
Corleone 11
Mecenasi-
Postów
2 586 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Treść opublikowana przez Corleone 11
-
Mały, biały domek cz.I
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek Miło wyobrazić sobie przedstawiony obraz... 🙂 Serdeczne pozdrowienia. -
Piękny dzień cz.III
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek Zdanie o chceniu złapania przez Olli'ego wszystkich kropelek (deszczu) naraz widzi mi się będącym wysokich lotów. Całość jest prosta i pomysłowa, godna kontynuacji. 🙂 Sugeruję kreowanie prozy. Pozdrawiam Cię serdecznie. -
Piękny dzień cz.II
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek Drugi rozdział też czyta się miło 🙂 . Ale co z akapitami? No i "mądrości" zamiast "madrąści" 😉 . A skąd stwierdzenie, że "(...) Energia drzew podczas deszczu jest bardzo rozproszona (...)"? Pozdrawiam serdecznie. -
@Kwiatuszek Drobne zastrzeżenia odnośnie do pierwszych trzech zdań, ujętych jako całość. W poszczególnych miejscach potrzebne odstępy - i zmniejszenia tychże - pomiędzy wyrazami a myślnikami. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
-
Spotkanie po latach cz.I
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek Znajduję pozytywnie pierwszą część Twojego "Spotkania po latach" 🙂 . Co z dalszym ciągiem? Serdeczne pozdrowienia. -
@Kwiatuszek Dziękuję Ci bardzo za niniejsze odwiedziny. I za niniejsze poetyckie uznanie. Serdeczne pozdrowienia. 🙂
-
@Kwiatuszek A Ty wiesz o tym przysłowiowe "coś" 🙂 . Dzięki Ci bardzo za wizytę. Pozdrawiam serdecznie.
-
* * * (jutro...)
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Kwiatuszek Wielce Ci dziękuję za odwiedziny, czytanie i pozytywną ocenę. 🙂 Pozdrawiam serdecznie. -
Iwonoromo, wielce Ci dziękuję za odwiedziny i czytanie oraz uznanie. Miło mi. Pozdrawiam serdecznie. 🙂 @Bożena De-Tre Bożeno, cieszę się z zaciekawienia Cię. Tym bardziej, że wyraźnego. Dzięki Ci wielkie za wizytę, czytanie i wyrażone komentarzem uznanie dla >>(...) tak "dobrego dialogu" (...) i uporządkowanych myśli. << Serdeczne pozdrowienia.
-
Uśmiechnęłam się doń lekko. - Masz rację, chodźmy - ujęłam i uścisnęłam mu dłoń. Z miejsca, w którym uprzednio zatrzymaliśmy się, do mojego domu było blisko.się Toteż droga zajęła nam mało czasu pomimo wolnego, iście spacerowego tempa marszu. Nic dziwnego, było przecież słonecznie. Trzymając się za ręce szliśmy, ciesząc się pogodą, wspólnymi chwilami i sobą. - Jak droga do mnie? - zagadnęłam Jerzego krótko po tym, jak ruszyliśmy dalej. - Przepraszam, że pytam cię o to dopiero teraz. Jasnym było, że chodzi mi była jazdę pociągiem, toteż jego myśli pobiegły od razu ku sformułowaniu właściwej odpowiedzi. - Dłużyła się trochę - odparł - pomimo czytania książki i podrzemania. Wiesz, kilka stacji było po drodze: Iława, Malbork, Tczew... - zaczął wymieniać. - Wiem - odrzekłam, uśmiechnąwszy się wewnętrznie - spojrzałam na rozkład jazdy. Więc miałeś czas tylko na to... - w tym momencie podchwytliwie zawiesiłam głos - i