Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Antoni Leszczyc

Użytkownicy
  • Postów

    1 033
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Antoni Leszczyc

  1. To było gdzieś przed pierwszą. Ja jadłem bułkę z dżemem, gdy przyszedł facet z teczką i jej wyposażeniem. Patrzę na delikwenta, co do mnie wpadł z wizytą: wzrok smutny, gęba mętna... Poznałem: akwizytor! Wpuściłem. Stanął smętnie i oparł się o ścianę, po czem pogmerał w teczce i zaczął sprzedawanie. Chciał wcisnąć mi żyletkę, nóż fiński, ruską szpadę, brzytwę i hak na wędkę za setek pięć z okładem. Bym kupić miał ochotę, chciał zagrać mi hymn brzytwą, lecz się rozpędził trochę i się wykrwawił brzydko. Uprzątnąłem go prędko: pod główkę dałem ręcznik, otarłem krew chusteczką i wziąłem się do teczki. A w teczce był z Chin haszysz, laptop, klucz od Toyoty, bilet na letnie wczasy i sześć tysięcy złotych. * * * I już jest sprawą jasną, i już, Panowie, wiecie, czemu się z taką pasją wciąż pisze o żylecie. Z takich praktyk się śmieję! Zwalczam takie ladaco! (I mam, psia mać, nadzieję, że za to mi zapłacą.) [V 2005]
  2. Antoni Leszczyc

    stara baba

    Obadałem w myślach teren: chłop ten nie mógł być fryzjerem!
  3. Julek nie lubi swojego imienia. Zbyt łatwo je można przekręcić. Gdybym miał go tłumaczyć, to był po prostu za ciekawy. Sięgnął nie po to, co trzeba - to rzecz oczywista. Gorzej, że zrobił to w najmniej odpowiednim z czasów. I nie chodzi o to, że były wakacje, słońce świeciło prężniej, a ludziom chciało się grzeszyć. Rzadko się przecież zdarza, by środowisko, w którym palisz raz pierwszy, było właśnie infiltrowane przez policję. Rzadko się zdarza, by policja czekała tylko na słabe ogniwo. A jeszcze rzadziej, byś najsłabszym ogniwem był właśnie ty. Julkowi się trafiło. Gdy przyjechała policja, pierwszy raz zobaczył płaczącego ojca. To obrazek tak banalny i melodramatyczny, że aż nie godzi się go opisywać - na Julka jednak podziałało. Coś w nim się skruszyło, coś zrozumiał - i pękł. To też był błąd. Rozum przyszedł za późno, a skrucha zbyt wcześnie. Koledzy mieli przez niego sporo kłopotów. Niektórzy nawet mieli ich do dwóch lat w zawieszeniu. Dwa lata w zawieszeniu to dość, by Julka znielubić - Julek to rozumie. Tu nie mogło pomóc nic - nawet fakt, że Julek w sądzie kręcił i udawał amnezję. Sąd amnezji nie miał i oparł się na protokołach policyjnych. A Julek, jak mówi mi z przekąsem, nagle stał się szczyptę mniej popularny. Sam także rzadziej patrzył w lustro - rozumiał postawę znajomych i nadal ją rozumie. Ostatnio miał przecież w szkole Herberta. Zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie. Julek nie lubi poezji i jej nie rozumie - ale te wersy załapał od razu. Wtedy, w wakacje, też nie było późno. On chciałby tak jak Herbert. O tych wersach woli nie cogito. Ostatnio z całą sprawą radzi sobie już lepiej. Koledzy mu nie przeszkadzają: sprawa się zatarła, przyschła, nikt nie mówi o tym na mieście. On sam też myśli też o tym rzadziej: to zwykła, naturalna kolej rzeczy. Podświadomość rzuca sobie koło ratunkowe, nakłada motylki i płynie do brzegu. Dlatego Julek, zajęty dziewczyną, przyjaciółmi i codziennym 'byle do piątku' zapomina o mało chlubnej przeszłości. Tak jest zwyczajnie wygodniej. Czasem tylko, gdy minie się z kimś na ulicy, wszystko wraca. Wtedy wbiega szybko do tramwaju, kasuje bilet i stoi, spocony jak mysz. Patrzy za szybę, a świat wydaje się nagle miejscem o wiele za dobrym. Przestraszony kontrastem, Julek sięga do czarnego portfela. Liczy złotówki. Ostatnio coraz rzadziej wychodzi trzydzieści.
  4. Wiersz mi się niezbyt - ale zdanie podzielam. Mam dokładnie takie samozdanie o tejże reklamie. Pozdrawiam, Antek
  5. Strasznie hermetyczne. Nie dotarłem - myslę, że dla przeciętnego czytelnika to nie jest do zrozumienia. Nawet jeśli Pan pisze dla neiprzeciętnych - to czy jest Pan pewien, że to właściwa droga?
