Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Corleone 11

Mecenasi
  • Postów

    2 448
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Treść opublikowana przez Corleone 11

  1. Przez tydzień od ostatniej z nim rozmowy nie odczytałam żadnej wiadomości od niego ani odpowiedziałam na którąkolwiek z nich. Mało tego: chwilami wręcz gotowałam się wewnętrznie na jego deklarowane otwartość i gotowość bycia ze mną oraz na oczywistą przecież akceptację faktu, że jestem - jak to nazywa się obecnie - samotną matką. Pomimo tego, że w gruncie rzeczy tej otwartości i gotowości właśnie chciałam. Bardzo chciałam. I potrzebowałam. Równie bardzo. - A to naiwniak i głupiec! - syknęłam - było to chyba na trzeci dzień od naszej rozmowy - do swojego odbicia w łazienkowym lustrze. - A to kłamca! Gada głupoty mnie, jakby nie wiedział, że znam mężczyzn! Jakby nie wiedział, że ja doskonale wiem, jacy są! Nakłamać! Namieszać w głowie! Rozkochać! Uwieść i wykorzystać! A potem zniknąć, nawet jeśli początkowo wszystko będzie układać się doskonale! Zaczeka, aż zawierzę i zaufam! Aż stracę czujność i zdrowy rozsądek ! A wtedy... Nie, cholera! - w ostatnej chwili powstrzymałam się od przekleństwa bardziej zdecydowanego. - Jerzy, nic z tego nie będzie! Choćby nie wiem co, nie dam ci się omotać! Już przeszłam swoje z tamtym i... Nagle mnie tknęło. Odniosłam wrażenie, jakby coś mignęło mi w lustrze, przemieściwszy się za mną. Jakby niewyraźny cień postaci... Obejrzałam się, ale nic zobaczyłam. - Przywidziało mi się - uspokoiłam siebie, zawróciwszy spojrzenie do szklanej powierzchni, a myśli i uczucia do gniewu i do zawziętości. Popatrzyłam na swoje odbicie i to, co zobaczyłam, nie spodobało mi się. Zdecydowanie. Zawsze uważałam się za spokojną i opanowaną dziewczynę, bardzo ładną z urody. Tymczasem ze szklanogłębi spojrzała na mnie twarz niby moja własna, ale jednocześnie inna: nie tylko wściekła, ale też wiedźmowato wykrzywiona. Włosy rozczochrane, w nieładzie, falujące w jakiś dziwny, niecodzienny sposób. Pomiędzy ich linią a linią brwi, o które przecież tak bardzo dbałam, zobaczyłam czoło pofałdowane zmarszczkami złości. Oczy zamiast spokoju skrzyły gniewem i nienawiścią. Usta, z których zgrabności i kształtnych linii zawsze byłam dumna, teraz uformowały się w nerwowy grymas. - Zaraz... - powiedziałam półgłosem. I drgnęłam, kiedy wargi twarzy widocznej naprzeciwko mojej nie wypowiedziały i nawet nie wysyczały, a wręcz wypluły ten wyraz, wykrzywiając przy tym jej resztę jej bardziej. - Nie... - szepnęłam, przerażona widokiem. Mój strach wzrósł jeszcze bardziej, gdy słowem wyartykułowanym przez lustroobraz było - o zgrozo! - "Tak". Tym razem spokojne spokojem, któremu towarzyszył jadowicie oszczędny uśmiech. - Nie - wyrzekłam głośniej, wkładając w jego wypowiedzenie tyle przekonania, ile tylko zdołałam, i zacisnąwszy dłonie na krawędzi umywalki. - Ależ tak - zaprzeczyła twarz ze szkłotrzewi. I uśmiechnęła się. Tak samo jadowitooszczędnie, jak przed chwilą. - Nie - powtórzyłam z przekonaniem, zamknąwszy oczy. I zdobywając się na tyle spokoju i opanowania, na ile tylko zdobyć się mogłam. Gdy uniosłam powieki, twarz którą ujrzałam przed sobą, była znowu moją. I znów - jak zdało mi się, przed kilkoma minutami - poruszyła się ze mną jakaś mglista postać. Tym razem w przeciwnym kierunku, od lewej do prawej. Jakby zaczaiła się albo schowała gdzieś tam, czekając. Odetchnęłam, a wtedy znów przyszło mi na