myślałeś tylko o tym, o czym czytasz. Nie pozwolił się zwieść. - Tak, dokładnie - odpowiedział, zachowując poważną minę. - O kim zresztą miałbym myśleć? Nie mam żony, a dzieci dorosły i idą własnymi ścieżkami. - Ożesz ty! - klepnęłam Jerzego po ramieniu, również udając poważną. - Czyli tak: kupiłeś bilet na pociąg do mnie, wsiadłeś doń i przejechałeś blisko pół Polski, a mimo to nie pomyślałeś ani przez chwilę o o osobie, do której jedziesz. Cały ty! Facet jak inni! - zrobiłam nadąsaną minę. - Ech... - Cały ja - uznał, że jeszcze poudaje bycie poważnym. - I cała ty: dąsać się przy pierwszej nadażającej się sposobności. Ale cóż, mogłem się spodziewać: przecież zapowiedziałaś... - pokiwał głową. Poczułam, że powstrzymywana i maskowana negatywna emocja zaczyna we mnie narastać. - Jerzy, przestań już - powiedziałam, usiłując zachować spokojny ton. Spojrzał na mnie uważnie, zrozumiawszy. - Już przestaję. - Dzięki - odparłam cicho. A w myślach dodałam: Jerzy, obyś zawsze był taki. Nawet nie wiesz, bo i nie możesz wiedzieć, jak na to liczę! Potrzebuję cię dokładnie takiego... - Jerzy - tym razem wypowiedziałam jego imię, wróciwszy na tor treści funkcjonowania po chwilach milczenia w zastanowieniu. - Zbliżamy się do mojego domu. Milanek już czeka - wskazałam mu jasnowłosą głowę chłopca, widniejącą za płotem kilkanaście metrów od nas, po lewej stronie. - Na pewno jesteś gotów go poznać? - obawy znów okazały się silniejsze ode mnie. W odpowiedzi uścisnął mi dłoń, milcząc. Odetchnęłam wewnętrznie po raz kolejny, starając się nic dać po sobie poznać. Ale i tak pewnie się domyślił. - Milanku! - zawołałam. - Mama już idzie! Gdy otworzył furtkę i wybiegł na ulicę wołając: Mamusiu! w odpowiedzi zatrzymałam się i uklękłam na chodniku, aby móc go objąć i uściskać na powitanie. Na widok Jerzego zawahał się. Nieznacznie. - Mamusiu, a kim jest ten pan? - zapytał, uścisnąwszy mnie. Matczyno odwzajemniłam synkowe objęcia i ucałowałam go w oba policzki, po czym wyprostowałam się. - Jerzy - powiedziałam - to jest Milanek, mój synek. Milanku, to jest Jerzy. Zje dziś z nami obiad. Mm.. na razie to tyle - uznałam. - Poznajcie się. Jerzy odstawił walizkę i przykucnął, wyciągając rękę. - Cześć, Milanku - uścisnął mu dłoń. - Miło mi cię poznać. Gdańsk, 22. Marca 2025
-
To podpowiedź? 🤔 😉 Dziękuję Ci za odwiedziny, czytanie i komentarz. Oraz za literackie uznanie. Odwzajemniam pozdrowienia. 🙂 Poczytasz, zobaczysz. Pozdrawiam Cię. 🙂
-
Gdy otworzyłam oczy - jak powiedział - zobaczyłam, że stoi tuż przede mną. Aby ujrzeć jego utkwione w moich spojrzenie, musiałam trochę podnieść głowę; Jerzy był bowiem wyższy ode mnie. - Tak, teraz lepiej - uśmiechnął się. Nagle poczułam się przy nim mała, co przecież wydało aracjonalne - w końcu miałam swoje doświadczenia. Zrobiło mi się jakby chłodniej. - To na pewno przez tę energetyczną różnicę między nami - pomyślałam. - Ale, u licha, dlaczego ciągle musisz być tym mądrzejszym? I w dodatku zawsze to okazywać? - zirytowałam