Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Boskie Kalosze

Użytkownicy
  • Postów

    3 551
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Boskie Kalosze

  1. Podoba mi się "pamięć dotyku", bo zwykle pamięć jest nieprecyzyjna, czy raczej traktowana powierzchownie. Zamiast rozpisywać się, jak widzę Twój obrazek, mała... wariacja :) alejka we mgle - tylko nasza ławka na swoim miejscu Taka mgła, że ledwie widać. Tylko jedna ławka w parku ciągle jest na swoim miejscu - dotyk (Jego dłoni) zapamiętał ją (w Niej) na zawsze: alejka we mgle ławka przy latarni w pamięci dłoni Wyszedł mglisty miszmasz: alejka we mgle, latarnia i ławka w pamięci, którą Jego dłoń... Ale (jest też) grunt, że wiem, o co Ci chodziło (po głowie) i podoba mi się to :) Pozdrawiam.
  2. Raczej sam jesteś dosłowny :) Madonny, jabłka, rude tramwaje, ogień, kawa, po co aż tyle słów? jesienna mżawka - wśród liści jarzębiny budzi się czerwień I już. To tam, w liściach jarzębiny zaczyna się jesień. Latem czerwone baldachimy okrywają liście, aż jeden po drugim opadają i... Niby starasz się być minimalistą a jesteś gadułą, w dodatku wyraźnie piszącym pod dziewczęce gusta :)
  3. Ja też, ale czy nie dlatego tacy częściej się rozumieją niż... czytają? ;) w bazie! wiosna stanu wyjątkowego waliła pałką przez głowę bez opamiętania króliczku króliczku szeptała pochrzaniona a ja cały w buraczkach a ja cały w podskoczkach przez płotki przez działki przez płotki od kotki do kotki
  4. płyciutko mnie panie mierzysz jak w Kraj Przylądkowy zarządzany przez gubernatora co proklamował politykę apartheidu w alkoholicznym zwidzie separując myszki na białe jest białe jeżeli myślisz że także ten wiersz bazuję na innych mylisz się nie wszystko jest czerpaniem i polecam koparkę przemysłową LIEBHERR Model A 922 na 4(ech!) podporach z łyżką obrotową do rosołu w niedzielę lub ATLAS COPCO z chwytakiem do złomu na wiersze pisane w dni powszednie nie będziesz decydować co jest mi tu dozwolone z inspiracji grzebania maszynami budowlanymi w rzeczy nie zaistniałej jako wiersz lub wytnę ci ucho i przykleję pod dachem Afryki tam gdzie droga z Shira skręca na wschód wijąc się w słońcu nigdzie nie dociera Cogito ergo sum to kwestia konceptu który jest szamanem co czeka w obozie Barranco żeby wyrwać serce na ślepą kiszkę założyć podbite oko antylopa i mrugać i mrugać wnętrznościami do stu żon kacyka
  5. I nie jesteś na mnie zła? Ani trochę? Naprawdę? Naprawdę jesteś wyjątkowa, nie tylko... w pisaniu! :)) ależ skądże Ci to przyszło do głowy? ;o) /mówże :P, o cóż chodzi? czy o Twój ostatni wiersz, który "porzuciłam", bo był.... "za długi"? :P oj Boskie Kalosze =* Nie, chodzi o to, że Twoja wyjątkowość przejawia się: nie tylko w świetnych tekstach :) "Porzuciłaś?" Ależ ja się nie dąsam o takie błahostki, jak wiersze. "Zbyt długi"? Normalka, lubię teksty taksy :)
  6. I nie jesteś na mnie zła? Ani trochę? Naprawdę? Naprawdę jesteś wyjątkowa, nie tylko... w pisaniu! :))
  7. Super tekst :) I pobudza wyobraźnię, a najbardziej podoba mi się "będzie o nas wielki pożar". Tak, pożar kojarzy się i z językiem i z sercami: Paryż. Październik. Dwudziesta trzecia. Czytamy w łóżku J(ot) Cortazara. Za oknem łuna, głosy: "Żądamy królów Melchiora i Baltazara! "Co to wyrabia się dziś na dworze - lepiej połóżmy się już spać." "Pocałuj jeszcze mnie, Melchiorze." "Tak, Baltazarze (co za świat...)" Pozdrawiam ;)
  8. Nie, bo wymawiając je, trzeba położyć nacisk na "g". Wyobrać sobie, że kryjąc się w krzakach przed wrogiem, musisz wyszeptać do innych: o... kień. No właśnie, wyjdzie ci "okień' a nie 'ogień", bo ogień to głośne słowo. Ale do pamiętniczka Zosi może być :) Pozdrawiam.