myśl, że przecież on czeka na wiadomości ode mnie. Prawdopodobnie zaczynając nabierać wątpliwości w moje prawdziwe intencje, w chęci i w moje własne, wyrażone wobec niego zapewnienia. - Już dobrze, Jerzy... - wyszeptałam, wkładając w te słowa całe swoje przekonanie. - Uzgodnimy wszystko... dogadamy i zbudujemy wspólne życie. Tylko bądź... Proszę! Tylko bądź. Westchnęłam, uśmiechnęłam się i wyprostowałam unosząc głowę, jakby kamień naprawdę spadł mi i z serca, i z myśli. Twarz z naprzeciwka odpowiedziała mi uśmiechem. Tym samym, który Jerzemu tak się podobał... - Mamusiu! - zza drzwi łazienki dobiegł mnie głos synka. - Wszystko w porządku? Warszawa, 8. Lutego 2025
  2. @Lidia Maria Concertina Po "Zawsze" i po "miast" konieczne są przecinki. Zbędnym natomiast jest podwójny odstęp pomiędzy "moje" a "usychające". Serdeczne pozdrowienia.
  3. - Oj, Aga - powtórzył i westchnął. Przymknął na chwilę oczy, czego widzieć nie mogłam, ale domyślić się - już tak. Westchnął ponownie. Drgnęłam mocno. Do tego stopnia, że na pewno odczuł moje drgnięcie. - A więc lękasz się - zaczął wolno - powiedzieć mi to, co powiedzieć zaplanowałaś. Na tak krótko starczyło ci zdecydowania? Czy to moja energia, odczuwana przecież przez ciebie spowodowała, że ową determinację w ostatnim momencie sobie darowałaś albo odpuściłaś? Będąc pewną, że domyślę się wszystkiego? Po raz kolejny w ciągu tych niewielu minut poczułam, jak lodowacieje mi serce, ściśnięte zimną dłonią strachu. I po raz pierwszy, że mam ochotę zerwać się i uciec. Powstrzymałam się jednak. - Jerzy... - odparłam, cicho i z trudem. - Ja... proszę... posiedźmy tak jeszcze... w ciszy. Dobrze? Poczułam, że przytakuje. I że jego dłoń, przeczesująca mi włosy, przesuwa się po mojej ręce i, odnajdując moją dłoń, zamyka ją w łagodnym uścisku, a usta - moment później - całują wierzch mojej głowy. Uścisnął mi palce trochę mocniej, nim zaczął mówić. - Wspomniałaś mi o twoim byłym, jak potraktował ciebie i waszego synka. Napomknęłaś, że podejmując dwie prace jest ci po prostu cieżko. Powiedziałaś, że zdarza ci się padać ze zmęczenia i opuszczać w pracy jedną z weekendowych zmian, chociaż wtedy właśnie możesz zarobić większe pieniądze. Podsumowując: potrzeba ci więcej czasu i odpoczynku. A jest to możliwe w tylko jeden sposób. Spróbowałam wykrzesać z siebie jak najwięcej zdecydowania. Wyszło mi średnio. - Jerzy... - cholera, czemu tak trudno mówi się ze ściśniętymi gardłem i sercem? - tylko mi nie mów, że ty... że ty chciałbyś... że zgodziłbyś się. Przecież... przecież to jest za proste. To niemożliwe. Nie mogliśmy tak na siebie wpaść, o, właśnie teraz, w - wygląda, że w najbardziej odpowiedniej dla mnie chwili - i... Odniosłam wrażenie, że uśmiecha się lekko; w każdym razie wydało mi się, że na tyle, na ile go znałam, po prostu powinien się uśmiechnąć. Ale powtórnie mocniejszy uścisk jego dłoni na mojej wrażeniem nie był z pewnością. - Aga... - powiedział cicho, jeszcze bliżej przygarniając mnie do siebie. - Niemożliwe? Za proste? A jednak właśnie się dzieje. Jak sama widzisz. Co zaś tyczy się tego, czego ja chciałbym... Zmieniłam pozycję i uniosłam głowę, aby widzieć jego oczy. - Równie ważnym wydaje mi się to, czego ty chcesz. Warszawa, 5. Lutego 2025
  4. Dzięki wielkie, Michale. Serdeczne pozdrowienia.
  5. Siostrzyczko, dzięki Ci bardzo za czytanie i za literackie uznanie 🙂 . Serdeczne pozdrowienia. Michale. Tobie również bardzo dziękuję. Pozdrawiam Cię.