się wewnętrznie. Wydało mi się, że dostrzegam odpowiedź w jego oczach. Tę zakorzenioną - nie, raczej wyrosłą - z jego przeżyć. Z przereflektowanych, popełnionych błędów i przepracowanych emocji. Wsród których to pierwszych były nieudane związki. Nagle mignęła mi myśl: czy to jednak były naprawdę błędy, skoro dzięki częściowo dzięki nim Jerzy jest dzisiaj takim, jakim jest? I skoro one doprowadziły nas do siebie? Kolejną myślą, też wypływającą z rozdrażnienia, była ta, żeby uczynić moje oczy aprzeniknionymi. Uh! Wtedy przestanie zaglądać mi do myśli, do serca i do duszy! Przywróciłabym w ten sposób równowagę - uznałam. - Tylko jak to zrobić?!, samozapytałam. - I czy to w gruncie rzeczy ma sens? Czy tego naprawdę chcę? Podoba mi się przecież taki, jaki jest. Taki... przenikliwy i taki... - walczyłam przez chwilę z własną dumą, aby sama od siebie odrzucić, odepchnąć świadomość tego, że jest właśnie taki - mądrzejszy. I żeby tego nie nazwać. Czego - tu zrozumiałam, że stawiam kolejny krok ku akceptacji tej prawdy - potrzebowałam. Codziennego wsparcia ze strony kogoś takiego jak on, aby odzyskać to, czego brak doskwierał mi tak bardzo: bycia sobą. Nagle odniosłam wrażenie, jakbym nagle, wyszedłszy z siebie, stanęła z boku i obserwowała siebie i Jerzego stojących naprzeciw siebie i w siebie wpatrzonych. Ależ on na mnie patrzy, przeniknęła mnie myśl. Mój były nigdy tak patrzył na mnie! A jak ja na niego... Czyżby zaczął zakochiwać się we mnie? I, co gorsza, ja w nim?? Niech to nie będzie prawdą! To jeszcze za wcześnie! Nie mogę już teraz, a ty, Jerzy, nie wiesz co robisz! Przecież ja... Gdy wrażenie minęło i wróciłam do siebie, poczułam, że ujmuje moje dłonie, a po chwili puszcza je, obejmuje mnie i przytula. - Jest wiosennie i ciepło - szepnął mi do ucha. - Przyjemnością jest dla mnie tulić cię - tu zrobił przerwę - i przytulać się do ciebie. Ale jak długo jeszcze będziemy stać tu, na ulicy? Warszawa, 20. Marca 2025
-
@poezja.tanczy Bardziej właściwe jest określenie "literackie uchwycenie chwili". Prawda? Pozdrawiam Cię. @Natuskaa Zwracają uwagę "przysiąście się znajomego zapachu", "szuflady umysłu" i "drzwi które jeszcze nie miały futryny". Co prawda w umyśle jest możliwe bardzo wiele - osobiście przychylam się do stwierdzenia, że wszystko - dlatego niech owe drzwi zostaną. Ale przekręcasz klucz w zamku: nie zamek. No i "wymemłana", nie "wymemlana" - chociaż pochodząca od (wy)mamlać. Wiem: to literówka, ale... popraw. Przysiadłem się i ja. Czytelniczo. I wstaję, poczytawszy przyjemnie. 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
-
Słusznie się domyślasz: "(...) ten pseudonim (...) mój zaczerpnąłem z "Ojca Chrzestnego" - w końcu mam na imię jak najmłodszy syn Dona Vito Corleone'a. A co rozumiesz przez "(...) Corleonem wybrzmiały życzenia (...)"? Pozdrawiam Cię serdecznie. Uprzedziłem zatem Twoje pytanie. Tak: gdy trzeba, "(...) Milankiem (...) zajmuje się (...) babcia (...)". Dzięki Ci za pozdrowienia, odwzajemniam.
