Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Corleone 11

Mecenasi
  • Postów

    2 288
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Treść opublikowana przez Corleone 11

  1. Wiesławie, z podziękowaniem za czytanie i uznanie 🙂 . Pozdrawiam Cię serdecznie.
  2. @Natuskaa "(...) A ja, cóż ja? (...)" A ja, przeczytawszy "(... niekształt)" z przyjemnością, z przyjemnością pozostawiam uznaniowe serduszko wraz z niniejszym komentarzem 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  3. @Somalija Udany Wiersz. Przemyślany. 🙂 Pomimo, że pointa trochę "odstaje" od zasadniczej jego części. Spójrz: zaczęłaś od metafizycznej strony miłości, potem wspomniałaś o jej fizycznym aspekcie - i dotąd nie mam wątpliwości. Ale czy "łamanie dusz" to jeszcze miłość? Serdeczne pozdrowienia.
  4. Leszczym, dzięki bardzo za odwiedziny i uznanie. Serdeczne pozdrowienia 🙂 . Natuskaa, dziękuję wielce za kolejną wizytę. Cieszę się z Twojego czytelniczego uznania. Pozdrawiam serdecznie 🙂 .
  5. Natuskaa, wielkie dzięki 🙂 za wizytę i uznanie. Miło mi było Cię gościć. Serdeczne pozdrowienia 🙂 .
  6. @Wiesław J.K. Dzięki serdeczne, Wiesławie - za czytelniczą wizytę i komentarz 🙂 . Dam Ci znać, jak przebiega proces wydawniczy. Miło mi było wielce gościć Cię cały ten czas. Pozdrowienia 🙂 . @Somalija Dzięki Ci wielkie za obecność przez cały czas tworzenia i za inspirację 🙂 . Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 .
  7. Drogi Czytelniku. Powieść, którą oddaję do Twoich rąk, jest zapisem podróży jej Autora. Podróży fizycznej, intelektualnej - i przede wszystkim duchowej. Jest zaproszeniem do miejsc, które odwiedziłem. Zachętą do przeczytania powieści, które cytuję; do posłuchania piosenek, które przytaczam i do obejrzenia filmów, które wspominam - rzecz jasna celowo. Stanowi też - co najbardziej istotne - propozycję podjęcia własnych duchowych poszukiwań. Poszukiwań azależnych od jakiejkolwiek religii, chociaż mogą one stanowić przestrzeń, z której wyruszamy. Świat bowiem duchowy jest uprzedni do materialnego. Istniejącego, ponieważ NadIstota - Wszechświat, Osobowy Absolut czy też Pierwsze Ja - wykreowała wspomniany wcześniej świat duchowy, który nasz materialny świat - a właściwie światy - odzwierciedlają. Zwracam się więc do Ciebie słowami jednego z moich Mistrzów - Michaiła Bułhakowa - "(...) Za mną, Czytelniku! (...)". "Tam (...), tylko tam! (...)" - jak powiedział Woland, diabeł przecież bardzo ludzki - z zachętą do świadomego podjęcia własnej duchowej drogi. Do kroczenia Ścieżką Światła ku Wyższej Świadomości. Gdy wkroczysz na nią, nie będziesz chciał zawrócić. Wiele rozdziałów napisałem z myślą o Belli - towarzyszce z dwóch wcieleń z Przeszłości, i z myślą o Siostrze; osobach obecnie żyjących. Jednak, ku być może Twojemu, Czytelniku, zaskoczeniu - powieść tę dedykuję Gabrysi. Cóż: Osobowy Wszechświat potrafi nas zaskakiwać. Także osobami, które nam podsuwa. I miejscami lub przestrzeniami, w których je poznajemy. Jej spotkanie stanowi dla mnie jedno z potwierdzeń słów Mistrza Nad Mistrzami: "Zobaczysz jeszcze więcej, niż to". Zobaczysz i poczujesz. Jeśli zechcesz. Wszystkiego pozytywnego Michał Bojar "(...) Pamiętajcie wy o mnie co sił, co sił - choć przemknąłem przed wami jak cień. (...) Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień." Jacek Kaczmarski, "Epitafium dla W.W." Voorhout, 17. Marca 2024
