Corleone 11
Mecenasi-
Postów
2 605 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Treść opublikowana przez Corleone 11
-
Randka w jasno
Corleone 11 odpowiedział(a) na Lidia Maria Concertina utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Lidia Maria Concertina Przeczytałem "(...) coś teraz (...)", a była to "Randka w jasno". Czas, który poświęcasz na pisanie opowiadań, z pewnością nie jest "(...) stracony (...)". Poświęcony na ich czytanie - jest tym samym zyskany. Mam zastrzeżenia technicznej natury: "rodem ze" zamiast "(...) rodem że (...)"; po "(...) Marzę (...)" potrzebny przecinek; "nieważne po co" zamiast "(...) nieważne, po co (...)". Pozostawiam 🙂 i 🎩 za przyjemność czytania oraz pozdrowienia. -
*Zwracam uwagę na celowość takiego właśnie zapisu tytułu. Minęło już trochę czasu, odkąd on pojawił się w moim życiu. Myślałam początkowo: facet jak facet, znajomy jeden z wielu. Jak pojawił się, tak zniknie. Nie przywiązywałam więc wagi do jego obecności tym bardziej, że - jak zdawało mi się wtedy - relacja ta jest i pozostanie czysto zawodową. Nawet w miarę kolejnych spotkań, na które gdy umówiliśmy się, przychodził często z kwiatami lub z prezentami o innym charakterze, zawsze jednak okazując, że pamięta, co lubię. Okazując, że słucha i że zwraca uwagę na moje potrzeby oraz że szanuje wyznaczone przeze mnie granice. Minęło tych spotkań sama nie wiem ile. Nie liczyłam; zresztą ważniejsza jest ich jakość. Znając swoją wartość nie zauważyłam, że w pewnym momencie zaczął przyglądać mi się baczniej. Ot, swego rodzaju rutyna. Przyzwyczajenie kobiety do męskiej atencji. Do tego, że często oglądają się za mną na ulicy nawet wtedy, gdy ubieram się "na chłopczycę". Tak, tak - myślę sobie wtedy - pogap mi się na tyłek, jeśli chcesz. Tyle twojego. Nie zauważyłam także dlatego, że znów wskutek rutyny dawno już nie przyglądam się swoim uczuciom. Jestem singielką, zajętą w dużej mierze życiem zawodowym, dbaniem o swoje ciało, obowiązkami wobec mamy i psem. Ukochanym dogiem imieniem Księżyc. Skąd akurat to imię? Właściwie nie wiem. Zamarłam, gdy podczas jednego z ostatnich spotkań złożył mi jednoznaczną propozycję. Świadczącą dobitnie, w sposób najbardziej czytelny, na co ma nadzieje w związku ze mną. Moje zamartwienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy obiecał, że zmodyfikuje swoje powzięte wcześniej plany. Nie sprecyzował, co zrobi, a ja - znów wskutek wspomnianego przyzwyczajenia - nie poświęciłam nawet jednej myśli na analizę, co może mu przyjść do głowy i co może zrobić. W wyniku czego przy kolejnym spotkaniu znów zaskoczył mnie tak, jak potrafi chyba tylko on. W każdym razie spośród znanych mi mężczyzn. Wyżej wymienione zastygnięcie było tym większe, że jako singielka przywiązuję żadną uwagę, a na pewno bardzo małą, do swoich uczuć. Żyję tak, jak żyję, czyli praktycznie prawie tylko obowiązkami, a faceci bywają wokół mnie - pojawiają się i znikają. Jak to oni. A on... Swoją dotychczasową stałością skłonił mnie do pomyślenia. Do nazwania tego, co zaczęłam czuć dwoma słowami: lubię go. Gdybym powiedziała sobie: on jest bo jest, nieważne, obojętne - próbowałabym okłamać samą siebie. W tym właśnie problem: jest. Jest mi z tym trudno. Akomfortowo wręcz: ze świadomością jego bycia, ze świadomością tego, co do mnie czuje, a jeszcze bardziej z tym, że wiem, co dla mnie zrobił. I co zrobić jest gotów. I to azależnie od tego, co mu powiem. Jak uzasadnię albo jak spróbuję przekonać, że... Wolę o tym nie myśleć, bo... bo tak jest łatwiej. To chyba rzeczywiście karma. Ponowne spotkanie po minionych latach poprzedniego wspólnie przeżytego wcielenia, jak wyjaśniła mi jedna z przyjaciółek, trafem zajmująca się energetycznym zależnościami. Czy znowu muszę mieć trudno