  6. @Leszczym Dzięki Ci wielce 🙂 .
  7. @Leszczym Doskonałe: "(...) bo przecież trzeba ciebie również jak najmocniej opowiedzieć (...)". Brawo, Michale. Pozdrawiam serdecznie.
  8. @Deonix_ Ano zgadzam. I przyjmuję nadmienienie. "(...) To celowa zabawa słowem (...)", powiadasz. Cytując Dumbledore'a, odpowiem: "Niech tak będzie". Pozdrawiam serdecznie.
  9. @Piotr Samborski Podzielam opinię Deonixa - Twój tekst jest interesujący i "(...) zręcznie napisany (...)". Moim zdaniem ważkość tematyki usprawiedliwia jej podjęcie. Pozdrawiam serdecznie. Deonixie - "ode mnie" zamiast "(...) odmnie (...)". Pozdrawiam serdecznie.
  10. @bazyl_prost Autorze, nadany tytuł jest zbyt długi w stosunku do krótkiego przecież utworu. Stanowiącego nadto raczej miniaturę poetycką, niż utwór prozatorski. Proponuję rozwinąć go w dłuższą formę, a będzie jeszcze ciekawszy. Pozdrawiam serdecznie.
  11. @Lidia Maria Concertina Pomysłowo i ciekawie. Bez "(...) niemal (...)". 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
  12. @Corleone 11 Kamilu, dzięki za odwiedziny i za uznanie. Miło mi Cię gościć. Serdeczne pozdrowienia.
  13. - Już jestem - napisałam doń, przybywszy do umówionej kawiarni pięć minut przed ustaloną wspólnie godziną. - Czekam wewnątrz i... - celowo ucięłam myśl. Wszedł do środka po kilku minutach uśmiechnięty, z telefonem w dłoni; widocznie przed chwilą dosłownie odczytawszy moją wiadomość. Podniosłam się na jego widok i wyszłam zza stolika. Schował szybko telefon i podszedł bliżej. Otworzyłam ramiona w czytelnym geście. Odwzajemnił go równie serdecznie. - Też cieszę się, widząc ciebie - odpowiedział na moje powitanie. Musnęłam ustami jego policzek. Uśmiechnął się lekko w milczeniu. - Aha - pomyślałam. - Może usiądziemy? - wskazał wybrany przeze mnie stolik. Przepuścił mnie przed sobą. - Co ci zamówić i do której herbaty? - zapytał, otwierając menu. - Nie chcesz wiedzieć, co u mnie? - odpowiedziałam pytaniem. Uśmiechnął się po raz kolejny i palcem wskazującym leciutko dotknął czubka mojego nosa. Zmarszczyłam się radośnie. - Chcę - odparł spokojnie - i za chwilę poproszę, abyś mi opowiedziała. Najpierw jednak zamówmy to, na co mamy ochotę. Co zatem wybierzesz? - Tę herbatę - wskazałam fotografię rozgrzewajacego napoju z dodatkiem plasterków pomarańczy i cytryny oraz wiśniowego syropu. I... - spojrzałam nań niepewnie. - Mogę? - odwróciłam dwie kartki, zatrzymując się przy zdjęciach lodowych deserów z bitą śmietaną i waflowymi dodatkami. - Pewnie - przytaknął i dodał: - Pójdę za twoim przykładem. Gdy kelnerka podeszła, aby przyjąć zamówienie, wskazał najpierw na desery, a potem na herbaty. - Poprosimy dwa razy to samo - powiedział, spoglądając na oczekującą. Po czym, gdy tylko odeszła, przeniósł spojrzenie na mnie. - Opowiedz mi - powtórzył prośbę tym swoim spokojnym tonem. Po chwili, podczas której nasze spojrzenia się krzyżowały, poczułam, jak opuszczają mnie całe zdecydowanie i cała determinacja, a nachodzą zwątpienie i obawy. - Dobrze, że nie wie, co chcę mu powiedzieć - pomyślałam szybko. - I o co poprosić. Ciekawe, jak sama zachowałabym się na jego miejscu... - błysnęło mi nagłe pytanie. Gdy nadal milczałam, objął