  8. Czas płynął. Czas bowiem ma to do siebie, że płynie. Co w praktyce oznacza, iż przemieszcza się naprzód całym swoim awidzialnym istnieniem. I że czyni to od chwili, w której zaistniał. Oznacza to także, iż czyni to wszędzie - bo czy we Wszechświecie znajduje się fizyczna przestrzeń bez czasu? Spoglądając jednak z długiej strony, czy można wykluczyć istnienie takowej? Skoro Bóg - Absolut, Osobowy Wszechświat - jest w stanie uczynić wszystko? Stworzyć wszystko? Zatem taki świat - taki wymiar albo taka przestrzeń - może istnieć. A może dopiero zaistnieje? Za minutę, godzinę? Za tydzień, miesiąc albo rok? Może. Być może tak samo jak to, że Absolut mógł stworzyć czas według innej koncepcji. Chociażby takiej, iż w każdym stuleciu zatrzymywałby się on na rok. W jednym wieku na ten, w kolejnym na inny. Na bezpośrednio następny lub na bezpośrednio uprzedni. Lub jeszcze inaczej: ilość koncepcji możnaby powiększać w askończoność. Koncepcji regularnych i aregularnych. Koncepcji opartych o pewien system i tych, które - by tak rzec - działają losowo. Na przyslowiowe "trafił-chybił" wybierając rok, w którym czas nie płynie. Tym samym chwilę, w której zatrzymuje się on i moment, w którym znów rusza naprzód. Czas bez czasu. Czas płynął. Nasi bohaterowie cieszyli się nim i kreowanymi w jego sferze wydarzeniami. Zwykłymi codziennymi czynnościami. Posiłkami. Polowaniami. Spacerami. Wycieczkami do otaczającej zamek Amazonii. Wzajemnymi uczuciami i przyjaźniami. Kochaniem się ze sobą, tym samym kontaktem ciał i zbliżeniem dusz. I - oczywiście - postępowaniem w Mocy. Duchowym treningiem i nabywanymi w jego trakcie - a więc wskutek tegoż - umiejętnościami. Podróżami po światach i po wymiarach z Jezusem jako przewodnikiem. Radowały ich także odpoczynek, zarówno dzienny, jak i nocny. Wspomnienia ślubów i oczekiwanie na dzieci. Które, jak wiemy, mają to do siebie, że są poczynane lub - ujmując to zagadnienie trochę inaczej - "się poczynają". Rosną. Rodzą się i znów rosną. Albo, spojrzawszy na kwestię z punktu widzenia przemijania, czyli upływu czasu właśnie - starzeją się od momentu poczęcia. Czas płynął. Poczęte dzieci rodziły się stosownie do czasu zaistnienia. Ludzko i wampirzo. Przysparzając rodzicom zajęć oraz, oczywiście, radości i trosk. Jak to dzieci. Przysparzając również, jednak co oczywiste w późniejszym czasie - dumy z sukcesów i z osiągnięć. * * * - Czas płynie - powiedział Jezus do Belli i do Mila, zjawiając się jak to On - raz spodziewanie, a raz bez zapowiedzi. Tym razem zjawił się azapowiedziany. - Nie byłam pewna, jak ci to, ukochany, powiedzieć... - zaczęła Bella z widocznym wahaniem. - Tak jednak sobie ustaliliśmy... Każda podróż ma swój początek, dobiegając zarazem kiedyś - w ustalonym wcześniej momencie - swojego końca. "Tutaj nasze drogi się rozchodzą." * Ale spotkamy się jeszcze - uśmiechnęła się. Smutno na poły, na poły radośnie. - Będę czekała, myślała i tęskniła. Co powiedziawszy, ucałowała go czule. Po