Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Corleone 11

Mecenasi
  • Postów

    2 287
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Treść opublikowana przez Corleone 11

  1. Rozdział ósmy Na dziedzińcu Zamku Wysokiego w Malborku panowała cisza. Nie tyle grobowa, ile trupia. Przerywana od czasu do czasu skrzekliwą mową ptaków, ucztujących na zwłokach. Na wisielcach, którzy jeszcze niedawno - tego ranka - byli pełnymi dumy i pychy krzyżackimi komturami. Pełnymi poczucia wyższości dowódcami zamków, jak chociażby tego w Szczytnie i tego w Człuchowie. Byli. Teraz ich trupy, obsiadłe przez kruki i wrony, stanowiły przerażający widok. Wszakże nie dla tych, którzy ich wieszali. Nie dla polskich rycerzy oraz nie dla litewskich wojowników. Ale dla dusz, spoglądających z innego wymiaru na ciała, które, jako rzekłem, niedawno - tego ranka - opuściły. Tymczasem w Wielkiej Sali - w tej samej, w której przed swoją ostatnią wyprawą biesiadowali wielki mistrz i co znaczniejsi zakonni bracia - ucztował teraz polski król Władysław. Pan Korony, Litwy i Żmudzi. Korony od Bałtyku aż po Śląsk i po granice z Królestwami Czeskim i Węgierskim. Ucztował w towarzystwie rycerzy, mających wraz ze swoimi chorągwiami znaczny wkład w zwycięstwo na polach pod Stębarkiem. Albo, oddawszy w naszym języku tę nazwę, na polach pod Zielonym - bo jakimże w końcu - Lasem. Każdy z owych jest przecież z natury zielony. Biesiadował zatem z Zawiszą Czarnym na czele, zasiadającym po królewskiej lewicy. Zawiszą, którego - mój Czytelniku - zasługi dla Królestwa poczynione w opisanej bitwie, już ze szczegółami poznałeś. Następne miejsce zajmował litewski pan Stowejko, mąż niepomiernej siły, w nagrodę za zgładzenie jednym cięciem trzech zakonnych rycerzy wywyższony i miejscem, i herbem. Z drugiej strony, naprzeciw nich, miejsca przy władcy zajmowali Jezus, Siddharta i Muhammad oraz ich padawani. - Mamy pokój, panowie rycerze - wzniósł puchar król, powstawszy. - Wychylmy zatem! Za pokój! - Za pokój! - rycerze powstali jak jeden mąż. - Za pokój! Gdy wychylili, król Władysław wskazał za i ponad siebie jednocześnie. Na ścianie za nim, kilka metrów ponad jego głową, pobłyskiwały brzeszczotami dwa krzyżackie miecze. Te same, których wbiciem w ziemię zakonni heroldowie rzucili wyzwanie chorągwiom polsko-litewskim. Na swoją rychłą, jak się okazało, zgubę. - Te miecze - ogłosił - pozostaną tu po wsze czasy. Tak długo, jak istnieje ten zamek i ta sala. Ku chwale waszej, panowie, i na pamiątkę naszego zwycięstwa. W dokladnie tym samym czasie w przejętych od Zakonu zamkach, ucztowały ich załogi. O tej samej, umówionej uprzednio godzinie, wznosząc ten sam toast. - Mamy pokój!!! Voorhout, 10. Listopada 2024
  2. Siostrzyczko, dzięki Ci wielce. Wiesz: za to, co zawsze. Miło Cię gościć, nieustannie 🙂 . Pozdrawiam Cię serdecznie. Mam nadzieję, że Niedziela mija Ci sympatycznie.