  9. Żartujesz chyba. Poranne są codziennie, a wiosenne to sezonowe :-)) Codzienne? Komu poranek kojarzy się ze sprzątaniem! Chyba tylko pracownikowi firmy "Błysk" To jak napisać: "nocne porządki" - niby wiadomo o co chodzi, ale jakoś... tak samo pokraczne jak "poranne porządki" :) Co do "jesiennych porządków" - wywodzą się raczej z rolnictwa, albo sadownictwa. Jesień to pora, kiedy trzeba uprzątnąć sady i pola, aby gnijące owoce czy warzywa nie stały się siedliskiem chorób i nie zaraziły tych, które mają urosnąć na wiosnę. To dym snujący się z ognisk, tak charakterystyczny dla jesieni jak babie lato. Dlatego "jesienne porządki" są czymś naturalnym, tak samo jak "wiosenne porządki" Pozdrawiam
  10. Dlatego mawia się wtedy raczej : porządki od rana. Bardzo ładnie i delikatnie wyraża to pewien przymus: ktoś od (samego) rana musiał zabrać się za porządki. Mówisz, że po imprezie? I owszem :) Pozdrawiam.
  11. Wpisz jeszcze "nocne porządki". Okazuje się, że są tak samo popularne jak poranne. (ja sam sprzątam tylko w nocy :)) Wiosenne porządki to staropolski obyczaj, nawet Słownik PWN je wymienia: wiosenny przym. od wiosna w zn. 1 Okres wiosenny. Pora wiosenna. Wiosenne dni, miesiące. Wiosenne słońce. Wiosenna odwilż, pogoda. Wiosenne deszcze, roztopy. Wiosenna zieleń. Kwiaty wiosenne. Wiosenny płaszcz, kostium. Wiosenne prace w polu. Orka wiosenna. Siew wiosenny. Robić wiosenne porządki. po wiosennemu «jak na wiosnę, w sposób właściwy porze wiosennej» Ubrać się po wiosennemu. Poranek kojarzy się raczej z zorzą ,gimnastyka, wiadomościami. Ale porządki? Wydumane :) Pozdrawiam
  12. Poranne? Jakby o jakiejś pracownicy/pracowniku firmy zajmującej się sprzątaniem, bo trudno sobie wyobrazić aby ktoś dzień w dzień zaczynał go od porannych porządków ;) Lepsze byłyby moim zdaniem: "wiosenne porządki, albo nawet coś w rodzaju "wiosennej krzątaniny". Poza tym ładne :) Pozdrawiam. Poranne. Dlaczego nie? Rano jest zazwyczaj największy bałagan, a gołąb czeka ;-). "Wiosenne"? :-) W domu? To może lepiej już "świąteczne porządki"? Nie-e! Poranne :-) Wieczorne pozdrowienia, jasna :-)) Wiosenne porządki są niejasne? Przecież to betonowy termin ;) Świąteczne może oznaczać "Boże Narodzenie" i zimę, a wiosenne to wiosenne: wiosna za szybą dodaje nowego znaczenia, każe zastanowić się, czemu okno jest (jeszcze?) zamknięte. Albo: krzątający się gołąb (niekoniecznie na parapecie, czy balkonie) może wybrzmiewać jak alert. Ptaki rzeczywiście kręcą się wtedy jakby miały robaki... w dziobach :) Poranne porządki są słabe, wydumane (czytaj: sztuczne). Dla potwierdzenia wpiszmy je w Google: Wyniki 1 - 10 spośród około 241 dla zapytanie "poranne porządki" (język polski). (Znaleziono w 0.10 sek.) A teraz "wiosenne porządki": Wyniki 1 - 10 spośród około 83,700 dla zapytanie "wiosenne porządki" (język polski). (Znaleziono w 0.20 sek.) Jak widać, termin "wiosenne porządki" żyje, oznacza coś, co każdy zna. Natomiast "poranne porządki' nie bez powodu przywodzą mi na myśl profesjonalną sprzątaczkę/sprzątacza. Kto przy zdrowych zmysłach kojarzy ranek (do tego piękny, wiosenny!) ze sprzątaniem? ;) Pozdrawiam.