czym szybko odwróciła się, aby nie zobaczył łez w jej - anielskich już teraz - oczach. I znikła, zanim zdążył zareagować. - Jak to tak, Mistrzu? - zapytał Mil, walczący z emocjami. - Czy to na pewno tak miało być? Przecież... - Cóż mam ci powiedzieć? - pytająco zaczął odpowiadać Jezus. - Tak, mój padawanie, sobie ustaliliście. Tak zdecydowaliście. Wszystko dzieje się według waszych decyzji. "Wszystko jest tak, jak ma być" ** - jak napisał jeden z twoich ulubionych autorów w jednej z twoich ulubionych powieści. - Tak ma być? - Mil zadał następne pytanie, wciąż pokonując emocje i duchowe rozterki. - Tak właśnie - odrzekł Jezus po stosownej chwili odczekania, czy Jego uczeń zechce coś dodać. - Wszystko zgodnie z waszymi - czyli także twoimi - decyzjami. A to, czego teraz nie rozumiesz, zrozumiesz wkrótce. Bo ona już czeka na ciebie. - Czeka na mnie, Mistrzu? Kto? Gdzie? - Mil zadał kolejne pytania. - Zaraz sam zobaczysz. Chodźmy, a właściwie skaczmy - roześmiał się, widząc spodziewaną przecież minę padawana i biorąc go za dłoń. * * * - Tutaj - wskazał Jezus drzwi, przed które przemieścili się w przestrzeni z wymiaru do wymiaru. Skokiem duchowym i fizycznym jednocześnie. - Wejdź. Otwórz je - pokazał ponownie drzwi - i wejdź. Ona już czeka, powtórzył. - Kto czeka? - teraz Mil.powtórzył pytanie. - I co to za miejsce? - chciał zadać kolejne, ale zmienił zamiar, widząc w umyśle obraz świadczący dobitnie, że już tędy kiedyś przechodził. Że już tu stał, zastanawiając się nad wejściem. - Wchodź - Jezus zachęcił go kolejnym uśmiechem. - I baw się dobrze. Mil nacisnął klamkę szerokich, solidnie wykonanych z jasnego drewna drzwi. Wszedł i postąpił kilka kroków, zdejmując kapelusz. Z wysokiego krzesełka, jednego ze stojących w rzędzie wzdłuż długiej, barowej lady, zsunęła się zgrabna, młodziutka blondynka. I uśmiechnęła się - naturalnie i ujmująco, jak od razu skonstatował - wargami pomalowanymi żywoczerwoną szminką. Wyciągnęła ku niemu dłoń - małą, prawie dziewczęcą. - Cześć - powiedziała melodyjnym, równie naturalnym jak jej uśmiech głosem. - Jestem Gabrysia. KONIEC * To zdanie wypowiedział Obi Wan Kenobi do Luke'a Skywalkera - patrz "Gwiezdne Wojny", Epizod IV, zatytułowany "Nowa Nadzieja". ** To zaś jest cytatem z "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa. Voorhout, 15. Marca 2024.
  9. Leszczym, dzięki Ci bardzo za wszystkie dzisiejsze odwiedziny 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  10. @Leszczym Bardzo Ci dziękuję za wizytę 🙂 . Ale część z nich przeczytałeś, jak widzę. Miło mi. Będzie mi jeszcze bardziej miło, gdy przeczytasz wszystkie 🙂 . O to mi właśnie chodziło - i po części ciągle chodzi - odstawać. Odbiec "(...) od reguł (...)", także "(...) kolokwialnych (...)". Napisać powieść maksymalnie wielowymiarową. Im bardziej wielowymiarową, tym lepiej 🙂 . 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję raz kolejny.
  11. @Leszczym To asamowicie miły komentarz 😊 , Ogromnie Ci dziękuje 🙂. Liczę na to, że "(...) nikt jeszcze dotąd czegoś takiego nie napisał (...)" 🙂 . A jak to zrobiłem? Mam pewien sposób 😉 😂😂 . Ponowne Wielkie Dzięki. Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 .