i boleśnie tak, jak wtedy?? Po co się pojawił?? Musiał zechcieć więcej?? Poczuć więcej?? Źle było tak, jak było? Spotkania? Odwiedziny? Wspólny czas, kwiaty, prezenty? Szampan? Rozmowy? Objęcia i przytulenia? Bez zapewnień, deklaracji i planów? W tym problem, że właśnie źle. Bo ja i on, my oboje, jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, a między nami w przeszłości wydarzyło się to, co się wydarzyło. To właśnie, a nie co innego. Czasem chcę, żebyś zniknął. Żebyś w ogóle nie pojawił się i żebym nie wiedziała tego, co wiem teraz. Czasem, może nawet częściej, nie chcę czuć. I żebyś ty nic poczuł. Może byłoby lepiej, żebyś naprawdę był zimnym draniem? Ale wtedy... Ech. Kartuzy, 2. Sierpnia 2025
-
Zielona falbanka cz.II
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek Tak zwany chochlik drukarski "namieszał" Ci w tekście - jak to on. Trzeba wyprostować jego wybryki. "Po czym zamyśliła się." przenieś do kolejnej linijki, tak samo cały następujący po niej fragment. Usuń zbędne odstępy pomiędzy "obraz" a "Zobaczyła" i "altanie" a "Babcinka" oraz "ucho" a "Wszędzie". Usunąwszy zwróć uwagę, czy kolejne przerwy nie pojawiły się za chochlikowym kaprysem. 😉 Dzięki Ci wielce za odwiedziny. Pozdrawiam serdecznie. -
@Kwiatuszek Miło mi cieszyć się Twoją poetycką spostrzegawczością i uznaniem. Dzięki za odwiedziny pod " *** " . Pozdrowienia.
-
* * * (zima...)
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Kwiatuszek Dzięki Ci wielce. 🤗 -
Zielona falbanka cz.II
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek 🙂 . Zrób tak, jak napisałaś. Pozdrawiam serdecznie. -
Witam Cię. "(...) Nie smutaj (..)", powiadasz? Dobrze. Dzięki wielce za sympatyczne opowiadanie, zamieszczone w odpowiedzi - i za piękne zdjęcie. 🙂 A gdybyś rozwinęła je w dłuższe? Pozdrowienia.
-
Akapitów zaś nie lubisz. Cóż: i interpunkcja, i przed chwilą wymienione stworzono, by je stosować. Oczywiście, jak powiedział pewien wampir (patrz "Epizod, czyli epoka"), że "Łam zasady to też zasada", ale gdy daną łamiemy, wskazane jest zaproponować swoją w zamian. Tak, "(...) poszło (...)". Proszę bardzo, życzę Ci dobrej Środy. Pozdrowienia. *(;
-
Zielona falbanka cz.II
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek Pozwolisz kilka sugestii: - "Starła dłonią kilkumilimetrową warstwę kurzu" ; - po " - Singer..." zmień na ", po czym zamyśliła się:" ; - "a dla mnie" - między "dziewczyna" a zdaniem "Że też..." zlkwiduj odstęp; - ujednolić akapity. Bardzo dobrze czyta się Twoją "Zieloną falbankę". **((; Pozdrawiam serdecznie. -
@Natuskaa Bardzo Dobrze. Wręcz Świetnie. Miło czyta się Twój "(...) wartościowy (...)" tekst, a pisanie Ci w ten sposób "(...) niech się toczy (...)". ;))** Zadbaj o interpunkcję. Pozdrowienia.
-
@Natuskaa Dzięki Ci tradycyjnie: za odwiedziny, przeczytanie, uznanie oraz komentarz. Masz rację, stwierdzając inność owego >>"profilu" w szkole życia<<. Dodam stwierdzenie o różności energetycznych poziomów; na przykładowe sto osób każda będzie na innym. Pozdrawiam Cię. Dobrej nocy. :))*
-
Zielona falbanka cz.I
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek Dzięki wielce. Miłego wieczoru Tobie także. 🙂 Pozdrawiam serdecznie. -
Zielona falbanka cz.I
Corleone 11 odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Kwiatuszek Witam Cię. Napisałaś opowiadanie, pozornie tylko banalne. 🙂 Dwa zastrzeżenia odnośnie do pisowni: "(...) Dwa na pół (...)" zamiast "(...) Dwa na wpół (...)" i "(...) w ogóle (...)" zamiast "(...) wogóle (...)". Pozdrawiam serdecznie. -
@Kwiatuszek Właśnie dlatego dzielę się swoimi postępami na Ścieżce Literackiego Rozwoju. I jestem wdzięczny za wszystkie wizyty, czytania i uznania. W tym - oczywiście - Twoje. :))** Dziękuję wielce. Pozdrawiam serdecznie.
