Wlazł mój kotek raz na płotek i potoczył w ciemność motek. Zniknął motek w snu otchłani, lecz to kota nie omami. Myśli sobie: „Sen czy jawa, dla mnie łatwa to przeprawa. Mokro nie jest, deszcz nie pada, suchą łapą do sąsiada wstąpię w jego snu krainę, ledwo wejdę zaraz minę.” Motek wełny rzecz to ważna – Argonautów misja żadna równej sobie tej nie miała, doniosłością nie sięgała. „Motek chyży, kolorowy, kiedy wrócę – zacznę łowy!” Już-tuż łapę zsuwać chciała, kiedy nowa myśl powstała. „W domu czeka miska cała, kaloryfer, szafa mała, cisza, spokój i lenistwo - może lepsze jest to wszystko? Uciekł motek – jego strata, może będzie z niego szata. Jednak wolę iść do domu, nie dam zwabić się nikomu.” Teraz leży w kłąb zwinięta i w swój ogon zawinięta, na fotelu bardzo własnym, łypiąc na mnie okiem jasnym.
[sub]Tekst był edytowany przez magda dnia 21-12-2003 02:19.[/sub]