pechowcy wyskakują z kabiny i biegną, by odebrać towar, ale nim dobiegli do skrzyżowania zobaczyli oddalającą się furgonetkę. Przebiegają zatem na drugą stronę ulicy, wypychają z szoferki zaskoczonych Łysego i Giovaniego i rzucają się w pościg. 24 lipca, godzina 11:36 Ruch pojazdów zostaje wstrzymany, bowiem z przecznicy wypada jadących z włączonymi sygnałami samochodów policyjnych. Rico i Nico dostrzegają w odległości kilkudziesięciu metrów furgonetkę z łupem. Wyskakują z samochodu i biegną w jej kierunku. Brakuje zaledwie kilku metrów, gdy cała kolumna rusza. Muszą, tracąc cenne sekundy, powrócić do swego pojazdu. Natychmiast ruszają w pościg, jednak duże natężenie ruchu niesłychanie utrudnia Rikowi wszelki manewry i ani o metr nie mogą zbliżyć się do ściganej furgonetki. 24 lipca, godzina 12:37 Przed gmach portu lotniczego podjeżdża niebieska furgonetka z białym dachem i zatrzymuje się na parkingu. Kabinę opuszcza dwóch mężczyzn. Zdejmują ze skrzyni ładunkowej dwie torby i biegną do terminalu. 24 lipca, godzina 12:38 Na ten sam parking wjeżdża samochód z Rikiem i Nikiem w kabinie. Rico parkuje za ściganym przez nich samochodem, obok stojącego na chodniku kontenera na śmieci., tuż za znakiem zakazu postoju. Obaj wyskakują z auta i biegną w kierunku budynku dworca. Biegają po rozlicznych holach, barach, poczekalniach i ruchomych schodach. Nagle Nico dostrzega człowieka niosącego torbę z „ich” towarem. Niestety jest on już po odprawie paszportowej, a więc dla nich nieosiągalny. Na ich szczęście widzą stojącego przed barierą drugiego mężczyznę, wołającego do odlatującego: -Trzymaj się Robert! Do zobaczenia w Warszawie! Nazwany Robertem człowiek odwraca się i mach ręką na pożegnanie. Cześć, wujku! Do zobaczenia! 24 lipca, godzina 12:41 Na parking podjeżdża ciężarówka z kontenerem na odpadki. Kontener powoli zsuwa się na chodnik obok samochodu, który przywiózł na lotnisko Roberta, a następnie wciąga kontener, obok którego stoi furgonetka ścigających i odjeżdża. 24 lipca, godzina 12:45 Rico wychodzi z terminalu i podchodzi do furgonetki stojącej obok kontenera, otwiera drzwi i widząc tkwiące w stacyjce kluczyki wyjmuje je i wrzuca do studzienki ściekowej, po czym wraca do gmachu. Tymczasem Nico rozmawia z automatu telefonicznego: -Szefie, wpadka. Towar zabrał jakiś facet, który właśnie odlatuje do Warszawy. Nie wiem gdzie to jest, ale chyba w Rosji... -Cretini!... Natychmiast lećcie za nim. A jeśli w ciągu tygodnia nie wrócicie z towarem, to... -W porządku, szefie. Lecimy. 24 lipca, godzina 12:46 Krewny Roberta wychodzi przed gmach portu lotniczego, wsiada doi samochodu i odjeżdza. W kilka sekund po nim z gmachu wybiegają Nico i Rico. Dostrzegają opuszczającą parking furgonetkę. -O, mamma mia! Cretino! You bastard! Miałeś go unieruchomić. -Widocznie miał zapasowe kluczyki... Zajmują miejsce w kabinie swojego samochodu. W stacyjce oczywiście ni ma kluczyków. -O, Santa Madonna! Uruchomisz tego gruchota? -Zrobi się. Rico otwiera zrywa osłonę kierownicy, grzebie przez chwilę i silnik zaskakuje. Samochód rusza, gdy nagle rozlega się syk uchodzącego powietrza. Nico sprawdza co się stało. Okazuje się, ze na przednim kole założona jest blokada, która w przypadku próby odjazdu z miejsca w którym nie wolno parkować, prowadzi do przebicia opony. 24 lipca, godzina 12:49 Przed podmiejski domek podjeżdża niebieska furgonetka z białym dachem i zatrzymuje się obok, stojącego na podjeździe samochodu osobowego. Z szoferki wysiada łysy facet niosący w ręku wielką papierową torbę z zakupami. Nogą otwiera drzwi domu. -Już jestem! Możesz mi otworzyć puszkę piwa? W tej samej chwili rozlega się dzwonek telefonu. Facet podnosi słuchawkę. -Słucham...Tak, to ja... Co napad na jubilera? Przecież szef obiecywał mi spokojny weekend. No tak, jak zwykle brakuje ludzi... No dobrze, jadę. Wsiada do samochodu, zakłada na dach migające światło i ostro rusza sprzed domu. 24 lipca, godzina 19:41 Przed domek na przedmieściu powraca samochód z łysym jegomościem za kierownicą. 25 lipca, godzina 10:12 Łysy wychodzi przed dom, rozciąga gumowego węża i przystępuje do mycia furgonetki. Dostrzega leżącą na skrzyni torbę. Otwiera ją, przez chwilę spogląda zaskoczony, a następnie wsakuje do auta i na sygnale pędzi do miasta. Po chwili wyciąga z kieszeni lizaka i pakuje go do ust. 27 lipca Poranne wydania wszystkich gazet tłustą czcionką donoszą na swych pierwszych stronach: KOLEJNY SUKCES PORUCZNIKA KOJAKA KOSZTOWNOŚCI ODZYSKANE! PRZESTĘPCY LADA CHWILA TRAFIĄ ZA KRATKI!