mnie i lekko przytulił. Odruchowo przytuliłam się do niego bardziej. Nie planowałam tego, wręcz nie chciałam, ale ni stąd ni zowąd okazało się to silniejsze ode mnie. Tak bardzo brakuje mi męskich dotyku i bliskości! Poczułam, że powoli odwraca ku mnie głowę. I kolejny raz obawę, jak przenika zimnem moje myśli i jak lodowatą dłonią ściska mi serce. Oby tylko nic powiedział, błagałam los w myślach. Oby nie odgadł...! - Może jednak powiesz mi to, z czym tu przyszłaś - zaczął. - I zaproponujesz to, co najwidoczniej chcesz zaproponować. Gdy wciąż milczałam przytulając się do niego, palcami wolnej dłoni przeczesał delikatnie moje włosy. - Oj, Aga... Warszawa, 2. Lutego 2025
  14. Mirosławie, dziękuję Ci bardzo za odwiedziny i za czytelnicze uznanie. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
  15. @Somalija Bo przedstawiona osoba nosi to właśnie imię jako drugie. Pierwsze zachowuję w tajemnicy. Siostrzyczko, dzięki wielkie za odwiedziny i czytelnicze uznanie. 🙂
  16. Kamilu, wielkie dzięki za czytanie i za uznanie. Miło mi bardzo. Serdeczne pozdrowienia. 🙂
  17. Kamilu, dzięki Ci wielce za wizytę i za literackie uznanie. Pozdrawiam serdecznie 🙂 .
  18. Nie był kimś szczególnie mi bliskim. Chociaż gdy go poznałam, serce zabiło mi żywiej, a i w myślach od razu pojawiło się adokończone pytanie: "A może by?..." Nic jednak zrobiłam poza trochę bardziej swobodnym zachowaniem: wdzięczna za prezent pocałowałam go w policzek. Pamiętam, że zarumienił się wtedy. Chyba nieco go zaskoczyłam serdecznością... Później, w trakcie rozmowy, zostawił mi do siebie numer telefonu, ale nie zadzwoniłam. - Ech... - westchnęłam sama do siebie. - Mówiłam ci, żebyś zadzwoniła! Widzisz? Trzeba było... - Trzeba było - przytaknęłam po niewczasie, sięgając po telefon, w którego etui schowałam otrzymane odeń wizytówki. Pomyślałam wtedy - i poczułam - po raz pierwszy, że wraz ze swoją kulturą nosi w sobie to coś staroświeckiego: sięgającego czy może raczej zakorzenionego w minioności. Wsród moich znajomych nikt w ten sposób wręcza do siebie przysłowiowe namiary. Nikt też ma taką energię jak on. - Trzeba było - powtórzyłam. - Może jednak nic straconego, może mnie jeszcze pamięta... Na pewno pamięta - uśmiechnęłam się, znów wspomniawszy tamten pocałunek. - Trudno, aby zapomniał. - Jerzy... - odczytałam jego imię, wyciągnąwszy jedną z wtedy otrzymanych. - Zero-zero-czterdzieści osiem... - zaczęłam wprowadzać cyfry przy pomocy elektronicznej klawiatury. - Pięćset... Jest! - wpisałam ostatnią. - Dzwonię. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Po nim kolejne dwa, aż włączyła się automatyczna sekretarka. Rozłączyłam się bez nagrania wiadomości, bo kto je nagrywa - i kto odsłuchuje - w dzisiejszych czasach? - Co ja sobie myślałam... - zasmuciłam się. - Że odbierze połączenie przychodzące od aznanego sobie numeru? Pewnie nawet i tak mnie już nie pamięta, a nawet jeśli... Ale co mam do stracenia? Nic przecież. - Je-rzy - przeniosłam się do aplikacji pisania i wysyłania wiadomości. - Tu Agnieszka z Sopotu. Poznaliśmy się dwa miesiące temu w jednej kawiarni przy Monciaku. Pamiętasz mnie? Tę radosną fascynatkę herbat? Zawahałam się chwilę przed wysłaniem esemesa. Ledwie odrzuciłam negatywny impuls, by go usunąć i pozostawić wszystko tak, jak jest: w zawieszeniu. - Oj, Aga! - skarciłam samą siebie. - Tak szybko zapomniałaś? Co - masz - do -stracenia? - powtórzyłam pytanie. Na odpowiedź nie czekałam długo, odpisał w ciągu pół godziny: - Witaj Agnieszko - miło, że napisałaś. Czy u Ciebie wszystko w porządku? Z mocniej bijącym sercem zaczęłam pisać odpowiedź. - Jerzy... Warszawa, 29. Stycznia 2025