  13. Poranne? Jakby o jakiejś pracownicy/pracowniku firmy zajmującej się sprzątaniem, bo trudno sobie wyobrazić aby ktoś dzień w dzień zaczynał go od porannych porządków ;) Lepsze byłyby moim zdaniem: "wiosenne porządki, albo nawet coś w rodzaju "wiosennej krzątaniny". Poza tym ładne :) Pozdrawiam.
  14. Pozostaje mi cieszyć się, że trafiłeś na niego w kolejnej drodze ku jesieni. Pozdrawiam.
  15. To w takim razie jeszcze napisze o tytule, bo tutejszym zwyczajem skończyłem na tym, że bardzo dobry ;) Otóż słuchając brzmienia (choć tego nie nazywasz po imieniu, jak w wierszu obok... no wiesz) nazwiska - Malewicz kojarzy się, chciał nie chciał, z panem Maluśkiewiczem Juliana Tuwima. Tym, co to płynąc w łupince od orzecha, bo taki był mały, spotkał wieloryba. Jeśli skojarzyć coś podobnego z Malewiczem, jako prekursorem minimalizmu, jego "czarny kwadrat na białym tle" byłby taką łupinką, a wielorybem... Wielorybem byłoby "od do", czyli, jak wynika z wiersza: to, co wychodzi poza ramy (percepcję, widzenie, kształt, itd) jednocześnie w nich pozostając. Dlatego tytuł uznałem za najlepszy. Dlatego wiersz nie może mi się nie podobać. Tyle, że jak dla mnie trochę przegadany. Ale jak widać po odbiorze ogółu, i tak za mało :) Zmierzasz nieuchronnie do wersji : Malewicz od do ; ))) Całkiem dobre :) W końcu chodzi o przełożenie minimalizmu malarskiego na poetycki. Ale zapomniałeś o obrazie (i wyszedł Malwiecz, jak każdy inny Malewicz) Może tak? Malewicz o d d o
  16. To w takim razie jeszcze napisze o tytule, bo tutejszym zwyczajem skończyłem na tym, że bardzo dobry ;) Otóż słuchając brzmienia (choć tego nie nazywasz po imieniu, jak w wierszu obok... no wiesz) nazwiska - Malewicz kojarzy się, chciał nie chciał, z panem Maluśkiewiczem Juliana Tuwima. Tym, co to płynąc w łupince od orzecha, bo taki był mały, spotkał wieloryba. Jeśli skojarzyć coś podobnego z Malewiczem, jako prekursorem minimalizmu, jego "czarny kwadrat na białym tle" byłby taką łupinką, a wielorybem... Wielorybem byłoby "od do", czyli, jak wynika z wiersza: to, co wychodzi poza ramy (percepcję, widzenie, kształt, itd) jednocześnie w nich pozostając. Dlatego tytuł uznałem za najlepszy. Dlatego wiersz nie może mi się nie podobać. Tyle, że jak dla mnie trochę przegadany. Ale jak widać po odbiorze ogółu, i tak za mało :)
  17. Wiem, ale tak się robi. Miliardy ludzi są tego świadectwem.
  18. Ech, p. Lecter, co ja się z Tobą mam :) To znaczy, znowu będziesz krzyczał, że mieszam, ale szkoda tak pięknego wiersza na pogaduszki. Zwłaszcza, że to wiersz o milczeniu: nim go nie uprzątnęli z ulicy nikt z nas nie skorzystał z prawa do odwrócenia wzroku teraz choćby podmuch kształtu każdą drzazgą ciała Zostawiłem oczywiście (już na zawsze) wspaniały oksymoron w konteście tego, o czy mowa (raczej niemowa) nim go nie uprzątnęli z ulicy Oczy-wiście wyrażają też świetne drzazgi ciała. Tytuł? Jeszcze lepszy. Ale reszta? "Białe kwadraty", "białe tło", "słodkawo dymna uporczywość" (ktoś tu podczytuje Mariannę :)) albo "zachłanne oczekiwanie" - dla kogo to właściwie? Nie dla mnie, dlatego oddaję z powrotem a sobie zostawiam tylko (tylko? aż!) to co powyżej i mogę chwalić dzień, co byś na to nie powiedział :) Pozdrawiam.