  3. @Wiesław J.K. Wiesławie, wpisałem do wyszukiwarki pytanie, jak nazywał się Władysław Jagiełło. Po opisie Władysława II Jagiellończyka następuje wikipediowy opis Władysława Jagiełły. Gdy go wyświetlisz, w pierwszej linijce przeczytasz jego litewskie imię. Używane jest ono także - i także w spolszczonej formie - w serialu pt. "Korona Królów. Jagiellonowie" Dzięki za wiadomości, pozdrawiam Cię serdecznie. 🙂
  4. @Wiesław J.K. I właściwie uczyniłeś, poprawiając. (Pamiętaj, miecz ognisty czeka zawsze w pogotowiu: "Ciach!".) "Jogajła" zaś jest polską wersją litewskiego imienia, które potem przekształcono w wiadome nazwisko. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuje za wizytę oraz uznanie. 🙂
  5. Rozdział siódmy Ulryk von Jungingen otworzył oczy. I od razu, w automatycznym odruchu, sięgnął dłonią ku szyi. Do miejsca, które kilka chwil temu przebił i w którym kilka chwil temu tkwił miecz Zawiszy Czarnego. Dotknął go. Nie poczuwszy rany tam, gdzie spodziewał się jej, podniósł rękę. Zobaczył na palcach krew. Swoją. - Ja żyję - pomyślał. - Mogę oddychać. Mogę myśleć. Widzę i czuję. Wziąwszy głęboki wdech, skierował oczy na wciąż stojącego dwa kroki przed nim polskiego rycerza. Potem na Jezusa, znajdującego się Odeń kilka następnych kroków. Wreszcie na Gabr'I'elę, czekającą, aby zadać mu śmiertelny cios. Kolejny, jak już, mój Czytelniku, wiesz. - Nie... - wyrzekł pewnym - jak na tę sytuację głosem - to wszystko niemożliwe. To wszystko nie dzieje się naprawdę... nie może! Omamiły mnie pogańskie czary! To... - Nie - powtórzyła za nim Gabr'I'ela, przerywając mu chłodnym tonem - powiem wprost, nawet bardzo chłodnym - i uśmiechając się zimno. - To wszystko jest jak najbardziej możliwe, inaczej po prostu nie działoby się. A dzieje się. Ale - i tu masz rację, Gabr'I'ela pozwoliła sobie dotknąć Mroku, uśmiechając się jeszcze zimniej i czując w umyśle ostrzegawczy Jezusomyśloimpuls - są to czary. Jednak nie takie, jak myślisz, ale boskie. Boska magia. - Która za chwilę - podjęła po chwili, uniósłszy do ciosu swój miecz świetlny - wskrzesi cię po raz drugi. - Tylko nie śmierć z ręki kobiety! To jest... - zdążył jeszcze pomyśleć Ulryk, nim jego głowa, znacząc za sobą ślad krwi, odtoczyła się na bok. - Gabr'I'elo, to było widowiskowe - ocenił Muhammad. - Prawda, Milu? Prawda, Zubajr'ze? - zwrócił się kolejno do nich obu. - Ciach i po wrogu. Kocham to! - Wiemy to, a jakże - odpowiedziała mu Gabr'I'ela, uśmiechnąwszy się wpierw słodko do Mila. - Dzięki bardzo - jej uśmiech do Muhammada był znacznie bardziej oszczędny. - Teraz czas na moją aktywność - zadecydował Jezus. - Pora go wskrzesić - telekinetycznym gestem przytoczył głowę Ulryka ku zwłokom. - Wstań, już czas zmierzyć ci się z przeznaczeniem. - Z... przeznaczeniem? - Ulryk powtórnie otworzył oczy. - Tak, z przeznaczeniem - odparł mu pierwszy z jego zabójców. - Pójdziesz na powrozie do naszego władcy, króla Władysława. Tam, przed obliczem jego majestatu, zaczekasz na sąd, w którym oskarżycielem będą twoje myśli, słowa i czyny - tu pan z Garbowa wskazał na Jezusa. - On zna je wszystkie. * * * - Ulryku z Jungingenów - podniosłym tonem zakończył przemowę władca Polski i Litwy, Władysław Jagiełło. - Za twoje zbrodnie przeciwko moim ludom skazuję cię na śmierć przez powieszenie. Zanim jednak wyrok zostanie wykonany, poddasz mi Malbork i zrzeczesz się po wsze czasy władztwa Zakonu nad zajętymi przezeń polskimi i litewskimi ziemiami. Uczynisz to formalnie, swoimi podpisem i pieczęcią, w obecności Tego otu tu - w tym momencie Jogajła skłonił się nisko - Boga w ludzkim ciele. - Nie - w odruchu oporu, skądinad naturalnego i zrozumiałego, chciał zaprotestować skazany. Nie zdołał jednak: myśl, a właściwie słowo to, stawiło mu opór i za nic, mimo podejmowanych wysiłków, nie chciało wybrzmieć dźwiękiem. - Tak - z naciskiem podpowiedział mu Jezus. Voorhout, 9. Listopada 2024
  6. @Somalija Nie myślałem o tym, aby znalazł się na stronach powieści. Ale gdyby uczynić go równie świadomym, jak Gabr'I'ela i Mil - i oczywiście Soa - mógłby pojawić się w "Innej historii". Jako niezależny czaso- i wymiaro- wędrowiec. Siostrzyczko, dobrej Soboty. Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 .
  7. @Somalija Dlaczego miałby być o niego zazdrosny? Dzięki Ci wielce 🙂 .