  12. @Leszczym To imię rzeczywistej, obecnie żyjącej osoby, którą umieściłem w powieści. W każdym razie pod nim jest znana. Dzięki Ci wielce za odwiedziny i uznanie 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  13. @Leszczym A "Trzym"-am się, trzymam 💯 . Dzięki także 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  14. @Leszczym Z pewnymi zastrzeżeniami co prawda, ale postrzegam "Beztroską rację" jako nawet-nawet 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  15. @Somalija Dodaj literkę "n" do określenia w tagu. Odnośnie do wiersza nie mam zastrzeżeń 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  16. - dla Belli i dla A. - Tak, umarłeś - potwierdziła Bella. - Jak sam wiesz, po raz kolejny. Jak zresztą wiemy oboje. I po raz nieostatni, co wiemy także. Co zawiera w sobie prawdę, że będziesz chciał wrócić. - Ale skoro umarłem, to jak?... - zapytał wciąż oszołomiony Mil. Odruchowo, bo przecież już zrozumiał, mając wszakże - jako Jezusopadawan - stosownie szeroki zasób duchowej wiedzy. - No tak, przecież czuję, że mam ciało. Widzę, słyszę i mówię. Ale nie jest ono czysto ziemskim, prawda? - spytał. Znów retorycznie. - Oczywiście - odparła mu żona. - Moje też nie, jak widzisz i jak się domyśliłeś. Ale to ciągle materia, chociaż na wyższym poziomie energetycznym. Dużo, dużo wyższym, oferującym - a więc i zapewniającym - o wiele więcej możliwości. W oczywisty sposób nie podlegające wpływowi czasu. Którego jednak wpływ, jak wiesz, da się ograniczyć. Pominąwszy już to, że wpływa on tylko na dane ciało w określonym wcieleniu. Nic natomiast znaczy w dłuższej perspektywie całego ciągu inkarnacji. No, ale - przerwała sobie, kończąc. Po czym poruszyła znacząco skrzydłami, uśmiechając się wdzięcznie. A zarazem skromnie i zachęcająco. - Ależ, mój drogi mężu! Długo mam czekać? Przemiana zwiększyła mój apetyt, a twoje ciało... - ponownie urwała, ponownie znacząco. Nie czekał na kolejny uśmiech... * * * - Skrzydła bynajmniej ci nie przeszkadzały - mruknęła, uśmiechnąwszy się filuternie, gdy skończyli sycić się odmienionymi sobą. Oboje rozemocjonowani i rozgorączkowani na poziomie o wiele wyższym, niż za każdym dotychczas wspólnie doznanym i wspólnie przeżytym Czasem Czułości. - Tobie także nie - przymrużył lewe oko, mając na myśli inny niż ona - co widział w jej umyśle - etap dopiero co przeżytego Czasu. Mimo, iż przecież oboje byli poza czasem. - Jak sam widziałeś i czułeś - teraz Bella przymknęła oko. Dla odmiany prawe. - Zdecydowanie nie. Po czym, po kolejnej dłuższej chwili zapytała: - Chcesz ją zobaczyć? Gdy przytaknął - czego zresztą spodziewała się, znając go od tylu wieków, a teraz widząc na wskroś - podniosła się. Usiadłszy, przyłożyła do brzucha złączone dłonie - krawędzią do siebie, kciukami na zewnątrz. Po następnej chwili przesunęła ku niemu dłonie ze spoczywającą w nich malutką aniołką. Że nie aniołkiem, widać było po długiej czuprynce. Po matce - czarnej. Bella uniosła ręce i odczekawszy, aż mąż dotknie jej ostrożnie, dmuchnęła delikatnie. Aniołeczka, uniesiona, rozpostarła skrzydełka - jak matczyne, ale znacznie mniejsze, proporcjonalne do obecnego wzrostu - i zaczęła swobodnie unosić się w przestrzeni tuż przed nimi, rosnąc zauważalnie. - Same anioły - uśmiechnął się Mil. - Nasza pierwsza Kruszynka, potem ty i teraz nasza druga anieliczka. No, prawie - poprawił się, pomyślawszy o sobie. - Ty też masz w sobie cząstkę anioła - Bella uśmiechnęła się w odpowiedzi. Cdn. Voorhout, 11. Marca 2024
  17. @Lidia Maria Concertina Świetne 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  18. @Bożena De-Tre Osobistość i emocjonalność są powiązanymi przestrzeniami. Prawdaż? Serdeczne pozdrowienia 🙂 .
