Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Simon Tracy

Użytkownicy
  • Postów

    473
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Simon Tracy

  1. @hollow man Takie same pytanie mogę oddać innym. U mnie to nie hierarchia wartości a różnica trybu istnienia Jestem kimś, kto nigdy nie miał dostępu do iluzji, na której świat się opiera. Wy mówicie każdy może się dopasować a ja mówię. Nie każdy jest kompatybilny z tą rzeczywistością. Czytelnik winien więc wiedzieć: nie każdy jest adresatem tych słów. Nie dlatego, że brak mu wrażliwości, lecz dlatego, że nie każdy zdolny jest unieść prawdę, która nie prowadzi ku pojednaniu. To nie poezja dla tych, którzy chcą żyć. To poezja dla tych, którzy już wiedzą, że żyć przyszło im inaczej.
  2. @Berenika97 Wspaniały wiersz. Daje mi do myślenia bo widzę w nim delikatne zalążki bliskie mojej filozofii
  3. @hollow man Problem leży najpewniej w tym, że moja poezja modernistyczna jest poezją nie dla oczu i serc a dla "współodczuwania egzystencji". Moja poezja nie moralizuje, nie pociesza, nie nadaje kierunku ani celu. Nie jest buntem ani wyzwalaczem. Jest brutalnie szczerym opisem prawdy egzystencjalnej dekadencji. Granicznym stanem ontologicznym, zawieszonym pomiędzy bezideowością egzystencjalną a triumfem sztuki i rozumu ponad ułomność tłumu. Nie współistnieje z tym światem więc moja poezja też w nim nie funkcjonuje. Jest całkowitym zaprzeczeniem "zdrowego" świata, który ja odrzucam w pełni jako pustą iluzję. Żeby zrozumieć ją tak jak ja, trzeba otworzyć się na inny wymiar. Odrzucić w pełni uczucia a zrozumieć pustkę i nicość. Jednak większość osób nie jest na to gotowa. Dlatego moje wiersze i postawa życiowa są dla nich zupełnie nie do przyjęcia.
  4. @Berenika97 Dziękuję i pozdrawiam. Jak zwykle świetnie odczytujesz zamiary twórcy.
  5. Zrzucam kamuflaż. Ironia prążkowana. Humor w czerń i brzydotę bogaty. Mój umysł lotny. Maszyna piękna acz nielubiana. Z weną piję na umór. Przez ten los przeklęty, szczerbaty. Widać można tak żyć. Bez telefonu, samochodu. Bez domu z cegły. Na włościach kartonowej wnęki. Za rękę z plagami. Co lśnią na przedzie śmierci korowodu. A człowiek dla nich to pył i owad malusieńki. Poezja umarłych smakuję inaczej. Wykwintny to rodzaj. Samobójcy mają pisać w zapomnieniu. W towarzystwie opiatów i wódki. Beznadziejo! Ty w nich uczucie pustki podjudzaj. Wyrosną im na grobach maki i stokrotki. Każda moja myśl wyszła spod ręki despoty. Kąpię się we krwi i płatkach owsianych. I wracam do chwil szczęścia z tęsknoty. Czasami za domem pielęgnuję groby ofiar. Przed laty złapanych.
  6. „Ludzie tacy jak ja powinni żyć jak pustelnicy, tak byłoby lepiej.” Henri Michaux Funkcjonowania na poziomie człowieczeństwa niemożność. Każdy dzień odbiera nam złość. Honor – zaginął. Wojownik – poległ. A jeszcze niedawno z historii się wylęgł. Nie mam już sił, czyli... Wszyscy mnie zostawili. Prześpię życie. Przytulony do poduszki bólu i zawinięty w kolczasty koc. Ran już śmiertelnych nie liżąc. Jest tylko przepaść, między... Ulotnością chwili a pomnikami z sadzy. Wzywam wiatr, wśród borów wiejący. Wśród dziupli, koron i mchu tańczący. Kopię swój grób własnymi rękoma. Brzydzę się wytworzonym przez człowieka szpadlem. Przepraszam herbie mój, za to że ćpałem, zdradzałem i piłem. Utonę we łzach. Chyba, że wyrówna się stępka. Odbiję się los od problemów słupka. Umiem żyć bez dachu. W ciągłym strachu. Z butlą horyłki i połecią słoniny. Step jest moją kobietą. Odrzucam zalotne dziewczyny. Do dworu przybywam w dniu oświadczyn. Gusła i brednie o miłości obaczym. Jestem ostatni z rodu. Umrę bez dziewki, potomka i auta. Taka już moja przeciw nowoczesności buta. Mi wystarczy koń i szabla a nie wojskowy transporter. Pani małodobrej i ojczyźnie, zaprzysiężony kawaler. Uparty jak osioł. Wściekły jak baran krętorogi. Idę po śmierć, prowadząc duchów zastęp mnogi.