  8. . Rozdział szósty - Wię... zy? - wyjąkał własciwie już były wielki mistrz, bladością oblicza zbliżony do barwy swojego zakonnego płaszcza. Sam nie wiedział, czy pobladł bardziej ze wstydu czy z wściekłości. - A tak: więzy - potwierdził mu Jezus. - I powróz na szyję - zwrócił się do Zawiszy, ten zaś bezzwłocznie skinął na giermka. - Jakże to tak, Panie? - Ulryk, prawie całkowicie poddawszy się w duchu, usiłował zaprotestować chociaż resztką godności. - Na powróz jak... jak chłopa? Mnie...? Pasowanego rycerza wysokiego rodu?... Jakże to, powtórzył - Przecież nie godzi się tak... Rycerski obyczaj... prawa... honor wreszcie. - Także to - teraz Jezus powtórzył swoje słowa równie nie znoszącym sprzeciwu tonem. - Ty i twoi współbracia deptaliście honor i godność pojmanych polskich rycerzy, traktując ich w taki właśnie sposób. A bywało, że w dużo gorszy: z całą pomysłowością waszego okrucieństwa. Dość będzie przypomnieć los Juranda ze Spychowa, na którego kaźń sam wyraziłeś zgodę w sekretnie przesłanym liście. W tym samym, w którym wcześniej pozwoliłeś Danveldowi na całą intrygę uprowadzenia i gwałtu na jego córce. Nawet nie próbuj otwierać ust, by rzec, że nie pamiętasz - Mistrz Mila i Gabr'I'eli uprzedził Ulryka tak samo chłodno i z taką samą jak poprzednio stanowczością. Słysząc to wszystko, Zawisza Czarny sięgnął powolnym ruchem do rękojeści miecza. Położył na niej dłoń i, zacisnąwszy, a ledwie nad sobą panując, zaczął go zwolna wydobywać. - Zabiję go, Panie - wyrzekł swój zamiar równie wolno. Równie pobladły niczym były, jako napisało się, wielki mistrz. - Jurand był mi przyjacielem, a Danusia chrzestną. O honorowych więzach stanu rycerskiego nie wspomnę. Ni o obowiązku pomsty. Zabiję. Muszę. Mogę, Panie? Ale honorowo. W rycerskim pojedynku - spojrzał pytająco na Jezusa, a w oczach gorzały mu płomienie. - Honorowy - pojedynek?? - powiedziała Gabr'I'ela, podchodząc. - Jemu - podniósłszy głos wskazała na Ulryka - oddawać lub okazywać cześć?? I - jakikolwiek szacunek?? Mistrzu: przecież to łotr, co się zowie! Wiarołomca, fałszywiec i pośrednio gwałciciel! Zabierz mu - zwróciła się do Zawiszy - pas na znak utraty przynależności do stanu rycerskiego! - Nie godzien jesteś - odpięła od pasa miecz świetlny - umierać stojąc! Na kolana, już! - szarpnęła silnie sznur, zadzierzgnięty pętlą na szyi von Jungingena, po czym aktywowała energetyczną klingę i zamachnęła się do ciosu. - Poczekaj, mój padawanie - Mistrz powstrzymał ją w ostatniej chwili. Celowo, aby Ulryk zdążył zakosztować strachu. - Zawisza Czarny ma przecież pierwszeństwo. Gabr'I'ela wzięła głęboki oddech. Po czym opuściła miecz, nie dezaktywując wszak świetlnego promienia. Pobłyskującego złocistością jak jej włosy. - A ja?! - zapytała tylko trochę spokojniej. - Mistrzu? Zapytany rozłożył ręce czytelnym gestem. - Cóż, mój padawanie - uśmiechnął się lekko - czy jest dla Mnie jakimkolwiek kłopotem sprawić, by ówże umarł trzy razy? Dziś dwa razy i po raz trzeci za pewien czas? Słuchający Go uważnie Zawisza Czarny, nie czekając na chociażby jedno dodatkowe słowo, dopełnił zemsty precyzyjnie wymierzonym ciosem. Voorhout, 7. Listopada 2024
  9. - dla Gabrysi Po wyjściu Oli siedziałam jak skamieniała dobre pół godziny, może nawet trochę dłużej. Bezskutecznie starając się zapanować nad plątaniną rozpędzonych myśli, aby móc postanowić coś konkretnego. Aby podjąć jakąś decyzję. Aby ułożyć jakiś - jakikolwiek! - plan działania. Ustalić porządek koniecznych decyzji z pożytkiem dla samej siebie i dla niego. Dla Michała. Z korzyścią dla nas. W umyśle, niczym przerywnik w postaci wyróżniających się bielą punktów wśród ciemnych niepokojem i obawami myśli kołatały mi słowa Oli: Przemyśl to. Dla samej siebie. Przemyśl to, Gabi... Usiłowałam myśleć. Uspokajać złapane, zatrzymane w biegu myśli i rozjaśniać je miłością i tęsknotą. Nadzieją, że za pewien czas skończy się nasza rozłąka. I wiarą w jego zrozumienie. Że przyjmie. Że zaakceptuje. Że wybaczy. I że gdy spotkamy się, wreszcie go zobaczę. Obejmę. Przytulę się doń i zarazem przytulę jego. Mojego. Własnego. Michał. Lubię to imię, nawet bardzo. Nigdy nie myślałam, że polubię je aż tak. Razem z nim. Kto by pomyślał, że poznam go właśnie tam i właśnie wtedy? W Gdańsku, tak daleko od mojego rodzinnego miasta? I jeszcze dalej od miasta, które on zamieszkuje? Nie wiedziałam. Nie spodziewałam się. On też nie wiedział ani się spodziewał. Tak: to niebywałe. I niespodziewane. Wyobrażając sobie, że stoję przed nim i z uśmiechem patrzę mu w oczy, a on radośnie spogląda w moje, wróciłam do porządkowania myśli. Do ich rozświetlania i do czynienia planów na przyszłość. - Wiesz, Michale? - znów wyobraziłam nas sobie. - Gabriela Bojar brzmi naprawdę ładnie... Koniec Voorhout, 5. Listopada 2024
  10. Wiesławie, a tym razem dzięki sześciokrotne. Bynajmniej nie alternatywne, chociaż historia w naszym wymiarze potoczyła się tak, jak wiemy - ale rzeczywiste. Jednak w innym mogła być dokładnie taką - a może właśnie dzieje się lub zadziała się przed chwilą. Bo skoro wymiarów jest askończenie wiele... Serdeczne pozdrowienia. 🙂
  11. @Wiesław J.K. Wiesławie, pięciokrotne dzięki za Twoje czytelnicze wizyty pod odcinkami... "Wizyty" właśnie. Tak: "Samo życie (...)". Dziękujemy za pozdrowienia. 🙂
  12. @Leszczym Jak to: po co??? Czytać zawsze warto - pozwolisz, że powtórzę ogólnik. Bo czytasz dla swojej korzyści 🙂 . A Powieść, o której mówimy, jest Szczególną . Naprawdę Szczególną. I ze względu na treść - w tym bohaterów - i ze względu na zaangażowanie, konieczne do Jej stworzenia. Zostawiam Cię z tymi myślami.