-
Leszczym, dziękuję Ci bardzo. Miło Cię gościć, jak zawsze. Pozdrowienia.
-
@Leszczym Michale, dziękuję za wizytę, uznanie i komentarz. Tak: ja "(...) po całym świecie (...)" - dobrze Ci "(...) zdaje się (...)". Ale czy pamiętasz, że zazdrość może prowadzić - jako "cień chciwości" według Mistrza Yody - ku Ciemnej Stronie Mocy? Pozdrawiam pozytywnie. *((:
-
@Leszczym Drogi Leszczym, odcinki "Onego" i "Onej" zostały napisane parami. Zatem uczyniłeś właściwie, czytając je "(...) na zmianę (...)". I tak, racja - takie było "(...) zamierzenie autora (...)". Ale dodaj, czytając, emocjonalnego zaangażowania. 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie.
-
@Kwiatuszek Dzięki Ci wielce. Miło otrzymać - i przeczytać - taki komentarz. Serdeczne pozdrowienia.
-
BPW, dzięki bardzo za odwiedziny i za czytelnicze uznanie. Pozdrawiam serdecznie.
-
- dla Martyny Nadeszły - aspodziewanie i zarazem spodziewanie jak najbardziej - ostatnie moje chwile przy niej. Oddała mnie. Zsunęła ze swoich włosów, rozpuszczając je na moment, a zaraz później spinając je drugą - nową - w tak zwany koński ogon. Oddała mnie jemu. Nic spodziewającą się po tygodniach wielogodzinnej, ciężkiej pracy. - Masz, weź ją - powiedziała o mnie. Nie dodała, po co. Było przecież jasne, że nie będzie nosił mnie na głowie. I zarazem, żebym mu ją przypominała, gdy jej przy nim nie będzie. Tak w każdym razie zrozumiałam tę sytuację. * * * Przechodziłam na jego lewej ręce wiele. Wiele, wiele kroków po najrozmaitszych przestrzeniach najróżniejszych pomieszczeń i wiele, wiele czasu. Blisko miejsca, w którym rozstała mnie ze sobą. A potem daleko i jeszcze dalej. Do pomieszczeń w bezruchu i do dziwnych, czasem krótkich a czasem długich, pokoi poruszających się. Do tych, które poruszały się prosto poziomo i do tych, które podejmowały ruch w górę i na boki. Wciąż na jego ręce, wciąż i wciąż. Zdejmował mnie tylko do czynności związanych z wodą. Nie rozumiem ich, a zresztą nie lubię wody. Źle czuję się po kontakcie z nią, mając alergię. Mam na myśli także przestrzenie, gdzie było dużo, dużo cieplej niż w tych, w których przedtem przebywałam. Przedtem, czyli z nią. Dobrze, że pamiętał i że zabrał mnie ze sobą, wracając. Nie czułam się tam dobrze również dlatego, że było tam za wilgotno. Jest mi znacznie lepiej teraz, gdy wrócił. A jeszcze lepiej, gdy jest tuż przy niej, spotykając się z nią. Tak to się chyba nazywa: spotykać się z kimś. Tak? Chociaż żałuję, że mnie zostawiła. Że mnie oddała. Cóż, trudno. Przyzwyczaiłam się już trochę do niego. I wciąż się przyzwyczajam. Bo co mam zrobić? Gdańsk, 6. Lipca 2025
-
Uwielbiam szczęśliwe zakończenia, a ty?