  14. Można dwojako... Gdzie dziecko?
  15. No, ciekawe- poznałem "innego Piotra". Czepił bym się zwrotu "na mieśćie"- po prostu go nie lubię, oraz przydługiego fragmentu kolędy; wystarczyłoby chyba Dzisiaj w Betlejem... Dalszy ciąg (przynajmniej jedną zwrotkę) znamy wszyscy. Gratulacje.
  16. Jeśli, jak piszesz, jest to wersja mocno zmodyfikowana, to przeczytam wolnej chwili.
  17. Ten utwór od razu wydał mi się znajomy. Poszukałem i znalazłem w archiwum. Nie analizowałem go, by stwierdzić, czy to jest coś, co zostało w znacznym stopniu przetworzene, czy po prostu kalka. Możesz odpowiedzieć, Saro?
  18. Zasady są jasne i pełne. Każdy uczestnik musi ocenić utwory pozostałych (w proponowanej skali). Jeśli ktoś nie chce oceniać publicznie, może to zrobić wysyłając do mnie mail z ocenami poszczególnych opowiadań. Można zacząć już teraz, nie trzeba czekać na wszystkie opowiadania. Potem wystarczy dosyłać pozostałe oceny. To może ten cytat wyjaśni do końca Twoje wątpliwośći?
  19. 2. Utwory oceniane są przez wszystkich uczestników Z tego punktu wynika jednoznacznie, że prace uczestniczące w konkursie są oceniane wyłącznie przez jego uczestników. "Normalne" ocenianie dostępne jest dla wszystkich zarejestrowanych. A długość? Hmmm... Nie zawsze długość jest najważniejsza. Liczy się również technika. Formalnych ograniczeń brak. Sam musisz się zdecydować, czy ktoś zechce odczytać z ekranu dwustustronicową powieść. Odpowiadam ja, ponieważ znany jest aktualny problem z moderatorami.
  20. Wykasuj to chłopie z tego działu i puść jeszcze raz, ale koniecznie w konkursie. Całkiem fajna bajocha i jeśli nawet nie wygrasz, to w tej zabawie nie chodzi przecież, by złapać króliczka, ale , by gonić go.
  21. Aneta,cara mia- wszystko zależ od tego co jest podmiotem, ale dla jasnośći zmieniam.
  22. Setne otwarcie, panie W! "Cztery pory roku nas złączyły, piąta pora roku dzieli nas". Nie wiem jakich wad dopatrzyła się w tym tekście PPR, ale ja ich nie dostrzegam. Moim zdaniem praca na wysokim poziomie. A ze krótka, to i co z tego. O ile więcej dramatyzmu moąna dopatrzyć się w sprincie niż w chodzie na 50 km (niezależnie od nazwiska i narodowości zwycięzcy), wie tylko ten , kto choc trochę interesuje się sportem.