  13. Siostrzyczko, dzięki za czytelnicze uznanie. Miło, że zajrzałaś. 🙂 Pozdrawiam Cię, miłej Niedzieli.
  14. Rozdział piąty Ta noc trwała tyle, ile trwała. Czyli - określę to wprost - zdecydowanie dłużej. Działo się zaś tak dlatego, że Gabr'I'ela z Milem skorzystali z Mocy, aby móc dłużej, o tyle właśnie dłużej - cieszyć się sobą. Pominę natomiast opis, zarówno ogólny jak i jego szczegóły, ufając Twojej, drogi Czytelniku, wyobraźni. Bowiem cel tego opowiadania jest inny. * * * Wykorzystawszy okazję i włożywszy w ten cios odpowiednio więcej siły - odpowiednio i precyzyjnie - Zawisza wytrącił miecz Ulrykowi. Po czym szybkim ruchem, nie dając mu czasu na reakcję, przystawił własne ostrze do odsłoniętej szyi przeciwnika. Wielki mistrz bowiem w swojej pysze uznał za zbędne założenie chroniącego gardło kołnierza, który to jednak fakt w obecnej sytuacji był bez znaczenia. Ponieważ Zawisza - jak wiesz, mój Czytelniku - nie miał najmniejszej chęci, aby go zabić. Co bezpośrednio wynikało z ustaleń, poczynionych przezeń z królem Władysławem. - Koniec walki. Poddaj się - wycedził zimno Zawisza, uśmiechając się do siebie w duchu. Na myśl o wiecznej chwale, która nań właśnie spłynęła. I na myśl o tej jeszcze większej, która mu przypadnie za korzyści, które w następstwie owego starcia przyjdą na Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie oraz dla ludzi, zamieszkujących ich ziemie. Ulryk w odpowiedzi spojrzał z nienawiścią. - Na Boga i mój rycerski honor, nigdy! - wykrzyknął zajadle. - Daj mi miecz! - Nie - wycedził Zawisza ponownie, równie zimno jak przedtem. - Nie dam. To koniec walki. Koniec twojego zakonu. Waszego panowania i waszego ucisku: na moim ludzie i na Litwinach. Tych oto tu - wskazał zbliżających się polskich rycerzy z jednej strony, a z drugiej litewskich wojowników. Wielkiemu mistrzowi wydało się to bardzo dziwne. - Co się dzieje? - rozejrzał się zaskoczony. - Dziwne to, przecież przed chwilą bitwa wciąż trwała... - Ale już nie trwa - dobiegł go z prawej strony głos. Męski i chłodny, pełen zdecydowania. Ulrykowi wydał się on uderzająco znajomy. Równie uderzający jak cisza, która zapadła kilka dobrych chwil temu. W jego odczuciu nienaturalna, chociaż przerywana chrzęstem zbroi podchodzących rycerzy, dźwiękiem chowanych do pochew mieczy - odruchowo zidentyfikował ten odgłos - oraz rżeniem koni. Spojrzał zdziwiony, nie dostrzegł jednak nikogo. - Co się dzieje? - tym razem wyrzekł na głos pytanie. - Ano to właśnie, co powiedział ci Zawisza - znów ten sam głos dobiegł jego uszu. - Koniec. Z woli króla Władysława i z ręki Zawiszy Czarnego. Za moimi przyzwoleniem i zgodą - Jezus uobecnił się kilka kroków od wielkiego mistrza. Ten rozpoznał Go natychmiast mimo bardzo dziwnych - jego zdaniem - szat, na co od razu zwrócił uwagę. I pomimo sytuacji, w której się znajdował. - Jakże to, Panie? - powiedział po łacinie. - Ty z nimi, a przeciwko nam? Jakże to? - powtórzył pytanie, zdziwiony do głębi. Nagle przestał być pewien czegokolwiek z tego, co do tej pory wydawało mu się oczywiste. Nie wiedział nawet, czy wierzyć oczom i uszom. Może to pogańskie czary? - Tak, to prawdziwy Ja - odrzekł swobodnie Jezus. - Nie przeciw wam jednak, a przeciw temu, co myślicie i przeciw temu, co czynicie. Zdziwienie Ulryka sięgnęło niebios. Minęła naprawdę długa chwila, nim zdołał odpowiedzieć. - Ale przecież - wyjąkał - służyliśmy tobie... i twojemu Ojcu... - Służyliście sobie - uciął szorstko Jezus. Tonem, który Ulryk rozumiał najlepiej: nie znoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu. Po czym prawie natychmiast skinął na ZawIszę. - Nałóż mu więzy. Voorhout, 2. Listopada 2024
  15. @Leszczym Świetnie, Michale; dzięki również. Miło mi bardzo to wiedzieć, zamówię egzemplarz dla Ciebie. Miłego week-end'u. 🙂