-
@Kwiatuszek Bardzo proszę. A "(...) spodobało (...)" mi się. Owszem. 🙂
-
@Kwiatuszek Wbrew pozorom powyższe opowiadanie wcale nie jest pisaniem "(...) o niczym (...)"... "23. lipca 1994r." był jednym z dni mojej wycieczki do Włoch. I był to dzień "(..) gorący (..)", jak to zwyczajnie w tamtym kraju. Przeczytałem z przyjemnością. Ładne opowiadanie. 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
-
@Kwiatuszek "Leśna biel", jak czytam, to z jeden z pomysłów, które Tobie "(...) pod czapką się tłoczą (...)" Dobrze urzeczywistnionych pomysłów 🙂 . Pozdrawiam serdecznie.
-
Bajka o lesie
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Kwiatuszek Ładnie: iście bajkowo. I interesująco. Zwraca uwagę ostatnia linijka czwartej zwrotki: "wszak dziś jest świętem". Pozdrawiam serdecznie. -
@Kwiatuszek 🙂 Czyta się wielce przyjemnie. Twoja "Miodonoska" jest technicznie bardzo dobrym wierszem: prostym, a zarazem pomysłowym, konsekwentnie poprowadzonym poprzez ciąg powiązanych obrazów. Pozdrawiam Cię serdecznie.
-
@Bożena De-Tre Miło mi, Bożeno. Dziękuję za wizytę i czytanie. Mam nadzieję, że teraz zainteresują Cię również poprzednie rozdziały. Wszystkiego pozytywnego i wspaniałego oraz radosnego z okazji imienin. Pozdrawiam serdecznie.
-
Uśmiechnął się w odpowiedzi. Założył podniesiony z płyt peronu plecak i wysunął do góry uchwyt walizki. Po czym, ująwszy go lewą dłonią, sięgnął do mojej. Poczułam się ważna i doceniona. Szanowana. - Traktuj mnie zawsze z szacunkiem - pomyślałam. - Tak, jak teraz. Potrzebuję tego. Zastanowiłam się, czy wyrazić na głos to moje pragnienie. Zawahałam się. Po chwili uznałam, że zaczekam z tym na inny moment. Lepszy - chociaż ten był dobry. Ale - rozważyłam szybko - lepiej będzie u mnie w domu. Przy spokojnej rozmowie. - Milanka? - zapytał. - Twojego synka, jak pamiętam? - Tak, mojego synka - odpowiedziałam, opanowując się, aby nie spuścić wzroku i aby spojrzeć Jerzemu w oczy. - Mojego ukochanego z 30. Czerwca dwa tysiące dwudziestego roku. Wtedy go urodziłam... - dodałam tytułem wyjaśnienia. Znów się uśmiechnął. - Coś za dużo tych uśmiechów - moje obawy uparcie dorzuciły swoje kolejne zupełnie achciane trzy grosze. - Hm! - zgrzytnęłam na nie wewnętrznie. - Z przyjemnością go poznam - powiedział, ścisnąwszy mi dłoń trochę mocniej. - Czyli ma już prawie pięć lat. - Prawie - potwierdziłam. Zszedłszy z peronu, skręciliśmy w lewo, w ulicę położoną ukośnie do torów. Szłam obok niego zamyślona: raz zapytująca siebie, czy postępuję właściwie i czy to wszystko ma sens, tak logiczny, jak uczuciowy i rodzinny, a zaraz po tym uspokajająca siebie twierdzeniem, że przecież wymowa faktów jest oczywista, w końcu widzę, co się dzieje, a zinterpretować mogę je w jeden tylko sposób: pozytywny. Ale co, jeśli to zmieni się w przyszłości? Jeśli... Jerzy też milczał, idąc obok mnie. I zapewne domyślając się mojej wewnętrznej walki. - Zobacz, jak wokół robi się zielono - przerwałam ciszę między nami, w oczywisty sposób anaturalną. - Drzewa i krzewy budzą się do życia po, można rzec, zimowym śnie. I jak Słońce grzeje. Jest tak miło i ciepło... Popatrzył po właśnie wspomnianych, mijanych krzewach i drzewach. - Istotnie, robi się zielono - powiedział powoli. - Jest słonecznie i ciepło. Ale chyba myślisz przede wszystkim o czymś zupełnie innym. Znów poczułam się niepewnie. Dłuższy moment zastanawiałam nad odpowiedzią. - Tak, Jerzy - odparłam, postanowiwszy przyznać mu się do rozterek i wahań. - Nie tyle zastanawiam się, czy to wszystko dzieje się naprawdę, bo przecież widzę