Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Samotnikai

Użytkownicy
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Samotnikai

  1. Samotnikai

    Ślepi

    Kiedy idę leśną ścieżką, I zrywam tę nić delikatną, Widzę trud twój mozolny Z jakim utykałeś go pajączku. W oddali, pomiędzy pniami, Dostrzegam też strach twój W oczach, na mój widok ludzki, Sarno w bezruchu zastygła. I tę ciekawość twoją podzielam, Wysoko na niebie będącą, Kiedy szybujesz patrząc na mnie, Czarnopióry kruku wspaniały. Wdychając ten dym papierosa Czuję twój moment odetchnienia Między młotem a kowadłem Życia codziennego pielęgniarko. Gdy podajesz mi starcze swą dłoń, Czuję twoje lata przebyte, Tęsknotę za starym porządkiem I marzenia dawno utracone. Patrząc się na mnie dziewczyno I ja widzę oblicze Twoje, Pożądliwe i płoche zarazem, Z rozerwanym świeżo sercem. Gnając w tłumie, ojcze rodziny, Słyszę twoje myśli splątane Zagubione i naprędce sklecone Pomiędzy bliskimi a obcymi. Smakując chleba porannego, Wiem jak ręce twoje zmęczone Zrobiły go, jak wiele poprzednich, Matko sześciorga dzieci. Tyle jest światów wokół nas Wielkich i maluczkich, Mijanych często bezpowrotnie, A my ślepi nie widzimy nic. Kai, 2023 r.
  2. Biegnąc przez las, ledwo łapiąc tchu, Ujrzałem przez chwilę niezwykle, Pośród kęp wysokich traw i mchu, W zwierciadle wody cudowne odbicie. Tak krótki moment tylko miałem, By oka kątem zdążyć pochwycić Obraz świata drugiego kompletny Tak niebywale cały zrozumiały. Choroby umysłów usprawiedliwione Artystycznymi umiejętnościami I ludzi zaradnych w życiu swoim, W przeciętności swej doskonałych. Tak krótką chwilę tak bliski byłem By pojąć jak wszystko, co dziwne, Tajemnicze i nieuchwytne dotąd, Okazało się proste i zrozumiałe. Lecz wodę wzburzyłem stopą Stawianą tak nierozważnie, Zatracając wszystko co było W tej doskonałej harmonii stałe. Kai, 2021 r.
  3. Samotnikai

    Wszędzie ja

    Gdy chodzę siebie tylko widzę Najważniejszego na świecie, Gdy śpię siebie widzę zawsze W umyśle moim własnym. Jestem, wyczuwam siebie samego, Postrzegam swoje ciało I umysł który wciąż śledzę Oraz duszę jedyną mi znaną. Myślę zawsze o sobie wtedy, Gdy patrzę na nich wszystkich, Gdy obserwuję świat cały I gdy Ciebie widzę jedynie. Czynię tyle dobra wszystkim, Ile mnie dobra to przyniesie, Pokorę tak silną wykażę, Jak silny w tym podziw będzie. Wielbię siebie samego I zawsze kiedy tylko mogę Pławię się we własnym uroku Mych cnót i mego jestestwa. Wygaszę przed sobą samym Wszelkie niedoskonałości moje I zapomnę o nich natychmiast Swego spokoju nie mącąc. W gwiazdy spoglądając Wszechświata nieskończonego Swoje oblicze tylko widzę Odbijające się od wszystkiego. Kai, 2020 r.
  4. Samotnikai

