Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Corleone 11

Mecenasi
  • Postów

    2 288
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Treść opublikowana przez Corleone 11

  1. @Monia 🙂 dla wiersza. Z serdecznymi pozdrowieniami dla Autorki 🙂 .
  2. @hania kluseczka Cóż. To przecież nie wina topoli, że masz alergię na nią i jej pyłki. Dzięki wielkie za wizytę, czytanie i poetyckie uznanie 🙂 .
  3. - dla Belli i dla A. Tymczasem Yennefer i Geralt - w wybranej dwukomnacie, pełnej wszelakich wygód, z szerokim łożem na czele, oczywiście odpowiednio przestronnej i widnej - zamieniali czas w czułość. Obopólną i wzajemną. Razem i jednocześnie. Zgodnie ze swoimi naturami: czarodziejską i wiedźmińską. Zgodnie ze znanymi przecież wzajem potrzebami. W równowadze, a we właściwych chwilach - ze stosownym jej naruszeniem. Dokładniej, ze stosownymi jej naruszeniami. Zamienianie trwało i trwało. I bynajmniej wyglądało, iż zakończy się szybko, czego jednak o wspomnianych przed chwilą zachwianiach napisać nie można. Owe bowiem, cały czas spodziewane, przychodziły i gasły. Pojawiały się, zajmowały tyle czasu, ile powinny były zająć, i odchodziły. W przeszłość, aby powrócić w przyszłości. W mrok, aby znów pojawić się w świetle. Lekceważąc równowagę, która - z wzajemnością - ważyła je sobie lekce. I która uparcie i z właściwym sobie spokojem wracała do siebie. - Geralt. - Tak, Yen? - Chcę jeszcze - upomniała się wiedząc, że wkrótce otrzyma to, czego się domaga. I że kolejne naruszenie równowagi przezeń dla niej i zarazem przez nią dla niego stanie się kolejnym faktem pomiędzy nimi. Przychodzącym z przyszłości, przenikającym teraźniejszość i stającym się przeszłością. Niezapomnianą, zapamiętaną i trwale obecną w jasnościach ich serc i umysłów. - Yen... - Geralt... Wieczny, odwieczny krąg naruszeń i przywróceń. W myśl zasady, że zjawiskiem najbardziej we Wszechświecie stałym jest zmiana.* Zgodnie z prawdą, że "Milość jest ostatecznym prawem życia".** - Yen? - Nie pytaj, Geralt. Po prostu mnie weź... Branie i dawanie. Dwie strony, dwa oblicza czułości. Krąg połączenia i wymiany osobistych energii. Jednolita przestrzeń, która zarazem jest podwójną. Złożoną z nich obojga i stanowiącą właśnie ich oboje. - Geralt - z radością i równocześnie niedowierzaniem w głosie powiedziała Yennefer w jakiś czas po tym, gdy uwolnił ją od siebie. - Tak, kochanie? - zapytał lekko sennym głosem. - Chyba stał się cud... * Twierdzenie z nauk Arona Jasnowidza. ** Sentencja Yoga Tea. Cdn. Voorhout, 11. Lutego 2024.
  4. Dzięki wielkie, Moniu. Miło po raz kolejny gościć Cię poetycko 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  5. @Nata_Kruk Dzięki Ci, dzięki 🙂 . Tak napisać wydało mi się wtedy - i nadal wydaje - właściwym. Powiadasz - >>(...).maleńka "foremka"(...).? Ano, taki wtedy miałem zamysł. Serdeczne pozdrowienia.
  6. Leszczym, wielce Ci dziękuję. Miło, że zajrzałeś 🙂 . Pozdrawiam Cię serdecznie.
  7. @duszka Podoba mi się metafora "wtulania się w ziemię". Trochę mniej powtórzenie "bez", z których drugie można zastąpić, używając "i" 🙂 . Temat przebywania w innych wymiarach jest bardzo ciekawy - także dla mnie. Część z nich jednak jest apozytywna (pozytywna inaczej), zgodnie zresztą z nadrzędnym prawem równowagi YinYang . @duszka Dziękuję Ci wielce i również serdecznie pozdrawiam 🙂 .
  8. Duszka, wielce Ci dziękuję za poetyckie uznanie 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  9. @et cetera W wierszu mowa o drzewach imieniem topole, a ten akurat skwer w Hadze nie ma nazwy. Dziękuję Ci za wizytę i czytanie z komentarzem oraz uznanie 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  10. @Somalija Skoro nie podobają się jej sukienki z guzikami, w takim razie w co - o czym wspomniałaś - ubierała się godzinę?? Wygląda mi na to, że w Twoim domu to nie ona ma podstawy do spoglądania z politowaniem 🙄 ... Serdeczne pozdrowienia 🙂 .