  19. - Może nawet już znam tego właściwego... - rozpoczęłam reflektowanie, starając się na nim skoncentrować myśli, począwszy od chwili wyjścia z pracy. Rozważałam. Mam tylu znajomych fajnych facetów: inteligentnych, konkretnych i zadbanych. Wielu z pasjami i zainteresowaniami. Przystojnych, dysponujących czasem i pieniędzmi. Kulturalnych i pozytywnych. A jednak, gdy zastanawiałam ich kolejno - twarz po twarzy, charakter po charakterze i portfel po portfelu - żaden mi "nie podszedł". Żaden nie pasował. I wcale nie chodziło o to, że "nie podszedłby" Milankowi, bo tego przecież nie wiedziałam. Mi nie pasował, a ja też jestem tu ważna. Ważna dla samej siebie. Mam i chcę - potrzebuję i to bez dwóch zdań - czuć się przy nim komfortowo. Poczynając od poczucia bezpieczeństwa wskutek - także! - możności długofalowego zaufania przez to, aby dotyk jego dłoni miał dla mnie to coś od razu akceptowalnego - i wcale nie mam tu na myśli umiejętności masażu - a kończąc na tym, aby dobrze wymieniało mi się z nim pocałunki. Zawartość portfela jest na końcu, gdyż sama dobrze zarabiam. I Mały. Ze względu na Milanka musiałby być to ktoś, kto zaakceptuje w pełni to, że część mojego serca jest już trwale oddana. Ktoś, kto naprawdę zrozumie, że mogę oddać mu tylko część siebie. Część mojego czasu i część mojej przestrzeni. Ktoś, kto odda więcej siebie za mniej mnie, chociaż przecież owo "mniej" stanowi tak naprawdę wszystko. Oni wszyscy - kontynuowałam analizowanie, postanowiwszy zrobić sobie herbaciany przystanek w ulubionej kafejce - nadają się tylko na pewien czas. Krótszy lub dłuższy, a to przecież stanowczo za mało. Już widzę - zamieszałam łyżeczką, aby unieść opadły na dno szklanki wiśniowy syrop - jak nie dotrzymuje słowa i odchodzi ten... i ten... i tamten... - przed oczami mojej wyobraźni ponownie przedefilowały rysy twarzy kilku dobrych znajomych. - Przecież Milanek tego nie zniesie! Ja bynajmniej też nie chcę tego przeżywać, tamtego razu było dość! Ach... Z całego szeregu przejrzanych znajomych twarzy został mi tylko jeden wizerunek. Gościa niedawno poznanego, z pewnym bagażem doświadczeń i wspomnień. Jest, to prawda, słowny, stały w zamierzeniach i w uczuciach. Spokojny i konkretny. Pasjonat. Ale... Ale czy będzie nas chciał? Chyba nie... Raczej nie - zasmuciłam się. - A może jednak? - Gdybanie nic nie da - uznałam, upijając z rozkoszą kilka łyków. - Bóg wiedział co robi, gdy wymyślił i stworzył herbaciany krzew oraz drzewa owocowe: jabłoń i wiśnię. Pycha! - oblizałam wargi. - Nie ma wyjścia - postanowiłam. - Trzeba będzie zdobyć się na odwagę i spytać go o to przy najbliższej okazji... Warszawa, 26. Stycznia 2025