  7. @Berenika97 U mnie w wierszach zazwyczaj nie ma pocieszenia ani moralizacji. Jest fakt dokonany i zawieszony w próżni niczym uchwycona fotografia. Dlatego moje wiersze są często wręcz reportażowe, rozwlekłe w formie, skupione na dostrzeganiu prawdy a nie uczuciach. Opisują stan graniczny świadomości lub moment po przekroczeniu tej granicy. Ten wiersz ma już swoje lata i faktycznie zawiera elementy "kultury i triumfu śmierci" z elementami filozofii vanitas.
  8. Milczy. Barowa śpiewaczka. Choroba zmogła jej synka. Leżał w łóżku na piętrze. Sny mu opowiadała z marmuru doniczka. Na niemoc duszy nic nie pomoże matczyna troską. A głos dusz już woła do siebie. Na zapomniane przez Boga moczary. Kwiatu nie powąchasz. Wina czary nie uchylisz. Z mołodycią nie zaznasz już młodzieńczego spełnienia. Kostucha już Ci zamyka oczy i ciemne zakłada okulary. Anioł spłynął z fresku na ostatnią spowiedź. Z pergaminem boskiego wykładu. Męczennicy chłoszczą się, wersetami z Biblii i Koranu. Słychać tylko płacz, miast świergotu ptaków. Olejki pachną sosną i esencją rumianu. Może Cię wskrzeszą słowa uroków. Echo ostatniego tchnienia. Tylko dla natury słyszalny odgłos. Mogiła jeszcze świeci pustką. Oparł się krzyż o mur ogrodowy. Krąży noc po włości. Skrzydła rozwinął Tanatos. Idą w orszaku przyjaciele, rodzice i wdowy. Znaleźli jeszcze pożegnalny list. Dla samobójcy tylko klątwa zostaję i na mogile demonów msza. Rozbierze Cię z tego grzechu robactwo i masa glist. Przemielą młodość na kompost. Triumf śmierci Cię synu rozgrzesza.
  9. @tie-break Nie w każdym moim wierszu muszę podawać konkretne przykłady. Bo każdy z osobna tworzy historię, która jest spójna. W każdym takim wierszu podmiotem jest tzw. "Legatus mortis", istota demoniczna która jeszcze jako człowiek była powołana jedynie do cierpienia a nie życia. Jest to byt uwięziony między światami ludzi a demonów. Posłaniec śmierci i jej wierny piewca. I u mnie nie jest tak że wszystko jest bez sensu. Sensem jest umysł i jego potęga. Poznanie prawd i dociekanie do nich nawet jeśli miałoby to skończyć się obłędem lub zagładą. Uczucia są zbędne, liche i kłamliwe. To potęga rozumu ma spełniać rolę wręcz omnipotencką. Celem jest pojęcie bezsensu istnienia w ludzkim wymiarze czasu. A zarazem zachowanie trwania myśli po wieczność. To trochę jak w modernistycznym pojmowaniu "nadczłowieka", lecz nie w wyższości klasy inteligenckiej(choć to też jest ważne). U mnie "nadczłowiekiem" jest ten który wie, że wszystko jest prochem, próżnią zawładniętą przez fatum od którego nie ma ucieczki. Ten który umie urządzić się jednak w tej pustce i trwać w niej aż do smutnego końca. Mając nadzieję na życie wieczne w postaci nie cielesnej czy duchowej a tryumfie myśli.
  10. @Gosława Czytając Twój wiersz od razu pomyślałem o obrazach N. Kasatkina i W. Perowa. Gdzie role są odwrócone co do treści Twojego utworu. Tam sieroty siedzą przy mogiłach swoich matek.