  16. @Leszczym Masz wiele racji 🙂 . A jednak - być może albo kto wie - trzeba się starać. "Inne spojrzenie" jest przejawem tego starania. Znaczącym krokiem naprzód, jak wiesz. Co prawda połowicznie, gdyż przed Tobą zapoznanie się z drugim tomem. Pozdrawiam Cię serdecznie. Po napisanym. - Interpunkcja! - "Nikomu nie udała się ta sztuka." (Zasadniczo nie oddzielamy czasownika od "się" w przypadku trybu zwrotnego.) - "Robisz więc i robisz..." - nie zaczynamy zdania od "więc". - Usuń "niby", jest zbędne. - ... że warto ją przypomnieć.
  17. - dla Gabrysi Teraz z kolei zamyśliła się Ola. Pogrążywszy się przy tym w ciszy i przybrawszy nieobecny wyraz twarzy. Dawno jej takiej nie widziałam - o ile w ogóle kiedykolwiek. Postanowiłam zaczekać, aż sama zdecyduje się kontynuować rozmowę. W pewnej chwili już miałam zamiar przerwać milczenie, jednak przyjaciółka mnie uprzedziła. - Nie, Gabi, nic nie mów - podniosła dłoń na podkreślenie wypowiedzianych słów. - Pozwól - uśmiechem złagodziła wybrzmiały przed chwilą ton. - Jego zrozumienie jego zrozumieniem - mówiła powoli, od czasu do czasu unosząc rękę, abym słuchała w milczeniu. - A co z jego akceptacją? Wspomniałaś o swoich planach. Podzieliłaś się nimi z Michałem? Wie już o nich? Zatrzymałam na jej twarzy puste spojrzenie. - Nnno przecież wiesz, że nie wie... Kiedy miałam mu powiedzieć? - To właśnie miałam na myśli - rozpoczęła odpowiedź po znacząco długiej chwili - mówiąc, że lubisz ryzyko. A w każdym razie, że podejmujesz je, nie rozważywszy potencjalnych następstw. Powiedziałaś, że go kochasz. Usiłujesz mnie przekonać, że ci na nim zależy. Po co więc chcesz urzeczywistniać swoje plany bez powiedzenia mu o nich? Są czymś złym? Czymś niewłaściwym? Boisz się, co powie, gdy się dowie? Że będzie odwodził cię od nich, obawiając się o twoje bezpieczeństwo? A może prościej: może po prostu obawiasz się tej rozmowy? W tym tego, że zaproponuje ci ich korektę? Wspólne rozważenie i połączenie, kompromis ze swoimi? Skoro chcesz z nim być, skąd te lęki? Skąd ten brak zaufania? Myślisz, że ktoś taki jak on będzie cię ograniczał albo że będzie próbował? Gabi! A dlaczego w ogóle miałby to robić lub chcieć zrobić? - Nno nie wiem... - zająknęłam się powtórnie, wciąż spoglądając na nią wzrokiem bez wyrazu. - Wiesz, nie zastanawiałam się nad tym... po prostu chciałabym spełnić marzenia. Tak, jak on je spełnia, podróżując. Ola znów spojrzała na mnie ostrzej. Wręcz karcąco. - Ale za każdym razem mówił ci, kiedy i dokąd jedzie. Za każdym razem, gdy umówił się z tobą, dotrzymał słowa. Postępował więc uczciwie wobec ciebie. Poza tym to wszystko działo się, zanim zaczęliście wspólne życie. Dotrzymując obietnic, pamiętając, pisząc listy i przywożąc prezenty z podróży, potwierdził ci swoje uczucia. To wszystko przecież było - pozostało i jest - otwartością i szczerością. A ty nie możesz tak samo postępować? Gabi, co z tobą? Dlatego mówiłam, że ryzykujesz. Że stawianie wszystkiego na jedną kartę, kombinowanie - jak sama je nazwałaś - nie jest właściwą postawą. Bo nie jest fair. I może kosztować cię wiele. Było mi coraz bardziej głupio i wstyd. Przede mną samą, przed Olą i przed Michałem. Odwróciłam od niej głowę, aby nie zobaczyła mojej miny. I łez. Po bardzo długiej chwili - w każdym razie bardzo długiej dla mnie - usłyszałam, jak podchodzi, ale nie odwróciłam się. Poczułam, że całuje mnie delikatnie w wierzch głowy. - Zostawiam cię teraz - pożegnała się szeptem. - Przemyśl to, o czym rozmawiałyśmy. Dla siebie samej. Nadal siedziałam w bezruchu, wpatrzona w ścianę. - Ola... - wyszeptałam. Kroki ucichły, widocznie zatrzymała się. - Przemyśl to, Gabi - głos przyjaciółki dobiegł mnie z przedpokoju. - Dla samej siebie. Odczekała moment. Gdy nie odpowiedziałam, cicho zamknęła za sobą drzwi. Voorhout, 31. Października 2024