    Świt

    Za dnia rozum żyje. Tworzy, buduje, wzrasta, rozwija Potężne budowle, mosty, kopalnie. Wprowadza wciąż nowe. Weseli się sukcesami. Rozwija swą potęgę po bezkres Poszerzając wciąż nowe granice Pręży się dumnie. Okiełznał te ziemie. Gdy się obudzi długo i ciężko pracuje Aż do późnego zmroku na swój dorobek. Wypracował swój los. Wieczorem zapada w sen. A kiedy śni o nowym dniu i marzeniach, Ustępuje panującemu w nocy stworzeniu. Przejmuje władzę. Nocą ożywa instynkt. Wraz z księżycem podąża cyklicznie, Walczy o przetrwanie w swym świecie. Nie poddaje się. Smuci się porażką. Nie ustaje w tej odwiecznej walce O to co od zawsze było dobre i znane. Ze śmierci nowe życie. Broni nocą swych praw. By łańcuch stworzenia trwał wiecznie Zjada się wzajemnie i odradza ponownie. Beznamiętnie od dawna. Lecz i księżyc zachodzi. Wycieńczony zwierz chowa się w lesie Przed człowiekiem za dnia polującym. Jednak jest coś jeszcze. Jest ten moment krótki. Kiedy noc ustanie i zanim dzień wzejdzie, Gdy nie jest już ciemno i nie jest jasno. Wtedy kiedy jest świt. Czas chwilowej harmonii. Można usłyszeć spadającą krople rosy I zobaczyć własne w niej odbicie Przepełnione spokojem. Całkowita nastaje cisza. Usłyszysz wtedy szept najdelikatniejszy, Głos duszy niczym teraz nie stłumiony. Wszystko zamarłe w bezruchu. Wyjęty z ram czasu. Nieuchwytny okres budzący cykl od nowa, Że trwać nie może dłużej niż teraz. Tak krótko żyję.
  5. Samotnikai

    Konsternacja

    By wreszcie się zatrzymać Jak długo zdołam biec, Bym pomilczeć w końcu mógł Jak wiele muszę rzec. Aby czas przestał płynąć Ile jeszcze czekać mam, Bym spokoju poznał smak Ile jeszcze mam być sam. Kiedy wszyscy dają mi Jak wreszcie przestać brać, By w końcu nie mieć nic Tak wiele chciałbym dać. Gdy nie mam czego chcę Jak mam zatrzymać łzy, Taką radość poczuł bym Gdybyś tutaj była Ty. Ile smutku przelać mam By z życia zacząć drwić, Jak długo klęczeć muszę By wreszcie zacząć żyć.
  6. Powiedz mi moja Matko Zielona, Czy to posadzone drzewko małe Właściwego żywota dokona, Urośnie duże, zdrowe i całe? Na razie sieweczka ocalała. Co z niej jednak wyrośnie później? Dąb potężny, może brzózka mała? O pniu mocnym, czy gałązce próżnej? I czym żeśmy zasłużyli sobie W tym życiorysie naszym marnym, Że dołożyć mogę drzewo swoje, Choć wcale nie jestem tego wartym? Tak sobie myślę, że w tym lesie Drzew już wyrosło i tak zbyt wiele, Cień koroną innemu przyniesie - zadusi biedne w własnym ciele. Zaradzić na to pozornie mogę I na łąkę me dziecię przesadzić, Wtedy jednak kwiaty piękne zmogę, A przecież im również nie chcę wadzić. Znowu z innej strony, gdyby tak Należycie się o nie zatroszczyć, Może jakiś potrzebujący ptak Będzie mógł u niego gniazdo mościć. Jeśli kory nie spałuje zwierze, A podczas suszy dobrze napoję, Może odda więcej niż zabierze - pielęgnacji tej skutków się boję. I w końcu wniosek taki miewam, Że tych starych reguł się nie zmienia, Ja nowe życie tylko zasiewam, A na świat wydaje Matka Ziemia. To w jej serce wchodzą korzenie Bez których by samo nie urosło, Spełniając to największe marzenie, Aby ku słońcu pięło się prosto. Choć teraz sobie po cichu marzę, By drzewo pięknie i długo żyło, Chcę, by rosło dla lasu w darze Aniżeli mym pomnikiem było. Kai, 2016 r.
  7. Samotnikai

    Tylko my

    Ale jak to patrzeć "własnym sobą"? nie posiadać własnego punktu widzenia, kopiując postawę idola
  8. Samotnikai

    Tylko my

    no chyba, że właśnie nie... :)
  9. Samotnikai

    Tylko my

    Wiem, zapytałem sam siebie egoistycznie :D
  10. Samotnikai

    Tylko my

    Pytanie czy piszemy, żeby komuś się podobało, czy nam samym :)
  11. Samotnikai

    Tylko my

    Dzięki za uwagi :) Z tą rytmiką to już sam nawet zauważyłem, że mam problem w każdym chyba utworze :) Ten pisząc miałem w głowie takie większe tempo jakby - trochę na wzór marszu żołnierskiego, gdzie nie ma czasu na myślenie tylko na wykonywanie rozkazów. No ale ostatecznie właśnie wszystko zaczyna się sypać z którąś zwrotką. A sylab nigdy nie liczyłem, tylko z wyczucia jadę raczej - ale to pewnie błąd i będę jednak musiał się zastanowić nad takimi rachunkami :)
  12. Samotnikai