Corleone 11 odpowiedział(a) na Alicja_Wysocka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Alicja_Wysocka Nie napisałem, że jesteś mściwa. Po prostu przytoczyłem cytaty z literatury na temat zemsty jako takiej i zostawiłem pytanie na temat wspomnianej. Dzięki Ci bardzo za odpowiedź. Pozdrowienia. @Dagna Jestem ostrożny wobec ludzi. Dlatego pozwolę sobie stwierdzić, że chociaż Twoja wypowiedź zdaje się wskazywać, iż jesteś osobą wysokiej wibracji, to z drugiej nadmienię, że napisać można wszystko. W tym przypisywać komuś umysłową ciasnotę i niski poziom moralny. Pamiętaj, że nie wszyscy "(...) pod wpływem ciosów losu pięknieją jak kryształ (...)". A każda międzyludzka sytuacja, mając przynajmniej dwóch uczestników, ma tym samym dwie strony i dwa punkty widzenia. Wszystkiego pozytywnego. -
Uwielbiam szczęśliwe zakończenia, a ty?
Corleone 11 odpowiedział(a) na Alicja_Wysocka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Alicja_Wysocka Proszę bardzo, Alicjo. Pozwolę sobie zamieścić dwa nawiązania, dotyczące zemsty, ale także dodać ode siebie kilka słów. "Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, gdy jest zimna." (Don Vito Corleone) "Kobiety opłakują zmarłych, mężczyźni się mszczą." (Atos/hrabia de la Ferre) Zemsta nie do końca jest uczuciem niskim, chociaż z drugiej strony nie jest wysokowibracyjna - najwyżej średnio. Ale gdyby nie niosła ze sobą pewnej satysfakcji i energetycznego wyrównania, któżby - wliczając Dona Vito i Dona Michael'a - tracił czas na zemstę? Miłego week-end'u. Pozdrowienia. :))* -
Bożeno, dziękuję za odwiedziny - i za czytelnicze uznanie. Miło mi, że zajrzałaś do "Jestem". Pozdrawiam serdecznie :))* .
-
Trochę jak Anakin Skywalker - zawsze w ruchu, jak określił go jednym równoważnikiem zdania jego mistrz Obi Wan (Ben) Kenobi. To porównanie jest jak najbardziej trafne. Także dlatego, że jako osoba przebudzona - a w następstwie tegoż postępująca ścieżką samoświadomości - mam, znów "trochę", z Jedi. Brzmi śmiesznie? Być może. Ale oprócz dbania o poziom umysłu i intelektualnych horyzontów przywiązuję stosowną miarę do rozwoju duchowego - albo energetycznego. To synonimy, co już wcześniej ajednokrotnie podkreśliłem. Do fizycznego również, na co składają się wiadome czynniki; nie nazywam ich tu więc. Mało tego: uważam, że każda osoba, dbająca o siebie samą w wyżej wymienionych przestrzeniach, jest częściowo jak Jedi. No i pasja, a właściwie pasje. Pierwsza to pisanie, które byłoby jednak amożliwym zarówno bez czytania, jak i bez pozostawania w świadomym kontakcie z esencjalnymi sferami mojego ja: z umysłem i z duszą. Ale umysł zestagnowany, czyli będący w stagnacji albo bierny, nie jest sobą i jako taki byłby mało użyteczny. A użytecznym ma być: czyli myśleć. Zasadniczo austannie. Robiąc sobie wolne tylko wtedy, kiedy naprawdę potrzebuje odpocząć. Ma także obserwować i zachowywać spostrzeżenia. A dusza, ciało wewnętrzne? Owa istotowa iskra, cząstka jak mówią, Osobowego Wszechświata, ożywiająca każdy - czyli wszystkie - żywy organizm, żywą istotę: obojętnie czy w formie roślinnej, zwierzęcej czy ludzkiej. Ona też ma być żywą, procesować samą siebie w rozwoju. Czerpiąc energetyczną esencję z zainicjowanych przez organizm, który zamieszkuje, materialno-psychicznych doświadczeń. Przyglądam się sobie. Analizuję przeszłość, układam plan na teraźniejszość, bo przyszłość przecież nie istnieje, składając go z konkretnych posunięć, opartych - bazujących - na poszczególnych decyzjach. Dzielę codzienność na to, co potrzebne, aby postąpić naprzód. Aby odcinek swego rodzaju przestrzeni - umownie nazywanej dniem i umownie nazywanej czasem - nabrał w mojej własnej