  20. Siostrzyczko, dzięki wielkie za czytelniczą wizytę i za uznanie. Miło, że zajrzałaś. 🙂
  21. Wychodząc z pracy tego poniedziałkowego popołudnia czułam się bardziej zmęczona niż zazwyczaj. Może był to pośredni wynik wolnych dni w drugiej połowie minionego tygodnia? A może niewyspania, jako że z przestrzeni pozadomowych przyniosłam zarazki, przez które także mój synek zachorował? A może to moje przeczucia oddziałały na sferę fizyczną, chociaż nie bardzo wierzyłam w takie energetyczne zależności. Zastanawiałam się nad tym całą, przemierzaną jak zawsze pieszo, drogę do domu. Wkrótce po tym, gdy otworzyłam drzwi i przestąpiłam próg, wszystko stało się oczywiste. Mój synek powitał mnie z dość dziwną miną: trochę naburmuszoną, trochę smutną, a trochę zamyśloną. Zdjęłam kurtkę i odwiesiłam ją na przywejściowy, oczekujący na kołku, wieszak; czapkę i szalik odłożyłam na deseczkową półkę powyżej. Nim to wszystko zrobiłam, stanął w drzwiach prowadzących do jadalni ze wspomnianą już miną. - Poczekaj Milanku, mama zaraz zdejmie buty i wtedy... - chciałam powiedzieć. Ale uprzedził mnie, podchodząc, aby przytulić się na powitanie. Wobec czego uklękłam na przedpokoikowym dywaniku i z uśmiechem rozłożyłam ramiona. - Cześć, Milanku - ucałowałam go w oba policzki, obejmując go. - Cześć, mamusiu - odpowiedział. Matczyne ucho od razu wyczuło różnicę w jego głosie. Różnicę spodziewaną zresztą, a pasującą do wyrazu chłopięcej buzi. - Synku - popatrzyłam mu uważnie w oczy. - Co się stało? - Nic, mamusiu - zrobił unik w naturalnym - i zrozumiałym - skądinad odruchu. - Przecież widzę i słyszę - nie ustąpiłam, utrzymując spojrzenie. Opuścił wzrok. Uścisnęłam go ponownie i ponownie ucałowałam, wstając z nim razem w objęciach. - To może powiesz mi przy obiedzie - zaproponowałam, dając mu okazję na powrót do strefy komfortu i zarazem czas na zdobycie się na większą odwagę, aby wyjść - jak kilka chwil temu - ze wspomnianej i powtórnie podjąć temat. - Chodź, najpierw obierzemy ziemniaki - podsunęłam, aby dać zajęcie jego dłoniom, podczas gdy umysł będzie zbierał myśli na odwagę. * * * - Dobrze więc, Milanku. Smacznego - powiedziałam, gdy usiadłam zaraz po tym, jak postawił na stole przyniesiony z kuchni talerz z nałożonym daniem: tłuczonymi z odrobiną masła ziemniakami, mielonym kotletem i surówką ze startych marchewką i jabłkiem z odrobiną cukru oraz skropionych sokiem z cytryny. Dania wymyślałam różne; nie tylko dlatego, aby próbował rozmaitych rzeczy, ale także dlatego, aby oswajał się z prawdą, że przygotowanie posiłku zawsze zajmuje czas i dlatego, aby weszło mu w przyzwyczajenie prawidłowe posługiwanie się sztućcami. - Smacznego, mamusiu - odparł. Po czym, najwidoczniej zebrawszy się na odwagę, powiedział: - Myślałem o tacie... - Aha, myślo-impulsy - stwierdziłam w duchu, usiłując zachować spokojny wyraz twarzy. Co - czego byłam prawie pewna - udało mi się nie do końca. - Milanku, tata odszedł i nie wróci - powtórzyłam zdanie, wypowiadane kilka ładnych razy wcześniej. Wkładając w nie tyle spokoju, ile byłam w stanie. Jak się jednak miało okazać, ta rozmowa miała potoczyć się odmiennym niż dotychczasowe na ten temat torem. - Wiem - odpowiedział powoli. Nie jak prawie