  11. mała w wielkim mieście skwer pomiędzy domami zamieszkują topole przechodniom opowiadają zaokienne historie 15.07.2020
  12. - dla Belli i dla A. Regis patrzył. Nadwampirza natura pozwalała mu w wysokim stopniu dzielić uwagę, azależnie od okoliczności. Kochając się z Angoulême, w który to akt angażował w oczywisty sposób i emocje, i wolę - ale także część duszy - widział wszystko. Wszystko rejestrował swymi wampirzymi zmysłami. Ciepło słonecznych promieni. Cień, rzucany przezeń na leżącą przed nim i obejmującą go udami dziewczynę. Powiew lekkiego wiatru, przyjemnie chłodzącego rozgrzaną skórę. Przyśpieszony z płynącego do pędzącego bieg krwi Angoulême w jej tętnicach i w żyłach. Czuł także jej wewnętrzny żar, kończący pochłaniać ją całą. Czego zresztą domyśliłby się, nawet gdyby nie czuł. Słyszał również jej nieliczne myśli, skoncentrowane na doznaniach. Na będącym ich przyczyną pragnieniu. Na jego imieniu, bezgłośnie wyszeptywanym jednocześnie w umyśle, sercu i duszy. I na... Uśmiechnął się lekko, kontynuując branie i dawanie zarazem. I wciąż poddając się pożądającej go i równocześnie biorącej go kochance. - Regis, chcę cię czuć... zawsze tak, jak teraz. Nie przestawaj... Miał zamiar i przemożną chęć kontynuować aż do - nazwijmy to tak - wampirzego finału. Który zresztą - jak czuł - nadchodził, by nazwać to w ten sposób. Który zbliżał się wcale wielkimi krokami. Nachylił się, aby złożyć czule długi pocałunek najpierw na jej rozchylonych pragnieniem wargach, w chwilę potem na rozedrganych powiekach, po nim natomiast na uniesionych piersiach. Właśnie miał zamiar przesunąć się ku jej krągłym udom, by ucałować miejsce, które przed chwilą opuścił, gdy usłyszał namiętny szept Angoulême: - Czy mógłbyś zacząć od nowa? Chyba mam ochotę na więcej... * * * Tymczasem Yennefer i Geralt... Cdn. Gdańsk, 9. Lutego 2024
  13. @Somalija Twoja córka ma takie sukienki, jakie jej kupujesz. A ilość guzików w sutannie jest zależna od wzrostu noszącego. @Somalija Proszę bardzo 🙂 .
  14. @Somalija Ano tak, rozumiem. Powodzenia przy następnych Mohito-zakupach. @Somalija Ładna ta sukienka 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  15. @Somalija Które kobiety są straszne 🤔 ? @Somalija Cieszę się, że Ci "trochę przeszło po tym śnie". Ucieszę się bardziej, gdy przejdzie Ci do końca. 🙂 Odnośnie do zakupów, wolę je robić bezpośrednio, w fizycznym sklepie. Ale racja, zakupy online mają swoje zalety. Dobrego week-end'u. Serdeczne pozdrowienia. 🙂
  16. - dla Belli i dla A. Jak wiemy, Angoulême wcale przeszkadzało to, że Regis jest od niej znacznie starszy. Ani to, iż jest nadwampirem. Toteż - co wiemy również, domyśliwszy się - bynajmniej nie żałowała sobie, jak to ujmuje się w obecnych nam czasach, seksualnej z nim przyjemności. Autorowi dodać należy - i wypada - że nie żałowała jej także jemu. Obopólne bowiem chęci brania i dawania tworzyły pomiędzy nimi swoistą energetycznoseksualną równowagę. Azależnie od tego, iż Regis jako istota energetycznie wyższa, czuwał nad