    Tylko my

    Witaj chłopczyku, Śliczny żołnierzyku, Zgól włosy do szuflady, Chwyć karabin do parady. Spójrz jak słońce pięknie świeci, W twarze roześmianych dzieci. One pragną stać się tobą I nie patrzeć własnym sobą. Na myślenie czas już minął, Byś za szybko tu nie zginął Nie wychylaj swojej głowy - w domu nie zostawisz wdowy. Ładuj broń nienawiścią, Niech co chcą sobie myślą, Strzelaj do nich bezlitośnie, Szaleńczy ogień niechaj rośnie! Strzelaj do nich, strzelaj mówię! Nie myśl o ich rodzin tłumie, Jedna myśl w głowie tkwi: "My są dobrzy - oni źli!" Strzelaj, strzelaj - bo są obcy! Zza granicy - więc pechowcy, Inny kolor, inna nacja, Czyja wiara, tego racja! Gdy opadnie już wojenny pył Nikt z obcych nie będzie żył, Sowity wówczas otrzymasz żołd I nasi tobie złożą hołd. Źle pośród tamtych by było, Źle wszędzie indziej by się żyło, Jakiego to szczęścia nadszedł czas, Że urodziłeś się właśnie pośród nas. Co się wtedy jednak stanie, Kiedy zada ktoś pytanie: "Jak okaże się u progu nieba, Że różnic między nami nie ma?" Kai, 2016 r.
  13. Czarnymi ulicami Czołgają się w błocie Jęczący, skomlący Ludzie bez głów. Własnymi cieniami Opatuleni, Wstać nie mogący Ze swoich snów. Szarymi kredkami Pomalowani, Przed siebie patrzący W Księżyca nów. Oliwnymi skrzydłami Leci ponad nimi Gołąb niosący Strzałę bezboleści. Lecz zamiast w górę Patrzą na swe stopy W cieniu Kruka Wróżby złych wieści. By się wyzwolić, Cierpienia zakończyć Jedynie potrzebne Uniesienie głowy. Lecz nie mogą Tego wykonać, Bo im przeszkadza Obcej wielbienie mowy. Kai, 2016 r.
  14. Unoszę się niczym Papierowy samolocik Nad zieloną świeżą trawą gładzony jej koniuszkami. Tonę pomiędzy źdźbłami Dojrzałego zboża By wynurzyć się znów I dalej płynąć. Niesiony wiatrem zachwytu Zamiera całe życie Gdy patrzę na ciebie Lękliwie i nieśmiało. To nie jest twarz, To obraz malarza Boskiego czasów dawnych Minionych bezpowrotnie. To nie są oczy, To znajome dwa światła Latarni na horyzoncie Nocnego oceanu. To nie są brwi, To dwa kłosy złociste Ugięte wieczornym Sierpniowym zachodem. To nie są usta, To wrota niebiańskie Rozkoszy aksamitnych Doznań i ukojeń. To nie są włosy, To gładkich fal smuga Sunąca po morzu Lekko kołyszącym. Co czuję gdy patrzę Na twoją duszę tak bardzo delikatną? To nie miłość... Kai, 2019 r.
  15. Puchate kłębki, patrzące mordki, Ogonki małe, powykręcane, Mruczące, skaczące, Biegają po ścianach Miligramowe kotki... Patrzą się na nas, znów uciekają, Pazurki ostre, wyhodowane, Malutkie, chowane, Drapią nasze serca Miligramowe kotki... Myśli naszych kłębuszkiem się bawią, Złoszczą, kąsają, coś tam mamrocą, Żwawo biegając Po pokoju turlają Miligramowe kotki... Pędzą w powietrzu i po zakrętach Malutkie łapki, potulne ryjki, Ode mnie do Ciebie Łapią nas, gryzą Miligramowe kotki... Za dużo jedzą brzuszki okrągłe, W ramiona swoje przytul je teraz, Pogłaszczę spojrzeniem, Niech zasną nasze Miligramowe kotki... Kai, 2015r.
  16. Samotnikai