  19. - dla Belli i dla A. Nim ją zobaczył, poczuł obecność. Poczuł, że zbliża się. Że nadchodzi. Poprzedzona znaną mu przecież aurą osobistej energii. Chociaż teraz znaną mu tylko częściowo, czego jednak jeszcze nie wiedział. Pojawiła się kilkanaście metrów od miejsca, w którym stał. Tak dobrze znana mu postać. Tak dobrze, a obecnie trochę jakby inna, przyobleczona w delikatne światło. Jakby miękkie, prawie awidoczne w świetle... właśnie: czego? W świetle dnia? Nie był tego pewien; i nie mógł być, nie widząc - jak przedtem wspomniano - Słońca. Prawie awidoczne, jak pomyślał w pierwszej chwili, a jednak dające się zobaczyć, jako kontrastujące z wokołoblaskiem. A może z wszechblaskiem, jak w pewnej chwili - właśnie tej - pomyślał, pytając sam siebie. Bardziej poczuł niż zobaczył, co dokładnie zmieniło się w jej kształtach. Zawsze - odkąd ją znał - miała doskonałą figurę, jakby zwieńczoną prześliczną buzią z pełnymi łagodności oczami i idealnymi wargami. Teraz - dokładnie takie odniósł wrażenie - przenikająca z jej wnętrza jasność uczyniła jej ciało jeszcze doskonalszym. Uczyniła figurę jeszcze bardziej idealną, spojrzenie jeszcze bardziej łagodnym uśmiech zaś - jeszcze bardziej ujmujący. Gdy podeszła bliżej, zobaczył tę inność bardzo wyraźnie. Nie tylko dlatego, że była całkiem naga. Nie tylko dlatego, że przedostający się z niej i promieniujący na zewnątrz blask był tym, co metafizycznie odrożniało ją obecną od niej dawnej. Ale także z powodu skrzydeł, widocznych ponad linią ramion. Ten widok zaskoczył go całkiem. Do tego stopnia, że ledwie zdążyła go przytrzymać, z kolejnym krokiem podszedłszy dokładnie o trzy. - Milu... - wyszeptała na poły zawstydzenie, na poły dumnie. - Jak podobam ci się po zakończeniu przemiany? Nadal mnie chcesz? - Ale... - pomimo zadziwienia pamiętał, o co chciał zapytać. Chociaż teraz mógł być prawie pewien - tak odpowiedzi, jak i miejsca. A właściwie - przestrzeni. - Nadal cię kocham i nadal cię chcę - odpowiedzial. - Ale skoro jesteśmy w bezpośredniej obecności Absolutu, to znaczy, że umarłem. Jak więc?... - zawiesił odpowiedź, wiedząc dokładnie, o co Bella pyta. - To przecież stan i przestrzeń - zaczęła, a słowa pojawiały się w jego umyśle tuż przed tym, nim je wypowiedziała - gdzie możliwe jest wszystko. A jesteśmy tu, chcąc przecież począć aniołkę... Cdn. Gdańsk, 9. Marca 2024
  20. - dla Belli i dla A. - Była tak słodka... - wspominał później Mil, chwilę przed zaśnięciem przeglądając oczami serca myśli duszy. - Tak bardzo słodka, wręcz niesamowicie... I tak delikatna... tak czuła. Wcielona słodycz.... delikatność... czułość... ach, to mało powiedziane! A raczej mało pomyślane - poprawił siebie, sam przed sobą, ale dla niej. Najdelikatniej, jak potrafił i najczulej, jak tylko mógł, przesunął czubkami palców po jej szyi, od ucha ku obojczykowi. A zaraz potem po krzywiznie