  11. Donośne bicie dzwonów. Dopasowane do bicia naszych serc. Wpleciony w nagich ciał uścisk, ostatni pocałunek Ci ofiarowuję I wracam do swoich, diabelskich legionów. Obiecałem sobie, że miłości już nie przedawkuje. Staram się grać melodię życia jak nieudolny pianista. Nie przekona mnie sztuczne światło zbawienia ani aniołów przemowa. Mnie od dotyku świata dzieli bariera ognista. Mgła grzechów smogowa. Stąd do wieczności. Tylko chaos panuje. W mojej iskrze doczesnej. Bóg jej ciężary wiekuiste przysporzył. W więzach Jego drwin, tylko się frapuję. Kłamco! Tyś mi zamiast łask tylko plagi pomnożył.
  12. @Berenika97 Jest to mój najnowszy wiersz pisany ledwie kilka godzin temu. Jest tu i nawiązanie do Hioba i do łotra na krzyżu. Mój bohater przyjmuję zbawienie choć zupełnie do niego nie pasuję ani na nie nie zasłużył w pełni. Dlatego nie ma postaci anioła a demonicznego upiora a jego obecność w niebie jest ontologicznie niezręczna. Wiersz jest próbą odpowiedzi na pytanie czy Bóg dotrzymuję obietnic nawet wtedy gdy są mu niewygodne. W tym sensie utwór jest próbą odwrócenia klasycznego „zakładu” z Hioba, pytaniem nie o to, czy człowiek potrafi pozostać wierny Bogu mimo cierpienia, lecz czy Bóg pozostaje wierny swojej obietnicy nawet wobec człowieka złamanego, brzydkiego, nieprzystającego do estetyki zbawienia.
  13. Skończyło się tak, jak miało się skończyć. Gdy tylko przekroczyłem tunel światłości I ujrzałem u jego wylotu, wiszące ogrody niebios. Z postaciami aniołów i świętych, przechadzających się we frywolnej wolności bytu duchowego, po zakwitłych miododajnym kwieciem, Polach Elizejskich. Poczułem się jak żebrak, co dla kaprysu możnych lub z zupełnego przypadku losu, znalazł się na salonach magnackich. Ależ musiałem wzbudzić sensację swym pojawieniem się. Ich szaty z atłasu i jedwabiu. Togi wyszywane złotymi i rubinowymi nićmi. Złote sygnety i bransolety, świecące jaśniej od nawigujących żeglarzom gwiazd. Ich lica i ciała. Wymasowane i wygładzone, ambrozyjnymi maściami. Nie trupioblade a zaróżowione i pełne wigoru. Oczy brązowo-złote. Mieniące się lekką wilgością perłowych łez. A głosy, donośne acz śpiewne i czyste jak pierwotne, ziemskie powietrze. Język ich zapomniany od eonów. Muskał, spragnione jego świętości, uszy niedawnego śmiertelnika. Słowem niebiańska harmonia w miejscu najczystszego spełnienia i szczęścia. Westchnąłem ciężko i nie mogąc już zawrócić, wsparłem się na drewnianych kulach, i jedynej nodze jaka mi pozostała. Ruszyłem przed siebie, wiedząc dobrze co usłyszę. Jak już rzekłem, ostała mi się jedynie lewa noga. Prawa urwana była poniżej kolana. Obwiązany starą gazą i koszulą kikut, krwawił obficie i rwał bólem tak obłąkańczo nieludzkim, że gdybym już nie żył, to jedyne czego bym pragnął to umrzeć, by nie odczuwać jego destrukcyjnej mocy w komórkach tego przeklętego ciała. Twarz miałem nabrzmiałą i spuchniętą. Blizna ciągnąca się od lewego boku szyi, biegnącą aż do oka. Była wypalonym śladem po ostrzu sztyletu. Na prawe oko nie widziałem zbyt wiele. Nie przywykłe do jasności krain na powierzchni i niebiosach, Było mi bardziej ciężarem niż przydatnym zmysłem. Skórę miałem spaloną i czarną. Jak gdybym wytarzał się od stóp do głów w węglowym pyle. Dłonie cierpiały na równi z resztą ciała. Palce ich były otępiałe i spuchnięte. Artretycznie skrzywione kości, nadały im wygląd demonicznym drzew lub krzewów. Mimo