  18. @Marek.zak1 Wszystko dobrze. Zapomniałeś jedynie, że wmieszałem w historię Jezusa i WspółMistrzów. Dlatego w opowiadaniu toczy się ona alternatywnym torem Dziękuję Ci za odwiedziny, czytanie i komentarz. Serdeczne pozdrowienia. Najprawdopodobniej masz wiele racji. Ale to "Inna historia (...)", nie ta przedstawiona w podręcznikach. Przypomnę, że to właśnie przenikanie miałem na myśli. Naukowe, kulturowe, mentalne: inaczej przecież nie mogłoby być mowy o dialogu. Prawda? Dzięki Ci wielce 🙂 . Pozdrawiam serdecznie.
  19. Rozdział czwarty - Mmm... - rozmarzona pocałunkiem męża Gabr'I'ela podążyła myślami wiadomo, ku czemu. - Ach, ty mój... - Nie pytam "Co?", wiedząc dobrze, co - odmruczał jej Mil. - Wieczór się zbliża - posłał żonie jednoznaczny uśmiech. Co widząc Jezus uśmiechnął się lekko. - Zbliża się, to prawda, padawanie - powiedział. - Teraz jednak kontynuuj. Mil, co łatwe było do przewidzenia, zawahał się. Jego Mistrz udał, że nic dostrzegł. - Rezultat bitwy Franków i Arabów pod Poitiers w siedemset trzydziestym drugim roku - rozpoczął - proponuję zmienić na remis. I podpisanie traktatu pokojowego przez Karola Młota z jednej strony i Abd ar-Rahmana z drugiej, którego zasadniczym punktem byłoby nie tylko pokojowe współuznawanie się ludzi obu skonfliktowanych stron, ale i otwarcie się na międzyreligijny dialog i kulturową wymianę. Mającą u podstaw wyłącznie - co podkreślę bardzo wyraźnie - same pozytywne intencje. Rzecz oczywista, będzie wymagało to godzin rozmów przy... - tu Mil zastanowiwszy się chwilę, co zalecić: ognisko czy biesiadny stół, wybrał to pierwsze - z użyciem wpływu Mocy na umysły rozmówców. To, Mistrzu, na pewno zadziała - poparł stwierdzenie gestem pełnym zdecydowania. - Jesteś pewien? - jego Mistrz udał wątpliwość. - Cóż - odparł Mil, uśmiechając się podobnie jak Anakin Skywalker - kto ma ci wierzyć, jak nie twoi padawani? - WspółMistrzowie - odrzekł mu natychmiast Jezus. - Mogłem się spodziewać... - Mil rozłożył ręce w geście, imitującym rezygnację. - Mogłeś - przytaknął mu Mistrz, po czym zapytał: - A następny pomysł? Odpowiedź padawana tym razem nastąpiła natychmiast. - Zmienimy los jednej z dusz, biorących udział w bitwie pod Grunwaldem - podsunął Gabr'I'elomąż. - Zawisza Czarny, pojmie w niewolę wielkiego mistrza Zakonu Krzyżackiego, Ulryka von Jungingena. Które to zdarzenie Władysław Jagiełło wykorzysta w sposób najlepszy z możliwych - przymuszając go do podpisania pokoju na swoich warunkach. Bardzo perspektywicznych - tu Mil uczynił kolejny odpowiedni gest - warunkach wyprzedzających epokę. - Praktyczna likwidacja Zakonu wskutek oddania wszystkich zamków - poczynając oczywiście od Malborka - i wszystkich zagarniętych Krolestwu Polskiemu i Wielkiemu Księstwu Litewskiemu ziem. Następnie wyrok śmierci na wielkiego mistrza i wysokich urzędników - w tym każdego z komturów. I wygnanie do Cesarstwa wszystkich braci zakonnych. - Wow - powiedział Jezus, uprzedziwszy pytanie padawana, co sądzi o jego propozycji. - Bra-wo, mój uczniu - uścisnął go serdecznie. - Prześwietny pomysł. - Co o tym myślicie? - zadał retoryczne pytanie WspółMistrzom, doskonale wszak wiedząc, co odrzekną. Siddharta spojrzał na Muhammada, Muhammad popatrzył na Siddhartę. - Jesteśmy pod wrażeniem - powiedzieli jednocześnie. - I gratulujemy ci takiego ucznia. - A ja gratuluję sobie takiego męża - Gabr'I'ela objęła Mila, nadstawiając wargi do pocałunku. - Dobrze, że wieczór coraz bliżej... - Właśnie zapadł - Jezus prztyknął palcami; momentalnie zrobiło się ciemno. - Cieszcie się sobą - powiedział padawanom, nim wykorzystując Moc przenieśli się do jednego z ulubionych miejsc: do pogrążonego w mroku i ciszy domu w miasteczku, leżącym na wybrzeżu jednej z greckich wysp. - Tylko nie przedłużajcie zbytnio nocy... Voorhout, 28. Października 2024