całością sytuacji, mając na uwadze - co nie zdarza się wielu mężczyznom albo przydarza im się nie tak często, jak ich kobiety potrzebują, a więc i się spodziewają, zatem po prostu zbyt rzadko - w równej mierze tyleż emocje i doznania kochanki, ileż swoje własne. Przez uchylane od czasu do czasu powieki Angoulême widziała przed sobą i nad sobą nadwampirzego kochanka. Do przebłysków jej świadomości bardziej docierał obraz jego trochę zmienionej wskutek doznawanych emocji twarzy. Nie była pewna, czy nie powinna widzieć ich więcej, zatem, pomimo rozemocjonowania, postanowiła zapytać go o to później. Teraz była pewna jednego: bardzo wysokiego poziomu swoich doznań. Miejsce jej ciała, w którym znajdował się jej kochanek swoją wampirzą męskością - wampirzością - w którym poruszał się, które drażnił, jednocześnie zaspokajając pragnienie także jej całej, płonęło tak, jak tego chciała i tak, jak tego oczekiwała. Żar stopniowo przedostawał się wyżej - i niżej - jej zgrabnego, dziewczęcego ciała. Obejmując zarówno nogi, którym w seksualnej ekstazie nie wiedziała, jaką nadać pozycję, i które co i raz układała inaczej, to szerzej, to bliżej tułowia - jak i biodra, całą kibić, biust, ramiona i - co też jest w takiej sytuacji oczywiście zrozumiałe - umysł. A nawet powoli zagarniając duszę. Zewnętrznie, czyli poniekąd dodatkowo - że tak to Autor ujmie - płonęły i jej biodra od uścisku wampirzych dłoni. Zaś to, że w boki delikatnie łaskocze ją trawa, zupełnie jakby oczekiwała podzielenia się seksualnymi doznaniami i to, że z samego początku było jej chłodno i wilgotno w plecy i w pośladki od ziemi - w ekstazie zdążyła zapomnieć. Zwolna stawała się Płomieniem. I Żarem... * * * Cdn. Voorhout, 8. Lutego 2024
  17. mimo roku i dziesięciu kilo wagi wciąż chce być karmione - cóż, nie ma to jak wygoda nie śpieszy się do latania tym bardziej, że gniazdo znajduje się siedemdziesiąt metrów nad ziemią - do ogona z pomysłami rodziców chociaż woła, przylatują coraz rzadziej, wywołując rozczarowanie - ech, pora samej rozpostrzeć skrzydła po namyśle przyznaje, że mieszkać tak wysoko to ekscytujące a i widoki są przepiękne - gdyby jednak wszystko było jak dawniej i żeby deszcz padał niżej 27.12.20. wiersz inspirowany fragmentem odcinka pt. "Dżungla" serialu "Nasza planeta" zrealizowanego przez Netflix.
  18. @Somalija Owo pęknięcie symbolizuje to, co się wydarzy - a właściwie to, co już dziać się zaczęło. A Twój "czas wodza" zawiera bardzo wiele prawdy. Nie mam pewności, czy "(...) ukrzyżowali Syna (...)", ale ponad wszelką wątpliwość "(...) wolą banki (...) i złoto (...)". Co zaś tyczy się Rosji - też masz rację. Zatem, tym razem zostawiam wierszowi serduszko. Serdeczne pozdrowienia.
  19. @Leszczym Zerkaj, Michale, zerkaj. Proszę bardzo 🙂 . Dobrego Dziś, pozdrawiam Cię serdecznie.
  20. @Leszczym Spostrzegawcze i dobrze napisane 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  21. @Natuskaa Wielkie Ci dzięki za uznanie. 🙂 Miło, że zagościłaś i przeczytałaś. Serdeczne pozdrowienia.