  19. Wiadomo, że niczym nie dogodzi się wszystkim. Wiedzą o tym sprzedawcy kolorowych parasoli z takimi i siakimi rączkami, producenci co rusz innych marek samochodów, nawet hodowcy drobiu lub jabłek - więc czemu zakładać, że z wierszami miałoby być inaczej? A gdyby było... powiałoby nudą. Dlatego p. Dehnel pisze tak jak pisze, p. Bargielska i p. Tomaszewska po swojemu, a ja, tu powyżej buduję atmosferę jeszcze inaczej. Zazwyczaj podoba się/nie podoba zależy od oczytania się czymś i porównywanie potem czegoś innego ze znanym już wcześniej tekstem. Coś jak sushi albo dobre wino, czyli: apetyt rosnący w miarę jedzenia. Toteż nie bardzo potrafię odnieść się do tego rodzaju komentarzy. Nie wiem, co właściwie komentujący ma w takich razach na myśli: nie przypomina mu to ukochanego Leśmiana, jest dalekie od fascynacji p. Barańczakiem, czy może p. Świetlickim? Odpiszę więc, że przyjąłem do wiadomości, że nie podoba się :) I tym bardziej dziękuję za czytanie mimo tego dwa razy. Pozdrawiam.
  20. Więcej nic nie ma. Czy raczej właśnie jest i gdybym próbował napisać co, byłaby to tylko moja własna interpretacja tego co sam o tym sadzę. Wyobraź więc sobie, że to Ty idziesz śladami ciągnącymi się w dal i te nagle się urywają. Nie ma oznak walki, ktoś idący nie przyspieszył kroku, nie skręcił na bok - po prostu w pewnym momencie przepadł... bez śladu. Ale nie nadaremnie: teraz, w tym nieoczekiwanym miejscu Ty podejmujesz drogę. Twój umysł, przeczucia, przeżyte doświadczenia, zasłyszane nieprawdopodobne historie. Nie mogę Ci pomóc jak autor, bo po prostu... sam nie wiem na pewno, co może być dalej? Pozdrawiam.
  21. Czuję się zaszczycony i na pewno jeszcze nie raz zajrzę :)
  22. Sprawiło mi radość, że tak uważasz :) Dość dawno pojąłem, że przekleństwo tak naprawdę stało się dla niektórych rodzajem broni. I jak nóż pomaga na skróty przyrządzić obiad (kiedyś takie kury patroszono zębami) ale może też posłużyć do zranienia kogoś, tak samo jest z przekleństwami. Jeśli nie dotykają kogoś osobiście, są tylko jednym z wielu słów ze Słownika. Wszystko zależy wyłącznie od naszych (przykro to powiedzieć ale chorych) skojarzeń. Dlatego taki "kutas" przez wiele lat oznaczał po prostu niewinny wisiorek, aż znaleźli się tacy, którym wisiorek kojarzył się tylko z tym, co wisi mężczyźnie zaraz obok niego. I tak oto mamy dzisiaj zakazane słowo więcej. Za to możemy mówić "kiep", co było chyba najgorszym polskim przekleństwem odkąd zaistnieliśmy jako Naród. Dziwne jest, że w tak zwanej grypserce do dziś za nazwanie kogoś kiepem, czy powiedzenie, że jest kiepski, można przy okazji zapoznać twarz z najnowszymi osiągnięciami w dziedzinie chirurgii plastycznej aby wyglądała mniej więcej tak jak wtedy, zanim nazwaliśmy go kiepskim. Czyżby ludzie z tak zwanego marginesu społecznego byli ostatnimi dinozaurami naszej mowy? ;) Ale z tego wyłaniałby się bardzo ciekawy aspekt: to reszta odeszła od korzeni w stronę... wisior jeden wie czego :) Mógł sobie taki Zamoyski pisać rzewniej (co oznaczało: dawniej) bez obawy: Przestrzegałem cię, abyś u Filipa Nie bywał, bracie, choć ci wstaje pipa: Już ci raz była skaziła się cera, Że jej z trudnością poprawił Petera. Diabeł ci pomógł a toż też na swego Trafiłeś, co-ć rzekł: Nie (ruszaj cudzego]. Był też ktoś drugi na tę sierć ochoczy, Co-ć nos ukrwawił i podpisał oczy. Dobrze tak na cię, aza po niewoli Ludzie cię dobrzy oduczą swawoli I prędzej niźli francowate