biodra. Tak wolno i tak ostrożnie, jak tylko byl w stanie. - Jest tak bosko piękna... - pomyślał kolejną myśl. - Jednak to z duszy przecież, nie skądinąd, biorą się jej czułość i delikatność. Poruszyła się przez sen, a jej wargi drgnęły, jak gdyby chciała coś powiedzieć w odpowiedzi na jego myśli. - Ale nie mogła przecież ich usłyszeć - zaświtała mu kolejna. - A może jednak? Nic byłoby w tym dziwnego, skonstatował. - Staje się przecież anielicą, duchowo zostałem za nią tak bardzo z tyłu... - zasmucił się. - Ach... * * * Wydało mu się, że się obudził. A raczej, jakby to ona go zbudziła, szepcząc jego imię i po każdym wyszeptaniu muskając jego wargi swoimi. W pierwszym momencie odniósł wrażenie, że co prawda nadal leży na łożu, ale otaczająca przestrzeń zdecydowanie rożniła się od ich apartamentu w zamku. Było jasno, to prawda - i przyjemnie ciepło. Ale gdzie podziały się ściany?? I okna?? Gdzie w ogóle jesteśmy?... gdzie jestem, zaniepokoił się jeszcze bardziej, nie widząc jej przy sobie. Co to za przestrzeń?? Jak to się dzieje, że jest jasno, chociaż nigdzie widać Słońce?? - Bellu, kochanie! - zawołał, podniósłszy się, usiadłszy i rozejrzawszy. - Gdzie... - nie dokończył pytania zauważywszy, że otacza go łąka. I że trawy wokoło są jakieś... dziwnie inne. Niby takie same: zielone i róznorodne. Ale bardziej intensywne w swoich barwach i odcieniach. I to o wiele. - Bellu?! - zawołał żonę ponownie, wstając i znów rozglądając się wokoło, z coraz bardziej wzrastającym niepokojem. - Gdzie jesteś?! Gdzie my oboje jesteśmy? Co to za dziwne miejsce... przestrzeń? Bellu, kochanie! Cdn. Voorhout, 7. Marca 2024
  21. @Bożena De-Tre Bardzo osobiste... Serdecznie pozdrawiam 🙂 .
  22. - dla Belli i dla A. Trwającą odpowiednio długo poślubną ucztą i towarzyszącą jej zabawą cieszyli się wszyscy. Gdy zarówno one, jak i jej kontynuacje przekształciły się już w miłe wspomnienia, na amazoński zamek i do jego ogrodów powróciła cisza. - To była uroczystość... - powtarzała rzewnie Angoulême, spacerując pod rękę z Regisem ogrodowymi alejkami. - Byłam taka wzruszona... Och! Długo będę pamiętać ten czas. Nie myślałam... - Że i ja będę wzruszony? - podjął nadwampir, kulturalnie odczekawszy właściwie długą chwilę. - To mój pierwszy ślub z ludzką kobietą i pierwsze tak huczne wesele. Nasze wampirze uroczystości są zwyczajowo mniejsze... I pierwsze dziecko w tym świecie. Żyłem tyle lat pomiędzy ludźmi - wszak od Koniunkcji Sfer minęło kilka wieków - nie zamarzyła mi się żadna ludzka kobieta. A tu proszę - ty, moja ukochana! Nie spodziewałem się, że... - Ale pewnie zauroczyłeś niejedną - Angoulême uśmiechnęła się z wdziękiem, a zarazem lekko żartobliwie-podchwytliwie. - Zarówno swoją wampirzą przystojnością, jak i rzucając czar. Przyznaj: tak pewnie nieraz bywało - uśmiechnęła się znów, kładąc wolną dłoń na lekko zaokrąglonym brzuchu. - Bywało, przyznam szczerze - przyznał szczerze Regis. - Nie raz, ba - nie dwa. Ale to dawne dzieje. Świat, którego już nie ma, kobiety, które....