    Ecce Homo

    Gwiezdny Bracie śpiący na Wielkim Dachu Z kryształem w głowie i szmatą na ramieniu, Co mądrości w księgach nie szukasz, A w najzwyklejszym odnajdujesz kamieniu. Szepnij do wiatru świadomości, Niech zatrzęsie liśćmi mego ducha I rozwieje wszystko co dotąd Tak lekko trafiało do ucha. Niech kurz kłamstwa osiądzie Na tej korzennej cytadeli, Na kłódkę liter zamkniętej, Uwikłanej paragrafem topieli. I otworzę ołtarzom wrota, Kozioł tutaj mnie zastanie, Nim symbolami pluć pocznie, Zadam wtedy jemu pytanie: Kim jest? Jak nie pustką między cząsteczkami... Kim? Jeśli nie długiej ewolucji epokami... No kim? Jeżeli nie marnymi świata strzępkami... Pentagram krzyży mi rysujesz, Sam już nie wiesz, czy jesteś sobą! Stań się więc mną pasterzu, Jak ja już dawno stałem się Tobą. Kai, 2014 r.
  17. Nie wiem kiedy to było! Może czasy dawnymi, Nie wiem z kogo zrodziło, Wiem, że ciemnościami tamtymi! Straszniejszej nocy nie było! Gawronów stada obwieszczały, Że oczy już większość znużyło, Widziałem to jednak czas cały! Północ rychło wybił zegar nędzy! Lęk w oczach rozbudził zdarzenie, Z komnaty wór wypadł pieniędzy, W las wkroczyć dało pragnienie! Myśl nim ta wciąż szarpała! Do puszczy czuł wracać rozkazem, I tak mu właśnie kazała, Swój zamek opuścić zarazem! Głos go przez drogę prowadził! Przeznaczeniu musiał sprostać, Choć starzec by inaczej doradził, On nie mógł bez zguby się ostać! Nad głową noc rozkwitała! Puszczyk włos śpiewem naprężył, Tajemnicza pora nastała, By tak oto instynkt zwyciężył! Wtem z dala olchowy szum płynął! Przypomniał tak księciu mokradła, Wiedział jak dzień mu tam minął, Puszcza tej sierści nie kładła! Gdzieś Księżyc ślepiem się odbił! Czyjś pazur rys w korze zostawił, Jakiś zwierz wodę z dołu podbił, Chyba szelest ucho nastawił! Wtem jakby kogoś zauważył! Zarys istoty drzewa przenikał, Uciec się w głąb Kniei odważył, W mroku stwór chyba umykał! Płaszcz się jedwabiem mu szarpał! Drzew ramiona gdzieś kołpak zabrały, Gałęzi nogami już narwał, Od krwi mu kolana nabrzmiały! Czaszki biel gdzieś błysnęła! Gdzieś się gałąź trachnęła! Zza plecy gdzieś gwizd się ozwał! Gdzieś serca ból się dostał! Zgubił już wiedzę z ksiąg! Już magiczny zatoczył się krąg! Mroki już na licach dały zjawy! Już dać znały wszelkie obawy! Nagle drżeć słuchy zaczęły! I słowa łapczywie chłonęły! A własne nim dobyć zdołały, Tak tamte w ten ton się ozwały... "Kruki tańczące, Żmije wijące i Jemioły rosnące..." Ktoś ty! "Agonia!" Nogi zamarzły natychmiast! "Krew spływająca, Kość bielejąca i Żółć sącząca..." Kim żeś! "Mordęga!" I ręce splątały cierniami! "Ból niewytrwały, Wrzask niebywały i Cierpienie w dzień cały..." Co żeś! "Katorga!" Tak umysł sczerniał trwale... Wtem wrzosu szelest się zerwał! Kruk z gałęzi poderwał! Syk zaskrońca oznajmił, Że książę do glizd się zgarbił! Tropiciele najlepsi szukali! Wsie zań największe wydali! Lecz już głupcy nie wiedzieli, Że książę w Puszczy spoczywa gardzieli... Kai, 2005 r.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...