braku serca. Krew pulsowała i to tak prędko, że nadal słyszałem echo tętna, którego przecież nie powinno tam być. Otwierałem, spękane i suche usta. Lecz jedyne na co się wysiliłem, to jęki i krwiste pomruki. Nie mogłem używać w niebie, wężowego języka demonów. Sznur wisielczy nadal dyndał mi na piersi. Angelisa, która przyszła po mnie w chwili śmierci, odcięła mnie tylko lecz nie zdjęła pętli. A ja widząc jej doskonałe rysy i hebanową, magiczną czerń włosów, zapomniałem prosić ją by uwolniła mnie z symbolu potępienia i słabości ludzkich nerwów. Mieszkańcy nieba z początku byli chyba w zbyt wielkim szoku i odrętwieniu by rzec choćby słowo na mój bluźnierczy widok. Stali jak posągi, zamarli w półkroku, półsłowie. Nie szydzili, nie uciekali. Nie próbowali mnie przepędzić. Po prostu patrzyli. Na to czym mogli się stać. Gdyby nie wiara. W zbożny żywot. W nadzieję i drugiego człowieka. W cokolwiek co miało wartość odkupienia win. Ich milczenie też było złotem a nie osądem. Nie czułem się wzgardzony ani gorszy wśród nich. W niebie każdy jest sobie równy i zbawiony. Dziwne uczucie. Czuć lekkość zbawienia a nie ciężar kajdan grzechu. Szkoda, że za życia nie czułem się tak dobrze, nie dane było mi poznać szczęścia i miłości, gdzie wtedy byłeś szalony Starcze? Chciałem pomyśleć o tym zdaniu, lecz nie byłem w stanie. W niebie nie ma grzechu. Nie można grzeszyć. Myślą, mową i uczynkiem. Ciężkie jest życie upiora w niebie. Podszedłem do małego cherubinka o złotych lokach. Nie mogąc mówić wprost. Przesłałem mu swoją myśl. Szukam klucznika, moje dziecko, czy jest tutaj z Wami? Cherubin uśmiechnął się, pokiwał głową i wskazał palcem postać siedzącą niedaleko od nas, nad brzegiem jeziora o krystalicznej toni. Klucznik bo zaiste był to on, rozmawiał z Nauczycielem. Siedzieli na piasku plaży i pochyleni ku sobie, dyskutowali o czymś zawzięcie. Klucznik żywo gestykulował i opowiadał a Nauczyciel wydawać by się mogło odpowiadał rzadko i krótko, lecz ciągle pisał i rysował coś na piasku małym kijkiem i zachęcał Klucznika by ten patrzył na jego znaki i skupił się na nich. Podszedłem tak by widzieli mnie z dalszej odległości. Nauczyciel przerwał swój rysunek i obrzucił mnie wzrokiem. Odczułem to tak jakbym rozpadł się od wewnątrz na najdrobniejsze atomy. Widział wszystko i wiedział wszystko. W jednej sekundzie. Opisał całe moje życie. Wszystkie dobre i złe uczynki. Nic się nie ukryło. Przywołał moją utraconą duszę i scalił ją ze mną na powrót. A więc jesteś. Usłyszałem w myślach jego głos. I wtedy do mnie dotarło. Ten głos. Słyszałem go już. W godzinie śmierci. Gdy pętla spoczywała na mojej szyi. Gdy krzesło chybotało się u jeszcze dwóch nóg. Pamiętam obróciłem głowę w prawą stronę. Nad futryną drzwi do salonu. Wisiał krzyż z jego postacią. Ostatni jaki miałem w tym domu. Nie to, że chciałem się go pozbyć. Był mi w zasadzie obojętny. Wisiał od lat i był w zasadzie niewidocznym detalem. Lecz wtedy zatrzymałem na nim swój wzrok. Wiele złego uczyniłem bliźnim i sobie, lecz wspomnij na mnie Jezu gdy przyjdziesz do swego królestwa. A on mi odrzekł. Zaprawdę powiadam Ci, że jeszcze dziś będziesz ze mną w raju.
  14. @Berenika97 Jest to już bardzo stary wiersz. Pisany około 2014 roku. Wtedy jeszcze nie pisałem tak dobrych wierszy jak teraz więc ciężko mi dobrać jakieś nadające się do publikacji. Ale już wtedy nie było mi po drodze z uczuciami i romantyzmem.
