Drepczą mrówki dróżką w lesie,
równym rządkiem, żwawo.
Każda ważny bagaż niesie,
rzec by, z dużą wprawą.
Pierwsza ciągnie smukłe piórko,
zgubę żółtej wilgi,
druga dźwiga z trzciny rurkę,
trzecia, sosny szpilki.
Czwarta taszczy pancerz chrząszcza,
ciężki niczym kamień,
ale ona uśmiechnięta,
bo to fraszka dla niej.
Piąta trzyma krzywy patyk,
szósta ucho mysie,
za nią zmierza tyle innych,
że ich już nie zliczę.
Dokąd mrówki skarby niosą
poprzez leśne gąszcze?
Do mrowiska, co pod brzózką
kipi niczym wrzątek.
Wre tu praca, jak to zwykle,
gdy się coś buduje.
Wszystkie mrówki są zajęte,
żadna nie próżnuje.
Choć bez planów, to wciąż rośnie
kopiec doskonały.
Będą mrówki w pięknym lesie,
piękny pałac miały.
Gdy tak z boku się przyglądam,
trochę im zazdroszczę,
bo mieszkają tu na stałe,
a ja tylko goszczę.