- zadumał się. - Chciałeś powiedzieć, że umarły - domyśliła się Angoulême. - Cóż, taka kolej rzeczy. Ja też kiedyś umrę. Chyba, że mnie przeinaczysz...- zawahała się, nie mając pewności, czy użyła odpowiedniego słowa. - Prze... przeistoczysz, o! - poprawiła się z uśmiechem zadowolenia i lekkiej dumy równocześnie. - To jest to słowo. Ale nie wiem, czy tego chcę. I czy ty. Jednak na razie cieszmy się sobą - zatrzymała się, aby czule pocałować męża. - Chodź - ujęła jego dłoń, aby zboczyć ze ścieżki ku rosnącym nieopodal drzewom. - Mam ochotę na... - Ach, ty moja słodka... - pomyślał nadwampir, ulegając woli żony. - Moja słodka i nienasycona... - uśmiechnął się. Do siebie i swoich wampirzych pragnień. - Kiedy tylko chcesz. * * * Tego ranka, po pełnym uniesień wieczorze i po spokojnie przespanej nocy także mąż Milwy miał ochotę na więcej. Uznał, iż nie będzie czekać na żonine przebudzenie. Pochylił się nad nią i zaczął delikatnie całować jej usta. Po trzecim - a może czwartym? - pocałunku lekko uśmiechnęła się, wciąż jeszcze przez sen. Tak w każdym razie mu się zdało. Odsunął się i odczekał chwilę. Gdy uśmiech zwolna znikł, złożył na jej wargach kolejne pocałunki. Gdy Milwa poruszyła się, przerwał. Wtedy, jeszcze senna, otworzyła powoli oczy. I uśmiechnęła ponownie, obejmując go za szyję. - Długo każesz mi czekać? - mruknęła. - Po prostu mnie weź... * * * Noc Soy i Olega, w przeciwieństwie do snów Milwy i Amadisa, była zdecydowanie emocjonalna. Dopiero gdy przedporanna godzina zaczęła rozjaśniać świat za oknami, potrzeba odpoczynku dała znać o sobie. Soa po raz następny przytuliła się do męża, kładąc głowę na jego torsie i lewą nogą obejmując jego nogi. - Znów mnie kusisz... - zamruczał na wpół sennie Oleg. - Kobieto... - Znów - jej uśmiech też był bardzo senny. - Zawsze... Cdn. Voorhout, 3. Marca 2024.
  23. @Bożena De-Tre A dlaczego zamieściłaś powyższy utwór trzy razy???
  24. @Somalija Część utworu po wyrazie "nieskończoność" jest najzwyczajniej zbędna. Jako zbyt dosłowna "obciąża" go, pasując bardziej do tekstu prozatorskiego. Przeczytałem, ale i tym razem nie pozostawię serduszka. Cóż... Pozdrowienia Autorce.
  25. @Somalija Pozostawię słów kilka wyłącznie o stylistycznej stronie powyższego. Nie należy do dobrego tonu wskazywać dane osoby (osób) przy pomocy jej (ich) nazwiska/nazwisk (chyba, że przy swobodnej rozmowie lub podczas negocjacji, kogo usunąć podczas przejmowania stołków - ale te z reguły nie są prowadzone w dobrym tonie) w ogóle, a w poezji szczególnie. Nadsłowie (np."w kółko") i powtórzenia ("kręcony" - "nakręcił", "autokracja" - "autodestrukcja") również nie służą utworowi. Pozdrawiam Autorkę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...