  20. - dla Gabrysi - Nie... - odpowiedziałam, po czym dodałam szybko: Jeszcze nie - uzupełniając odpowiedź. - Ale na pewno to zrobi - uśmiechnęłam się do swojej myśli, widząc oczyma wyobraźni kilka kopert, zawierających treści od niego. - Wyobrażasz je sobie - Ola popatrzyła na mnie domyślnie - spodziewając się, że napisał ich pięć albo sześć. Tymczasem jest ich sporo więcej. Z wrażenia zrobiło mi się gorąco. Odkąd poznałam Michała trochę bliżej, wiedziałam, że odstaje od innych mężczyzn. Ale żeby na dodatek pisał listy? Może jest to anachroniczne, ale ja uwielbiam je otrzymywać i czytać. Nie wiem zupełnie, skąd mi się to wzięło i w sumie chyba to nieważne, przynajmniej w tej chwili. Pomyślę o tym później. Kiedyś. I mniejsza o to, czy robi to jeszcze ktoś w dzisiejszych czasach. Inni to inni. Interesuje mnie on: Michał. - Skąd wiesz o listach? - zapytałam odruchowo. - Pokazał mi - wyjaśniła Ola krótko. - Zapytaj go o nie. Zamilkłam, nagle zamyśliwszy się głęboko. Mam tyle planów. Pomysłów, których wcześniej, wtedy gdy go poznawałam, nie miałam. Potrzebuję je urzeczywistnić, a w każdym razie zacząć urzeczywistniać. Jak je pogodzić z tą miłością?? Jak? One są dla mnie bardzo istotne! On, jego uczucie do mnie i moje do niego też! Jak to poskładać razem?? Cholera, jak?! Najgorsze, iż nie mam pojęcia... Bladego ani zielonego. Żadnego. Szlag by to! - zirytowałam się na głos, uzewnętrzniając obawy. - Gabi, o co chodzi? - przyjaciółka spojrzała na mnie badawczo. - Co się stało? - O to, że... - zaczęłam wyjaśniać. Słuchała uważnie, jak to Ola. To w niej lubiłam. Nie tylko to. Gdy skończyłam, powiedziała to, co w międzyczasie pojawiło mi się na gdzieś z tyłu głowy, jak to nazywają. To po prawdzie, co przyszło mi na myśl już po raz kolejny, ale wtedy odepchnęłam ją od siebie. Zwyczajnie bojąc się zaryzykować. To nie codzienne życie, gdzie ryzyko da się przewidzieć i zminimalizować, podejmując określone - konieczne po temu - działania. - Chyba przyjdzie mi liczyć na jego zrozumienie... - szepnęłam do siebie. Cicho. Nie na tyle jednak, aby przyjaciółka nie usłyszała. Może po prostu bacznie nadstawiała ucha? - Ale co, jeśli go stracę? - patrzyłam na nią, znowu blada z emocji. - Nie chcę go stracić! Nie mogę! A znów stawiam wszystko na jedną kartę. Znów! Po raz kolejny! Cała ja! A potem, jeśli się nie uda, znów będę długo odzyskiwać równowagę! Że też nie mogę mieć prosto w życiu, tylko muszę kombinować... - Chyba faktycznie musisz liczyć na jego zrozumienie - powiedziała Ola wolno po dłuższej chwili ciszy. - Oj, Gabi... - pokręciła głową. - Istotnie podejmujesz ryzyko i wygląda na to, że je lubisz. Na twoim miejscu nie ryzykowałabym i od razu wyjaśniła mu wszystko. Obyś - zmieniła ton na ostrzegawczy - się nie przeliczyła. - Obym się nie przeliczyła... - powtórzyłam po niej powoli czując, że blednę jeszcze bardziej. - Oby... Voorhout, 27. Października 2024
  21. Iwonoromo, dziękuję bardzo za odwiedziny i literackie uznanie. Pozdrawiam serdecznie 🙂 .
  22. @Somalija Dziękuję Ci wielce za odwiedziny i uznanie 🙂 . Przy tak pojętym wmieszaniu się - lub wtargnięciu - Mistrzów do naszego świata wszelkie zmiany historycznego biegu wydarzeń, w tym przedstawione, są jak najbardziej możliwe. Skoro panują nad czasem, przestrzenią i wymiarami. Bitwę pod Grunwaldem planowałem pominąć w opowiadanej historii. Ale przemyślę Twój komentarz, może wprowadzę w jej przebieg pewną modyfikację... Serdeczne pozdrowienia 🙂 .