  6. No mnie z kolei ten 'dysonans' właśnie chrupnął. Pewnie dlatego jestem na nie.
  7. megafonowe telepatycznie To budzi moje największe wątpliwości. Moim zdaniem te przymiotniki nie brzmią zupełnie - są sztuczne jakieś takie. Jakby się pozbyć tej swoistej nowomowy - to chyba wiersz by nie tylko nei zubożał, ale zyskał na płynności. A rzecz mi się, muszę przyznać, podoba. Mieskzam na wsi, niby nie powienienem znać uczucia - ale się wczułem. Gratuluję, Antek
  8. Radziłem w Piaskownicy, bo tam właśnie jest miejsce takich eksperymentów. Od razu widać, że banał zamierzony. Naprawdę. Jakiś czas temu była tu większa akcja tego typu - radzę przeszukać archiwum :) Pozdrawiam, Antek
  9. Ja jestem zdania, że coś w tym wierszu na pewno jest. Jest tu na pewno rytm dobry i fajny jest pomysł z tym rodzieleniem więdnięcia od pękania. Nawet przyrównanie do kwiatu, mimo że zgrane, nie razi, bo całość jest napisana ładnie. Razi jednak rym czasownikowy (chyli-wierzyli), nie wiadmo tak naprawdę w co 'wierzyli' wymienieni tu 'oni' i pointa rozczarowuje (jakaś taka ni z gruszki ni z liliji :) Acz strofy drugeij naprawdę nei trzeba się wstydzić! Pozdrawiam, Antek
  10. Ewa Lis w kurniku? : ) Ogólnie, to ja bym to jednak publikował w Piaskownicy. No chyba, że tytuł to prowokacja, a ja czegoś nie widzę. Pozdrawiam, Antek
  11. Mnie radość? Największą - mój :) Chciałbym mieć na półce tomik Dotyk. [acz Jacka P. i Alter Net też :)]
  12. A gdyby przed poetą z Mławy postawić jakieś drogowskazy? Może by sprawdził wreszcie się i wylądował w dziale Zet? Albo, zesłany przez krytyków, w zaścianku żył, wśród Limeryków? Tyle jest pytań, pyta szczerych! Za krótka forma ten limeryk... :)
  13. Wtedy zerwalim się do nóg, bo nie straszna nam pała i wialim ku rozstajom dróg, gdzie sosna nam szumiała. Zuch, choć za nami pragnął biec stanął na lasu brzegu. Nie zdoła ogień ani miecz Powstrzymać myśli w biegu!
  14. Trzeba z żywymi naprzód iść! Po rzeczy sięgać nowe! - rzekłem. A potem ja i Krzyś wleźliśmy na budowę. Pierwsze, com ujrzał to był piach, co tulił się do ściany. Poszedłem dalej. Krzyś zaś kradł w tym czasie styropiany. Wkrótce ujrzałem stosik śrub ukryty pod plandeką, Krzyś zaś tymczasem zwijał drut i dłutem kuł żelbeton. Potem chłop przebił się do rur i grzebał w fundamentach. Ja miałem za to młotek, sznur i sam rdzeń śrubokręta. Za wcześnie jednak żem ten dzień pochwalił, bo przed świtem posłyszeliśmy syren dźwięk, jak mknęły przez ulicę. Chcieliśmy bardzo zwiać przez płot, z prawem nie być na bakier, lecz w mroku się czaiło Zło... Zderzyłem się z pustakiem. Ze mną zaś zderzył się mój druh i już dwóch nas leżało. A przy nas stał już Dzielny Zuch z jeszcze dzielniejszą pałą... Krzysiek coś chciał powiedzieć mu, lecz co miał do mówienia? Daremny - rzecze - kurwa trud, bezsilne złorzeczenia! [V 2005]
  15. Ciężko jest mi - wtrącę się na chwilę - ocenić osoby, które wymieniłaś. Wiadomo: ocena wierszy po przekroczeniu pewnego progu staje się już mimo wszystko naznaczona subiektywizmem i zależy w takiej samej mierze od odbiorcy jak i od jakości wiersza. Jeśli jednak uznać, że przez te pseudonimy rozumiemy Stare Dobre Czasy, to nikt inny, ale Stare Dobre Czasy są odpowiedzialne za (rzekomy, nie mnie oceniać) upadek tego portalu. Trudno mieć pretensję do tych, którzy napłynęli: każdy przecież kiedyś zaczyna, nikt nie rodzi się z gotowym warsztatem - nikt więc z początku nie ma wyczucia, tak w komentarzach, jak i samych wierszach. Rolę tutora muszą więc siłą rzeczy pełnić osoby lepiej piszące i to one muszą poziom zawyżać, licząc, że z ich (altruistycznej) postawy wypłynie jakiś pożytek dla uczących się pisać. Rzecz