  22. - dla Belli i dla A. Tymczasem Milwa i jej baron, wszedłszy na piętro pałacu, oglądali komnatę za komnatą i - dziś nazwalibyśmy je właśnie tak - apartament za apartamentem. Kolejne jednak, chociaż przestronne, widne i gustownie urządzone (przy czym każdy inaczej) - co w końcu nie może dziwić przy takim Stwórcy jak Jezus i zarazem, jak już wspomniano, Pierwszym Architekcie - nie zatrzymywały ich uwagi na więcej niż kilka długich, to prawda - ale jednak chwil. Podobały się, owszem i ba - znajdowały uznanie, co przecież było nie tylko spodziewane, lecz wręcz oczywiste i zrozumiałe. Mimo to w każdym znajdowali jakieś "ale". Widzieli coś, co nie odpowiadało. Dostrzegali coś, co nie pasowało. Zwracali uwagę na coś, czego w tym konkretnym wycinku przestrzeni nie chcieli. To okna zdawały im się za wysokie. To nie taki, jak chcieliby, kolor ścian i nie dobrane zasłony. To znów brak futer na podłodze po obu stronach łoża. Wreszcie za mała komnata, chociaż dla komfortu połączona korytarzykiem z drugą, równie jasną, tej samej wielkości. A może po prostu nasi bohaterowie w gruncie rzeczy nie wiedzieli, czego szukają? Może ich spodziewania były zbyt mało konkretne? Zbyt mało precyzyjne? A może - właśnie - zbyt wygórowane? Może, oglądając pomieszczenie za pomieszczeniem, z których żadnemu w żadnym szczególe można było cokolwiek zarzucić - zaczęli, mimo iż aświadomi tego, odczuwać przesyt? - Mój ty szlachetnie urodzony - zaczęła Milwa w kolejnej izbie. Przestronnej, z kamienną, jasną podłogą i pobielonym sufitem. Z dużym, trójczęściowym oknem, z których środkowa, całkowicie przejrzysta i podzielona ramą na górny i dolny prostokąt oraz trzy środkowe kwadraty zamocowana była na stałe. Boczne natomiast, uchylne do wewnątrz, były - jako stanowiące pola z przewagą zabarwionych na błękit, czerwień, żółć i zieleń ćwierćowali - trochę mniej przejrzyste. Za to, filtrując słoneczny blask, rzucały wesołokolorowe plamy na powierzchnię podłogi. - To którą - zadała kolejny raz to samo pytanie, w taki sam sposób rozglądając się po wnętrzu - komnatę wybierzemy? Obejrzeliśmy ich już tyle, czuję się zmęczona oglądaniem i wybieraniem... Baron uznał, że najwyższy czas przejść do rzeczy. Dla podkreślenia powagi materii i chwili usiadł przy stole, opierając przedramiona i splecione dłonie na blacie. Naprzeciwko usiadłej na łożu kochanki tak, aby móc na nią spoglądać. - Kochanie, chciałaś porozmawiać o ślubie... - zaczął powoli. Z nadzieją, że skoro Milwa sama zaproponowała rozmowę o nim, to może... Chciał się z nią ożenić. Chciał żony właśnie takiej, jak Milwa. Szczerej, kochającej przestrzeń i łowy. Naturalnej i swobodnej, także seksualnie. Nie dziedziczki włości, sąsiadującej z jego własnymi włościami. Młodszej od Milwy, bardzo ładnej i zgrabnej, to prawda. Wykształconej i obytej, także w polowaniach, a nawet - przez bardzo przewidującego ojca, hrabiego skoligaconego z domem książęcym w Beauclair* - w rycerskim rzemiośle. Ale, chociaż marzyła mu się przez pewien, dość długi zresztą czas - nie miała tego czegoś. I chociaż nie potrafił dokładnie określić, czym owo coś właściwie było, Milwa widziała mu się lepszą kandydatką. Czuł to. Tak myślał. Pomimo wahań. - Byle naprawdę mnie chciała... - pomyślał po raz następny. - Mnie dla samego mnie, a nie dla majątku i tytułu. Uśmiechnęła się promiennie jak słońce, które tak lubił. I przejrzyście jak wiatr, który tak kochał. Wstała i wciąż z tym uśmiechem podeszła do okna. Obróciła się powoli, a jej uśmiech zmienił się w poważny. - Wyjdę za ciebie i dam ci potomka - powiedziała. - Ale chcę ślub. Dasz mi słowo? - Dam - zerwawszy się z miejsca baron podszedł do Milwy uroczystym krokiem i przyklęknął na prawe kolano, zgodnie z obyczajem ujmując jej prawą dłoń. - To moje słowo - ucałował ją dwornie. - Będę ci towarzyszką póki zdrowia i życia - wzruszona Milwa z trudem wypowiedziała wyrazy małżeńskiej obietnicy, których nauczył ją ojciec. - Dnia i nocy, podwórza i domu. Stołu i łoża, biedy i bogactwa. Tylko... - uczyniła zwyczajową przerwę. - Tak? - baron pytaniem dopełnił obyczaju. - Tylko mnie kochaj.** * W której powieści jej Autor umieścił Beauclair, nie wymaga przypomnienia. ** Jaki film kończy przytoczone zdanie, też wręcz nie powinienem przypominać moim Czytelnikom. Cdn. Voorhout, 4. Lutego 2024
  23. @Nata_Kruk Dziękuję Ci bardzo za wizytę, przeczytanie i pozostawiony "ślad bytności" 🙂 , życząc zarazem dobrego dziś. Miło mi bardzo, że "Czyta się bardzo dobrze". Większość rozdziałów piszę po prostu w miejscowości, gdzie obecnie mieszkam; pozostałe podczas wyjazdów i urlopów w miejscach, do których przyjeżdżam. Serdeczne pozdrowienia.