teraźniejszości osobistego znaczenia. Napisałem te słowa, obejrzawszy się za siebie. Niedawno, po raz kolejny. Pierwsze zamieszkanie za granicą, w UK, po przekroczeniu czterdziestego czwartego równoleżnika. Druga pięciolatka w Królestwie Niderlandów. Trzy wydane książki, z czego dwie własnym sumptem, od dwa tysiące dwudziestego roku. Czwarta i piąta w tym roku. I podróże: trzy do Egiptu oraz po jednej do Brazylii, Maroka, Rosji, Sri Lanki, Tunezji i ostatnio Tajlandii. Chwalę się? Przemawia przeze mnie egoizm? Jeśli tak, to ten pozytywnie zdrowo-obiektywny. Mam fałszywie wstydzić się wysiłku? Urzeczywistnienia planów i osiągnięć? Zamierzeń? Nie. To obiektywizm. Mam pełną świadomość, że wiele osób osiągnęło znacznie wiecej. Zbudowały dom. Założyły szczęśliwe rodziny. Przeżyły tyle samo lat bardziej pomyślnie i bardziej owocnie. Zarabiają w dwa tygodnie tyle, ile ja przed dwa miesiące. Jak chociażby nasz pochodzący z Krakowa rodak, którego poznałem w Tajlandii, a który odwiedził ponad sto pięćdziesiąt krajów. Każdy odnosi sukcesy na swoją miarę, zgodnie z wykorzystywanymi możliwościami. Ale prawdą jest też i to, że umniejszanie własnych to fałsz i samoszkodzenie przez obniżanie poziomu - zasobu - osobistej energii. Na ile jesteś? Osobą, którą chcesz być? Wiedeń, 2. Lipca 2025
-
- To ostatnie dni - popatrzył na kalendarz, skreślając zaległy - ostatni - Piątek i od razu bieżącą Sobotę. Mając świadomość tej prawdy bez zaglądania doń. - Czy przyjedziemy tu, pomyślał o Marcie i sobie. Na pewno tak, ale kiedy? - To ostatnie dni i ostatni week-end - umysł podsunął mu kolejną myśl. - Marta miała rację mówiąc, że zleci. Zleciało. Chociaż blisko trzydzieści dni wydawało się długim czasem... I takim było. - Pierwszy raz jestem poza Polską tak długo, skonstatował. - Jeszcze ten wieczór i sześć dni - pomyślał. - Ostatnia Niedziela tutaj, ostatni pełny dzień. W Poniedziałek rano wczesna pobudka i kilkugodzinna droga na lotnisko w Pekinie, aby zdążyć na samolot. Potem lot przez strefy czasowe do Wiednia z międzylądowaniem w Paryżu. Wtorek i Środa tam, żeby trochę odpocząć, zobaczyć miejscową operę, o której przed laty wspominał azapomniany wielbiciel i znawca muzyki klasycznej, Bogusław Kaczyński. - W Czwartek będę już w Warszawie, Piątek na domowe sprawy. Trochę posprzątać w mieszkaniu po miesięcznej aobecności i spakować rzeczy przed spotkaniem z Martą. Przecież przed nami wspólny tydzień - rozpromienił się. - Dni w jej mieście. Rozmowy. Spacery. Kwiaty i wizyty w kawiarniach i muzeach. Kto wie, może nawet pierwsza kłótnia? - zastanowił się. - W końcu na pewne sprawy mamy różne poglądy. Ale jedność zdań na siłę jest absolutnie bez sensu. O wiele bardziej istotne są szczerość i autentyczność. - Rozmowy - podjął wewnętrzny dialog. - O tym, o czym jeszcze nie rozmawialiśmy. O tym, o czym teraz właśnie pora przyszła porozmawiać, kiedy już jesteśmy "My", a nie "Ty i ja". - Obiecałem ci, Marto - zawrócił myślami do ich ostatniej rozmowy - że zmodyfikuję swoje plany, powzięte długo przed tym, gdy zaproponowałem bycie razem. - Siedziałaś wtedy na kanapie w twoim salonie, pochylona w moją stronę, ja na podłodze przed tobą. Ująłem i trzymałem twoje dłonie, emocje zastygły ci twarz w oczekiwaniu, co powiem. Co zdecyduję. Nigdy wcześniej miałaś ją tak napiętą. Wiem to na pewno... - Wiem, że czekasz - znów uśmiechnął się do siebie i do swoich myśli. - Zleciało: miałaś rację. To jeszcze tylko kilka dni. Tylko i aż. Pekin, Paryż, Wiedeń, Warszawa. I Gdańsk, gdzie cię spotkałem wskutek zbiegu okoliczności. Gdańsk,w którym wszystko między nami się zaczęło. - Życie uparcie wiedzie mnie nad morze - pomyślał. Hua-Hin, 28. Czerwca 2025