to, co widzę, słyszę od ciebie to, co słyszę i czuję to, co czuję... w tym twoją dłoń, ściskającą moją. Ale myślę o tym, co zdarzy się później. Co będzie z nami? Jak długo wytrzymasz ze mną? Jestem trudna, a w każdym razie bywam taka w codziennym byciu. Tak, prawda: przedstawiłam siebie w zbyt ciemnych barwach... domyśliłeś się, że celowo. Ale ja to ja. Ale jest i Milanek: czyli uwaga i obowiązki. Przyzwyczaiłeś się do wolności w znaczeniu, że nikt ci mówi, co trzeba zrobić i co kiedy. Teraz to się zmieni, będziesz miał na głowie nas oboje. Na pewno tego chcesz? - zatrzymałam się, zadawszy o pytanie. Czując, że moja ręka zostaje z tyłu, gdyż Jerzy zatrzymał się wcześniej. Tuż przede mną. Obejrzałam się nań, wciąż trzymając jego dłoń. - Jerzy? Miał dziwną minę. Na wpół poważną, na wpół rozbawioną. I z tą miną spoglądał na mnie. Wydało mi się, że tym, co dostrzegam w jego oczach, jest właśnie rozbawienie. Oprócz zdecydowania, rzecz jasna. - Na pewno tego chcę - odpowiedział, postawiwszy walizkę na chodniku i sięgnąwszy po moją prawą dłoń, aby zamknąć ją w uścisku swoich palców. - Co zaś tyczy się twojego zdania, że będę miał na głowie was oboje - tu akurat nie zgadzam się. Milanka będziemy mieć na głowach obydwoje. Ty natomiast jesteś zaradną osobą: świetnie zorganizowaną i dobrze radzącą sobie w życiu. Skąd więc akurat ta obawa? Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Nawet nie mogłam wiedzieć ani być pewną, gdyż myśli nagle zakłębiły mi się w głowie, tworząc w umyśle coś, co dzisiaj nazywa się trudnym do ogarnięcia. Stałam jak wrosła w ulicę, wpatrując się weń pusto. Spojrzeniem, które nagle straciło wyraz. - Stąd - odrzekłam bardzo powoli, wyłuskując z myślokłębowiska te potrzebne i mozolnie dobierając do nich słowa - że... że... mam czasem kłopoty sama ze sobą - wyrzuciłam z siebie część prawdy, której przecież i tak już się domyślił. - Że pracuję sama ze sobą i bywa, że idzie mi to z trudem. I że trzymam się, bo muszę. Dlatego... dlatego stwierdziłam, że będę wobec ciebie taka, a nie inna... a raczej, że mogę taka być... być a właściwie bywać. I że nie wiem, jak to będziesz znosił. Ani jak długo. Ty też nie wiesz, bo i skąd miałbyś to wiedzieć? Skąd?! - nagła emocja sprawiła, że podniosłam głos. Podszedł do mnie wolnym krokiem, niwelując odległość. Jeszcze dwa kroki... - zaczęło robić mi się chłodniej - jeszcze jeden, a stanie przede mną, spojrzy mi w oczy i... zobaczy w nich lęk! Co wtedy?! Nie mogę mu na to pozwolić! W każdym razie jeszcze nie! Wiedząc, że na ucieczkę jest za późno - i to od dawna - zacisnęłam powieki. Uświadomiłam sobie, że stoi tuż przede mną. Czekałam: obejmie mnie i przytuli, czy nie? Najwidoczniej uznał, że w tej sytuacji byłoby to zbyt płytkie i nic rozwiązałoby. A jeśli nawet, to tylko na chwilę. Chociaż przecież ta właśnie chwila między nami jest jedną z najważniejszych. Za to usłyszałam ciepłe i zachęcające słowa, wypowiedziane tak, jakby wszystko przyszłe między nami miało od nich zależeć: - Aga. Otwórz oczy i spójrz na mnie. Voorhout, 16. Marca 2025
-
2
-
Somalijo, Kwiatuszku - miło mi Was gościć po raz kolejny. Dzięki wielce za czytelnicze uznanie. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
-
@Kwiatuszek Cóż: pomysłowość jest podstawą pisania. Dzięki Ci wielce za odwiedziny, miły komentarz i uznanie dla kolejnego rozdziału. 🙂
-
@Kwiatuszek Miło czyta się taki komentarz. 🙂 Ano, w takim razie zapraszam niniejszym do przeczytania kolejnego rozdziału. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dobrej nocy.