jasna: nie każdemu starcza siły, chęci czy spokoju, by czytać wiersze słabe, oceniać je i wśród nich publikować własne, lepsze dzieła. Może właśnie tego tutaj zabrakło? Jednocześnie: poezja.org wcale nie jest takim słabym portalem. Prawda, że ostatnimi czasy więcej wierszy tu mi się nie podoba niż podoba, ale i tak tych moim zdaniem dobrych jest tu więcej niż na innych portalach. Być może po prostu nie bywam na tych, co trzeba (podałabyś adresy tych, gdzie metrowe komentarze się zdarzają?), ale i tak uważam, że i tu są ludzie, którzy piszą na poziomie Adama Szadkowskiego czy Strzygi. Gdybym miał rzucać nazwiskami to Jacek P. i Alter Net. Hehehe, a moze topikiem topiku?... Czy to przypadkiem nie jest tautologizm?... :) Truizm tautologiczny - co by uściślić :) Pozdrawiam, Antek
  16. Gdybym nie wiedział, że to prawda - to by nie ruszało. Tak rusza - ale pewnym, że jeszcze to jakoś dopieścisz, by wstrząsało i tych, co nieświadomi. Pozdrawiam, Antek
  17. No, muszę poewiedzieć, że bardzo mi się podoba. Jest niezwykle melodyjnie: mam, może przez tematykę, skojarzenia proste z piosenkami Kaczmara. Jest tu też kilka fantastycznych obrazów: te kapliczki ostrzelane, które zawsze wzruszają ("i Chrystus z kulą w tyle głowy"? :), biała brzoza i dwa ostatnie wersy wiersza. Szkoda, że nei wszystkie wersy się rymują (1. i 3. strofa), nie wszystko też do mnie trafiło (4 strofa tak na siłę). Ale i tak mam po lekturze bardzo, bardzo pozytywne wrażenia. Z chęcią poczytam coś więcej. Pozdrawiam, Antek
  18. Dwie uwagi: srom zamieniłbym na wstyd, bo to słowo jest bardziej ludzkie i bardziej naturalne. Pomajstrowałbym też jeszcze przy poincie, może nadałbym jej trochę tajemniczości (może: "mam tak z ojcem/prefiks obracam w dłoniach"?). Nie wiem - po prostu jej nie czuję. Za to pierwsza strofa mi się podoba. Pozdrawiam, Antek
  19. Wspominałem już, że mnie rzadko miniaturki oszałamiają. Teraz też stwierdzam, że choć rzecz czytało się dobrze i choć otwiera ona furtkę na interesujący obraz, to raczej jej nie zapamiętam. Gdybym był Tobą, to trochę by mnie kłuło zestawienie łez z deszczem: to już wiele razy było. Tym niemniej, miniaturka jako całość spodobała się i wyniosę z niej miłe, choć ulotne wrażenia :) Pozdrawiam, Antek
  20. Mirosław Serocki: Dlaczego jest taki podział jest wyjaśnione na stronie, gdzie są poszczególne działy. Kto nie boi się krytyki i uważa, że pisze dobrze, zamieszcza w Z. Czy to takie trudne do zrozumienia? Jacy "my" i jacy "wy". Źle się, Antek, czujesz? Potrzebny jest młotek, żeby wbić do łba, że nie ma tutaj podziału na "lepszych i gorszych", a jeżeli jest, to przez takie poglądy jeszcze bardziej się ten podział pogłębia? Źle się może wyraziłem: 'my', to osoby publikujące w P, 'wy' to osoby publikujące w Z. To nie jest podział na lepszych i gorszych, bo jak napisałem nie ma w mym odczuciu większej różnicy między poziomem P i Z. To nie hierarchizacja, a stratyfikacja: nietrudno zauważyć, że osoby publikujące w P nieczęsto publikują w Z - i odwrotnie. Tak tworzą się dwie grupy i pewien podział - ale nie ma między tymi grupami mym zdaniem żadnych antagonizmów. Mirosław Serocki: "moje wiersze w dziale Z są w mym prywatnym odczuciu gorsze od tych z działu P" - dobrze, że napisałeś "w moim prywatnym odczuciu". Tutaj chyba tkwi problem. Prywatne odczucia nie zawsze zgadzają się z tym, co robi moderacja. Nie w tym, jeżeli o mnie chodzi. Nie mam żadnych obiekcji wobec pracy moderacji. Po prostu: był taki czas kiedy moderacja nie przerzucała wierszy z Z do P. Moje wiersze z tego okresu są w dziale Z, choć myślę, że powinny być w P. Ale nie ja jestem tematem tego topiku, więc skończmy