  23. Wiesz, pozwoliłem sobie historycznie pofantazjować. Ale energetycznie łamane na duchowo - o wiele mniej. Skoro Jezus, Muhammad i Siddharta osiągnęli najwyższy z możliwych stopień duchowego rozwoju, osiagając Jedność z Wszechświatem, to Ich spotkanie z którymś z równoległych światów celem skierowania jegoż historii na inne tory jest nie tylko możliwym, ale i przwdopopodobnym. I to wielce prawdopodobnym. Przecież to logiczne, że równolegle światy wręcz muszą czymś różnić się od siebie: chociażby inną historią właśnie. Gdyby wszystko działo się tam dokładnie tak, jak tutaj, jaki byłby sens ich istnienia? A wszakże są, co zakłada współczesna fizyka... Przepraszam za tak późną odpowiedź 😊 . Pozdrawiam Cię serdecznie.
  24. Rozdział trzeci - Gabr'I'elo, którą bitwą zajmiemy się jako kolejną? - zapytał Jezus swojego padawana. Zwrócił się z pytaniem najpierw do niej po pierwsze z szacunku dla kobiet, a po drugie wiedząc, że nawet gdyby spytał Mila jako pierwszego, ów i tak da żonie prawo pierwoodpowiedzenia. Jak zresztą zawsze. - Jedną chwilę, Mistrzu - poprosiła Gabr'I'ela, chcąc wybrać obiektywnie najbardziej istotne starcia. - A zatem - zaczęła po upływie owej chwili - proponuję pozostawić bitwę pod Kannami z takim wynikiem, z jakim zakończyli ją Kartagińczycy w roku dwieście szesnastym przed, Mistrzu, twoimi ostatnimi - jak dotąd - ziemskimi urodzinami. To był impuls pokory dla dumy i pychy Rzymian, tak samo jak klęska tych ostatnich w Lesie Teutoburskim sto dziewięćdziesięsiąt trzy - względnie sto dziewięćdziesięsiąt cztery - lata później, w czasie, gdy miałeś cztery lub pięć lat. Tak samo zresztą zlekceważony, chociaż z drugiej strony przemyślany, ba - przeanalizowany. Szkoda, że z intencją wyłącznie negatywną. Sojusz bowiem tych imperiów, Kartaginy i Rzymu, przyniósłby obu stronom o wiele więcej pożytku niż szkody. Mam tu na myśli przede wszystkim Rzym, gdyż korzyści dla Kartagińczyków są w dużej mierze oczywiste. Przymierze z nimi otworzyłoby Rzymianom drogi na południe Afryki, ku jeszcze większym wpływom i bogactwu. Bazując na wzajemnym wsparciu, mogliby z czasem podzielić cały kontynent na dwie strefy, kartagińską i swoją. Przecież ziem było pod dostatkiem. Zysków też. - Podobnie ze starciem pod Adrianopolem blisko trzysta piętnaście lat później - Gabr'I'ela uprzedziła pytanie ze strony Jezusa, widząc je w Jego umyśle. - Rok trzysta dwudziesty czwarty, trzeci dzień Lipca. Tutaj znów duma i skądinąd zrozumiała chęć zachowania władzy zwyciężyły nad wolą porozumienia. Za co oddało życie kilkadziesiąt tysięcy legionistów obydwu zwaśnionych tetrarchów. Pogratulować - pokręciła głową ze smutkiem, uczyniwszy uprzednio gest cudzysłowu wiadomymi palcami obu dłoni. - Szkoda tych dusz. Ech... - Gabr'I'elo- Mil uścisnął lekko jej ramię - ale przecież wiesz, że owe dusze wybrały sobie taki los. Chociaż rzecz jasna masz rację: szkoda ich. Gdyby żyli, mogliby uczynić wiele dobrego dla siebie samych. I wiele dobrych uczynków dla innych dusz - także tych zamieszkałych w ludziach. Gabr'I'ela spojrzała na męża. - Przepraszam - Mil przestąpił dzielący ich krok, objął i przytulił żonę. - Czasem za dużo gadam... Wybacz. - Wybaczam - uśmiechnęła się doń, a w moment później w jej oczach błysnęła przekora. - Nawet częściej niż czasem. - Tak - Mil odwzajemnił uśmiech, całując Gabr'I'elę w czubek nosa. - Ależ drogi małżonku - z kolejnym uśmiechem wskazała na swoje usta. - Pocałuj mnie tutaj... Voorhout, 26. Października 2024
×
×
  • Dodaj nową pozycję...