  24. - dla Belli i dla A. - Skoro ogród tam się znajduje - Angoulême przytuliła się do Regisa zachęcająco, pamiętając o czułym, okraszonym uśmiechem pocałunku - może pójdziemy go obejrzeć? - Dobrze, kochanie - nadwampir odwzajemnił i przytulenie, i pocałunek, kładąc dłoń na pośladku dziewczyny. - Chodźmy. - Tania dziewczyńska sztuczka - skrzywiła się w myślach Yennefer. - Daj spokój - z oczywistym spokojem zwrócił jej uwagę Jezus, również myślowo. - Przecież wiesz, że nie pobierała żadnych nauk, nie licząc czytania, pisania i rachowania. Że w sferze kształcenia i obyczajów więcej przed nią, niż przed tobą. Ale przy Regisie - i w pobliżu ciebie - będzie miała okazję i czas, aby te braki nadrobić. Nadto bardzo dobra będzie z niej matka - dodał, na co Yennefer zarumieniła się lekko. - Oj Jezusie - odpowiedziała - moim zdaniem Tobie wręcz nie wypada czynić takich insynuacji pod moim adresem. Wychowałam Ciri najlepiej, jak umiałam. Zresztą Sam wiesz, że trudna z niej osóbka... - Tu zgodzę się z tobą - odparł Jezus. - Co nie zmienia prawdy, iż powinnaś popracować trochę nad poziomem swojego krytycyzmu. - Yen? - głos Geralta zwrócił tok jej myśli ku niemu, ku nim i do pałacu, przed którym stali. - Wszystko dobrze? Wydałaś mi się aobecna duchem, mając dziwny wyraz twarzy... - Wszystko w porządku, mój ukochany - uśmiechnęła się pośpiesznie, w ostatnim momencie powstrzymując się od pocałowania męża w policzek. - Chodźmy wraz z Angoulême i Regisem obejrzeć ogród, dobrze? - Aha - telepatycznie dodał Jezus. - Gratuluję samokontroli. Pachnie mi to... Yennefer zarumieniła się ponownie. * * * Oględziny ogrodu trwały tyle czasu, ile miały zająć. Angoulême najbardziej spodobał się wielki trawnik, Geraltożona podziwiała wypielęgnowane krzewy, natomiast sam Geralt, odcinając się od wiedźminskich myśloobaw, że stawy i jeziora bywają tym bardziej niebezpieczne, im spokojniejsze zdają się być na pierwsze rzuty okiem - usiadł nad brzegiem ogrodowego stawu, aby cieszyć się spokojem jego powierzchni, odbijającej błękit nieba i biel nielicznych obłoków. - O czym myślisz, ukochany? - Yennefer usiadła obok niego, wsparłszy się przy siadaniu dłonią na jego ramieniu. - Podziwiałem spokój tej wody - pokazał odruchowo oczami. - Ale teraz, gdy usiadłaś tuż obok, zaczęło marzyć mi się kochanie się z tobą. Nikt nie jest tak czuły jak ty i nikt tak, jak ty... - Geralt, świntuchu! - zaśmiała się Yennefer, pacnąwszy go po ramieniu. - No pewnie, że nikt nie robi tego tak, jak ja - w oczywisty sposób wiedziała dokładnie, jakie były jego przedchwilowe myśli. - Nikt też tak, jak ty... no wiesz. - Wiem - uśmiechnął się, odczytując jej myśli i udzielające się pragnienie. - Ech, wiedźminie... * * * - Idźcie lepiej wybrać sobie komnatę - zasugerował Jezus równocześnie im obojgu. - I najlepiej omijając ogrodową łąkę. Oboje zorientowali się w tej samej chwili, o co chodzi Mistrzowi Nad Mistrzami. - No tak... - zarumienił się Geralt, w połowie z powodu własnego pragnienia. - Oczywiście - Yennefer przytaknęła dyplomatycznie. - Już idziemy. Cdn. Voorhout, 2. Lutego 2024
  25. Sisy89, Jacku, Nato, Violetto - dziękuję bardzo za serduszkowe uznanie 🙂 . Nato, Tobie dzięki wielkie także za słowa komentarza 🙂 . Wszystkim Wam serdeczne pozdrowienia 🙂 .
×
×
  • Dodaj nową pozycję...