pięciolatek, ale jakby stał się nagle kimś bardziej dojrzałym. Albo starszym, chociaż przecież dojrzałość nie zawsze idzie w parze z wiekiem. Jednak bywa tak, że owszem. - Ale brakuje mi go - dodał tonem tak samo poważnym, jak poprzednio. - Koledzy mają tatusiów... opowiadają ciągle o nich. Że w weekend poszli razem tu albo tam... chwalą się, że ferie spędzą razem z nimi... Mamusiu, ja też tak chciałbym. Nie wiedziałam, co powiedzieć. - Synku, bardzo mi przykro... - było jedynym, co przyszło mi na myśl. - Wiem na pewno, że tata nie wróci... Nie mam do niego nawet numeru telefonu... Nic nie mogę zrobić... przepraszam... - w pośpiechu odnajdywałam słowa, aby ulżyć mu chociaż trochę. - Jedz, Milanku - uśmiechnęłam się blado, nabierając na widelec porcję ziemniaków. * * * Tej nocy nawet bajka niewiele pomogła Małemu w zaśnięciu. Wiedziałam, że tak będzie, mimo iż z przejęciem oglądał "101 dalmatyńczyków". Przytulanie i głaskanie do snu tak samo. Ja też długo nie mogłam zasnąć. - Łatwo doradzać innym i proponować wyjście ze strefy komfortu - myślałam. - Gorzej, gdy samemu trzeba to zrobić. Przyzwyczaiłam się do radzenia sobie sama ze wszystkim. W tym do zastępowania Milankowi ojca. I myślałam, że on też. A tu proszę, taka niespodzianka! Co miałabym z tym zrobić? - zamyśliłam się. Po chwili kolejny raz uświadomiłam sobie, jak bardzo brakuje mi mężczyzny. Takiego, żeby najzwyczajniej był - nawet, jeśli nie codziennie, to chociaż co pewien czas. Aby mnie obejmował. Przytulał. Robił masaże. Całował, nawet jeśli na pocałunkach miałoby się kończyć. Aby dawał do zrozumienia, że mu zależy. Pokazywał, że akceptuje mnie z Milankiem. Aby bawił się z nim. Albo tylko bywał, towarzysząc przy oglądaniu bajek. To już byłoby coś. Nawet wiele - poprawiłam się. - Przecież już nie ma takich mężczyzn! - tknięta pewną myślą, w ostatniej chwili zrezygnowałam z wyszeptania tych słów. - Te impulsy! - pomyślałam po raz drugi tego dnia. - Może jednak są tacy mężczyźni - uznałam po chwili. - Może nawet już znam tego właściwego... Warszawa, 25. Stycznia 2025
  22. @Somalija Aha. Ano, to pomyślnego "ogarniania". I takiegoż liczenia. 🙂
  23. @Somalija Tak właśnie - stąd takaż propozycja. Ale, jak widzę, jeszcze z niej nie skorzystałaś.
  24. @Somalija A w przypadku powyższego erotyku zaproponuję wersje technicznie odmienną. *** tchnąca tobą w odmieńczej przestrzeni między nami na przemian jedwab wieczoru i paląca tęsknota ciągły półorgazm dłonie na obrzeżach sutków zwracają oczy do wewnątrz myślę o tobie całym ciałem i czuję do końca Dlaczego tak? Bo należy przywrócić formom czasownikowym właściwe im, pierwszoplanowe miejsce w zdaniu. Bo skoro "ciągły", to "bez końca" jest zbędne, a poza tym słowo to zamyka wiersz. Bardzo dobrym - dzięki prostocie - jest fraza "myślę o tobie całym ciałem". Formalnie "do" powinno znaleźć się przed "końca", w tej samej linijce. Ale bardzo chciałaś je oddzielić, co w kontekście utworu jako całości jest bardzo słusznym zabiegiem. Serdeczne pozdrowienia.
  25. @Somalija Znam je. Ale jako uważny czytelnik... Teraz Twój wiersz czuje się tak, jak powinien 🙂 . Dobrej nocy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...