ten temat :) Agnes: myślę że osoby zamieszczające w Z też czekają na komentarze i wcale nie uwazają się za lepszych, po prostu tam publikują licząc na szczere komentarze... Myślę, że wszyscy czekają na szczere komentarze, w obu działach :) Wiesz, myślę że nie ma osoby, która dostosowuje ton swojej wypowiedzi do tego w jakim dziale jest wiersz - już raczej do jego poziomu. Czasem wszak, mimo że wiersz jest beznadziejny, łagodzimy ton wypowiedzi, by autora nie zniechęcić przy debiucie, nieważne w jakim dziale. Acz wątpię, by ktoś pisał w dziale P, że wiersz się podoba, jeśli się nie podoba. A wracając do tego komentowania: naturalnym jest, że ludzie komentują dział, w którym publikują. Naturalnym jest też, że publikują w dziale, w którym dostają więcej komentarzy - i koło się zamyka. Gdyby to ode mnie zależało - a jak ktoś zaraz zauważy 'na szczęscie nie zależy!" ;) - to publikowałoby się tylko w dziale P, a dział Z zapełniałaby moderacja przenosząc tam najlepsze, jej zdaniem, wiersze. I tyle. Pozdrawiam, Antek
  21. Moim zdaniem zaś w dziale P jest po prostu ciekawiej. Niekoniecznie może lepiej i na wyższym poziomie - ale ciekawiej i więcej się dzieje. Ja komentuję tam, bo wiem, że tam mogę liczyć na komentarze. I ludzie, któych komentuję potem komentują mnie. Mamy przecież wspólny cel: pisać lepiej. Jeśli dział Z umiera - to może połączcie go jednak z działem P? Moim zdnaiem nie ma tu niebotycznej różnicy w poziomie: moje wiersze w dziale Z są w mym prywatnym odczuciu gorsze od tych z działu P. A tak, gdy wszystko będzie pod jedną strzechę i Wy, dział Z, będzie mogli liczyć na więcej komentarzy i my, dział P, będizemy mogli liczyć na Wasz surowy osąd. Taka, czysto prawgmatyczna, propozycja. Przedstawiam ją tu, bo myślę, że wymaga dyskusji. Pozdrawiam, Antek
  22. Piszę jako świadek. Trza zapytać jury jakim cudem dziadek wdrapał się do góry. Czołg widziałem. Błysło. Potem było głuuuuchoo.... A potem był już tylko białych mew zły stukot.
  23. Innej zagłady nie zobaczycie. Choć szkoda dzadka, bo człek wspaniały, co mnie pociesza, to że Krzesiciel zmarł śmeircią piękną na polu chwały. I może jest to morał zbyt tkliwy lecz dobrze schodzić będąc szczęśliwym :)
  24. Proszę Państwa, był raz dzwonek. Dzwonek miał z mosiądzu ciało, wisiał sobie dzwonek w szkole, w holu, nad posągiem Mao. Był, rzec trzeba, aktywistą: bumelantów aktywował. Ledwo brzdęknął, a boisko, szło się całe edukować. Choć dzieci prosiły grzecznie, to nie tracił dzwonek werwy: dzwonił często był na lekcje, dużo rzadziej zaś na przerwy. Na ćwiczeniach się udzielał: bomba była raz wśród listów, ziemii był raz czas trzęsienia, najazd raz imperialistów. Aż wreszcie, po roku całym, przyszło lato. W szkole larum: dzieci z szczęścia oszałały, dzwonek też, aczkolwiek z żalu. Z dzwonka był wszak człowiek pracy, co o wczasach był nie słyszał. Więc, miast z wędką iść nad Jangcy, to on ciągle, psia mać, wisiał. Dzieci maki rwały w polu, drewnianą machały szpadą, a on wisiał ciągle w holu tropiąc żuki Kolorado. Psy nosiły swe obroże, sportowcy ćwiczyli przysiad, a on twierdził, że nie może i na straży w holu wisiał. Aż nadszedł po lecie wrzesień: dzwonek nadął swoje trzewia, ponad normę chciał zadźwięczeć... Ale nie mógł - bo zardzewiał! * * * Tu morał dla szkolnej braci, co dobry dla letniej pory: w szkole czasu żeś nie tracił; nie trać go, gdy nie ma szkoły! [VI 2004] Pewnie powinienem poczekać do czerwca - ale ja już skończyłem : )
  25. Ja sobie na paluchach liczę, trzy trzymając w rozumie. Całkiem niezły sposób (choć dziwnie wygląda). Pozdrawiam serdecznie, Antek :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...