guzy W cnotach wyćwiczą pięści, tykwy, tuzy. Nazywał rzecz po prostu, po imieniu, żeby ostrzec innych przed Złym. I tutaj rodzi się kolejna dygresja: kto wie, jakimi słowami posługiwał się sam Jezus? Może wiele z nich nabrało po upływie aż dwóch tysięcy lat znaczeń równie ordynarnych? Naiwnie byłoby założyć, że tylko język polski ewoluował w tym przypadku. Wracając do Zamoyskiego, bardzo interesująca jest historia choroby, przed którą ostrzega w wierszu. I tak jak my przejęliśmy prawdopodobnie od wschodnich sąsiadów słowo "jebać", które początkowo było czymś w rodzaju: zabić kogoś (zajebać go), tak Rosjanie oskarżali nas o przywleczenie do nich choroby wenerycznej na którą nie było lekarstwa. Z tego też pozostaje dziś chyba tylko się śmiać, choć miliony ludzi umierało z tego powodu i jeszcze więcej cierpiało. Otóż syfilisa próbowano tu i ówdzie leczyć krwią węża (nie mam pojęcia jakiego) lub rosołem z sępa z dodatkiem kolcowoju lekarskiego (nie wiem ki diabeł ten kolcowój, ale pięknie się nazywa, zresztą można spytać Hani, ktora na co dzień zajmuje się gotowaniem). Pewien włoski lekarz wojskowy dał nawet rozkaz wycięcia 5 tysiącom żołnierzy ich najważniejszego organu, od czego stracili werwę a zwłaszcza głos tak, że ich wojenne okrzyki na tyle rozśmieszały wroga, na ile zasmuciły żony już przy pierwszej przepustce. A podobno nie kto inny, tylko podręcznikowa chluba ludzkości - Krzysztof Kolumb przywiózł jakąś wredną odmianę tej wstydliwej choroby, raz dwa nazwanej dumnie przez Hiszpanów hispaniolą. Włosi też tak uważali (że to hispaniola), ale już Francuzi oskarżali o nią Włochów, zas Francuzów Anglicy, Turcy i Polacy zgodnie nazywając syfilisa: "francuską chorobą". Natomiast Rosjanie, jakby mogło być inaczej - byli przekonani, że przywlekły ją Lachy, zwani też popularnie Polaczkami. Tak więc syfilis stał się raz dwa świetną okazją do załatwiania porachunków za pomocą ówczesnej propagandy dyplomatycznej (taka dzisiejsza Tarcza) i gdyby już wtedy żył Hitler, miałby wspaniałą okazję do oczyszczenia świata z tego świństwa wycinając za przykładem włoskiego lekarza genitalia, ale już razem z resztą delikwenta poszczególnych, skażonych regionów. Wspomniałem o tym przy okazji, żeby pokazać jak interesując może być to, co uważa się za jednostronnie złe, jak potrafi wpłynąć na dzieje Świata. Przekleństwa postrzegane są jako emanacja czegoś złego, o znaczeniu pejoratywnym - ale skoro podlegają procesowi ewolucyjnemu, skoro zwykłe słowa stają się po czasie nimi, a to co było przekleństwem staje się zwykłym słowem oznaczałoby, że zło podlega ewolucji razem z człowiekem i jest zależne tylko od tego, jak, czy raczej: czym je ujmuje w danym momencie. Ech... rozpisałem się, a przecież są (jak pisałem dojrzały do tego razem z nami) takie krótkie słowa na zło którego przecież nie da się ująć... niczym godnym ;) Pozdrawiam.
  23. Czemu? Coraz częściej obawiam się, jak zostaną przyjęte :) Łatwo jest napisać: ładne, gniot ale kiedy przedstawia się jakiś swój obraz widzenia wiersza, nierzadko okazuje się ,że człowiek staje się nagle wrogiem - dosłownie publicznym - Autora ;)
  24. niezbędnik każdej kulturalnej gospodyni "Dzierganki pani Hanki"
  25. A co to za samokrytyka Kogoś, kto należy do tych, których obowiązkowo czytam kiedy tylko tu zaglądam? Miało chyba zaboleć a... ucieszyło, że coś podoba się wzajemnie :) Dziękuję pięknie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...