  15. Szukaj głupcze miłości. Czas... start. Pełnej czułości, oddania i wiary. Takiej co zabliźnia rany serca i skóry. Niezniszczalnej i gorącej jak piekło lub sam czart. Przysięgam. Nie dam Ci tej broni. Będziesz teraz sam wśród ciszy. Wśród deszczu i wiatru. Nieuchwytnych melodii. Sam na sam z pięknem arkadii. Ani słodkiej ani tym bardziej gorzkiej łzy nie uroni. Cnoto! Obłudnico! Zrywam ja z Ciebie kolejne wianki. Załatwiłaś mnie na glanc. Rzucając bezwiednie, pomiędzy chłód dłoni a uczucia gorąc. Będę żył i umierał w snach. Dla nigdy nie przybyłej wybranki.
  16. @bazyl_prost Kult śmierci nie jest taki zły jak się wydaję @MIROSŁAW C. Miewam straszniejsze teksty niż ten. Pozdrawiam.
  17. @bazyl_prost @Berenika97 Jest to i niesamowita wyobraźnia i szaleństwo autora
  18. @Lenore Grey poems I raczej się już nie zmieni. Lubię sobie tak żyć jak sto lat temu
  19. @Lenore Grey poems Cóż przez mój język i tematykę utworów ciężko mnie zaliczyć do współczesności :)
  20. @Berenika97 U mnie motyw bestii w klatce jest motywem dość powszechnym. Jest to sam "legatus mortis", przeklęty poeta pod postacią piekielnej bestii. Za życia tworzył wiersze ku chwale śmierci. Za to ludzie polowali na niego i wreszcie udało im się spętać go w klatce. Lecz tak demonicznej postaci klatka nie powstrzymać. Tylko śmierć ma nad nim pieczę i władzę i wykorzystuje go do swoich celów. Boją się go anioły i demony a także sam Bóg, który nie jest w stanie zrozumieć tak głębokiego poczucia mordu i nienawiści do wszystkiego co żyję. Lecz i on chciałby mieć bestię w dniu sądu na własny użytek. Lecz ona nie baczy na świętość ani grzech. Zna tylko nienawiść i zniszczenie. I zawsze wraca i jest wierna jedynie swej pani - Śmierci.
  21. @Berenika97 Na spokojnie ... wiersz jest trudny
  22. Skromność bywa groźna. W słowa wierszowanego rozkwicie. Geniuszu synonim. Który trzymają w zatęchłej klatce. Jego kły znają smak ludzkiego strachu. Odgięta nimi krata mosiężna. Wypuśćmy potwora niech niszczy ten świat a my go na skrzydłach opuścim. A dobry Bóg potwora uwięzi, bo świat swój weźmie pod klosz. I piekło na Ziemi zrówna z tym prawdziwym. Odwiedzi wraz z bestią, czerwonego rywala By zrzucić go z tronu i bestię na nim osadzić. Nieumarłych demonów wywołać rokosz. By ziemia jako i niebo pod jego jarzmem jednako cierpiała. A oszalała z obłędu ludzi resztka. Będzie biła mu pokłon. Gwałcąc się, zabijając i pijąc przy tym piwo. A Bóg będzie krwawił nad brzegiem chmur z bestią uczepioną do gardła. Śmierci krzyk to najlepsza odtrutka. Bo bestia tylko jej służy. Poza eonami skryte łąki duszami ukwieca. Z pali okrwawionych krew chłepcąc. Planuję kolejne żniwo
  23. @Gosława Miło mi, że moja poezja może wnieść coś ciekawego do czyjegoś natchnienia. Pozdrawiam.
  24. @Berenika97 Choć daleko mi do tego by lubić Mickiewicza czy szerzej wszystkich romantyków. To jednak "Tyś nie Bogiem a ... carem" zawsze do mnie przemawiało. Bóg jest niedostępny, milczący, dumny i obojętny. Jest katem a nie wybawca. Dlatego cóż innego rzec pozostaje duszy osiadłej na wieki w potępieniu. Klątwy nie jest w stanie zdjąć z człowieka ani on sam ani Diabeł ani Car-Bóg. Są duszę tak głęboko przeklęte i umęczone katorgą wiecznej a zarazem nic nie wnoszącej pokuty, że zostają zepchnięte do rasy podludzi lub poddusz. Mogą jedynie patrzeć jak biesy grają w kości o ich godność. @truesirex Dziękuję :) @Christine Bardzo dziękuję. Jest tutaj motyw i zbrodni i kary, lecz bez udziału odkupienia win. Przekleństwo i potępienie w mojej poezji jest wieczne i moje fatalistyczne postaci mają świadomość tego, że nigdy nie będą wolne i zbawione
×
×
  • Dodaj nową pozycję...