  23. Wigilia Cyberiusza Zapadał zmrok. Nielicznych przechodniów usiłowały kusić ze sklepowych wystaw kolorowe pudełka, jednak już nikt nie zwracał na nie uwagi. Tylko w supermarketach pojedynczy klienci pośpiesznie dokonywali ostatnich zakupów. W oknach domów lśniły światełka na choinkach. Tu i ówdzie rozlegało się kolędowanie. Tylko Cyberiusz (wnuk sławnego Tumora) Mózgowicz nie myślał o wigilii. Jak zwykle siedział przed ekranem komputera i zapamiętale buszował w cyberprzestrzeni. Tego jednak wieczoru z komputerem działy się dziwne rzeczy: wyświetlał jakieś niezrozumiałe komunikaty, lub po prostu się zawieszał. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego użytkownikiem był ktoś zwyczajny, ale w kompie Cyberiusza takie rzeczy nie miały się prawa wydarzyć. Uruchomił w końcu skaner antywirusowy. Po dłuższej chwili na ekranie ukazał się komunikat: robak internetowy:worm.Santa Claus .Usunięcie niemożliwe. Czekaj, robaczku! Zaraz się ciebie pozbędę! Jednak, kiedy chciał ręcznie usunąć robaka usłyszał nagle, wychodzący z komputera, basowy głos: -Ho, ho, ho! Myślisz, że uda ci się mnie pozbyć? Niedoczekanie! Zaskoczony Cyberiusz rozejrzał się niepewnie. Jakim cudem komputer przemówił, skoro w ogóle nie miał podłączonych głośników... W pokoju nie było nikogo... Przekonany, że się przesłyszał ponowił próbę. Ten sam głos odezwał się ponownie: -Szkoda twojego zachodu. Mnie się nie da zlikwidować, choć wielu ludzi bardzo tego pragnie. -Kim jesteś? I jakim sposobem dostałeś się do mojego komputera? -Nie przeczytałeś komunikatu? Jestem Santa Claus, co po waszemu znaczy Święty Mikołaj. A jak dostałem się do twojego komputera... Widzisz, przestało mi się podobać włażenie przez komin. Nieraz mi się zdarzało w nim utknąć, co niekiedy powodowało znaczne perturbacje w harmonogramie dostarczania prezentów. A ponadto moja pralnia nie mogła nadążyć z czyszczeniem pobrudzonych sadzami kostiumów, a przecież nie mogłem przychodzić do dzieci usmolony. Korzystam więc z nowoczesnych metod odwiedzania domów. -Mam więc rozumieć, że przyniosłeś mi prezent? -Ho, ho, ho! Też ci się zachciewa. A uważasz, że zasłużyłeś na jakiś? -No, nie wiem. Ale chyba nie jestem taki najgorszy... -Może i nie najgorszy, ale mogłoby być lepiej. Kiedy ostatnio zrobiłeś coś dla innych ludzi? No widzisz, nie pamiętasz. A pamiętasz tą Hanię, z którą zerwałeś bez słowa pożegnania? Pamiętasz! I co z tego? Ona dalej czeka i płacze po nocach za tobą. A ty wiecznie siedzisz przed monitorem i zajmujesz się pierdołami! Cyberiusz zawstydził się tymi słowami i zaczął sobie przypominać. No tak, jestem bezdusznym zimnym draniem. Przecież kochałem tę dziewczynę. Dlaczego ją zostawiłem? Chyba z tchórzostwa... Mikołaj nie miał widać kłopotów z odczytywaniem myśli, bo odezwał się ponownie: -To prawda. Okazałeś się tchórzem i beznadziejnym dupkiem, ale wiesz co? Daję ci szansę na poprawę. Mam prezent, ale nie dla ciebie, baranie, lecz dla Hani. Ubierz się teraz przyzwoicie i dotknij ekranu monitora. I, ku swojemu zdziwieniu uniósł się Cyberiusz ponad miastem .Spoglądał z góry, jak zwykli ludzie spędzając ten uroczysty, jedyny dzień w roku. Potem znalazł się przy wigilijnym stole, w mieszkaniu Hani. Stół nakryty był dla dwóch osób. Widocznie, zgodnie z tradycją przygotowała miejsce dla niespodziewanego gościa. Czy domyślała się, kto nim będzie? Hania krzątała się jeszcze w kuchni i nie dostrzegła przybysza. Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Cyberiusz przez szparę w niedomkniętych drzwiach dostrzegł Hanię która w pośpiechu ocierając ręce, o nałożony na odświętną sukienkę kuchenny fartuszek śpiesznie przeszła przez przedpokój . Po chwili posłyszał szczęk otwieranego zamka i cichą rozmowę. Drzwi do pokoju otworzyły się i wkroczył doń, łudząco podobny do Cyberiusza młodzieniec. -Siadaj- powiedziała Hania. –Zaraz wnoszę jedzenie. -Młodzieniec zmierzał wprost, ku zajmowanemu przez Cyberiusza krzesłu. Cyberiusz chciał odezwać się do przybysza, ale w żaden sposób nie mógł wydobyć z siebie głosu. W tej samej chwili do pokoju weszła Hania z wazą w rękach. Kiedy usiadła przy stole, jej gość również zajął miejsce, na którym siedział Cyberiusz i wzdrygnął się gwałtownie. -Co się stało, kochanie? -Nie wiem, ale nagle poczułem przejmujący chłód.
  24. Trudno skomentować. Początek zapowiadać się zdawał humoreskę. Przyciąga i odpycha. Bawi i wku... Ale tekścior napisany z werwą. A koniuch po prostu studiował anatomię, bo chciał zostać doktorem. ;-)
  25. Ja też takiego określenia nie znam , ale dziadek z Roztocza może sie nim posługiwać. "Latarka" dla mnie nie brzmi ani trochę dziwnie. Ten wynalazek znano jeszcze przed (nawet nie wiem którą) wojną.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...