-
- Nie boję - powtórzył tym samym tonem. Tak samo spokojnym i równie zdecydowanym, wciąż trzymając moje dłonie w swoich. Wydało mi się, jakby słowom tym towarzyszył pomruk - bynajmniej łagodny, ale ostrzegawczy - nie kota, a co najmniej rysia. Jednocześnie odniosłam wrażenie, jakby moje palce znajdowały się w uścisku łap... przez chwilę czułam dotyk sierści na wnętrzach i wierzchu dłoni. Zacisnęłam powieki, chcąc pozbyć się wrażenia. Ustąpiło momentalnie. - Aga, wszystko w porządku? - dobiegł mnie głos Jerzego. Tym razem lekko zaniepokojony. - Tak, tak... wszystko w porządku - potrząsnęłam głową, usiłując uśmiechnąć się doń uspokajająco. - Zapytałem, bo zrobiłaś się nagle blada - powiedział, powoli przyciągając mnie do siebie i obejmując. - Dzięki za troskę, nic mi nie jest - odparłam trochę szorstko. - Skoro tak twierdzisz... - w jego tonie dało się wyczuć wahanie. Zdecydowałam się uciąć temat. Nie, żebym nie lubiła i nie potrzebowała jego troski i wsparcia. Ale po latach samotności odwykłam od tychże męskich w moim życiu: od ich regularnego doświadczania, a tym samym od przyjmowania. Zresztą mój były nigdy zbyt wiele mi ich okazywał: kiedy miałam przyzwyczaić się do tego, że ze strony mężczyzny są one po prostu normą? - Jerzy, lepiej już pójdźmy - powiedziałam, chcąc ukryć przed nim wewnętrzną walkę. Mając złudną nadzieję, że uda mi się to. Jak wkrótce się okazało, gdy spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem. Odruchowo uciekłam spojrzeniem, ledwie powstrzymując się od rzucenia uwagi, aby nie spoglądał na mnie w ten sposób. Kątem oka zobaczyłam, że odwraca wzrok. Odetchnęłam mimowolnie, uwalniając się z jego objęć. Ale pozostawiając w jego prawej dłoni moją lewą. Niech chociaż te pierwsze chwile będą jak najbardziej idealne! - pomyślałam. - Z możliwie najmniejszą ilością takich drobnych zgrzytów... Uśmiechnęłam się do niego. Tak szczerze i tak naturalnie, jak tylko potrafiłam. Uśmiechem na tyle przekonującym, na ile tylko zdobyć się byłam w stanie. - Wszystko w porządku... Jerzy - zapewniłam go. Chciane "najdroższy", pomimo starań, stawiło opór przed wyartykułowaniem. - Chodźmy zatem - sięgnął po stojącą obok podróżną walizkę na kółkach. - Co powiesz na obiad w restauracji? W... - tu podał nazwę i adres.- To blisko, a pogoda wręcz zachęca do spaceru. - Mam inny pomysł - odrzekłam, po raz kolejny tego dnia wahając się, wycofując wewnętrznie i zaraz po tym zdobywając na odwagę. - Przedstawię ci Milanka. Voorhout, 14. Marca 2025